Forum CZARNA PERŁA Strona Główna
  FAQ  Szukaj  Użytkownicy  Grupy  Galerie   Rejestracja   Profil  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  Zaloguj 

Zagadki w POTC (dla dociekliwych ;) )

Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum CZARNA PERŁA Strona Główna -> Film / Interpretacje, analizy, polemiki...
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Autor Wiadomość
Anajulia
Kapitan


Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 4438
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Drogi
Płeć: piratka

PostWysłany: Nie 2:22, 27 Sty 2008 Temat postu: Zagadki w POTC (dla dociekliwych ;) )

WYDZIELONE Z "DAVY JONES"
Dyskusja nad słojem ziemi skłoniła mnie do refleksji, że w POTC wiele jest takich tajemniczych przedmiotów i scen - i na pewno nie zabraknie dociekliwych, którzy zechcą ustalić Wink ich znaczenie. Ten wątek dedykuję Eddie Very Happy.


Eddie napisał:
Weźmy chociażby słoik z ziemią - kiedyś myślałam, że to jest jakieś niedorzeczeństwo - miał pomóc Jackowi i ochronić go przed Davy'm Jonesem - a ostatecznie na nic się nie zdał. Ale zawsze można pośmiać się z kapitana, który przytula swój "jar of dirt", ha ha ha, prawda? Very Happy No... - dziś mam do tego doczepioną całkiem inną ideologię. Ale też - możliwe, że w marcu stwierdzę, że to co teraz myślę to nonsens.


Aaaa! SŁOJ!!! Eddie! Pisz! Bo ja słoja jeszcze nie rozkminiłam Very Happy


Ostatnio zmieniony przez Anajulia dnia Nie 15:54, 17 Lut 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marta
Oficer


Dołączył: 28 Lis 2007
Posty: 2975
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z własnego świata w D.G.
Płeć: piratka

PostWysłany: Nie 19:14, 27 Sty 2008 Temat postu:

Eddie napisał:
Słój - ha, nie wiem czy dobrze mi się wydaje, ale tam chyba chodzi o to, że to mam być taka "doraźna" pomoc - właśnie w tym miejscu gdzie jest - w momencie, kiedy Jack się decyduje, że go weźmie, to mu to pomoże ("If you don't want it, give it back"; "No" (-> przyjmuje); "Then it helps"). To był zamysł Tii Dalmy, Jack nie do końca się w tym połapał, dlatego nosi go później cały czas przy sobie, z nadzieją, że zadziała coś na zasadzie voodoo amuletu i ochroni go przed mackogłowym.

Wiem, możemy też zmienić temat na: Davy Jones i Tia Dalma, czy tam Calypso..., skończymy grzecznie tego off-topa i będziemy dalej ładnie zajmować się tą parką Smile. Albo nowy topic o samej Tii. Very Happy


Słój. Nie zrozumiałam dokładnie, Eddie, co miałaś na myśli, ale według mnie Tia dała Jackowi ten słój, bo znała go dobrze i widziała, że coś z nim jest nie tak - nie wie, czego chce, nie ma w nim już tej dawnej pewności i wiary w siebie. Zagubiony i wystraszony Jack jest do niczego - Tia wie, że tylko wierzący w siebie, swoje umiejętności i swoje szczeście Jack może dokonać niemożliwego i przechytrzyć diabła. Daje mu więc słój, z którym "będzie bezpieczny", ale chodzi o to, żeby on się odbudował, poczuł pewniej. Czy zadziałało...?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anajulia
Kapitan


Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 4438
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Drogi
Płeć: piratka

PostWysłany: Nie 19:44, 27 Sty 2008 Temat postu:

Ależ, off-topujcie, moje panie, jak macie to robić tak interesująco! Very Happy Ja wszystko ładnie podzielę, no problem Smile

Nadal nie wiem, co z tym słojem Very Happy Tłumaczcie mi innymi słowy, bo na razie pojęłam tyle tylko, że ten słój to była ściema Very Happy. No i to zdanie Tii - "jeśli go chcesz, to Ci pomoże", tak jakby ratunek dla Jacka tkwił w jego woli... hmm... interesujące...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scarlett
Korsarz


Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 1457
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: piratka

PostWysłany: Nie 19:58, 27 Sty 2008 Temat postu:

A mi się zawsze wydawało, że ten słoik ziemi i tak by mu nie pomógł. To było raczej zaspokojenie jego psychiki, że mógł oprzeć na czymś swój strach - coś w rodzaju amuletu, ale wiadomo, że one nigdy nie działają - niemniej, jeśli nawet miał jakąś moc, to był przecież Kraken, który mimo, że podlegał Jonesowi to nie miał tych samych fobi/uzależnień od wody, więc mógł go zaatakować w każdej chwili! Dlatego to mi się wydaje mocno naciągane, bo jak Jack pokazał Jonesowi, że ma ten słoik z ziemią to on sobie nic z tego nie zrobił, mógł przecież rozwalić "Perłe" nawet nie odzywając się do Jacka, a co dopiero zbliżając się do niego... Tak mi się wydaje...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marta
Oficer


Dołączył: 28 Lis 2007
Posty: 2975
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z własnego świata w D.G.
Płeć: piratka

PostWysłany: Nie 20:12, 27 Sty 2008 Temat postu:

Anajulia napisał:
"jeśli go chcesz, to Ci pomoże", tak jakby ratunek dla Jacka tkwił w jego woli


Czyli - daję ci słój, sam znajdziesz dla niego zastosowanie... Ciekawe Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eddie
Piracki Lord


Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 770
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 0:29, 28 Sty 2008 Temat postu:

Dzięki za zezwolenie na off-topowanie Very HappyRazzWink.

Co do słoja - mam zupełnie inną interpretację. Chodziło mi o to, że słój był dla Jacka ratunkiem w tej konkretnej sytuacji (w sumie chyba mu się fartło, bo nie sądzę, żeby Tia ratowała mu tyłek, gdyby nie było to zbieżne z jej interesami) - po wyjściu z chatki mógł go już spokojnie wywalić. Ale w tej scenie właśnie - Jack nie jest za bardzo połapany od początku - raz, że improwizuje plus też - poszerza sobie kontekst do tego słoja i dobudowuje ideologię o amulecie. Ja sądzę, że tak naprawdę ona mu go dała, żeby "urobić" Willa.

Żeby to lepiej wyjaśnić chyba muszę "rozebrać" całą tę scenę, jak ona według mnie wygląda.

Założenie są takie. Raz - Jack przez wzgląd na to, że bardzo dobrze się znają ("thick as thieves") wie na temat legendy Davy’ego Jonesa wszystko to, co wie Tia Dalma - z wyjątkiem dwóch rzeczy - tego, że jak dźgnie się serce to trzeba zastąpić je swoim (to wiemy z AWE) i tego, gdzie konkretnie znajduje się klucz (no plus tam skrzynia - ale o skrzynię mu w tym momencie nie chodzi, więc ten czynnik nie ma wpływu na logikę tej akurat sceny). Dwa - Jack chce zdobyć info na temat klucza, ale się boi do niej iść, bo jest pewien, że mu tego nie powie - ale nie ma wyjścia - kompas mu nie działa, więc nie może klucza namierzyć, a Willem się przecież nie posłuży (tak jak to później zrobił z Elizabeth), bo przecież ten pewnie by mu nawiał z kompasem. I trzy - Jack zamierzał wejść do chatki sam z Gibbsem - reszta miała zostać - Will również miał zostać - do niego jest rzucony tekst "mind the boat", a poza tym bezpieczniej z punktu widzenia Jacka, żeby go (Willa) raczej nie było w środku, żeby się przy okazji nie dowiedział za dużo.

Ale Jack miał tu farta - dlatego, że Will wszedł - co tak naprawdę było sprzeczne z pierwotnie przyjętą koncepcją (przed chwilą wyjaśniłam, tak?). Ale no, farta miał. Wkrótce skapnął się, że może go (Willa) wykorzystać i postanawia tak trochę "wrobić" Tię Dalmę, ale potem sam (paradoksalnie - również na swoje szczęście) nieświadomie się demaskuje, na razie nieważne...

Obczajcie moment jak Tia skupia swoje zainteresowanie na Willu, który za Jackiem i Gibbsem jednak wchodzi do chatki. Jackowi w tym momencie wpada do głowy, że ona mu to powie - gdzie jest ten klucz - podbiega do nich i ponagla (żeby Will zbyt wiele nie wygadał o sobie), żeby przejść do rzeczy - przy czym patrzy się na Willa zdumionym wzrokiem - co w ogóle jest grane? Ale sadza go na krześle, żeby to on z nią gadał, a sam usuwa się na bok, gdzie zajmuje się szperactwem i kleptomaństwem.

Tak więc Jack chce zdobyć info o kluczu i stara się zrobić tak, żeby Will i Tia zatańczyli tak jak on im zagra. Tak naprawdę, gdyby nie obecność Gibbsa, Pintela i Ragettiego, cała intryga by nie wypaliła - oni tam mają taką funkcję, że rozpraszają Willa i Tię i po prostu pada wiele informacji - również ta o kluczu (abstrahując już od tego, że to wszystko jest potrzebne, aby widzowi rozjaśnić pewne sprawy). Jack miał farta - gdyby nie oni Will już by wcześniej stamtąd wyszedł wnerwiony na kombinatorstwo Jacka. Tia też by się wcześniej wkurzyła - również wnerwiona na kombinatorstwo Jacka.

W końcu jest moment gdzie Will się wnerwia - bo myśli, że Jack chce go wrobić "You knew this" - w tym momencie ma ochotę go zabić albo co najmniej tylko zabrać mu kompas i wracać do Port Royal - ale na pewno nie da się wrobić na Holendra. Uwielbiam minę Willa jak Jack się tłumaczy Very HappyVery Happy. Nieważne - w każdym razie - trochę peszek - ma info, ale może mu być teraz trudno przekonać go (Willa) żeby mu pomógł w odnalezieniu tego klucza.

Dalej - gdy mu się tłumaczy - padają takie słowa "and you go back to Port Royal and save your bonnie lass, eh?". To jest moment, w którym Tia orientuje się w kombinatorstwie Jacka. Ona początkowo myślała, że oni przyszli razem (cały czas było w tej scenie "we", "we", ona się odnosiła do nich jako "you" w sensie wy), chcą znaleźć ten klucz - ale że żaden nie może go namierzyć - Jack - bo mu nie działa kompas i ona wie dlaczego, a Will dlatego (nie może namierzyć klucza przy pomocy kompasu), że najbardziej na świecie pragnie swojej dziewczyny, która go zdradziła (ona sobie taką historię tu buduje - bo takie są jej doświadczenia - takie różne pytania, chociażby "what indeed?" i w ogóle jej zachowanie względem niego). Ale tu nagle okazuje się, że tu chodzi o ratowanie dziewczyny. Widzi (Tia) jak Will się wkurza - i wie dlaczego - po tej całej rozmowie w chatce Turner miał wszelkie podstawy wyciągnąć wniosek, że Jack chce wrobić go na Holendra, żeby sobie tam zdechł i wziąć dla siebie Elizabeth. Ale Tii Dalmie (choć sama też się wkurza na Jacka - przed tym jak wychodzi po słój - rzuca mu spojrzenie "muszę ci tyłek ratować, krętaczu wstrętny, chociaż wcale na to nie zasługujesz") takie fochy są tu mocno nie na rękę - raz, że zależy jej na tym, żeby Will w końcu trafił na tego Holendra - bo jest wybrańcem - czuje, że to on jest tym, który uwolni Davy'ego Jonesa, a dwa - żeby przypadkiem nie zapędził się za daleko i nie sprzątnął w szale złości Jacka, który jest jednym z lordów - a więc przyda się przy uwalnianiu jej samej. Tak więc musi ratować sytuację - każe mu pokazać rękę, przynosi ten słój i informuje Jacka, że pomoże mu to uchronić się przez Davy'm Jonesem, który może schodzić na ląd raz na 10 lat - w każdym razie - on już wcześniej to wiedział, dlatego dziwi się kiedy ona to mówi i nie dostrzega prawdziwego zamysłu. A prawdziwym zamysłem było to, żeby wytworzyć w Willu wrażenie, że Jack naprawdę potrzebuje tego klucza i że naprawdę nie może wejść na tego Holendra i że to on - William musi to zrobić. Jack tego totalnie nie zakumał.

I teraz macie - "If you don't want it give it back"; "No"; "Then it helps". I proszę jak podziałało Very Happy. Will od razu przestaje stawać okoniem - "It seems we have a need to find the Flying Dutchman".

No nie wiem - mi się wydaje to wszystko logiczne, ale wiecie, że mi się zdarza przekombinować Very Happy. Na razie obstaję przy takiej wersji, chociaż mocno pokrętna ta argumentacja jest. Razz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dominik
Buszujący pod pokładem


Dołączył: 19 Lip 2007
Posty: 26
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 18:00, 29 Sty 2008 Temat postu:

Może warto także poszukac w internecie jakichś wywiadów z twórcami. Może tam są odpowiedzi Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eddie
Piracki Lord


Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 770
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 18:18, 29 Sty 2008 Temat postu:

Na pewno warto by było - ale to miałoby taką poważną wadę, że ucięłoby wszelkie spekulacje i domysły, a więc nie było by już sensu dyskutować. W takim przypadku pozostało by już tylko oprawić sobie w ramki ich tezy i wykładnie i modlić się do nich.

Już nie wiem co dla mnie by było bardziej zabójcze w kwestii odkrycia prawdziwej (by twórcy) interpretacji PotC - odkrycie faktu, że się mylę, czy odkrycie prawdy ostatecznej.

W każdym razie - i tak sobie marzę o tym, żeby pogadać z Elliotem i Rossio Mr. Green. Ale nie wiem czy przypadkiem nie dlatego, że zdaję sobie sprawę z tego, że to raczej mało realna perspektywa Mr. Green.

Ale jestem pokręcona - ale nie wiem, naprawdę nie wiem Laughing.


Ostatnio zmieniony przez Eddie dnia Wto 18:19, 29 Sty 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Karottka
Zejman


Dołączył: 30 Gru 2007
Posty: 1239
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Lublin
Płeć: piratka

PostWysłany: Sob 13:49, 02 Lut 2008
PRZENIESIONY
Sob 15:43, 02 Lut 2008 Temat postu:

Jak i Eddie, tak i mi słoik z ziemią wydawał się niedorzeczny. Ale po kilku oglądnięciach doszłam do wniosku, że Jack mógłby wysypać na Jonesa tą ziemię, a ten by zginął. Jednak cały czas myślę, że jest w tym jeszcze drugi wniosek: np. gdyby wuyrzucił całą ziemię na pokład Perły, Jones nie zaatakowałby ich. I tu się pogrążam. Przecież może odstrzelić ich z dział (broń Boże) i dopiero zaatakować. I tu znów kłopot. I tu utknęłam.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marta
Oficer


Dołączył: 28 Lis 2007
Posty: 2975
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z własnego świata w D.G.
Płeć: piratka

PostWysłany: Sob 18:59, 02 Lut 2008 Temat postu:

I tu cały kłopot - jak bezużyteczny słój może pomóc? Smile
Eddie, przeczytałam twoją interpretację z zapartym tchem, jak zwykle zresztą Smile Moje pierwsze wrażenie trafnie ilustruje ten emot: Shocked Po głębszym zastanowieniu:
Eddie napisał:
W końcu jest moment gdzie Will się wnerwia - bo myśli, że Jack chce go wrobić "You knew this" - w tym momencie ma ochotę go zabić albo co najmniej tylko zabrać mu kompas i wracać do Port Royal - ale na pewno nie da się wrobić na Holendra.

Tak, tylko że Will jest zdesperowany, potrzebny mu kompas, na pewno nie ma ochoty zawierać umów z Jackiem i mu szukać tego klucza, ale wie, że nie ma innego wyjścia. Nie wie jeszcze o "oryginalności" Holendra i jego załogi, pewnie podejrzewa, że Jack coś kombinuje, ale nie ma innego wyjścia.
Eddie napisał:
po tej całej rozmowie w chatce Turner miał wszelkie podstawy wyciągnąć wniosek, że Jack chce wrobić go na Holendra, żeby sobie tam zdechł i wziąć dla siebie Elizabeth.

A co to są te "wszelkie podstawy"? Bo ja żadnych oznak uczuć Jacka do Elizabeth w tym momencie nie widzę. A Will raczej wie, że Jack niczego nie robi bez powodu.
Co do reszty - logiczna, choć faktycznie trochę pokręcona Very Happy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eddie
Piracki Lord


Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 770
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 23:10, 02 Lut 2008 Temat postu:

Marta - no dokładnie tak jest jak piszesz - że Will nic nie wie o "oryginalności" Very Happy Holendra i jest skazany na współpracę z Jackiem. Uwzględniłam to w swoich kalkulacjach. Dlatego wszak w ogóle decyduje się mu pomóc w szukaniu tego klucza. Po czym - wychodzi na jaw ta straszna historia i Turner układa sobie wszystko w główce - że Jack wrabia go na Holendra ponieważ chce odbić mu Lizzie - nomen omen układa sobie źle. Ponieważ prawdziwym powodem dla którego Jack chciał tam posłać Willa rzeczywiście była rzeczona oryginalność Very Happy Holendra, a w szczególności jego (Holendra, of course) kapitana. Okej - tak więc William wietrzy podstęp.

"Wszelkie podstawy" są tutaj - "...until he ran afoul of that which vex all men" - Will nie ma pojęcia co to może być - bo sam nie ma takich problemów - bo przecież szczęśliwa i odwzajemniona miłość... Tia się pyta "what indeed?" - on nadal jest skonfundowany - bo niby skąd ma wiedzieć... Ale kluczowe jest to, że poprawnej (pasującej do opowieści, którą snuje Tia) odpowiedzi udziela Jack. Dlatego William w pewnym momencie nagle wielce się foszy - bo sobie niewłaściwie zinterpretował fakty - pomyślał, że Jack odgadł, że chodzi o kobietę bo to jest również jego (Jacka) osobisty problem. A prawda była taka, że Jack po prostu słyszał wcześniej tę historię, bo nie od dziś zna Tię Dalmę.

Dlatego ważne jest też założenie, że Will w zamyśle Jacka miał nie wchodzić (do chatki), z czego on sam (Will) jednak nie zdawał sobie sprawy - powinnam była to dodać - tak dla ścisłości.

Heh... mam nadzieję, że cokolwiek wyjaśniłam... Ale chyba raczej bardziej skomplikowałam, bo rozszerzyłam założenia Very Happy. Ale ja sama rozumiem o co mi chodzi Very Happy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anajulia
Kapitan


Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 4438
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Drogi
Płeć: piratka

PostWysłany: Śro 18:20, 13 Lut 2008 Temat postu:

Enigmatyczna sprawa z tym słojem Cool. Na początek swych refleksji i polemik pragnę podpisać się pod jakże słusznym stwierdzeniem Eddie – jednym z nielicznych w tej akurat dyskusji, pod jakim mogę się podpisać Wink.

Eddie napisał:
Dominik napisał:
Może warto także poszukać w internecie jakichś wywiadów z twórcami. Może tam są odpowiedzi Smile.


Na pewno warto by było - ale to miałoby taką poważną wadę, że ucięłoby wszelkie spekulacje i domysły, a więc nie było by już sensu dyskutować. W takim przypadku pozostało by już tylko oprawić sobie w ramki ich tezy i wykładnie i modlić się do nich.


Święta racja! Aczkolwiek lubię wyłapać jakieś pojedyncze zdanie czy słówko, które pada z ust twórców POTC, i uzupełnić sobie nimi swoje teorie, czy raczej – radować się tym, że pasuje do moich analiz Very Happy. A jak nie pasuje, to troszkę naciągnąć Laughing.

No, ale pomówmy o słoju. Wyłoniły nam się trzy koncepcje – literalna, metaforyczna i szpiegowska Laughing. Myślę, że każda jest słuszna – w zależności od poziomu odbioru filmu, przy czym poziomy nie są lepsze czy gorsze. Są po prostu różne i równouprawnione.

Koncepcja literalna, czyli dosłowna, jest taka, że słój z ziemią był "lądem", który Jack miał nosić przy sobie, co miało ochronić go przed Jonesem, który – jak wiadomo – nie mógł opuszczać akwenów. Wprawdzie trudno powiedzieć, by Jones przejął się widokiem słoja choćby w najmniejszym stopniu Laughing, ale zakładam, że Jack – w razie trafienia na sto lat służy na pokład Holendra – znalazłby dla niego zastosowanie, niczym MacGyver, który potrafił w pięć minut zmajstrować kamizelkę kuloodporną z pudełka zapałek Very Happy. Tak, Jack byłby chyba zdolny twórczo wykorzystać swój słój przeciw Jonesowi. W dodatku słój jest doskonałym rozśmieszaczem, więc jego rola w DMC znajduje dodatkowe uzasadnienie. Wątpliwości?

Scarlett napisał:
jeśli nawet miał jakąś moc, to był przecież Kraken, który mimo, że podlegał Jonesowi to nie miał tych samych fobi/uzależnień od wody, więc mógł go zaatakować w każdej chwili!


To prawda. Ale myślę, że Jack zdecydowanie bardziej niż Krakena, bał się Jonesa jednak. To znaczy, że nie tyle bał się śmierci (jako pirat narażał się na nią nie raz), co zniewolenia, czyli przymusu służby na Holendrze i stopniowego odmóżdżenia się, stawania częścią statku. To mi bardziej pasuje do jackowego charakteru. I tak oto przedstawia się koncepcja literalna, na której zdrowy na umyśle widz zapewne powinien poprzestać Laughing

Czas na koncepcję szpiegowską – metaforyczną zostawię sobie na deser jako wykładnię własnych przemyśleń Wink. Koncepcja szpiegowska wyłania się z teorii Eddie, która wywołała we mnie tego samego emota, co w Marcie Very Happy. Muszę przyznać, że byłam tak oszołomiona tą analizą, że w pierwszej chwili schowałam się pod biurko ze wstydem, że tak durna jestem, by nie zauważyć tych wszystkich logicznych i koniecznych oczywistości Laughing. Ale po otrząśnięciu się z szoku, obejrzeniu sceny u Tii z 20 razy pod rząd (bo za każdym razem obserwowałam inną część ekranu Very Happy) i dogłębnym przemyśleniu sprawy, dochodzę do wniosku, że o ile wywód Eddie można uznać za uprawniony, to jest przekombinowany bardziej niż wszystko, co do tej pory wymyśliła, łącznie z domniemanym życzeniem śmierci skierowanym przez Jacka w stronę "uroczej morderczyni" Very Happy.

Z całej tej oszołamiającej analizy kupuję w całości jeden fragmencik, który opatruję mianem koncepcji szpiegowskiej właśnie:

Eddie napisał:
Tia Dalmie (choć sama też się wkurza na Jacka - przed tym jak wychodzi po słój - rzuca mu spojrzenie "muszę ci tyłek ratować, krętaczu wstrętny, chociaż wcale na to nie zasługujesz") takie fochy są tu mocno nie na rękę - raz, że zależy jej na tym, żeby Will w końcu trafił na tego Holendra - bo jest wybrańcem - czuje, że to on jest tym, który uwolni Davy'ego Jonesa, a dwa - żeby przypadkiem nie zapędził się za daleko i nie sprzątnął w szale złości Jacka, który jest jednym z lordów - a więc przyda się przy uwalnianiu jej samej.


Bingo! O tym nie myślałam oglądając DMC, bo przecież nie wiadomo jeszcze że Tia Dalma to Calypso i że będzie potrzebować dziewięciu lordów, którzy zwrócą jej wolność oraz Williama, który – że tak powiem – zwróci wolność Jonesowi. Mój błąd polegał na tym, że nigdy nie próbowałam analizować DMC z pozycji AWE, a tylko w przeciwnymi kierunku. Nie wiem czemu Very Happy. Chyba mocno przyzwyczaiłam się do swej wizji najbardziej "mojej" (co nie znaczy "ulubionej" – wszystkie kocham po równo) spośród części POTC. Ale rzeczywiście, wiedza o intencjach Tii rzuca na scenę w jej chatce nowe światło. Zgadzam się w zupełności z pomysłem, że kombinowała, jakby tu wysłać Willa czym prędzej na przeciw jego przeznaczeniu Wink oraz że dostrzegła zbieżność jej planów z tym, co kombinuje Sparrow. Kazała mu pokazać "black spot", co utwierdziło ją w przekonaniu, że Jackowi zostało niewiele czasu, a więc jest zdesperowany oraz z całą pewnością nie może sam udać się na Holendra, lecz wyśle w swoim zastępstwie najbystrzejszego ze swych towarzyszy (czyli Turnera). Pozostało jej zatem w jakikolwiek sposób dopomóc Jackowi w realizacji jego matactw, czyli – jak słusznie zauważyła Eddie – „wytworzyć w Willu wrażenie, że Jack naprawdę potrzebuje tego klucza i że naprawdę nie może wejść na tego Holendra i że to on - William musi to zrobić”. Pozostaje tylko kwestia, dlaczego dała mu akurat słój z ziemią, a nie szczypce kraba czy czapkę niewidkę Laughing. No ale na gruncie koncepcji szpiegowskiej chyba nie uda nam się znaleźć innej odpowiedzi, jak tylko taką – wielce niesatysfakcjonującą z punktu widzenia tajemnicy słoja – że dała mu pierwsze co jej weszło w rękę. Innymi słowy – koncepcja szpiegowska wyjaśnia sens wręczenia Jackowi "amuletu", ale nie rzuca wiele światła na sam słój.

A teraz będę polemizować Very Happy.

Eddie napisał:
Założenia są takie. Raz - Jack przez wzgląd na to, że bardzo dobrze się znają ("thick as thieves") wie na temat legendy Davy’ego Jonesa wszystko to, co wie Tia Dalma - z wyjątkiem dwóch rzeczy - tego, że jak dźgnie się serce to trzeba zastąpić je swoim (to wiemy z AWE) i tego, gdzie konkretnie znajduje się klucz (no plus tam skrzynia - ale o skrzynię mu w tym momencie nie chodzi, więc ten czynnik nie ma wpływu na logikę tej akurat sceny). Dwa - Jack chce zdobyć info na temat klucza, ale się boi do niej iść, bo jest pewien, że mu tego nie powie - ale nie ma wyjścia - kompas mu nie działa, więc nie może klucza namierzyć, a Willem się przecież nie posłuży (tak jak to później zrobił z Elizabeth), bo przecież ten pewnie by mu nawiał z kompasem.


Wszystko racja. Ale co z tego jak na razie wynika? Że Jack musi wyciągnąć z Tii ważną informację (gdzie jest klucz; na razie nie wie jeszcze, że może, a nawet że chce wiedzieć Laughing, że jak się dźgnie serce, to trzeba je zastąpić swoim), ale nie ma wielkiej nadziei, że ją uzyska, ani tym bardziej pomysłu, jak tego dokonać. Zamierza – jak zwykle Very Happy – improwizować.

Eddie napisał:
I trzy - Jack zamierzał wejść do chatki sam z Gibbsem - reszta miała zostać - Will również miał zostać - do niego jest rzucony tekst "mind the boat", a poza tym bezpieczniej z punktu widzenia Jacka, żeby go (Willa) raczej nie było w środku, żeby się przy okazji nie dowiedział za dużo.


Czyste szaleństwo Very Happy. Oczywiście można założyć, że Jack pomyślał, że byłoby dobrze, gdyby nikogo nie było przy tym, jak będzie rozmawiał z Tią, można spekulować, że dał Gibbsowi umówiony znak, by ten powstrzymał Willa – czemu nie. Ale z tej sceny nic podobnego wprost nie wynika Very Happy. Gibbs proponuje, że ubezpieczy tyły. Jack twierdzi, że o tyły się nie martwi (o front raczej Very Happy), odwraca na pięcie i wchodzi do chatki mając w głębokim poważaniu to, co dzieje się za jego plecami. To Gibbs z własnej inicjatywy każe pilnować łodzi, a łańcuszek "mind the boat" jest raczej tylko i wyłącznie do pośmiania się Smile. Warto też zauważyć, że gdyby Jack naprawdę chciał się pozbyć towarzystwa, to z czym jak z czym, ale z tym poradziłby sobie bez problemu Wink. No ale mniejsza o ten fragmencik, bo on nie ma tak naprawdę większego znaczenia dla dalszego wywodu.

Eddie napisał:
Ale Jack miał tu farta - dlatego, że Will wszedł - co tak naprawdę było sprzeczne z pierwotnie przyjętą koncepcją.


Dla finalnego efektu rozmów w chatce nie ma znaczenia, czy była to koncepcja przyjęta, czy czysty przypadek. Tak się tylko czepiam, bo mną wstrząsnęła fantastyczność powyższej teorii Very Happy.

Eddie napisał:
Wkrótce skapnął się, że może go (Willa) wykorzystać


Że może Willa wykorzystać to się skapnął już na Perle, gdy ten oświadczył mu, że pragnie ratować Elizabeth i "nie wiele wie" o Jonesie (Laughing kocham ten dialog). Właśnie wtedy podjął decyzję o wycieczce do Tia Dalmy – wszak by wysłać Willa po klucz brakowało mu tylko informacji, gdzie się on znajduje.

Eddie napisał:
Obczajcie moment jak Tia skupia swoje zainteresowanie na Willu, który za Jackiem i Gibbsem jednak wchodzi do chatki. Jackowi w tym momencie wpada do głowy, że ona mu to powie - gdzie jest ten klucz…


Zgoda. Widząc zainteresowanie Tii Willem świta mu, że oto znalazł jakiś punkt zaczepienia w negocjacjach Wink. W istocie, "sadza go na krześle, żeby to on z nią gadał, a sam usuwa się na bok, gdzie zajmuje się szperactwem i kleptomaństwem" Very Happy. Usuwa się, aby sprawić wrażenie, że to nie on ma sprawę do Tii lecz Will (wszak to Will ma rysunek klucza i możliwość zaprezentowania go). Czy zależało mu na tym "żeby Will zbyt wiele nie wygadał o sobie"? Pewnie zależało mu, żeby ogólnie rzecz biorąc nie wygadał za wiele, ale chyba bardziej zależało mu na czasie. Równie dobrze mógł coś chlapnąć niepotrzebnie każdy z załogi. Natomiast to, że wcześniej "podbiega do nich i ponagla, żeby przejść do rzeczy" moim zdaniem nie ma wiele wspólnego ze strategią rozmów. "Myślałem, że to my się znamy" – to był foch! Laughing. Mówiąc krótko – nie widzę w tej scenie żadnej intrygi (poza tym, że Jack decyduje się wypchnąć Willa na pierwszą linię frontu) – Tia po prostu nadepnęła Jackowi na męską ambicję Very Happy.

Eddie napisał:
W końcu jest moment gdzie Will się wnerwia - bo myśli, że Jack chce go wrobić (…) trochę peszek - ma info, ale może mu być teraz trudno przekonać go (Willa) żeby mu pomógł w odnalezieniu tego klucza. (…) To jest moment, w którym Tia orientuje się w kombinatorstwie Jacka.


Na to zgoda. Mamy punkt wyjścia do koncepcji szpiegowskiej, w myśl której Tia odkrywa, że Will wcale nie jest tak żywo zainteresowany znalezieniem klucza, jak się zdawało na początku i musi go do tego przekonać (choć, jak słusznie zauważyła Marta, Will tak czy owak wyruszyłby na tę eskapadę – nie miał wyboru). I tyle. Cała reszta tego wywodu to już czyste kombinatorstwo… Eddie, nie Jacka Very Happy. A to dlatego właśnie, że Eddie dokonała interpretacji tej sceny z pozycji wydarzeń, które mają miejsce później!

Eddie napisał:
chcą znaleźć ten klucz - ale że żaden nie może go namierzyć - Jack - bo mu nie działa kompas i ona [Tia] wie dlaczego


No wie. Albo podejrzewa. Nie sądzę, by Tia była wszechwiedząca Wink. Gdyby była zdolna przenikać myślą sprawy nieoczywiste, przewidywać przyszłość, etc., zapewne uprościłoby to fabułę sequeli Very Happy. Wiedziałaby na przykład, jak odczytać mapę Sao Fenga. Nie, Tia Dalma raczej po prostu znała Jacka. Na tyle dobrze, by się domyślić, co mu chodzi po głowie. Albo po prostu wysnuwa logiczne wnioski ze swojej wiedzy na temat działania kompasu. Gdyby Jack miał jasno określony cel – znalezienia klucza – kompas by mu go wskazał. Skoro kompas nie zadziałał to znak, że albo Jack nie wie czego chce, albo wie doskonale, ale nie jest to klucz. Nie jest to nic, o czym Jack chciałby wiedzieć, że tego pragnie.

Eddie napisał:
…a Will dlatego (nie może namierzyć klucza przy pomocy kompasu), że najbardziej na świecie pragnie swojej dziewczyny, która go zdradziła (ona sobie taką historię tu buduje - bo takie są jej doświadczenia - takie różne pytania, chociażby "what indeed?" i w ogóle jej zachowanie względem niego).


O ja cię! Very Happy A skąd takie wnioski?! Very Happy Dlaczego tak światła osoba jak Tia miałaby podejrzewać, że każda historia miłosna jest taka jak ta, która stała się jej udziałem? Skąd w ogóle pomysł, że Elizabeth zdradziła Willa skoro na tym etapie rozwoju wydarzeń nawet jeszcze o tym nie myślała? A co najmniej nie wiedziała, że myśli, sese Twisted Evil, jak Jack; jeśli ktoś wiedział, że uczucia Liz do narzeczonego nie są tak czysta, jak być powinny, to był to Beckett Wink, a nie Tia Dalma. No chyba, że przychylimy się do pokrętnej koncepcji, którą sformułowałam krótko po premierze DMC – że kapitanem Holendra zostaje się w skutek nieszczęśliwej miłości Very Happy. Nie, nie kupuję tego, że Tia wysnuła takie wnioski i że cokolwiek zdarzyło się na ich podstawie.

Eddie napisał:
Po tej całej rozmowie w chatce Turner miał wszelkie podstawy wyciągnąć wniosek, że Jack chce wrobić go na Holendra, żeby sobie tam zdechł i wziąć dla siebie Elizabeth.


No tego to już w ogóle nie kupuję!

Marta napisał:
A co to są te "wszelkie podstawy"?


Właśnie. Nie widzę ani podstaw (nawet jak Willowi mogła przebiec przez mózgownicę myśl, że Jacka interesuje Elizabeth, nie sądzę, by uwzględniał to w jakichkolwiek rachubach – miał przekonanie, że narzeczona nie interesuje się Jackiem i że niebawem czeka ją stryczek jeśli on zawali i nie przyniesie Beckettowi kompasu), ani sensu takiego wniosku. Że Jack próbuje go w coś wrobić, to Will zapewne wiedział od samego początku (trochę już go znał Laughing ) – nie wiedział tylko w co dokładnie. Dowiedział się u Tii, że w eskapadę na Holendra. Ale nie mógł pomyśleć o niebezpieczeństwach, które tam na niego czyhają, bo – jak przyznała później sama Eddie – na tym etapie "Will nic nie wie o "oryginalności" Holendra". Ani zatem nie odkrył wówczas, że Jack go w coś wrabia (nie nowina Very Happy), ani nie mógł myśleć o nim jak o rywalu. Był po prostu wkurzony na niego, że utrudnia mu ratowanie Liz (no właśnie – jak Will mógł podejrzewać, że Jack pragnie Liz, skoro ten najwyraźniej nie był zainteresowany uratowaniem jej?) zamiast po prostu dać mu kompas, zwłaszcza, że powinien w ten sposób okazać wdzięczność za to, że poprzednio to Will i Liz ocalili go przed stryczkiem.

Tak więc, William w tej scenie niczego nie zaczął podejrzewać (jest podejrzliwy od początku). Ale nie dziwię się podejrzliwości Eddie Very Happy. Ten akapit ze słojem nie będzie miał wiele wspólnego, ale rozświetli – miejmy nadzieję – kwestię zainteresowania Jacka Liz, która tu wypłynęła. Wątku kluczowego – moim zdaniem – do interpretacji całego DMC. A nawet całego POTC. W tej scenie widz dostaje klucz do skrzyni Twisted Evil. Do tej pory wiemy tylko, że Jacka coś dręczy, nie jest sobą, nie wie czego pragnie – albo wie, ale nie chce tego uznać za swoje pragnienie. Tia Dalma – opowiadając poetycko historię Jonesa – mówi o rzeczy, która dręczy każdego mężczyznę. Nikt nie zna prawidłowej odpowiedzi na "what indeed?". Oprócz Jacka. Bo tak się składa, że dręczy go to, o czym mówi Tia! Chętnych do polemik odsyłam do komentarzy audio DMC. To akurat potwierdzają panowie scenarzyści Very Happy.

Marta napisał:
Żadnych oznak uczuć Jacka do Elizabeth w tym momencie nie widzę


Ano, łatwo przegapić ten moment. Ten i parę innych jeszcze. Ale jeśli wyłapać je wszystkie (patrz – Demaskacja i komentarze Eddie do niej Smile), to cała pokrętna i – z pozoru – nieautonomiczna fabuła DMC zaczyna się jawić jako niezwykle klarowna. Co więcej – DMC przestaje się jawić wyłącznie jako „pomost” pomiędzy pierwszym i ostatnim odcinkiem trylogii. Okazuje się zamkniętą, perfekcyjną jej częścią, odrębną historią, której siła pozostaje bez związku z AWE. I właśnie dlatego lubię posługiwać się tym kluczem do skrzyni. Żaden inny nie pasuje Smile.

Jak tak piszę i piszę, to coraz bardziej się boję (spoglądając na ilość tekstu), że nikt tego nie przeczyta Very Happy. A została nam wszak jeszcze jedna koncepcja! Koncepcja metaforyczna – podobnie jak literalna – zakłada, że Tia naprawdę próbuje pomóc Jackowi. Nie ważne, czy z czystych intencji (dostała zapłatę, więc czemuż miałaby nie pomóc), czy tylko dlatego, że było to jej na rękę (ratowanie mu skóry było zbieżne z jej interesami). Dość, że daje mu słój z przekonaniem, że Jack może go dobrze spożytkować, jeśli tylko zechce.

- Is the... jar of dirt going to help?
- If you don't want it, give it back.
- No.
- Then it helps.


Oczywiście chwilę wcześniej Tia mówi o związku słoja z tym, że Davy Jones nie może schodzić na ląd, ale czy słowa „Land is where you are safe, Jack Sparrow. And so you will carry land with you...” należy odczytać literalnie? Nie w koncepcji metaforycznej Very Happy. W takim ujęciu ziemia w słoju nie jest lądem, na którym Jack dosłownie może się schronić przed Jonsem, lecz swego rodzaju placebo, które sprawi, że poczuje się bezpiecznie. A tego właśnie mu brak. Brak mu tej pewności siebie, dzięki której zawsze wychodził z najtrudniejszych opresji. Siła placebo, jak wiadomo, tkwi w podmiocie, czyli myśleniu osoby, która go zażywa. Myślę, że tak można odczytać sens słów Tia Dalmy – jeśli uwierzysz, że słój cię chroni, to ci to pomoże”. Znów będziesz Jackiem Sparrow, który nie boi się plunąć w oko diabłu. Dlaczego słój z ziemią właśnie? Tu się zgodzę z Eddie – "Jack tego totalnie nie zakumał". Potraktował słój literalnie właśnie. Uwierzył w zbawienną moc skrawka lądu w słoju (bo wiedział, że na lądzie jest bezpieczny; bo wierzył w magiczne zdolności Tia Dalmy) – i o to właśnie chodziło Tii Smile. Żeby uwierzył…

Amen!


Ostatnio zmieniony przez Anajulia dnia Śro 21:35, 13 Lut 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eddie
Piracki Lord


Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 770
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 1:50, 15 Lut 2008 Temat postu:

No to teraaazzzzz! Very Happy Jaka masakra - wiedziałam, że to jest kombinowane, ale żeby najbardziej... Very Happy. Dużo dziwniejsze rzeczy chyba tu popisałam Very Happy. Z połowy mam ochotę się wycofać - ale z tego na razie nie Laughing.

Nie no - bo generalnie chodziło mi o to, że cała sztuczka z tym słojem polega na tym, że on nie skrywa za sobą żadnej głębszej ideologii - że ma się przydać i pomóc w tym konkretnym czasie, w tym konkretnym miejscu. To generalnie wina Willa, że tak wymyśliłam - bo najpierw się wkurza na Jacka, ma ochotę rzucić to wszystko i już nie pomagać mu w szukaniu czegokolwiek, ale potem jak Tia wyskakuje ze sprawdzaniem tego piętna no i chwilę później z tym słojem, to widać, że William ostro analizuje w mózgu całą sytuację, bije się z myślami i ostatecznie stwierdza, że sprawa jest poważna i że Jack naprawdę potrzebuje pomocy - narośle na dłoni okropne, a słój to już w ogóle jakieś voodoo, więc dobrze - on pójdzie po ten klucz na tego Holendra, bo Jack chyba rzeczywiście nie może się tam pokazywać. No takie odnoszę wrażenie - bo przez cały ten czas Orlando strzela jakieś takie dziwne miny Laughing - ale super jest to - mi się podoba Very Happy. No i właśnie dlatego wysnułam tę teorię spiskową - to jest amulet na Willa - on ma na niego zadziałać - nie na Jonesa. Very Happy

Ta koncepcja z tym placebo jakoś mi nie leży. Po pierwsze dlatego, że na tym etapie rozwoju akcji DMC Jack już nie był niezdecydowany - znaczy się problem z kompasem miał - ale już wiedział co ma robić, miał jasny plan i nie potrzebował, żeby Tia Dalma głaskała go po główce, pocieszała i mówiła "będzie dobrze", tylko konkretnej informacji. I po drugie dlatego, że to kompletne niedorzeczeństwo - no bo jaka jest reakcja Jonesa (łiiihihiii Very Happy uwielbiam najpierw to jego spojrzenie, a potem to "Enough!") - ten słój mu (Jackowi) w niczym nie pomaga - a wręcz szkodzi - już pomijając to, że Jones się wkurza - to właściwie przez niego (słój) Jack traci argument w negocjacjach, bo ostatecznie zostaje z samym piachem - trzeba było tego ze sobą nie targać, bo co przepraszam, rzuciłby tym słoikiem w Krakena, jakby go zaatakował na tej łódce - no na pewno by mu to dużo dało Laughing. Jakby trafił na Holendra, to też nie sądzę, żeby mógł znaleźć dla niego jakieś zastosowanie. Nie wiem, oprócz tego, że ten słój wygląda voodoo to raczej nic nie wnosi - ma zrobić wrażenie na Willu, a nie na Jonesie Very Happy.

Natomiast zgadzam się z tym, że jest to w pewnym sensie przenośnia - że jest bezpieczny na lądzie, bo tam nie sięga władza Davy'ego, ani też nie dorwie go tam Kraken - ale to nie jest dla Jacka (ani też dla widza) żadna nowość - moim zdaniem Tia odstawia teatr - wyskakuje z tym słojem i wygłasza "Davy Jones cannot make port..." bla bla bla - wszystko tylko i wyłącznie po to, żeby William zmienił zdanie i nie stroił już fochów. Very Happy No właśnie - moja koncepcja - szpiegowska, tak? Very HappyVery Happy - zakłada dokładnie to co napisałaś - wyjaśnia tylko istotę sztuczki - nie miałam zamiaru przypisywać słojowi żadnej symboliki Very Happy. Oczywiście nie twierdzę, że mam rację - bo to może być coś więcej niż głupi trick... Ale mi się nie wydaje Razz.

Co do moich założeń.

Z tego pierwszego miało wynikać, że Jackowi nie są potrzebne informacje, których udziela mu Tia wręczając mu słój - dlatego twierdzę, że to był teatr - jak również nie potrzebna mu jest ta cała gadanina co się tam odbywa. To miało się łączyć z założeniem 2 w tym sensie, że dokładnie, tak jak napisałaś - Jack tam idzie, jednak to wszystko jest bardziej na zasadzie "nie chcem ale muszem". I to trzecie - szaleństwo mówisz... Very Happy - to trzecie jest właśnie ważne... kurde... jakby tu... No nie wiem - może to wynika u mnie z jakiegoś takiego ogólnego odbioru postaci Gibbsa. To była rzeczywiście komenda Gibbsa i wydaje mi się, że ona była skierowana do Willa - no i do całej reszty również. Tylko właśnie Will zrobił z tego łańcuszek i się wpakował za nimi do tej chatki. Gibbs w ogóle wydaje mi się taki, że on bardzo dobrze rozumie kapitana, czasem nawet bez słów, wie jakie są jego zamiary, czasem też sam wydaje komendy... W każdym razie - to było we wcześniejszej scenie - jak Jack gada z Willem a za nimi stoi za sterem Gibbs i słucha całej tej rozmowy - tam pada pytanie "How much do you know about Davy Jones?" - Will oczywiście nie wie zbyt wiele - i tak ma raczej zostać - nie potrzeba, wydaje mi się, umawiać tutaj żadnego znaku. Jack szykuje się na rozmowę, Gibbs wchodzi z nim, Will ma zostać... Może rzeczywiście zbyt daleko idący wniosek...

Anajulia napisał:
Dla finalnego efektu rozmów w chatce nie ma znaczenia, czy była to koncepcja przyjęta, czy czysty przypadek. Tak się tylko czepiam, bo mną wstrząsnęła fantastyczność powyższej teorii .


No to wszystko jest rzeczywiście fantastyczne Very Happy - ale to jest to moje kombinatorstwo - zawsze myślę co myśli jakaś postać jak inna (postać) coś tam mówi... Rzeczywiście wychodzą mi brednie czasami - taka koncepcja zapewne nigdy nie była przyjmowana - nie było tu żadnego planu w stylu - ja wejdę, powiem to i to - ty możesz wejść ze mną, ale powstrzymaj Williama. Wydaje mi się, że to tak naturalnie wyszło - płyniemy w górę rzeki - Gibbs wie do kogo i po co - Will nie musi znać szczegółów, jego zakres wiedzy o Jonesie ma pozostać jak najwęższy. Jack chyba nie musi go w tej kwestii instruować - no nie wiem, tak mi się wydaje, że Gibbs po prostu bardzo dobrze odczytuje zamiary Jacka.

Anajulia napisał:
Eddie napisał:
Wkrótce skapnął się, że może go (Willa) wykorzystać


Że może Willa wykorzystać to się skapnął już na Perle, gdy ten oświadczył mu, że pragnie ratować Elizabeth i "nie wiele wie" o Jonesie ( kocham ten dialog). Właśnie wtedy podjął decyzję o wycieczce do Tia Dalmy – wszak by wysłać Willa po klucz brakowało mu tylko informacji, gdzie się on znajduje.


Ale mi chodziło o to, że wtedy po wejściu do chatki Jack skapnął się, że może wykorzystać Willa do tego, żeby to on z nią gadał - bo się tak nagle nim zainteresowała i zaczęła bredzić o dotyku przeznaczenia - to po prostu pomyślał, że jemu wszystko powie. Bo on sam bał się wyjeżdżać z pytaniem "gdzie jest klucz?", chyba się obawiał, że go pogoni.

Anajulia napisał:
Zgoda. Widząc zainteresowanie Tii Willem świta mu, że oto znalazł jakiś punkt zaczepienia w negocjacjach . W istocie, "sadza go na krześle, żeby to on z nią gadał, a sam usuwa się na bok, gdzie zajmuje się szperactwem i kleptomaństwem" . Usuwa się, aby sprawić wrażenie, że to nie on ma sprawę do Tii lecz Will (wszak to Will ma rysunek klucza i możliwość zaprezentowania go). Czy zależało mu na tym "żeby Will zbyt wiele nie wygadał o sobie"? Pewnie zależało mu, żeby ogólnie rzecz biorąc nie wygadał za wiele, ale chyba bardziej zależało mu na czasie. Równie dobrze mógł coś chlapnąć niepotrzebnie każdy z załogi. Natomiast to, że wcześniej "podbiega do nich i ponagla, żeby przejść do rzeczy" moim zdaniem nie ma wiele wspólnego ze strategią rozmów. "Myślałem, że to my się znamy" – to był foch! . Mówiąc krótko – nie widzę w tej scenie żadnej intrygi (poza tym, że Jack decyduje się wypchnąć Willa na pierwszą linię frontu) – Tia po prostu nadepnęła Jackowi na męską ambicję .


Ale Jackowi zasadniczo ta szmatka nie była potrzebna - przecież jakby sam miał gadać z Tią to by ta rozmowa zupełnie inaczej wyglądała - jakby jeszcze zaczął strugać wariata, że nie bardzo wie do czego jest ten klucz to by od razu wyleciał stamtąd na kopach. Will miał ten rysunek, no nie wiem, pewnie Jack mu go po prostu dał, ale nie wydaje mi się, żeby akurat z takim zamiarem, że ten miał go zaprezentować na negocjacjach. Z tą resztą chyba rzeczywiście przesadziłam - pewnie był to tylko foch Laughing (ha ha ha Very Happy Jack strzela fochy Very Happy).

Anajulia napisał:
Eddie napisał:
chcą znaleźć ten klucz - ale że żaden nie może go namierzyć - Jack - bo mu nie działa kompas i ona [Tia] wie dlaczego


No wie. Albo podejrzewa. Nie sądzę, by Tia była wszechwiedząca . Gdyby była zdolna przenikać myślą sprawy nieoczywiste, przewidywać przyszłość, etc., zapewne uprościłoby to fabułę sequeli . Wiedziałaby na przykład, jak odczytać mapę Sao Fenga. Nie, Tia Dalma raczej po prostu znała Jacka. Na tyle dobrze, by się domyślić, co mu chodzi po głowie. Albo po prostu wysnuwa logiczne wnioski ze swojej wiedzy na temat działania kompasu. Gdyby Jack miał jasno określony cel – znalezienia klucza – kompas by mu go wskazał. Skoro kompas nie zadziałał to znak, że albo Jack nie wie czego chce, albo wie doskonale, ale nie jest to klucz. Nie jest to nic, o czym Jack chciałby wiedzieć, że tego pragnie.


Anajulia napisał:
Eddie napisał:
…a Will dlatego (nie może namierzyć klucza przy pomocy kompasu), że najbardziej na świecie pragnie swojej dziewczyny, która go zdradziła (ona sobie taką historię tu buduje - bo takie są jej doświadczenia - takie różne pytania, chociażby "what indeed?" i w ogóle jej zachowanie względem niego).



O ja cię! A skąd takie wnioski?! Dlaczego tak światła osoba jak Tia miałaby podejrzewać, że każda historia miłosna jest taka jak ta, która stała się jej udziałem? Skąd w ogóle pomysł, że Elizabeth zdradziła Willa skoro na tym etapie rozwoju wydarzeń nawet jeszcze o tym nie myślała? A co najmniej nie wiedziała, że myśli, sese , jak Jack; jeśli ktoś wiedział, że uczucia Liz do narzeczonego nie są tak czysta, jak być powinny, to był to Beckett , a nie Tia Dalma. No chyba, że przychylimy się do pokrętnej koncepcji, którą sformułowałam krótko po premierze DMC – że kapitanem Holendra zostaje się w skutek nieszczęśliwej miłości . Nie, nie kupuję tego, że Tia wysnuła takie wnioski i że cokolwiek zdarzyło się na ich podstawie.


No to jest racja, że Tia wszechwiedząca nie była - rzeczywiście powinnam była napisać, że się domyślała, albo coś tam. A co do Willa - chodziło mi o to, że Tia tak pomyślała, bo z czymś takim pewnie jej się kojarzyła rola osoby naznaczonej dotykiem przeznaczenia. Nie wiem - bo co to mógł być za koleś - jakiś taki ze złamanym sercem właśnie i wyjący z rozpaczy - Tia nie znała szczegółów - bo skąd mogła wiedzieć kto jest w załodze na Holendrze... Właśnie ja bym była skłonna dać tu coś w rodzaju tej sformułowanej przez Ciebie koncepcji - w każdym razie - coś z jakąś mocną historią miłosną - nieszczęśliwą oczywiście - coś na zasadzie, że właśnie takie losy powinny być udziałem osoby która miałaby "odkupić" Jonesa - dlatego tak pewnie (pewnie w sensie, że tak specyficznie - no wiecie jak to idzie) się go (Willa) pyta - "what indeed?" - no bo ma tu przed sobą wybrańca - odpowiedź powinna być więc oczywista - chłopcze, to dokładnie taki sam problem jak twój...

Anajulia napisał:
Eddie napisał:
Po tej całej rozmowie w chatce Turner miał wszelkie podstawy wyciągnąć wniosek, że Jack chce wrobić go na Holendra, żeby sobie tam zdechł i wziąć dla siebie Elizabeth.

No tego to już w ogóle nie kupuję!


Anajulia napisał:
Marta napisał:
A co to są te "wszelkie podstawy"?


Właśnie. Nie widzę ani podstaw (nawet jak Willowi mogła przebiec przez mózgownicę myśl, że Jacka interesuje Elizabeth, nie sądzę, by uwzględniał to w jakichkolwiek rachubach – miał przekonanie, że narzeczona nie interesuje się Jackiem i że niebawem czeka ją stryczek jeśli on zawali i nie przyniesie Beckettowi kompasu), ani sensu takiego wniosku. Że Jack próbuje go w coś wrobić, to Will zapewne wiedział od samego początku (trochę już go znał ) – nie wiedział tylko w co dokładnie. Dowiedział się u Tii, że w eskapadę na Holendra. Ale nie mógł pomyśleć o niebezpieczeństwach, które tam na niego czyhają, bo – jak przyznała później sama Eddie – na tym etapie "Will nic nie wie o "oryginalności" Holendra". Ani zatem nie odkrył wówczas, że Jack go w coś wrabia (nie nowina ), ani nie mógł myśleć o nim jak o rywalu. Był po prostu wkurzony na niego, że utrudnia mu ratowanie Liz (no właśnie – jak Will mógł podejrzewać, że Jack pragnie Liz, skoro ten najwyraźniej nie był zainteresowany uratowaniem jej?) zamiast po prostu dać mu kompas, zwłaszcza, że powinien w ten sposób okazać wdzięczność za to, że poprzednio to Will i Liz ocalili go przed stryczkiem.


No moim zdaniem właśnie trochę inaczej - William na początku wkurzał się, że Jack utrudnia mu ratowanie Elizabeth i bredzi coś o jakimś kluczu - ale zdecydował się mu pomóc, bo widział, że i tak tego nie przeskoczy i że nie dostanie kompasu dopóki nie znajdą tego klucza - tak więc - dał się przekonać i myślę, że naprawdę szczerze chciał mu w tym pomóc, żeby jak najszybciej załatwić tę sprawę i biegiem wracać do Port Royal. Zapewne liczył się z tym, że szykują się kłopoty - bo gdyby to było bezproblemowe, to Jack zapewne sam by sobie znalazł klucz - niemniej dał się urobić - inaczej by przecież w ogóle nie szedł na ten układ. No i dopiero w chatce wypływa ta historia z sercem w skrzyni - i Will się naprawdę wkurza i stwierdza, że tego już za wiele - dlatego teraz to Tia z kolei musi go urabiać. Ja sobie pomyślałam, że Will tak pomyślał o Jacku, bo ja bym sobie tak na jego miejscu pomyślała Laughing. Ale ja jestem okropna Laughing. No bo sorry - mocno zastanowiło go zdanie "or do you know but are loath to claim it as your own?" - później się okazuje, że to Jack udziela odpowiedzi, że chodzi o kobietę... jeszcze po tym eunuchu, którym mu strzelił na wyspie Laughing - ja bym na jego miejscu pomyślała, że Jack coś ma do Elizabeth. Ale - oczywiście nie musicie tego kupować - może być bez tego - wystarczy, że się William wnerwił o wrabianie na Holendra - bez podtekstu z Liz - i tak ma już tego dosyć i zaraz się zrobi niezła awantura. Więc teraz Tia musi jakoś załagodzić sytuację.

Ale jestem straszna Very Happy. To chyba jakaś mania prześladowcza Laughing.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anajulia
Kapitan


Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 4438
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Drogi
Płeć: piratka

PostWysłany: Nie 16:24, 17 Lut 2008 Temat postu:

Reasumując - jak już mówiłam - Twoja "szpiegowska" koncepcja jest poniekąd uprawniona. Bo jak już analizować, przeprowadzać śledztwo na poziomie "archiwum x" Very Happy, no to w istocie należy rozważyć, co każdy z bohaterów myślał, dlaczego spojrzał w tym, a nie w innym kierunku, jakie mógł mieć doświadczenia i refleksje w czasie nie objętym akcją filmu... Tyle że tego rodzaju rozważania - aczkolwiek fascynujące i na Perle jak najbardziej na miejscu Very Happy - mają zasadniczą słabość: możemy wysnuć z tych spojrzeń czy teorii osobowości wnioski najróżniejszej natury (czyli - przedstawić tu wiele różnych niesprzecznych koncepcji na temat wydarzeń w chatce Tii, odmiennych od Twojej) i zawsze będzie nam brak dodatkowych poszlak czy świadków w tym procesie Very Happy, którzy pozwolili by nam ustalić jedynie słuszną wersję wydarzeń. Dlatego właśnie we wnioskach na temat roli słoja, płynących z Twojej analizy sytuacji, należy zachować sporą ostrożność. Tezę, że słój mógł posłużyć jako argument, który skłoni Willa do współpracy, można uznać za mocną. Wszak z AWE wiemy ponad wszelką wątpliwość, że Tii zależało na tym, by Will udał się na Holendra. Z DMC zaś wiemy - również z całkowita pewnością - że Will nie bardzo się pali do pomagania Jackowi. Tak więc, w interesie Tii leżało wprowadzenie do dyskusji jakiegoś elementu, który przekona Willa do współpracy. Mógł to być słój, czemu nie Smile. Ale już co do całej reszty... to jedna z możliwych teorii spisku Very Happy

A teraz obrona koncepcji metaforycznej Very Happy

Eddie napisał:
Ta koncepcja z tym placebo jakoś mi nie leży. Po pierwsze dlatego, że na tym etapie rozwoju akcji DMC Jack już nie był niezdecydowany - znaczy się problem z kompasem miał - ale już wiedział co ma robić, miał jasny plan i nie potrzebował, żeby Tia Dalma głaskała go po główce, pocieszała i mówiła "będzie dobrze", tylko konkretnej informacji. I po drugie dlatego, że to kompletne niedorzeczeństwo - no bo jaka jest reakcja Jonesa (...) - ten słój mu (Jackowi) w niczym nie pomaga - a wręcz szkodzi - już pomijając to, że Jones się wkurza - to właściwie przez niego (słój) Jack traci argument w negocjacjach, bo ostatecznie zostaje z samym piachem


Nie zrozumiałaś mnie chyba. Ten słój nie miał uczynić Jacka bardziej zdecydowanym, nie miał określać mu priorytetów. Nie miał też ustrzec go przed Jonesem, ani tym bardziej Jonesa przerazić Very Happy. Słój miał wzbudzić w Jacku iluzję, że jest z nim bezpieczny. A poczucie bezpieczeństwa miało odblokować w nim dawną odwagę, kreatywność w działaniu. Być może bez słoja nie odważyłby się na kurs na Isla Cruses. Być może uciekałby przed Jonesem zamiast zdecydować się na otwarte starcie. Jak wiemy z AWE (jak dla mnie - nawet z DMC) - ostatecznie próba stawienia Jonesowi czoła (pomijając epizod w Luku Very Happy) wyszła mu na dobre. Innymi słowy - słój się przydał Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eddie
Piracki Lord


Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 770
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 0:30, 19 Lut 2008 Temat postu:

Dziękuję za dedykację Very Happy. Ten wątek to coś dla mnie Very Happy.

Co do koncepcji metaforycznej - nadal mnie nie przekonuje Very Happy. Myślę, że w momencie kiedy w głowie Jacka rodzi się plan - to ma dostatecznie dużo odwagi żeby go realizować. Generalnie zdaje sobie sprawę z tego, że uciekanie się skończyło po wydostaniu się z wyspy kanibali - wie, że musi działać, musi coś zrobić. Na Perle opracowuje sobie całą strategię i jak na razie najbardziej boi się Tii Dalmy Laughing. Ja bym była z kolei ostrożna jeśli idzie o przypisywanie temu niedorzeczeństwu mocy sprawczej. Myślę, że nawet bez słoja Jack trzymałby się planu. Na Isla Cruces akurat chyba nie bał się jechać - bo Davy przecież odwołał Krakena na 3 dni.

Chyba się w tej kwestii nie dogadamy Very Happy.

Nie wiem - męczymy to dalej, czy zajmujemy się kolejnymi teoriami spiskowymi? Very Happy Ja bym Wam chciała zadać pytanie czemu Tia Dalma chciała zabić Jacka? Bo w AWE jest ta scenka "Four of you've tried to kill me in the past". Kontekst do Elizabeth, Willa i Barbossy jest w PotC generalnie podany na tacy. A co tam było z tą Tią? Ja sobie wymyśliłam teorię - w sumie trochę łączy się z tą moją interpretacją do słoja. Ale chciałabym najpierw poznać Wasze wersje Very Happy.

Dawajcie też propozycje co byście chcieli poszpiegować... Very Happy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anajulia
Kapitan


Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 4438
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Drogi
Płeć: piratka

PostWysłany: Wto 2:35, 19 Lut 2008 Temat postu:

Tak, czas odpuścić sobie słój Very Happy. Przynajmniej my powinnyśmy to zrobić, choć z wypiekami przeczytam każdą inną interpretację (Aletheia! gdzie jesteś?! Wink).

Dodam jeszcze, choć pewnie nie powinnam, że zważywszy na czułość jaką Jack otoczył słój w drodze na Isla Cruses, raczej był mu taki amulet potrzebny Very Happy. A Jack odzyskał pewność siebie dopiero wówczas, gdy powrócił na Perłę. Przedtem to tylko wiedział, co chce osiągnąć i był zdesperowany, by to uczynić. A to z pewnością siebie, która była mu potrzeba, nie ma wiele wspólnego Wink.

Milknę! Very Happy

Dłuuuugo zastanawiałam się nad tymi czterema osobami, które Jacka próbowały zabić w przeszłości. Aż pewnego dnia wyszłam poza schemat i olśniło mnie, że to nie był Will Very Happy. Wprawdzie Will wielokrotnie wymachuje Jackowi mieczem przed nosem, wprawdzie nieraz chętnie zabiłby go wzrokiem Very Happy, ale tak na serio to nigdy nie był skłonny usiec go naprawdę i Jack doskonale o tym wiedział, nigdy nie traktując pogróżek Willa poważnie. Nawet w kuźni w CBP chodziło mu raczej o to, by - jak zauważyła w "Osobowości Jacka" Aletheia - uczciwie Jacka pokonać (i - w domyśle - oddać w ręce sprawiedliwości). W przeciwnym razie - jeśli zakładamy, że Will miał nad Jackiem choćby nieznaczną przewagę jako szermierz (i z tym się, Eddie, musisz zgodzić Very Happy) - zabiłby go raz ciach.

A skoro pozbywamy się z tej czwórki Willa, rozwiązuje nam się problem Tia Dalmy (jakkolwiek bardzo jestem ciekawa koncepcji Eddie Very Happy). Nasza czwórka to Liz (urocza, skuteczna morderczyni Very Happy), Barbossa i po prostu Pintel i Ragetti, którzy uczestnicząc w buncie zesłali Jacka na pewną śmierć (choć w przypadku Jacka to pewna nie jest nawet śmierć, o podatkach nie wspominając Laughing).
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eddie
Piracki Lord


Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 770
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 21:01, 19 Lut 2008 Temat postu:

Aaa - w ten sposób - no na to nie wpadłam Very Happy. Ale i tak - raczej bym ich (Pintela i Ragettiego) do tego nie mieszała - to są drugoplanowe postacie. Obstaję przy tym, że chodziło o czwórkę - Liz, Will, Barbossa, Tia Dalma. "Oh, she's not told you. You'll have loads to talk about while you're here" - to jest wykluczenie z wycieczki Lizzie i Willa. Dalej - Barbossy Jack nawet nie komentuje - wiadomo, że go ze sobą nie zabierze - nawet nic nie musi wyjaśniać. I jeszcze została Tia Dalma - "as for you" - która, tak się składa, ma mocne argumenty Laughing - a więc jest jedyną osobą z tej czwórki, która z nim pojedzie - mimo iż w przeszłości próbowała go zabić. Dalej po prostu dokonuje przeglądu - i do Pintela i Ragettiego raczej nic nie ma - poza tym, że straszą Laughing. Ale żadnych żalów o jakieś tam wydarzenia z przeszłości.

Co do Willa - pojedynek w kuźni - oczywiście, że się zgadzam Very Happy. Will zamierzał doprowadzić Jacka przed oblicze władz, bo to praworządny obywatel i generalnie sam sprawiedliwości wymierzać nie będzie. Ale myślę, że chodziło o tą awanturę na Isla Cruces - tam mieli szczerą ochotę się powyrzynać - "Do excuse me while I kill the man who ruined my life"; "Be my guest". Will jest tam bardzo cięty na Jacka - za bardzo wziął do siebie to wyrównywanie długu z Jonesem - ale nie dziwię mu się - bardzo chciał uwolnić ojca, więc miał prawo zapomnieć, że został tam posłany w celu przytargania klucza a nie w celu odbębnienia stuletniej służby Laughing. To tylko Will Laughing. Jack generalnie też dał ciała - bo w ogóle nie powinien się w tą bójkę wdawać, ale się wystraszył jak mu tu wszyscy po kolei zaczęli wyjmować szpady no i wyszło jak wyszło Laughing.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anajulia
Kapitan


Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 4438
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Drogi
Płeć: piratka

PostWysłany: Śro 2:30, 20 Lut 2008 Temat postu:

Eddie napisał:
raczej bym ich (Pintela i Ragettiego) do tego nie mieszała - to są drugoplanowe postacie.


Laughing To jest argument! Nie mogli chcieć Jacka zabić!

Ja się nie upieram mocno przy swojej teorii, natomiast wydaje mi się sensowna z braku lepszej. Jak poznam bardziej przekonującą, chętnie uznam Willa za jednego z czwórki, no bo - chciał-nie chciał - "I hate him" i chyba nikt w POTC równie często nie ma ochoty Jacka zabijać Very Happy

Natomiast zupełnie nie przekonuje mnie argument, że Jack próbował wykluczyć z wycieczki tych, co go chcieli zabić (gdzie o tym mowa?), ani nie znajduję uzasadnienia, dla którego kiedykolwiek chciałaby go zabić Tia Dalma. Zwłaszcza, że Jack zabrałby z sobą do grobu tajemnicę jednego z talarów, a Tia najwyraźniej nie miała dokładnego rozeznania w kwestii swego uwolnienia. W przeciwnym razie zapewne buchnęłaby Jackowi talar podczas którejś z ich upojnych nocy Very Happy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eddie
Piracki Lord


Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 770
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 17:26, 20 Lut 2008 Temat postu:

O! W ogóle - te talary i te wszystkie lordowskie moście to jak dla mnie bardzo podejrzana sprawa - nie mam pojęcia na jakiej zasadzie to wszystko działa. Można to kiedyś poszpiegować. Very HappyVery Happy

Nigdzie nie ma o tym mowy - sama to sobie dopowiedziałam Laughing. Bo nadpływa Jack - świeże wrażenia z bycia z samym sobą w Luku - straszliwie wnerwiony, nic mu nie pasuje i wszystkich się czepia. Generalnie odbywa te pogaduszki z pięcioma osobami - Gibbsem, Barbossą, Tią Dalmą, Willem i Elizabeth, z czego właśnie ta czwórka jest naznaczona 666 Laughing. Gibbsowi dostało się tylko za panujące na pokładzie rozprzężenie Laughing. Pozostałym Jack czyni wyrzuty bo kiedyś tam w przeszłości podejmowali przeciwko niemu jakieś działania i teraz wyzywa ich od morderców. Dlatego nie mieszałabym tu Pintela i Ragettiego - bo to są osoby, które raczej mało znaczą w jego życiu i myślę, że nie brałby zbytnio do siebie tego, że akurat oni coś tam próbują zdziałać w przeciw niemu. Za cały bunt obwiniał Barbossę. Myślę, że zdecydowanie bardziej narazili mu się Will i Tia - nawet jeśli trochę mniej zamierzali go zabić Laughing. Dlatego wydaje mi się, że wykluczał - Will zostaniesz sobie tutaj z Lizzie i porozmawiacie o tym, że oboje próbowaliście mnie zabić, Barbossa - bez komentarza, Tia Dalma - wiesz, przekonałaś mnie, jedziesz Laughing. Gibbs oczywiście jedzie - bo miał to szczęście, że nie został wliczony do tego szatańskiego kręgu. A z resztą coś na zasadzie - zobaczmy kogo my tu jeszcze mamy. Pintel i Ragetti się nie nadają, bo straszą Laughing. W ogóle - Ragetti chyba bardzo wziął to do siebie Laughing. Ma później taką minę Laughing kurde, teraz to bym się dopiero zaczęła na miejscu Jacka bać Laughing.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marta
Oficer


Dołączył: 28 Lis 2007
Posty: 2975
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z własnego świata w D.G.
Płeć: piratka

PostWysłany: Śro 17:50, 20 Lut 2008 Temat postu:

Nad tym tekstem zastanawiałam się już po obejrzeniu zwiastunu, a więc dawno, dawno temu. Obstawiałabym tą czwórkę co Eddie - Liz, Barbossa, Will i Tia. Pierwsza dwójka - wiadomo, Will - zgodzę się z Eddie, że chociażby na Isla Cruses chętnie by go zabił, a Tia została drogą eliminacji Very Happy - Gibbs i reszta odpadają, o Pintelu i Ragettim zaraz powiem, Tai Huanga i spółkę Jack pierwszy raz na oczy widzi.
Twój argument, Anajulio jest mocny, Tii na pewno zależało na życiu Jacka, ale Jack ma czasem problemy ze zruzumieniem jej intencji, co widać po tym słoju Smile Ona też umie kombinować i mogła zdarzyć się sytuacja, w której Jack czegoś nie skapował do końca i odebrał to jako zamach na swoje życie. Może to nawet była jakaś pretensja za ten słój. To tylko "może", więc Eddie, wyjeżdżaj z tą teorią, bardzo jestem ciekawa Smile
I Pintel&Ragetti. Do tej czwórki nie pasują, bo albo obaj, albo żaden. Co do tego buntu, to nie wydaje mi się, żeby Jack miał do nich pretensje. Kiedy chce się zemścić, to właściwie interesuje go tylko Barbossa - szef i pomysłodawca. Oni to tylko dwaj członkowie licznej załogi, którzy nawet jeśli by się sprzeciwili, to nie zmieniliby wydarzeń. Bootstrap miałby tylko towarzystwo. Choć oczywiście nie sądzę, żeby go jakoś specjalnie żałowali Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eddie
Piracki Lord


Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 770
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 22:54, 22 Lut 2008 Temat postu:

Okej - to ja tu mam taką teorię - spiskową oczywiście Mr. Green - łączy się z tym moim wyjaśnieniem na temat słoja - chociaż o sam słój konkretnie nie chodzi. Ale pisałam tam coś takiego, że Jack boi się iść pytać o klucz. Zresztą to jest wiadome, że się boi - nawet już abstrahując od słoja i moich na ten temat wynurzeń. Nieważne - w każdym razie ten jego strach ma właśnie wyjaśniać czemu Tia Dalma chciała go zabić. Bo generalnie pomyślałam sobie, że ich romans skończył się jakąś wielką awanturą, w wyniku której Jack wyleciał na kopach i fochami Tii - a widzieliście w AWE jak to wygląda kiedy ona daje upust swojej furii Laughing dlatego nie należy się dziwić Jackowi, że bał się u niej pokazywać Laughing. No - dlatego generalnie zamach na życie Jacka Very Happy. A Tia powściekała się na niego za rozpowiadanie niepowołanym osobom historii o skrzyni Davy'ego Jonesa. Bo zauważyłam, że generalnie w "Skrzyni" ta skrzynia to taka trochę konspira - mało kto ma jakieś konkretne informacje na temat tego ustrojstwa. Piraci - w tym Gibbs - wiedzą to i owo o Jonesie ale o tej skrzyni mają nikłe pojęcie - nie znają tej historii w szczegółach, ani nie wiedzą co w skrzyni jest. Ale taki Beckett wie co z tym robić - dlatego sądzę, że musiał się tego dowiedzieć od Jacka w czasach kiedy się jeszcze kumplowali. Tię mogło to wkurzyć bo przecież to niebezpieczne informacje - taką wiedzę można by wykorzystać przeciwko Jonesowi, czego ona zapewne by sobie nie życzyła. Nooo - dlatego Jack Sparrow musiał się zmywać, nie widzieli się do czasów DMC i tym bardziej było mu głupio przychodzić do niej - bo chciał się akurat pytać o klucz Razz. Za to Tii najwyraźniej przeszły te złości - bo skrzynia jest przecież ukryta przed światem, bo nikt nie wie gdzie jest klucz - a zresztą kto by się odważył po niego sięgnąć... Dlatego normalnie przyjmuje Jacka, a ich wcześniejsze znanie się komentuje tylko w ten sposób "Not so well as I had hoped" - czyli mogło by to być coś w stylu - liczyłam, że będziesz bardziej rozmyślny i że nie będziesz zdradzał sekretów, którymi się z tobą dzielę. Generalnie to wychodzi Jack papla - dziwnie Laughing - ale nie mam innego pomysłu Laughing.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anajulia
Kapitan


Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 4438
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Drogi
Płeć: piratka

PostWysłany: Sob 2:20, 23 Lut 2008 Temat postu:

Miłe panie! Tę koncepcję jestem skłonna przyjąć.

Marta napisał:
mogła zdarzyć się sytuacja, w której Jack czegoś nie skapował do końca i odebrał to jako zamach na swoje życie. Może to nawet była jakaś pretensja za ten słój.


Eddie napisał:
Jack boi się iść pytać o klucz. (...) pomyślałam sobie, że ich romans skończył się jakąś wielką awanturą, w wyniku której Jack wyleciał na kopach i fochami Tii - a widzieliście w AWE jak to wygląda kiedy ona daje upust swojej furii


I właściwie tyle wystarczy, by obronić teorię, że to Tia jest czwartą osobą. Nie trzeba rozwijać wątku Jacka-papli Laughing Nie wiadomo, czy Tia rzeczywiście choć przez chwilę chciała Jacka zabić - prawdopodobnie nie, bo z jej umiejętnościami i charakterkiem raczej nie zawahała by się tego uczynić. Pewnie nawet nie miała do Jacka wielkiego żalu (ach! ten jego nieodparty urok Very Happy), bo w przeciwnym razie bez trudu zamieniłaby jego życie w piekło. Że było między nimi burzliwie, nie mam wątpliwości, ale wygląda też na to, że Tia zachowała ostatecznie dobre o Jacku wspomnienia (taka kobieta jak ona raczej nie oczekiwała po nim, że będzie święty Very Happy). Natomiast on obawia się jej ewidentnie. I rzeczywiście, mógł - zasadnie czy bezpodstawnie - wyrobić sobie mniemanie, że Tia dybie na jego życie. A to - w tym przypadku - dostateczny powód, by wciągnąć ją do owej czwórki.

Niemniej czekam na jeszcze mocniejszą teorię Smile Moja (z Pintelem i Ragettim) nie wydaje mi się słabsza. Bo podążając tym samym rozumowaniem, które zastosowałyśmy wobec Tii, można uznać, że Jackowi nigdy przez myśl nie przeszło, by William naprawdę próbował go zabić, nawet jeśli było inaczej Wink.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eddie
Piracki Lord


Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 770
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 16:14, 23 Lut 2008 Temat postu:

Ach! No i tyle by wystarczyło! Very Happy No proszę - to po co ja się tak wysilam? Laughing Nie no - starałam się znaleźć jakiegoś hinta w filmie - dlaczego ich romans się skończył - i wyszło mi to szpiegostwo z paplą Laughing Tą koncepcję uknułam jeszcze przed AWE - bo zawsze zastanawiałam się, czemu on się tak boi do niej iść. Więc miałam już ją w sumie gotową - i tak potem jakoś mi się połączyło z tym zabijaniem.

No właśnie - ale generalnie to wszystko to jest jedno wielkie szpiegostwo - bo sobie umyśliłam, że Jack używa tego słowa "zabić" głównie dlatego, że jest wnerwiony i wszystko w tym momencie wyolbrzymia - ale chodzi mu raczej po prostu o działania skierowane przeciwko niemu - niezależnie od tego czym tak naprawdę obiektywnie miały się zakończyć. Jest wkurzony i głównie dlatego rzuca tym "zabijaniem" - tak naprawdę - na wyrost - ot tak - żeby było niemiło - żeby odwrócić się na pięcie i odmaszerować - żeby dalej kontynuować swoje fochy - pobłagajcie mnie jeszcze trochę żebym was uratował Laughing. Ale w pewnym momencie przeholował - gdy zauważył, że Elizabeth nie przyznała się do tego, że zostawiła go Krakenowi - popastwię się trochę nad nimi - pomyślał - achhh - powykluczam Laughing. Ale zapomniał, że nie ma map - i to był generalnie samobój - wyszedł na totalnego palanta Laughing. Punkt dla Barbossy Laughing.

Ale generalnie - to dopowiadanie sobie teorii o "wykluczaniu" albo właśnie wymyślanie ideologii do słowa "zabić" pasującej akurat do tej sceny - to jest właśnie szpigeostwo - co w tym momencie ma na myśli Jack Sparrow mówiąc to wszystko - chyba jednak nikt normalny tak nie robi Laughing. Ale ja lubię swoją teorię Razz. Wychodzi śmieszny Jack Laughing. Ale rozumiem dlaczego trudno przyjąć takie wyjaśnienie - bo przekombinowane. Very Happy Ale to mój żywioł - wiecie Very Happy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eddie
Piracki Lord


Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 770
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 19:09, 30 Gru 2008 Temat postu:

Przypomniało mi się coś jeszcze - co też - kiedyś już miałam napisać. Razu pewnego, gdy oglądałam AWE, zauważyłam, że jak Barbossa przemawia na Trybunale i padają słowa "Oh, we tamed the seas for ourselves! Aye! But opened the door to Beckett and his ilk!", i jest po nich pauza - to jest najazd kamery na Jacka Mr. Green. Wygląda podejrzanie - jakby miał coś w tej sprawie do powiedzenia Laughing. A zatem kolejna poszlaka do mojej spiskowej teorii Mr. Green. Nie no, bo skąd Beckett by wiedział to wszystko o Jonesie - o skrzyni i o sercu - że mogą stać się narzędziem do zapanowania nad morzami? O tym wiedzieli chyba tylko lordowie. Szeregowi piraci już nie bardzo (co widać w chatce u Tii - Gibbs, Pintel i Ragetti słabo się w tej legendzie orientują) - oni wiedzą tylko, że przed Jonesem się ucieka, bo może ich zgarnąć do załogi Laughing. Tak więc - grono podejrzanych mi się zawęża - obstawiam Jacka Mr. Green.

Mam jeszcze inną teorię, znaczy się - może nie teorię... Ale w każdym razie coś z kategorii "to się nigdy nie zdarzyło na ekranie, ale ja jednakowoż uważam, że miało miejsce w obrębie rzeczywistości PotC" Laughing. Jak chcecie to Wam napiszę, chociaż może nie będzie to dla Was żadna nowość... to nie jest jakieś super konspirackie i chyba łatwo coś takiego wymyślić - w sensie, że nie potrzeba mieć manii prześladowczej i doszukiwać się na każdym kroku podstępów Laughing. Chodzi o to czemu to gubernator powiedział, że "if you stab the hart, yours must take its place" - oczywiście poza tym, że taka kwestia musiała paść z czyichś ust dla informacji widza. No to jak chcecie - jeżeli akurat nad tym nigdy się nie zastanawiałyście, to mogę napisać swoją interpretację "przemowy z łódki" by gubernator Laughing.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Carmen13
Czyściciel zęz


Dołączył: 27 Sty 2009
Posty: 16
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław
Płeć: piratka

PostWysłany: Śro 17:52, 28 Sty 2009 Temat postu:

ale wracajac do słoja;p.
mazna tez zauwazyc ze czarne znamie jacka czerniało, lecz gdy wzial sloj, znikalo (jak wtedy gdy elizabeth go "uwiodla":)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum CZARNA PERŁA Strona Główna -> Film / Interpretacje, analizy, polemiki... Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Następny
Strona 1 z 9


Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB Š 2001, 2005 phpBB Group
Theme bLock created by JR9 for stylerbb.net
Regulamin