Forum CZARNA PERŁA Strona Główna
  FAQ  Szukaj  Użytkownicy  Grupy  Galerie   Rejestracja   Profil  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  Zaloguj 

My wśród ludzi

Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum CZARNA PERŁA Strona Główna -> Tawerna / Psyche
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Autor Wiadomość
Elizabeth
Oficer


Dołączył: 16 Sty 2006
Posty: 2101
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Islandia

PostWysłany: Nie 13:42, 10 Lut 2008 Temat postu: My wśród ludzi

Był temat „Ludzie wokół nas” (http://www.blackpearl.fora.pl/tawerna,4/ludzie-wokol-nas,539.html), więc teraz można by zająć się drugą stroną medalu. My wokół ludzi. Temat pewnie znów rozległy, niemniej uważam, że ciekawy – i dla załogi i dla samego siebie, gdyż dobrze tak pomyśleć konkretnie o danej rzeczy i napisać coś o sobie i swoich spostrzeżeniach dotyczących tematu, bo zapewne porządkujemy dzięki temu wiele naszych poglądów i myśli – pisząc coś, dla kogoś. Najczęściej pewnie w ogóle się nad tym nie zastanawiamy jakoś głębiej. A tak to, forum zobowiązuje Wink. Przynajmniej mnie to dużo daje i pomaga – pisanie czegoś, że świadomością, że ktoś to później przeczyta Very Happy
Wracając jednak do tematu…Głównie chodzi mi o przedstawienie swojej postawy w grupie, w gronie ludzi, a i równocześnie odpowiedzenie na pytania: jak znajomi odbierają naszą osobę…czy jesteśmy duszą towarzyską, a czy raczej aspołeczną. Jak się odnajdujemy wśród wszystkich wokół, potrafimy się dogadać, jesteśmy lubiani ? Czy łatwo zawieramy znajomości, a może preferujemy samotność. Możemy żyć bez towarzystwa ?…

Kolejny temat rzeka Very Happy Długie wypociny mile widziane Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora
black rose
Kanaka


Dołączył: 30 Lip 2007
Posty: 144
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z mrocznej otchłani

PostWysłany: Nie 13:57, 10 Lut 2008 Temat postu:

No ja w mojej klasie nie trzymam się na uboczu.
Jestem raczej w gronie tych którzy coś robią (czyli rozrabiają xD ) Znajomi uznają mnie z pokręconą dziewczyne bo cały czas się śmieje nie lubie stać w miejscu Razz
Jestem lubiana (tak mi się wydaje bo inaczej nikt by ze mną nie gadał xD )
Co do zawierania znajomości to jest różnie zazwyczaj jest tak (choć sama nie wiem dlaczego) że na początku gdy kogoś poznaje jestem spokojna , mało wygadana. Lecz po pewnym czasie przebywania z tą osoba zaczynam być sobą czyli świrem.
Raczej nie wytrzymują za mną ludzie spokojni.. Niektórzy uważają że bez mojej przyjaciólki potrafie być spokojniejsza.. Może i mają racje...ale to tez zależy z kim w danym momencie jestem.
Umiem się opanować (czasami). Nie lubie samotności... Nie potrafie zyć bez paru moich przyjaciół których kocham :*

No dobra skończyłam mam nadzieje że coś z tego zrozumiecie Razz


Ostatnio zmieniony przez black rose dnia Nie 13:58, 10 Lut 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Stasia
Piracki Lord


Dołączył: 14 Lip 2006
Posty: 1283
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Tarnów

PostWysłany: Nie 19:53, 10 Lut 2008 Temat postu:

Hmm...Ja wśród ludzi...Sama nie wiem, wypadałoby się owych ludzi zapytać Razz. Nie jestem typem przywódcy, wolę siedzieć cichutko i okazjonalnie podrzucić jakąś myśl. Mam kilkoro prawdziwych przyjaciół (*macha łapką do Gochny* XD), cudownego chłopaka, dużo znajomych, mało wrogów więc sądzę, że jestem w miarę lubiana Wink. Przynajmniej staram się taką być. Mam jednak dość ciężki charakter - nieraz w myślach wyklinam denerwujące mnie osoby, czasami sprawiam im na złość, czasami umyślnie denerwuję, albo rzucam kłody pod nogi...Taka już jestem bezczelna, pyskata, arogancka itp xD.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anajulia
Kapitan


Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 4438
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Drogi
Płeć: piratka

PostWysłany: Pon 2:21, 11 Lut 2008 Temat postu:

Po namyśle dochodzę do wniosku, że jestem dziwadłem. Jest we mnie, jako istocie społecznej, mnóstwo sprzeczności. Z natury towarzyska i z łatwością nawiązująca kontakty, paradoksalnie dość introwertyczna i nieufna. Złakniona ludzi, wymiany myśli, najlepiej czuję się sama. Mimo niezłomnej wiary w potencjał zespołowego działania, nie potrafię pracować w grupie - muszę wszystko "sama" Very Happy. Lubię słuchać innych, uczyć się od ludzi, nie lubię decydować w grupie, nie potrafię być liderem. A jednak, koniec końców, grupa odwołuje się do moich pomysłów i wszystkie spojrzenia kierują się na mnie Neutral. Jestem lojalna wobec przyjaciół, nawet gdy się z nimi nie zgadzam, jestem zawsze gdy jestem potrzebna, nawet kosztem swojego czasu. Ale wciąż kogoś zaniedbuję i mam poczucie, że sprawiam zawód (może dlatego, że wciąż chcę naprawiać świat, a jestem tylko jedna, doba ma 24 godziny...). Mam chyba większość cech w społeczeństwie porządnych. Jestem pogodna, bezkonfliktowa (aczkolwiek mało asertywna przy tym ), tolerancyjna, empatyczna, ofiarna, uczciwa i odpowiedzialna. A jednak wciąż i wszędzie czuję się outsiderką, dziwadłem, które należy omijać, a co najmniej podchodzić do niego z dozą ostrożności. Jeśli wchodzę w relacje, to całą sobą, otwarcie, szczerze, z oddaniem. Pewnie dlatego mam wielu dobrych znajomych, nadzwyczaj wiele przyjaciół. A mimo to na swój sposób, wciąż czuję się sama na świecie, niezrozumiana i ufoczna, choć wiele jest takich mgnień, gdy czuję z kimś jedność, autentyczna bliskość. I może o to właśnie chodzi. Może nie da się inaczej. Osobliwa jednak wydaje mi się koncepcja tego otwarcia i alienacji w jednym Very Happy. Cóż, dopóki pełno mnie wokół ludzi i pełno ludzi wokół mnie, chyba mogę spać spokojnie Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Beh.
Majtek


Dołączył: 19 Sie 2006
Posty: 234
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ze skrzynki bez klamki

PostWysłany: Pon 9:49, 11 Lut 2008 Temat postu:

Ja wokół ludzi? No cóż, zawsze właśnie tak było - ja WOKÓŁ, nie wśród, nie w centrum, zawsze gdzieś na obrzeżach grupy (czy była to klasa, czy znajomi "z podwórka" itp.). Słowem, zbyt społeczną jednostką nie jestem, choć, jak się teraz zastanawiam, aspołeczną też chyba nie. Ludzie są mi potrzebni - chociażby po to, żeby mogli mnie chwalić (wiem, skrajnie egocentryczne ;)) z tego też powodu nie alienuję się ze społeczeństwa tak całkowicie. Ale przyznaje, że inni sprawiają mi w życiu dużo problemów, często chętnie bym się wszystkich wokół po prostu pozbyła... No, może z wyjątkiem kilku najbliższych osób.
Muszę się też od czasu do czasu z kimś pokłócić, podyskutować, przekonać do swojej racji - oto kolejne cechy mojego charakteru utrudniające innym ludziom życie ze mną - konfliktowość, niechęć do Zgadzania Się z kimś, a nawet, proszę państwa, czepialstwo. Potrafię się dogadać tylko wtedy, gdy ktoś przedstawi wystarczająco rozsądne argumenty. Tak więc gdy muszę pracować w grupie, niezbyt mi to wychodzi - podobanie jak Anajulia, wolę sama wykonać zadanie.
Ale żeby nie było, że jestem taka zupełnie zła: jestem osobą lojalną wobec ludzi, idei, miejsc szczególnie mi bliskich. Czasem ta lojalność przeradza się nawet w agresję bez uzasadnienia, ale to już inna sprawa... Wbrew pozorom, jestem dość empatyczną osobą. Czy lubianą? No cóż, pomimo tej mojej całej kłótliwości, nie lubię wzbudzać w kimś negatywnych emocji, staram się nie mieszać nikogo z błotem bez powodu. Chyba nie mam zbyt wielu wrogów. Poznawanie nowych ludzi? Tortura! Jakby tych, których znam było mało... ;)
Zdecydowanie wolę samotność, chociaż ostatnio wręcz MUSZĘ przebywać wśród ludzi żeby czymś zająć myśli... Na ogół jednak dobra książka i czekolada mi wystarczają.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Karottka
Zejman


Dołączył: 30 Gru 2007
Posty: 1239
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Lublin
Płeć: piratka

PostWysłany: Pon 15:47, 11 Lut 2008 Temat postu:

Jeśli chodzi o mnie, to po prostu kocham gadać. Rozmawiam ze wszystkimi - nauczycielami, doktorami, koleżankami mamy z pracy (jak przyjeżdżam po nią), a także sąsiadami, innymi ludźmi i ,,klasowiczami". Wśród klasowych znajomych, najbardziej lojalny jest chyba Kamil. Reszta lubi mnie tylko wtedy, kiedy coś mi idzie dobrze. Nie odnoszę się do prac grupowych z wielką radością, bo zawsze jestem w parze z najgorszą dziewczyną w klasie - Martyną. Na ogól ludzie postrzegają mnie jako osobę podejrzaną, ukrywającą coś, dlatego zwłaszcza w szkole trudno jest mi oderwać się od tematu Piratów. Właściwie, to rzeczywiście - ukrywam przed nimi moją drugą tożsamość - kamratki Kaśki . Nie jestem dobra na lidera, choć ja myślę, że jednak jestem xD. Lojalna może i jestem, ale nie ufna. Bywa, że kiedyś wyjdę ze skorupki na jakiś czas i powiem coś, czego nikt by się ode mnie nie spodziewał (tematyka piratów i pełnego morza). Choć bywa, że jestem spokojna, łagodna. Po prostu miewam swoje dni, zwłaszcza w poniedziałek Very Happy.

Co do rozmów:
Ja potrafię rozmawiać, ale kiedy ktoś mi się podoba, na prawdę trudno jest mi wydusić słowo. A normalnie to gadam i gadam, aż w końcu palnę coś, czego nie chciałam powiedzieć i się wstydzę.


Ostatnio zmieniony przez Karottka dnia Wto 17:25, 12 Lut 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marta
Oficer


Dołączył: 28 Lis 2007
Posty: 2975
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z własnego świata w D.G.
Płeć: piratka

PostWysłany: Wto 16:10, 12 Lut 2008 Temat postu:

Kiedyś próbowałam mówić nieprzerwanie przez 5 minut. Po 30 sekundach gadałam już jakieś totalne glupoty, a po 2 minutach bolało mnie gardło, nieprzyzwyczajone do takiego wysiłku. Generalnie ze mną jest taki problem - nie umiem zacząć rozmowy z kimś ledwo znanym, zwłaszcza jeszcze jak trafię na drugą taką mnie, to już jest koniec Smile Dlatego niektórzy uważają, że jestem dziwna, może "sztywna", ale to dlatego, że mnie nie znają, a mi nie zależy, żeby mnie poznali Smile
Beh. napisał:
Poznawanie nowych ludzi? Tortura! Jakby tych, których znam było mało... Wink

Zgadzam się absolutnie Very Happy
Mam przyjaciółkę, grono osób, z którymi lubię gadać, spędzać czas, poszaleć i to mi wystarcza. Staram się zawsze pomóc, niepotrzebnie nie kłócić (chyba że mam zły dzień, wtedy należy mnie omijać z daleka), nie zdradzam tajemnic. Ludzie mówią mi, że umiem słuchać.
W pracy grupowej odnajduję się tylko wtedy, jeżeli każdy ma coś konkretnego do zrobienia, a potem składamy wszystko w całość. Nie lubię zamieszania, kiedy wszyscy wtrącają się we wszystko. Wtedy wolę pracować sama, bo nie cierpię, jak mnie ktoś natrętnie wypytuje, wtrąca się, próbuje kontrolować. Jest pewne jak przypływ, że coś odwarknę i z tą osobą będę trzymać się na dystans.
Czasem mam dni, kiedy wyłączam komórkę, zamykam się w pokoju z książką i odcinam od świata. Ale kiedy się książki skończą, wychodzę do ludzi Very Happy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ania
Kuk


Dołączył: 12 Gru 2007
Posty: 307
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z krańca Świata
Płeć: piratka

PostWysłany: Wto 17:17, 12 Lut 2008 Temat postu:

Marta, to na żywo (jako nowo poznane osoby ) byśmy się nie dogadały, bo ja też nie potrafię podtrzymywać rozmowy Smile. Zazwyczaj wychodzę z założenia, że mówię tylko wtedy kiedy wiem co powiedzieć... dla tego mówię mało. Często przyłapuję się na tym, że kiedy wkręcę się w jakąś rozmowę to zaczynam klepać bez sensu. Żeby coś powiedzieć muszę to przemyśleć dwa razy, a przez ten czas rozmowa schodzi na inny temat Smile
W rodzinie i wśród przyjaciół gadam jak najęta, ale wtedy mogę mieć pewność, że oni mnie rozumieją, w sensie myślą podobnie jak ja (mogę klepać bez ładu i składu, a oni i tak wiedzą o co mi chodzi). Przeciwieństwo mówienia, czyli słuchanie wychodzi mi idealnie. Lubię słuchać jak inni mówią (chyba, że mówią książkowymi definicjami, jak wykładowcy), szczególnie wtedy kiedy opowiadają o sobie, o swoich przygodach itp. Wszystkie tajemnice traktuje jak swój pamiętnik (do użytku własnego), natomiast swoich tajemnic nie zdradzam bo zazwyczaj nie ufam ludziom. Nie lubię być kojarzona z szarą, cichą myszką, która chowa się przed światem, przeciwnie - nie potrafię żyć bez ludzi! Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Oficer


Dołączył: 16 Sty 2006
Posty: 2101
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Islandia

PostWysłany: Sob 23:06, 16 Lut 2008 Temat postu:

Przemyślałam sprawę i mogę się wypowiedzieć.
Temat powstał z powodów czysto osobistych, pod wpływem emocji i pewnego odkrycia. Otóż zorientowałam się, że jestem człowiekiem lekko aspołecznym. A może nawet trochę bardziej niż lekko. Nie w złym sensie, ale takim nienormalnym ? Tak, dobre słowo, myślę, że jestem żadkim okazem jeśli chodzi o moje zachowania w stosunku do ludzi.
Teraz już zdecydowanie mogę powiedzieć, że jestem samotnikiem. Bardzo lubię samotność dpowiada mi ona, pomijając skrajne przypadki Wink Złapałam się na tym, że bardzo rzadko zagaduję kogoś na gg choćby, rozmawiam właściwie tylko jeśli ktoś do mnie pierwszy napisze, często zresztą olewając go - nie podejmując aktywnej rozmowy, a krótko odpowiadając na pytania. Nie wliczając w to ludzi, z którymi naprawdę lubię rozmawiać, na których mi zależy i ciekawe rzeczy piszą - nie tylko po to by zbić nude wykorzystując przy tym mnie. Egoistycznie ? Tak, ale kto powiedział, że nie jestem egoistką. W jakimś stopniu jestem, lecz pracuję nad sobą. Poza tym...ja unikam ludzi Laughing Serio, serio. Jak słyszę kroki na klatce schodowej, nie wsiadam do windy, a szybko uciekam po schodach x) - ale to taki odpał mój znany Smile
Jak się utrzymuję w grupie ? O dziwo dosyć dobrze, raczej jestem z tych 'liderowych' choć rzadko jako ten pierwszy. Mam znajomych, z którymi się dogaduję i którzy mnie akceptują (czasem się dziwię jakim cudem!). Lubię spędzać czas w towarzystwie, aczkolwiek nie za często i nie za długo. Bo po prostu czasem już nie wytrzymuję i najchętniej bym uciekła z tego tloku, często bardzo mi lubianych ludzi. Do samotności. Do mojej ciepłej i kochanej kołderki pod, którą mogę się skryć i nie wystawiac noska - czuć się niewidoczna i bezpieczna Smile Dzikus jestem, tak, tak Very Happy
Czy jestem lubiana ? Zależy. Oczywiście trudno ocenić, ale myślę, że niektórych potrafię ująć swym 'urokiem osobistym' natomiast innych pewnie denerwuje. Nie no, na 'lubienie' nie mam co narzekać - dzięki Bogu! Smile
Sumując: potrzebuję ludzi wokół, potrzebuję wiedzieć, że istnieją. Natomiast nie lubię byc zobowiązana do spotykania się z nimi, spędzania czasu, rozmawiania...Dziwne ze mnie stworzenie.

Achh! - Potrzebowałam tego tematu Very Happy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anajulia
Kapitan


Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 4438
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Drogi
Płeć: piratka

PostWysłany: Sob 23:21, 16 Lut 2008 Temat postu:

Jakbym czytała o sobie... widać ufoki już tak mają Very Happy Jak są lubiane, to do szaleństwa, innym działają na nerwy. Z natury samotniki, karmią się myślami innych i nie mogą żyć bez dzielenia się pięknem odnalezionym w samotności. Ze swoimi walorami - kreatywnością, wyobraźnią, empatią - potrafią porwać tłumy, ale szczytem dyskomfortu jest dla nich znajdowanie się w centrum uwagi. Są doskonałymi rozmówcami jako wrażliwi, dyskretni słuchacze, ale marnie im idzie mówienie o sobie - nie tyle nawet formułowanie myśli (to zwykle potrafią świetnie!), co przeniesienie ciężaru rozmowy z osoby rozmówcy na siebie właśnie. I takie to są ufoludki społeczne, ech.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
KresKa
Piracki Lord


Dołączył: 04 Cze 2006
Posty: 1800
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Między Morzem Północnym a Karaibskim

PostWysłany: Pon 0:15, 18 Lut 2008 Temat postu:

Oż-esz. Ja też tak mam. Pominę fakt moich urojeń i rozdwojenia jaźni, choć on chyba ma jakiś wpływ na kontakty międzyludzkie.
Jestem egoistką, to pewne. Kocham samotność. Całymi dniami mogłabym nie spotykać się z ludźmi. Czuję się bezpiecznie wiedząc, że gdzieś w przestrzeni istnieją ci dla mnie ważni, bynajmniej nie cierpię jakichkolwiek zobowiązań, ciągłych prób nawiązywania ze mną kontaktu. Choćby gg: zawsze mam status niewidoczny i sama nie rozpoczynam rozmowy chyba, że wyjątkowo odczuję taką potrzebę. Mam grono przyjaciół, znajomych, z którymi wiążą mnie na tyle elastyczne relacje, że zarówno ja, jaki i oni nie naruszamy sfery 'żywej prywatności'... No.. są wyjątki.
W grupie jestem zapewne liderem. Nie zawsze, ale często. W byłej szkole uważano mnie za kujona i obarczano zawsze wszelką odpowiedzialnością. Jakieś zdolności przywódcze chyba jednak mam... jakoś sobie w końcu radzę jako prezes Mojego-Stowarzyszenia. Jednak potrzebuję w takich sytuacjach wsparcia bliskich mi osób. Często 'oglądam się na innych', przy podejmowaniu decyzji muszę poznać opinie ludzi, z którymi się liczę. Dopiero wtedy wyrabiam sobie własne zdanie, podejmuję decyzje. W grupie ludzi bliżej mi nieznanych (np na tegorocznym obozie) też przejmuję ster, jeżeli czuję się na siłach, jeżeli nie łatwo podporządkowuję się innym, delikatnie przedstawiając moje stanowisko w sprawie.
Wśród znajomych w szkole, gdziekolwiek nie lubię sympatyzować z jedną tylko grupą, a zwykle tworzy się ich mnóstwo w różnych środowiskach. Charakterystyczne dla mnie jest to, że nie lubię mieć wrogów i dążę do tego, aby być w jak najlepszych relacjach z każdym.
Ogólnie rzecz biorąc... Tak, stronię od ludzi, bardzo negatywnie odbijają się na mojej psychice próby usilnego nawiązywania ze mną kontaktu wszelkimi możliwymi sposobami, narzucanie się i wdzieranie w mój własny egoistyczny światek.
Cytat:
potrzebuję ludzi wokół, potrzebuję wiedzieć, że istnieją. Natomiast nie lubię byc zobowiązana do spotykania się z nimi, spędzania czasu, rozmawiania...

Jestem ufokiem? Na pewno zdziczałym egoistą lubującym się we własnej samotności. Taka prawda...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Beh.
Majtek


Dołączył: 19 Sie 2006
Posty: 234
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ze skrzynki bez klamki

PostWysłany: Pon 11:02, 18 Lut 2008 Temat postu:

KresKa napisał:
Jednak potrzebuję w takich sytuacjach wsparcia bliskich mi osób. Często 'oglądam się na innych', przy podejmowaniu decyzji muszę poznać opinie ludzi, z którymi się liczę. Dopiero wtedy wyrabiam sobie własne zdanie, podejmuję decyzje. W grupie ludzi bliżej mi nieznanych (np na tegorocznym obozie) też przejmuję ster, jeżeli czuję się na siłach, jeżeli nie łatwo podporządkowuję się innym, delikatnie przedstawiając moje stanowisko w sprawie.

Ależ KresKo, nie jesteś egoistką, skoro liczysz się ze zdaniem innych! Egoista to ktoś, kto m.in. nie uwzględnia opinii innych ludzi w swoich działaniach. Tak naprawdę mało jest prawdziwych egoistów na świecie. O dziwo, nawet ja nie zaliczam się do tego "szacownego" grona... A to, że kocha się samotność, to już imo zupełnie oddzielna kwestia.
Jeśli chodzi o mnie, to na obozach, koloniach itp., gdzie nikogo nie znałam (a zdarzały się takie wyjazdy) nie bawiłam się dobrze. Gdy trzeba było zorganizować się grupowo i pytano mnie o zdanie, zwykle wzruszałam ramionami i odpowiadałam coś w rodzaju "róbcie co chcecie". Większość pomysłów na wspólne spędzanie czasu wydawała mi się po prostu głupia. Nie jestem aktywnym typem człowieka. Nie pociąga mnie "pływanie" w zamulonym jeziorze.
Taka mała dygresyjka. Ekchem.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mrs.Sparrow
Piracki Lord


Dołączył: 19 Sty 2006
Posty: 2524
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z teatru
Płeć: piratka

PostWysłany: Pon 19:19, 18 Lut 2008 Temat postu:

Hmmm.. trudny temat... Strasznie ciężko jest mi powiedzieć jak właściwie odbieram otaczających mnie ludzi. Najczęściej jednak odnoszę wrażenie, że zamiast jednej osobowości, która odpowiada za wszystkie moje działania względem innych, mam kilka i każda jest inna Very Happy
Na co dzień nie mam problemów z nawiązywaniem kontaktów z innymi i, choć bardzo tego nie lubię, ale powiem nieskromnie, że jestem lubiana. Żadnych skłonności przywódczych nigdy u siebie nie zaobserwowałam. Nie znaczy to, oczywiście, ze od czasu do czasu będąc w grupie nie potrafię odezwać się i zaproponować czegoś od siebie. Czasami jest wręcz przeciwnie - nie wytrzymuje tego jak inni ludzie się ślamazarzą, ociągają i robią rzeczy "na odwal się" i wtedy właśnie staram się przejmować po części inicjatywę i zrobić coś od siebie. Nie cierpię jednak odpowiedzialności. Nie chodzi mi oczywiście o przyjmowanie na siebie konsekwencji tego co się zrobiło, ale o to, kiedy podczas pracy w grupie ludzie wymagają od ciebie tego, co powinni robić wszyscy.
Nigdy nie lubiłam być w centrum zainteresowania i raczej unikam tłumów. Nie znaczy to też, że od razu uciekam od ludzi, chodzi mi po prostu o pozbywanie się zamieszania. Po części tak samo jak staram się unikać wrogów - nie chodzi mi oczywiście o mijanie ich z dala na ulicy, ale o sam fakt nie posiadania ich. Hmmm.. ogólnie mówiąc posiadanie wrogów to dla mnie trochę dziwna sprawa. Skoro się z kimś przyjaźnisz to, jak by nie było, lubisz go. Jak jesteś do kogoś wrogo nastawiony to nie ma co kombinować i rozmawiać z nimi na siłę - i dokładnie w ten sposób, unikając tych z którymi nie chcę rozmawiać, albo po prostu działają mi na nerwy, staram sie "nie robić" sobie wrogów.
Odnoszę wrażenie, ze właśnie w takim zachowaniu ujawnia się coś z duszy samotnika. Uwielbiam zacisze własnego domu, czy pokoju. Nie lubię rozmawiać z ludźmi na siłę, kiedy kończą się tematy, zaczyna robić się głupio i zapada niezręczna cisza. Echhh... może to trochę dziwne, ale już chyba nic nie denerwuje mnie tak jak dostawanie późnym wieczorem (albo wczesnym rankiem) smsów od osób z klasy z pytaniem, co było zadane, co trzeba przynieść, czy przygotować - może to trochę dziwne, ale nie wiedzieć czemu powoli zaczyna mnie to do szału doprowadzać. Nie chodzi mi oczywiście o to, ze nie chce mi się np. komuś czegoś powiedzieć - co to to nie, ale po prostu chodzi mi o to bycie osobą, której inni ludzie w kółko się o coś pytają czy czegoś chcą, takie uważanie, ze ktoś inny jest przez cały czas pod ręką.
Z drugiej jednak strony po prostu nie potrafię obyć się bez ludzi. Uwielbiam rozmawiać, śmiać się i uwielbiam wręcz rozśmieszać innych. Czasami jednak nie potrzebuję rozmowy. Mogę godzinami siedzieć zamknięta w pokoju oglądając film, czytając książkę, rysując czy pisząc i po prostu czuć obecność innego człowieka i cieszyć się tym, ze nie jestem sama. Jednak kiedy siedząc tak zdarzy sie, ze ta osoba wejdzie do środka, do pokoju potrafię poczuć jakąś dziwną, lekką złość. Nie potrafię opisać tego dokładnie, ale to tak, jakby było poczucie bezpieczeństwa zapewnione przez innych, ale jakaś bariera przez którą nie do końca się chce przejść, żeby porozmawiać. A co do samej rozmowy, muszę przyznać - bardzo to lubię. Pogadać o filmie, o książce o tym co się dzieje. Nie mówię o rozmowach na jakieś poważne tematy (chociaż i takie są) ale nawet o takiej najzwyklejszej pogadance o byle czym. W kontaktach z innymi jestem otwarta i jako z natury optymistka, angażuję się w rozmowę i nigdy nie uważam ludzi za nieinteresujących. Lubię dyskutować i otwarcie wyrażać swoje zdanie. Mam wielu znajomych i, przede wszystkim, przyjaciół o których wiem, ze zawsze mogę liczyć na pomoc i wsparcie w trudnych sytuacjach. No i oczywiście forum na którym mogę napisać co mnie gnębi i wiedzieć, że zostanę zrozumiana. Oprócz rozmowy, tak jak mówiłam, uwielbiam wprost śmiać się i poprawiać humor innym ludziom. Dzięki temu od razu człowiek wydaje się bardziej przydatny. Kiedy widzę, ze dzięki powiedzeniu czegoś, czy pocieszeniu, ktoś poczuł sie dobrze to od razu i ja czuję się o wiele, wiele lepiej.
Jednak muszę przyznać, ze najczęściej spotykam się z opiniami, ze jestem osobą, która ciągle się śmieje i prawie nigdy nie smuci ani nie złości, choć czasami muszę przyznać, ze jest zupełnie inaczej. Ale, oczywiście, nie mam zamiaru się zasmucać - co to to nie - optymizm przede wszystkim! Wink I tu właśnie zawsze zauważałam te dwie sprzeczności - po części jako osoba lubiąca być zamknięta w świecie własnej wyobraźni, pisząc, rysując czy czytając. Z dala od innych, siedząc w pokoju, a z drugiej strony jako ktoś, kto po prostu nie może obyć się bez innych ludzi, ktoś wiecznie uśmiechnięty i rozgadany.

Podsumowując - ja już chyba sama do końca nie wiem, jak to ze mną jest Very Happy


Ostatnio zmieniony przez Mrs.Sparrow dnia Pon 19:21, 18 Lut 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marta
Oficer


Dołączył: 28 Lis 2007
Posty: 2975
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z własnego świata w D.G.
Płeć: piratka

PostWysłany: Pon 20:16, 18 Lut 2008 Temat postu:

Mrs.Sparrow napisał:
Echhh... może to trochę dziwne, ale już chyba nic nie denerwuje mnie tak jak dostawanie późnym wieczorem (albo wczesnym rankiem) smsów od osób z klasy z pytaniem, co było zadane, co trzeba przynieść, czy przygotować - może to trochę dziwne, ale nie wiedzieć czemu powoli zaczyna mnie to do szału doprowadzać. Nie chodzi mi oczywiście o to, ze nie chce mi się np. komuś czegoś powiedzieć - co to to nie, ale po prostu chodzi mi o to bycie osobą, której inni ludzie w kółko się o coś pytają czy czegoś chcą, takie uważanie, ze ktoś inny jest przez cały czas pod ręką.


Doskonale cię rozumiem. Mnie też denerwuje, jak ktoś właściwie żąda ode mnie, żebym coś wytłumaczyła, teraz zaraz, nieważne czy coś innego robię, albo chcą do mnie przyjść i nie obchodzi ich, że na przykład nie mam czasu. Jest kilka takich osób. Albo nie patrzą na ogłoszenia, równo z dzwonkiem wylatują z klasy, a potem się pytają, na którą trzeba przyjść i co jest zadane. Bo po co słuchać, skoro można wysłać smsa do Marty. Zwykle odpowiadam, tłumaczę, informuję, ale chwilami mam już tego dosyć.


Ostatnio zmieniony przez Marta dnia Pon 20:17, 18 Lut 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mrs.Sparrow
Piracki Lord


Dołączył: 19 Sty 2006
Posty: 2524
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z teatru
Płeć: piratka

PostWysłany: Pon 20:30, 18 Lut 2008 Temat postu:

Marta napisał:
Zwykle odpowiadam, tłumaczę, informuję, ale chwilami mam już tego dosyć.

Dokładnie to! Owszem, wytłumaczę, bo to tak głupio nie odpowiedzieć, ale coraz częściej zdarza mi sie kasować te wiadomości i, oczywiście, nie odpisywać na nie. Takie małe głupotki jak zwykłe smsy, a potrafią człowieka do szału doprowadzić.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Oficer


Dołączył: 16 Sty 2006
Posty: 2101
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Islandia

PostWysłany: Pią 21:11, 20 Cze 2008 Temat postu:

Ożywię temat opowiadając historię, która mi się ostatnio przydarzyła.

Byłam na weselu, u dalekiej rodziny. W ogóle nie zamierzałam tańczyć, nie miałam nastroju ani humoru. Generalnie byłam zdołowana na maxa i całe to wesele spływało mi jak kropla deszczu po rynnie. Jedyną rzeczą, która mnie zajmowała to (zgadnijcie co ? Razz) było jedzenie. Tylko jedzenie.
Tańczenie całkowicie olewałam. Odmawiałam całej rodzinie... Do czasu, kiedy nie przypałętał się jakiś chłopak, zupełnie nieznajomy człowiek. Poprosił do tańca, no co ja mu miałam powiedzieć ? Wkurzona zgodziłam się z uśmiechem na twarzy, wiedząc, że na jednym się nie skończy. Dostwałam szału ukrytego pod tym nieszczerym uśmiechem na parkiecie. Noo, ale przejdźmy do kulminacji. Wiedząc, że będzie chciał tańczyć jeszcze później robiłam wszystko - byle tylko wyglądać na zajętą CZYMŚ. Cały czas jadłam, jak zaczynali grać chodziłam do toalety, albo wdawałam się w zażartą dyskusję z kuzynostwem Laughing. Prześcigałam się w pomysłach, aż do nienormalności. Tylko po to, by nie tanćzyć.
Taka anegdota pokazująca mój częsty stosunek do ludzi Very Happy.
Nie da się otworzyć zamkniętej Elizabeth...Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anajulia
Kapitan


Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 4438
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Drogi
Płeć: piratka

PostWysłany: Pon 10:14, 05 Lip 2010 Temat postu:

Anajulia o Marcie reportażu z wycieczki do CERNu napisał:
Czytałam z zapartym tchem. Nie tylko ze względu na świetne pióro, błyskotliwy komentarz do rzeczywistości, ciekawostki z podróży, piękne zdjęcia (ach! to Annecy!). Po raz kolejny widzę w Twoich historiach swoją własną, siebie sprzed lat nie do końca zintegrowaną z otaczającą mnie rzeczywistością Very Happy. Dziwne uczucie. Cenne. Dziękuję Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marta
Oficer


Dołączył: 28 Lis 2007
Posty: 2975
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z własnego świata w D.G.
Płeć: piratka

PostWysłany: Sob 19:18, 03 Lip 2010
PRZENIESIONY
Pon 10:15, 05 Lip 2010 Temat postu:

Anajulia napisał:
Po raz kolejny widzę w Twoich historiach swoją własną, siebie sprzed lat nie do końca zintegrowaną z otaczającą mnie rzeczywistością

To niezwykłe i pocieszające dla mnie, że może mam jeszcze jakieś szanse, żeby wyjść na ludzi Very Happy "Nie do końca zintegrowana z rzeczywistością" - w życiu bym tego lepiej nie ujęła. A znamy się tylko przez internet...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anajulia
Kapitan


Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 4438
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Drogi
Płeć: piratka

PostWysłany: Pon 10:17, 05 Lip 2010 Temat postu:

Marta! Mam chęć pogadać o tej integracji, a właściwie jej braku, tylko nie wiem w jakim temacie, nie wiem, czy znajdą się chętni, i czy nie lepiej byłoby gdzieś z boku... Najkrócej mówiąc - tak, w pełni Cię rozumiem. I może zmiany przychodzą z czasem, a może tylko miałam szczęście trafić w końcu na takich ufoków jak ja, więc trudno mi powiedzieć Ci, że kiedyś będzie tak czy tak. Ale życzę Ci z całego serca, byś szybko spotkała kogoś o podobnej wrażliwości do Twojej, kto niekoniecznie będzie chciał się integrować w morzu wódki - z braku innych pomysłów na konwersację, z lęku przed odrzuceniem. Obiecać mogę jedno - zupełnie nie warto naginać się do reszty, jakkolwiek doskwierałoby Ci poczucie alienacji. Bądź nadal sobą, bo jeśli ktoś ma Cię polubić czy pokochać, to właśnie taką jaką jesteś. Jestem z Ciebie dumna Smile.

Anajulia napisał:
Obiecać mogę jedno - zupełnie nie warto naginać się do reszty, jakkolwiek doskwierałoby Ci poczucie alienacji.


Marta napisał:
Nawet gdybym chciała - a miałam taką chwilę, że chciałam, że myślałam, że tak będzie lepiej - to i tak nic by z tego nie wyszło. Tak źle się czułam, robiąc coś wbrew sobie, że szybko to porzuciłam, instynktownie czując zresztą, że nie tędy droga. Tak naprawdę, nie chciałabym tego drastycznie zmieniać, pracuję raczej nad tłumaczeniem ludziom swoich zachowań, uświadamianiem, że fakt, iż nie idę na wielką imprezę nie musi oznaczać, że odcinam się od rówieśników/nie umiem się bawić/cokolwiek ktoś sobie wymyśli. I zawsze cieszę się, spotkawszy kogoś, kto rozumie. A gdybym nie musiała tego wcale tłumaczyć... Wink

Pogadać? Wyciągnij skrzynkę rumu, a chętnie przyjdę Smile


Ostatnio zmieniony przez Anajulia dnia Pon 10:18, 05 Lip 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aletheia
Oficer


Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: piratka

PostWysłany: Nie 23:46, 04 Lip 2010
PRZENIESIONY
Pon 10:19, 05 Lip 2010 Temat postu:

Marta napisał:
fakt, iż nie idę na wielką imprezę nie musi oznaczać, że odcinam się od rówieśników/nie umiem się bawić/cokolwiek ktoś sobie wymyśli

Hmm, ja unikam imprez właśnie dlatego, że nie umiem się na nich bawić... Smile A jak to odbierają ludzie... W sumie nie wiem, i tak rzadko mam okazję odmawiać. Ale gdyby dla kogoś było to NAPRAWDĘ istotne i miał przez to krzywo na mnie patrzeć... no cóż, znajomość i tak się urwie, bo nam ze sobą nie po drodze. Rolling Eyes

Marta napisał:
Tak źle się czułam, robiąc coś wbrew sobie, że szybko to porzuciłam, instynktownie czując zresztą, że nie tędy droga.

O, jakiś czas temu, miałam podobne myśli.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anajulia
Kapitan


Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 4438
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Drogi
Płeć: piratka

PostWysłany: Pon 11:14, 05 Lip 2010 Temat postu:

Niniejszym (a raczej - powyższym Very Happy) wytaczam beczkę rumu. Widzę też jakąś ekskluzywną flaszeczkę... hmmm, postawię w okienku gg, gdyby ktoś miał potrzebę zwierzeń bardziej intymnych. Sama nie wiem, ile zdołam powiedzieć głośno i do wszystkich, co tu zajrzą, znajomych czy nie.

Pozwoliłam sobie zmienić nazwę tematu na bardziej intuicyjną, czyli z "wokół" na "wśród" - bo, prawdę mówiąc, musiałam przejrzeć kilka postów, żeby sobie przypomnieć, o czym tu rozmawialiśmy Very Happy.

Marta napisał:
Nawet gdybym chciała - a miałam taką chwilę, że chciałam, że myślałam, że tak będzie lepiej - to i tak nic by z tego nie wyszło. Tak źle się czułam, robiąc coś wbrew sobie, że szybko to porzuciłam, instynktownie czując zresztą, że nie tędy droga.


Dobrze, że nie walczysz tym instynktownym uczuciem Smile. Ono jest najważniejsze. Najprawdziwsze. A prawda jest dla nas dobra, jaka by nie była. Ja też zawsze gdzieś tam głęboko czułam, że nic z tego nie będzie, a już na pewno, że ja nie stanę się inna próbując się inaczej zachowywać. Ale miałam nadzieję, że może jednak zyskam jakoś w oczach grupy, ktoś w ogóle zacznie mnie brać pod uwagę jako partnera do rozmowy i z czasem przejdziemy na jakiś bliższy mojej osobowości poziom kontaktu. Często zależało mi tak ogromnie na czyjejś akceptacji (bo, na przykład, w danej grupie znajdował się interesujący mnie mężczyzna... a to jeszcze jeden ciekawy, choć nie całkiem odrębny wątek), że zwyczajnie nie miałam innego wyboru, jak tylko próbować znaleźć nić porozumienia z ludźmi, z którymi w każdych innych okolicznościach nie miałabym najmniejszej chęci przebywać. Nabiłam sobie przez to mnóstwo guzów. Tylko po to, by się dowiedzieć, że najlepsza jestem taka, jaka jestem naprawdę i tracę w oczach tych, którzy mnie cenią naprawdę (że nie wspomnę o szacunku dla samej siebie), próbując się stać kimś innym. Banalne, a jednak niełatwo przyswoić te prawdę i wykorzystać ją w praktyce.

Marta napisał:
Pracuję raczej nad tłumaczeniem ludziom swoich zachowań, uświadamianiem, że fakt, iż nie idę na wielką imprezę nie musi oznaczać, że odcinam się od rówieśników/nie umiem się bawić/cokolwiek ktoś sobie wymyśli. I zawsze cieszę się, spotkawszy kogoś, kto rozumie. A gdybym nie musiała tego wcale tłumaczyć... Wink


Myślę, że perfekcyjny moment życia społecznego to taki, w którym już nie masz potrzeby nikomu niczego tłumaczyć, lubisz siebie i nie dbasz o to, że nie wszyscy Ciebie akceptują (to zresztą zupełnie niemożliwe). Bo czy warto cokolwiek komukolwiek tłumaczyć? Ci co mają Cię nie polubić i tak nie zrozumieją, więc chyba szkoda na nich czasu. A tym, co Cię rozumieją... nie trzeba tłumaczyć Smile. Ale doskonale znam tę potrzebę uzasadniania własnych zachowań. Sama robiłam to dziesiątki razy...

Aletheia napisał:
gdyby dla kogoś było to NAPRAWDĘ istotne i miał przez to krzywo na mnie patrzeć... no cóż, znajomość i tak się urwie, bo nam ze sobą nie po drodze


Niby też oczywiste i jakże trafne, ale jak często o tym zapominamy...

Aletheia! A sądzisz, że możliwa jest taka impreza (pod tym pojęciem rozumiem niekoniecznie salę, muzykę, alkohol, etc. - równie dobrze jakieś ognisko w lesie, pieczone ziemniaki...) i taka grupa ludzi, wśród których umiałabyś się dobrze bawić?


Ostatnio zmieniony przez Anajulia dnia Pon 11:27, 05 Lip 2010, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aletheia
Oficer


Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: piratka

PostWysłany: Pon 17:33, 05 Lip 2010 Temat postu:

Anajulia napisał:
Niniejszym (a raczej - powyższym Very Happy ) wytaczam beczkę rumu.

Aletheia! A sądzisz, że możliwa jest taka impreza (...) i taka grupa ludzi, wśród których umiałabyś się dobrze bawić?

[sięga po rum] Tutaj bawię się świetnie. Wink

Anajulia napisał:
miałam nadzieję, że może jednak zyskam jakoś w oczach grupy, ktoś w ogóle zacznie mnie brać pod uwagę jako partnera do rozmowy i z czasem przejdziemy na jakiś bliższy mojej osobowości poziom kontaktu.

Myślę, że to jednak złudna droga.
Raz, wydaje mi się, że często zapominamy o tym, że ta "niekompatybilność" jest wzajemna. To nie tylko ludzie "z którymi w każdych innych okolicznościach nie miałabym najmniejszej chęci przebywać", ale też ja niekoniecznie odpowiadam im. Naturalne i pożądane wydaje nam się zjawisko obopólnego porozumienia. Dlaczego nie zauważamy, że zjawiska niezrozumienia tyczy się to samo? Wobec tego, takie zaprzyjaźnianie na siłę, jest chybione, skazane na porażkę od początku. Prędzej czy później, dojdziemy do wniosku, że nie warto było sobie nawzajem zawracać głowy. I chyba raczej im prędzej, tym lepiej. Mówię także z doświadczenia.
Dwa, zbyt rzadko zauważamy, że to po prostu oszustwo. Siebie i kogoś. Czy nie tak właśnie jest z kochankami rozstającymi się z hukiem, w atmosferze "co ja w nim/niej widziałam/łem"? Widzieli to, co partner chciał im sprzedać, swoją kreację dostosowaną do ich wymagań i oglądaną przez własne różowe okulary. To całkiem normalne, że człowiek przed innymi zawsze się spina, zawsze choć trochę autokreuje, poprawia (czy nawet "pogarsza" we własnych oczach, w sytuacji, jaką przytaczałaś Wink ). Ale o ile taka taktyka jest korzystna, gdy idzie o rozmowę z nieznajomym albo przelotny romans, to przy "celowaniu" w naprawdę bliską relację, można na niej tylko stracić. Problem w tym, że o ile brak szczerości oznacza długoterminową porażkę, to szczerość nie musi oznaczać sukcesu. Kogoś "kompatybilnego" można po prostu nigdy nie spotkać, nie żyjemy w komedii romantycznej ani buddy movie. Smutne? Oczywiście. Ale rzeczywistość nie zależy od tego co o niej myślimy. Ludzie zbyt często o tym zapominają, nie tylko w tej kwestii. Dlatego, wracając do sprawy "stosowania szczerości", ludzie częściej stawiają na autokreację - wolą natychmiastową akceptację, nawet jeśli złudną, od akceptacji autentycznej, która nigdy może nie przyjść.

Ale, żeby nie było tak prosto, a rzeczywistość nigdy nie jest prosta Wink , to dochodzi jeszcze cała lista zastrzeżeń i haczyków. Nie zawsze (a właściwie bardzo rzadko) potrafimy kogoś od razu "odczytać". Ktoś, kto wydaje mi się sympatyczny, bo spokojnie mówi i słucha, po jakimś czasie okazuje się bezrefleksyjną męczyduszą, niezdolną i niechętną do popracowania mózgiem. A jednocześnie słyszy się nagle coś bardzo interesującego od kogoś, komu nigdy nie poświęcało się większej uwagi i jakoś tam przemykał w tle. I to wszystko w grupie ludzi, którą się zna (ha, "zna") od dawna. A gdyby spotkało się ich raz, przelotnie?

Tyle, że to wszystko refleksje "z boku", na spokojnie, nieraz poniewczasie. A w życiu:
Anajulia napisał:
niełatwo przyswoić te prawdę i wykorzystać ją w praktyce.


Anajulia napisał:
Myślę, że perfekcyjny moment życia społecznego to taki, w którym już nie masz potrzeby nikomu niczego tłumaczyć, lubisz siebie i nie dbasz o to, że nie wszyscy Ciebie akceptują (to zresztą zupełnie niemożliwe).

To jest w ogóle jedna z najistotniejszych chyba rzeczy do przyswojenia w życiu - akceptacja świadomości, że nie wszyscy muszą nas kochać. I to jest coś, do czego można dojść tylko samemu, bo chodzi właśnie o spokojną akceptację, potraktowanie tego z humorem, a nie szok i bunt. I owszem, mimo tej świadomości, na co dzień człowiek jednak wciąż odruchowo się spina i tłumaczy. Wink Co zrobić, jesteśmy zwierzętami stadnymi, tak już mamy.

Anajulia napisał:
Aletheia! A sądzisz, że możliwa jest taka impreza (pod tym pojęciem rozumiem niekoniecznie salę, muzykę, alkohol, etc. - równie dobrze jakieś ognisko w lesie, pieczone ziemniaki...) i taka grupa ludzi, wśród których umiałabyś się dobrze bawić?

To bardzo miłe, usłyszeć od Ciebie takie pytanie. Very Happy Wiele zależy od tego, jak bardzo naciągniemy pojęcie imprezy. Sala-muzyka-alkohol odpada rzeczywiście, ognisko w lesie przemawia do mnie już bardziej, a raczej... mniej odpycha. Ale nadal, wydaje mi się, że po prostu bym się nudziła. Głównie dlatego, że źle się czuję w dużej grupie. Wspólne grupowe robienie czegokolwiek, zawsze jakoś odbieram jako dziejące się raczej obok mnie. Nawet jeśli mam w tym jakiś udział, to zawsze się okazuje, że jakoś tak... zdryfowałam i zajmuję się swoją częścią zadania, zatopiona we własnych myślach. Dla mnie troje, to już tłok. Lubię interakcję z kimś, ale najlepiej mi to wychodzi w układzie "po jednym na raz". To jedna z moich najpoważniejszych wad i ta najbardziej wpływająca na moje układy z ludźmi - kompletnie obca, w sensie praktycznym, jest mi umiejętność tej osławionej pracy zespołowej. I nie zdołały tego zmienić wszelkie mody edukacyjne szkolno-uczelniane, tą umiejętność mające podobno rozwijać. Choćbym się starała, to nie "czuję" tego, zawsze zostaję z podskórnym uczuciem, że jedno zadanie powinien robić jeden człowiek, a najwydajniej zespołowa, to jest co najwyżej praca jego neuronów.
Inna sprawa, że nigdy nie imprezowałam ani nie pracowałam z grupą ludzi, na których mi rzeczywiście MOCNO zależało. Zatem aktualnie odpowiedź brzmi - nie wiem. Mogę sobie wyobrażać, ale przyznam, że wyobraźnia zgłasza trudności produkcyjne. Laughing
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marta
Oficer


Dołączył: 28 Lis 2007
Posty: 2975
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z własnego świata w D.G.
Płeć: piratka

PostWysłany: Pon 23:47, 05 Lip 2010 Temat postu:

Anajulia napisał:
Ale miałam nadzieję, że może jednak zyskam jakoś w oczach grupy, ktoś w ogóle zacznie mnie brać pod uwagę jako partnera do rozmowy i z czasem przejdziemy na jakiś bliższy mojej osobowości poziom kontaktu.

[potakuje] Pierwszy krok, sposób na pokazanie swojego istnienia, potem będzie inaczej. Nie doszłam do odpowiedzi napytanie, czy jest.

Dwa lata temu w wakacje, ludzie ze szkoły, do której wkrótce miałam chodzić, zorganizowali integrację dla pierwszaków. Wybrali się na nią moi znajomi z gimnazjum - różne profile, ale głównie mój - i wybrałam się ja. Nie chciałam iść, ale zamiast słuchać siebie posłuchałam innych, którzy radzili mi iść i poznać swoich kolegów. Oprócz grupy ludzi, z którymi nie mam już teraz prawie nic wspólnego, spotkałam tam dziewczynę, tak samo niepewną i zagubioną jak ja. Już po kilkunastu minutach grupa zebranych rozmawiała ze sobą, a my osobno, z boku. Od dwóch lat siedzimy w jednej ławce Smile Nie wiem, co bym zrobiła, gdybym nie czuła z kilkoma wyjątkowymi dla mnie ludźmi tego zrozumienia w pewnych kwestiach - jak z nią co do integracji Smile

Anajulia napisał:
Bo czy warto cokolwiek komukolwiek tłumaczyć?

"Nigdy się nie tłumacz - przed przyjaciółmi nie musisz, a wrogowie i tak nie uwierzą"
Cytat z pamięci, według google'a to Mark Twain. Tyle teoria.

Anajulia napisał:
Myślę, że perfekcyjny moment życia społecznego to taki, w którym już nie masz potrzeby nikomu niczego tłumaczyć, lubisz siebie i nie dbasz o to, że nie wszyscy Ciebie akceptują (to zresztą zupełnie niemożliwe).

Tylko że często musimy spędzać mnóstwo czasu z ludźmi, których sobie nie wybraliśmy, jakoś się dogadywać, a czasem współpracować. Oczekuje się wtedy jakiegoś dostosowania, nałożenia lekkiej maski - dla dobra ogółu. Bardzo nie lubię tego stwierdzenia, "dla dobra ogółu", zawsze byłam za prawami jednostki i zachowaniem odrębności, a przede wszystkim za prawdą. Są tacy ludzie-kameleony, którzy dostosowują osobowość do potrzeb rozmówcy. W pewnym stopniu wszyscy tak robimy na co dzień, ale musi istnieć granica, po której przekroczeniu nie jesteśmy już sobą. I której decydując się nie przekraczać, skazujemy się na odrzucenie.
Aletheia napisał:
Dlatego, wracając do sprawy "stosowania szczerości", ludzie częściej stawiają na autokreację - wolą natychmiastową akceptację, nawet jeśli złudną, od akceptacji autentycznej, która nigdy może nie przyjść.

A jeśli przyjdzie, to mogą nazywać się szczęściarzami.

Aletheia napisał:
Choćbym się starała, to nie "czuję" tego, zawsze zostaję z podskórnym uczuciem, że jedno zadanie powinien robić jeden człowiek, a najwydajniej zespołowa, to jest co najwyżej praca jego neuronów.

Fizyka się z tobą zgadza i potwierdza doświadczalnie: wykonana praca będzie mniejsza od sumy prac wykonywanych oddzielnie, bo wydajność maleje. Z drugiej strony matematyka i jej piękna teoria: połączenie wydajności przyspiesza pracę. Dziś wolę już fizykę, w sumie niedawno odkryłam, że bardziej mnie kręci poznawanie praw rządzących światem (ach, CERN Smile) niż suche dowody i analizy. Ale to nie ten temat.

Lubię pracę w grupach, ale tylko, jeśli jestem w stanie znaleźć z towarzyszami wspólny język; oprócz tego to nie może być grupa większa niż, powiedzmy, pięcioosobowa. W tłumie gubię się - wtapiam w tło i udaję, że mnie nie ma. Obca mi jest ogólnoklasowa dyskusja, wolę rozmawiać z góra kilkoma ludźmi jednocześnie, inaczej nie czuję kontaktu z drugą osobą i nie "widzę" tego, że rozmówca mnie słucha. Podobnie jest na "imprezie" (że z wahaniem użyję tego słowa nawet w cudzysłowie): z ludźmi, których znam i w których towarzystwie zapadają cisze z gatunku tych nie krępujących, mogę się bawić w każdym miejscu i z dowolną objętością alkoholu. Nawet przy muzyce. Byle nie za głośnej Very Happy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aletheia
Oficer


Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: piratka

PostWysłany: Śro 19:39, 07 Lip 2010 Temat postu:

Marta napisał:
Są tacy ludzie-kameleony, którzy dostosowują osobowość do potrzeb rozmówcy.

To ja. Rozmawiając z kimś, przynajmniej częściowo przejmuję jego styl, choć w żywych rozmowach znacznie mniej niż w necie (ale też w żywych rozmowach znacznie ZNACZNIE bardziej "gram", niż w necie, ot paradoks?). To nie do końca zamierzone, choć raczej świadome (w sensie: dostrzegam to). Co ciekawe, to przypadłość występująca (nie wiem jak powszechnie) u ludzi, którzy zwracają uwagę na styl, zauważają że może się różnić, ma dla nich znaczenie... Choćby u pisarzy. W pięć minut tego nie znajdę (niewykluczone, że tego nie ma w necie), ale [link widoczny dla zalogowanych] kiedyś wspominał, że zabierając się do pisania własnej fabuły, unika w tym czasie czytania cudzych, właśnie przez to przejmowanie zaraźliwych stylów. Doskonale go rozumiem, bo znam to uczucie. Nawet po... filmach. Naprawdę, to bardzo trudno wyjaśnić, ale to jest coś, co się rzeczywiście czuje.
W tej sytuacji, faktycznie istotne staje się ryzyko tego "przekraczania", o którym piszesz. Najskuteczniejszą receptą dla zachowania czystości, "własności", pisanych tekstów jest właśnie to "odstawienie" na czas pisania. Poza tym, rzeczywistą osobowość mówiącego / autora najlepiej widać (jest "najczystsza", niezakłócona) w dłuższych tekstach. I chyba też w tych, przy których autorowi słów włączają się emocje. Wink Jeśli chodzi o rzecz mocno leżącą komuś na wątrobie, to będzie w tym bardziej "widoczny". Chyba.

Marta napisał:
Dziś wolę już fizykę, w sumie niedawno odkryłam, że bardziej mnie kręci poznawanie praw rządzących światem (ach, CERN Smile ) niż suche dowody i analizy. Ale to nie ten temat.

Dla mnie brzmi niejasno (poznawanie świata vs dowody i analizy), ale interesująco, więc chętnie stawię się w ewentualnym temacie ogólnonaukowym. Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aletheia
Oficer


Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: piratka

PostWysłany: Pią 19:41, 17 Wrz 2010 Temat postu:

Ostatnio jestem na głodzie dyskusyjnym, ale co z tego, że Internet jak zwykle trzęsie się od rozgadania, skoro jak wątek interesujący, to kompania i atmosfera niekoniecznie zachęcające do przyłączenia, a tam gdzie warto, to milczenie... Tak, to jest kolejna próba ożywienia Perły, wiem, namolna jestem. Wink (A tak w ogóle, gdzie nowi (i nie nowi, HĘ?!) i czemu milczą? Oficerstwu już ręce odpadają od wiosłowania. A poza tym tu jest forum a nie blog, gadalnia a nie czytelnia, savvy? Wink Już zasuwać do roboty, ktoś musi pisać, aby czytać mógł ktoś, a na forum się to załatwia metodą wzajemności, rozumiemy się? No, koniec pogadanki agitacyjnej, przechodzimy do prezentacji naocznej. Oczywiście ustosunkowanie się mile widziane, także do pogadanki. Laughing Prawdopodobnie ustosunkowanie będzie brzmiało "Spadaj, poganiaczu niewolników", ale zawsze to jakiś odzew...)

W wyniku rejsów między różnymi netowymi portami, w końcu wypłynęło mi pytanie: jak poznajecie ludzi? A raczej, jak wolicie poznawać. I co to właściwie znaczy.

Prywatnie uważam, że człowieka określa to co robi, ślady jakie po sobie zostawia. Nie tyle to co O SOBIE mówi, ale to jak DAJE się poznać. Właściwie rzecz wydawała mi się dość oczywista, na własnym LJ na dzień dobry napisałam w sumie tyle co: cześć, przepraszam za błędy językowe, notkę należy uważać za formalną, bo moim portretem będzie CAŁY blog, kropka. Jest w tym coś zaskakującego? W końcu jeśli przypadkiem natykam się na cudzy blog, to zaczynam go śledzić (bądź porzucam) w zależności od jego całej treści, a nie tego co o sobie w profilu wysmażył autor. Jeśli decyduję się przeczytać książkę, to dlatego, że zainteresowała mnie jej treść, a dopiero potem, ewentualnie, biografia autora. Czy to jest nielogiczne? Dziwaczne?

Jak się okazuje, dla innych owszem. Spotkałam się na jednym forum z otwarcie walniętym rozmówcy stwierdzeniem o treści mniej więcej: "nic mnie nie obchodzi twoja opinia, jeśli się nie przedstawiłeś i nic o tobie nie wiem". I były to słowa osoby dość inteligentnej (choć lepiej nie mówmy o jej charakterze, a okoliczności też były raczej, hmm, drażliwe). Przyznam, że szczęka mi opadła i pomyślałam, że po tak serdecznym przywitaniu to raczej byłby mój ostatni dzień na takim forum (szczególnie, że to strzeliła nowemu userowi adminka). No ale, abstrahując już od samej formy, co sądzicie o treści? Też wolicie najpierw wiedzieć z kim rozmawiacie, żeby się jakoś ustawić do jego słów?

Po zastanowieniu stwierdziłam, że to chyba dość popularne podejście (jeśli mogę sądzić po tym, jak ludzie zaczynają swoje blogi, jak wchodzą na fora itede) i to moje jest raczej, hmm... no w sumie nie wiem jakie jest...? Rzadziej spotykane? Mniej oczywiste? Może z tego tematu się dowiem, jeśli odpowiecie. Very Happy

Co do mnie, mam raczej odwrotnie. Jeśli ktoś zaczyna w stylu "lubię truskawki, ubieram się na żółto i słucham irlandzkiego folku", to moją reakcją jest "Aha. OK. No i co?". Rzecz w tym, że jeśli ktoś przedstawia mi się w taki sposób, to... nie przedstawił mi się w ogóle. Każdy coś tam lubi jeść, w coś się ubiera i ma milion innych upodobań. Ale, choć może to zabrzmieć obcesowo i przepraszam urażonych, sens zawierania znajomości nie, nomen omen, zawiera się dla mnie w katalogowaniu tego miliona cech obcych mi gruncie rzeczy ludzi. Nie zacznę czytać bloga, bo autor napisał, że lubi koty. Ja też lubię i co z tego? Mnóstwo ludzi je lubi i życia nie starczy na wymianę pozdrowień z nimi wszystkimi. A choćby starczyło, to byłoby to upiornie nudne życie: "Lubię koty!" "Ja też!" "Łiiiiii!!! Razem lubimy koty!" Ratunku... Naprawdę czulibyście (czujecie?), że to jest poznawanie kogoś? Dowiadywanie się o nim czegoś istotnego? A przede wszystkim, czy to jest właśnie sens rozmowy?

U mnie to idzie w odwrotnym kierunku - najpierw musi mnie zainteresować czyjaś opinia, pogląd, twórczość... żeby zaczął mnie interesować on sam, z jego upodobaniami i biografią. Żeby mi się w ogóle chciało go "katalogować" i żebym zdołała to zapamiętać. Żeby zaczęły dla mnie mieć znaczenie jego truskawki, żółte ubrania, irlandzki folk i koty. A także imię, miejsce zamieszkania i numer buta. Dane tego ostatniego typu są w ogóle najmniej istotne i mogę się bez nich świetnie obyć w dyskusji, choćby przez lata. Jeśli mam czyjeś imię, datę urodzenia i ulubione danie, to... nie mam właściwie nic. Nic naprawdę potrzebnego. Niczego, co przyciągałoby uwagę i skłaniało do odpowiedzi.

Z takich danych "nieznaczących dyskusyjnie" lubię znać płeć rozmówcy, ale przecież nawet to nie jest konieczne aby w ogóle przyciągnąć uwagę. Kiedy mijamy jakiś kawałek płotowej filozofii na murze, to czy potrzebne nam nazwisko i wiek piszącego, czy raczej interesują nas same słowa? No, zakładam, że akurat nie przechodzimy w mundurze Straży Miejskiej... Internet (i w ogóle świat) jest właśnie takim murem - najpierw muszę zobaczyć produkt czyjejś mózgownicy, i jeśli ten skłoni mnie do poświęcenia uwagi autorowi, to zacznę śledzić dalsze jego słowa, a na samym końcu zacznie dla mnie, być może, mieć znaczenie jakim fasonem czapki bywa przykrywana ta mózgownica. I przyznam, że dość przygnębiające jest dla mnie, że wielu ludzi zaczyna odwrotnie - prezentują swoje imię, wiek, pochodzenie, kolor szafek w kuchni i PESEL... I czują się "zapoznani i przedstawieni". No, gdybyśmy byli nowo wprowadzonymi sąsiadami, to jeszcze rozumiem. Ale w Internecie? Jeśli ktoś od takich danych zaczyna - w porządku, przyjęłam do wiadomości, czekam na opinie, poglądy, pomysły, słowem - dyskusję. I jak się tak rozejrzę, to się z tym oczekiwaniem znowu czuję nienormatywna i niedopasowana... Neutral

Co o tym sądzicie i jak to czujecie? Co jest dla Was istotne w takich sytuacjach? Wolicie wzór "najpierw nazbierać jak najwięcej danych, a potem ewentualnie rozmawiać", czy "numer buta mi do szczęścia niepotrzebny, liczą się słowa i sama rozmowa"? Jak zaczynacie sami?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum CZARNA PERŁA Strona Główna -> Tawerna / Psyche Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
Strona 1 z 3


Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB Š 2001, 2005 phpBB Group
Theme bLock created by JR9 for stylerbb.net
Regulamin