Forum CZARNA PERŁA Strona Główna
  FAQ  Szukaj  Użytkownicy  Grupy  Galerie   Rejestracja   Profil  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  Zaloguj 

My wśród ludzi

Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum CZARNA PERŁA Strona Główna -> Tawerna / Psyche
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Autor Wiadomość
Marta
Oficer


Dołączył: 28 Lis 2007
Posty: 2975
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z własnego świata w D.G.
Płeć: piratka

PostWysłany: Pią 21:15, 17 Wrz 2010 Temat postu:

Spadaj, poganiaczu niewolników...? Very Happy Gdyby wszyscy poganiacze zachowywali się tak jak Ty... Smile

Chyba pojadę cytatami, bo nie czuję się na siłach wysmażyć długiej odpowiedzi, która by zawierała wszystko, co mi się nasunęło.

Aletheia napisał:
Spotkałam się na jednym forum z otwarcie walniętym rozmówcy stwierdzeniem o treści mniej więcej: "nic mnie nie obchodzi twoja opinia, jeśli się nie przedstawiłeś i nic o tobie nie wiem".

Na pewno zostało to za ostro powiedziane, ale jeśli chodzi o sens, nie jestem zbytnio zaskoczona. Oznaczenia płci, miejsce na wpisanie miasta czy wieku skąd się w końcu wzięły, na wielu forach jest też zwyczaj witania się i krótkiego przedstawienia, już nie mówiąc o naszym, gdzie każdy ma osobny temat Smile To chyba normalne, że chcemy mieć jakiekolwiek pojęcie o osobie, z którą rozmawiamy. Na forach to już szczególnie - wyobraźcie sobie, że nie ma avatarów, podpisów, żadnych informacji o użytkowniku - niczego, po prostu potok postów. Jak ja, nowy user, mam tych wszystkich ludzi od siebie odróżnić? Jasne, że tutaj poznam post Twój czy Eddie bez zerkania na avatar, ale na początku to pomaga, takie kojarzenie osoby z czymś konkretnym: aha, to ten, co lubi mangę, ta ma Chmielewską w podpisie itd.

Aletheia napisał:
na własnym LJ na dzień dobry napisałam w sumie tyle co: cześć, przepraszam za błędy językowe, notkę należy uważać za formalną, bo moim portretem będzie CAŁY blog, kropka.

Kiedyś pisałam bloga i w profilu miałam parę słów o sobie + zdanie "reszty dowiecie się z postów". Jasne, że przeglądając bloga, zwracam uwagę na treść, ale profil też przeglądam. Inaczej taka osoba będzie dla mnie poglądem albo fanfikiem, a nie człowiekiem.

Aletheia napisał:
Nie zacznę czytać bloga, bo autor napisał, że lubi koty.

Jeśli blog jest o kotach, a Ty chcesz poczytać o kotach... Na Perłę trafiłam, szukając ludzi, którzy lubią POTC, dopiero potem dowiedziałam się o Was innych rzeczy. Musiało nas połączyć uwielbienie dla jednego filmu, żebyśmy mogli pogadać na inne tematy. Od czegoś trzeba zacząć, żeby mieć jakiś punkt zaczepienia.

Aletheia napisał:
"Lubię koty!" "Ja też!" "Łiiiiii!!! Razem lubimy koty!" Ratunku... Naprawdę czulibyście (czujecie?), że to jest poznawanie kogoś?

Zależy, jak bardzo chcesz kogoś poznać. I jak bardzo ktoś chce dać się poznać. "Znam" kogoś, z kim rozmawiam o kabaretach. Piszemy do siebie, komentujemy wydarzenia, relacjonujemy występy, raz wybrałyśmy się na koncert razem. I tyle. Nie mam pojęcia, czy chce być lekarzem, co uważa na temat kary śmierci i jaki jest jej ulubiony film i nie potrzebuję tego wiedzieć. Nie chcemy nawiązać bliższej relacji, tylko pogadać o kabaretach.

Aletheia napisał:
Wolicie wzór "najpierw nazbierać jak najwięcej danych, a potem ewentualnie rozmawiać", czy "numer buta mi do szczęścia niepotrzebny, liczą się słowa i sama rozmowa"?

Powiedziałabym, że dane są ważne jako punkt wyjścia do rozmowy, "zahaczenie" osoby w mózgu albo "dopełnienie" obrazu danej osoby (wszystko zależy od tego, gdzie jestem - na forum, w serwisie fanfiktowym, na czyimś blogu), ale słowa są najważniejsze i stanowią materiał właściwy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aletheia
Oficer


Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: piratka

PostWysłany: Pią 22:05, 17 Wrz 2010 Temat postu:

Marta napisał:
wyobraźcie sobie, że nie ma avatarów, podpisów, żadnych informacji o użytkowniku - niczego, po prostu potok postów. (...) na początku to pomaga, takie kojarzenie osoby z czymś konkretnym

Z tym się w pełni zgadzam, nie lubię gdy ktoś zmienia avy co tydzień albo częściej. W ogóle uważam, że taka "osobowość netowa" jest równie istotna co realowa i to też rodzaj wizerunku, który się buduje i za który odpowiada. Co choćby powiedzieć o zakładaniu następnego konta, gdy na starym się zrobiło coś głupiego...? Ale to dygresja na boku, a generalnie - tak, to są ważne elementy. Ale nie całkiem to miałam na myśli, pisząc poprzedni post, choć fajnie, że kwestia wypłynęła przy okazji.

Marta napisał:
Jasne, że przeglądając bloga, zwracam uwagę na treść, ale profil też przeglądam.

Ja równieź i nie mówiłam, że nie. Przepraszam, może faktycznie robiło to takie wrażenie. Ale cały czas podkreślam - profil i wszystkie tego typu informacje są (dla mnie) interesujące PO. Tym fanfiku, czy poglądach, wszystko jedno. Jeśli fanfik mnie nie przyciągnie najpierw, to profil tym bardziej.

Marta napisał:
Jeśli blog jest o kotach, a Ty chcesz poczytać o kotach...

To przeglądam różne blogi o kotach i zatrzymuję się na tym, który jest interesujący. Profil autora nie ma nic do tego. Przynajmniej na początku, bo... i tu odsyłacz wyżej. Wink

Marta napisał:
Musiało nas połączyć uwielbienie dla jednego filmu, żebyśmy mogli pogadać na inne tematy. Od czegoś trzeba zacząć, żeby mieć jakiś punkt zaczepienia.

I tu jest pogrzebana cała psia sfora... No ja właśnie DOKŁADNIE o tym. Jeśli to forum tematyczne (a nie serwis randkowy czy insza szukalnia przyjaciół), to owszem, parę słów na wejście (zresztą powitalnie na forach uważam za dobry pomysł), ot, tytułem rytuału, żeby uprzejmie było, ale potem przechodzimy do konkretów, czyż nie? Przyznam, że ja trochę piję też do wieeelu nowych dusz na Perle, które po zaciągu rzucają paroma (albo mnóstwem) informacji o sobie i... na tym koniec. Moją reakcją jest uprzejmy uśmiech i oczekiwanie. Na coś co dotyczy tematu forum i na co można odpowiedzieć.

Marta napisał:
Zależy, jak bardzo chcesz kogoś poznać. I jak bardzo ktoś chce dać się poznać. (...) Nie chcemy nawiązać bliższej relacji, tylko pogadać o kabaretach.

Tylko że nie da się na początku znajomości określić, jak bardzo chce się kogoś znać. No chyba, że zachodzi przypadek ciężkiego zakochania od pierwszego wejrzenia i "chcę o Nim/Niej wiedzieć WSZYSTKO!!!". Laughing W pozostałych to jest raczej reakcja łańcuchowa, proces samonapędzający. Przypadkowe zainteresowanie --> porozumienie i radość z rozmowy --> odkrywanie nowych wspólnych tematów / wzajemne zarażanie jeszcze-nie-wspólnymi --> i... nagle opinia tego kogoś zaczyna być istotna w wielu różnych kwestiach, ten ktoś zaczyna być interesujący jako on sam. Albo nie zaczyna. W każdym razie to nie jest świadome i zamierzone, w większości(?) przypadków. Tak mi się zdaje.

Marta napisał:
Powiedziałabym, że dane są ważne jako punkt wyjścia do rozmowy, "zahaczenie" osoby w mózgu albo "dopełnienie" obrazu danej osoby (wszystko zależy od tego, gdzie jestem - na forum, w serwisie fanfiktowym, na czyimś blogu), ale słowa są najważniejsze i stanowią materiał właściwy.

I tu mamy z grubsza zgodność, z tym małym zastrzeżeniem z mojej strony, że u mnie słowa są punktem wyjścia, a dane dopełnieniem.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marta
Oficer


Dołączył: 28 Lis 2007
Posty: 2975
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z własnego świata w D.G.
Płeć: piratka

PostWysłany: Nie 15:59, 19 Wrz 2010 Temat postu:

Aletheia napisał:
W ogóle uważam, że taka "osobowość netowa" jest równie istotna co realowa i to też rodzaj wizerunku, który się buduje i za który odpowiada. Co choćby powiedzieć o zakładaniu następnego konta, gdy na starym się zrobiło coś głupiego...?

Zgadzam się. Szczerze mówiąc, zdziwiłam się, kiedy się przekonałam, że dla niektórych to poczucie odpowiedzialności nie jest rzeczą oczywistą, tak jak dla mnie.

Aletheia napisał:
Jeśli to forum tematyczne (a nie serwis randkowy czy insza szukalnia przyjaciół), to owszem, parę słów na wejście (zresztą powitalnie na forach uważam za dobry pomysł), ot, tytułem rytuału, żeby uprzejmie było, ale potem przechodzimy do konkretów, czyż nie?

Oczywiście i ja też zawsze liczę, że za parę tygodni ten nowy nick będę mogła powiązać z opinią, teorią, wypowiedzią. I może czasem łudzę się, że ktoś nie pisze, bo brak mu nie chęci, ale czasu. Ludzie, fajnie, że uzupełniacie ankiety i wklejacie zdjęcia, ale co nam z tego, kiedy nie dostajemy niczego więcej? W życiu chyba by mi nie przyszło do głowy rejestrować się na forum, przywitać i milczeć albo odzywać się wyłącznie w grze w skojarzenia. Chyba nie o to tutaj chodzi? Wszystko zamyka się w nazwie - forum tematyczne.

Aletheia napisał:
Tylko że nie da się na początku znajomości określić, jak bardzo chce się kogoś znać.

Częściowo tak, ale sądzę, że po jakimś czasie już czuję, że albo chcę się bardziej otworzyć i starać przenieść znajomość na inny poziom, albo nie. Jasne, że to się jeszcze może zmienić pod wpływem okoliczności, ale ja nie traktuję każdej znajomości jako potencjalnej przyjaźni, bliskiej relacji. A już zwłaszcza znajomości internetowej. U mnie to nie idzie tak naturalnie, stopniowo, bo w pewnym momencie się pojawia mur, bariera i albo się przez to przejdzie, albo nie. O to mi chodziło.

Aletheia napisał:
Jeśli fanfik mnie nie przyciągnie najpierw, to profil tym bardziej.

Jeszcze o fanfikach: jestem koszmarnym czytelnikiem, bo, jak już pisałam, rzadko komentuję to, co czytam, a jak autor już nie ma innych tekstów, to mogę profil porzucić, nawet nicka nie zapamiętując. W tym przypadku profil i to, co w nim znajdę, naprawdę nie ma dla mnie znaczenia. Gdybym miała jednak ograniczoną ilość czasu i dziesięć fików z wyszukiwarki do potencjalnego przeczytania, w pewnym stopniu zasugerowałabym się profilami jako źródłem informacji o autorze i, co za tym idzie, jego twórczości. Pewnie, że lepiej przejrzeć fiki czy blogi o kotach Smile , ale te parę słów też daje mi jakieś rozeznanie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aletheia
Oficer


Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: piratka

PostWysłany: Nie 17:42, 19 Wrz 2010 Temat postu:

Marta napisał:
Ludzie, fajnie, że uzupełniacie ankiety i wklejacie zdjęcia, ale co nam z tego, kiedy nie dostajemy niczego więcej? W życiu chyba by mi nie przyszło do głowy rejestrować się na forum, przywitać i milczeć albo odzywać się wyłącznie w grze w skojarzenia. Chyba nie o to tutaj chodzi? Wszystko zamyka się w nazwie - forum tematyczne.

Dzięki za te słowa, bo już myślałam, że to ja mam jakieś wydumane pretensje i przypisuję innym własne poglądy. Zastanawiam się, czym to milczenie jest spowodowane, bo w wielu przypadkach - po obiecującym przywitaniu - jest naprawdę zaskakujące. Z jednej strony nie rozumiem tych, którzy rejestrują się i nie odzywają w ogóle, może liczyli na jakieś ukryte opcje? No to przykro mi rozczarować, ale sama Krzykoskrzynka nie jest chyba warta aż rejestracji. Wink Ale co z tymi, którzy się odezwali, zapowiedzieli że mają dużo do powiedzenia, że długo zostaną i... i co? Dopiero wtedy stwierdzili, że się tu jednak źle czują? Ale dlaczego? Może cos ich konkretnie zraziło? Ale co, jak to poprawić? Poza tym, nie wiem jak inni, ale jeśli ja się gdzieś rejestruję (wyłączywszy czysto doraźne, jednorazowe sprawy) to dlatego, że się tam rozejrzałam i mi się spodobało, a nie - rejestracja, a potem się rozejrzeć. Czy to znowu moja nienormatywność? Neutral

Marta napisał:
ja nie traktuję każdej znajomości jako potencjalnej przyjaźni, bliskiej relacji. A już zwłaszcza znajomości internetowej. U mnie to nie idzie tak naturalnie, stopniowo, bo w pewnym momencie się pojawia mur, bariera i albo się przez to przejdzie, albo nie.

Aha. To u mnie chyba inaczej. Każdy ma u mnie pewien kredyt na dzień dobry, ale jednocześnie ten ktoś jest cały czas u mnie "weryfikowany", jak by to nieprzyjemnie nie zabrzmiało. (Ktoś się na jednym forum oburzył, gdy określiłam wstępne budowanie związku zakochanych jako wzajemne "testowanie" i stwierdził, że człowieka się kocha jaki jest i koniec. Miły i romantyczny pogląd, szkoda że niezbyt trzeźwy. W każdym razie teraz staram się dokładnie wyjaśniać co mam na myśli, nawet jeśli to strasznie rozdyma posty... Wink ) A że generalnie mam spory zapas życzliwości do ludzi, to nieraz dwóch-trzech lat mi trzeba, żebym stwierdziła "jego/jej charakter mi się nie podoba, nie podchodzę bliżej". A moja bariera to coś co stoi cały czas, po prostu nie rzuca się w oczy. "Pole manewru" znajomości jest przed nią, i zależnie od rozwoju tej znajomości, mogę nieco tę barierę przesuwać, co w praktyce oznacza usztywnienie i ochłodzenie stosunków (jeśli ktoś "oblewa" weryfikację, bądź ja obleję tą jego) albo ocieplenie i zwiększenie bezpośredniości, jeśli złapiemy falę. Ale żebym podniosła barierę... to się naprawdę BARDZO rzadko zdarza. Jako absolutnie wyjątkowy wyjątek. Jeśli w ogóle.

Marta napisał:
Gdybym miała jednak ograniczoną ilość czasu i dziesięć fików z wyszukiwarki do potencjalnego przeczytania, w pewnym stopniu zasugerowałabym się profilami jako źródłem informacji o autorze i, co za tym idzie, jego twórczości.

Aha. [notuje] Interesujące. Znaczy, wejrzenie w odmienną mentalność. Bo ja mam całkiem inaczej. Jeśli mam dziesięć linków, to po prostu zaglądam pod każdy i czytam ten, który mi najbardziej w danej chwili przypadnie. Reszta czeka dalej na swoją kolejkę. Jeśli ten przeczytany naprawdę mnie zaintryguje, zachwyci, no... no wiesz. Laughing To zaczynam szukać tego autora więcej. A jeśli w jakimś stopniu już "zaprzyjaźnię" się z jego tekstami, to mogę (choć, bywa, wcale nie zawsze) zacząć się wczytywać w jego profil i bardziej osobiste wpisy o tym, że kupił sobie parasol a jego pies zachorował. Choć zaznaczam, że jeśli tylko czytam (bez komentowania, właśnie jak piszesz), to pojawi się to u mnie słabiej, rzadziej i później. Ale jeśli zamieniliśmy parę słów, to na prawie na pewno ten ktoś będzie dla mnie bardziej "żywy" i zacznę mu sie przyglądać bliżej.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marta
Oficer


Dołączył: 28 Lis 2007
Posty: 2975
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z własnego świata w D.G.
Płeć: piratka

PostWysłany: Nie 19:07, 19 Wrz 2010 Temat postu:

Aletheia napisał:
Z jednej strony nie rozumiem tych, którzy rejestrują się i nie odzywają w ogóle, może liczyli na jakieś ukryte opcje?

Możliwe. Zdarzają się takie, zwykle linki.

Aletheia napisał:
Poza tym, nie wiem jak inni, ale jeśli ja się gdzieś rejestruję (wyłączywszy czysto doraźne, jednorazowe sprawy) to dlatego, że się tam rozejrzałam i mi się spodobało, a nie - rejestracja, a potem się rozejrzeć.

Ja też. Nie rejestruję się, gdzie popadnie, ale tam, gdzie mam zamiar się odzywać. Nie mam pojęcia, co kieruje tymi ludźmi - chwilowy entuzjazm? A może dopiero po rejestracji czytają pewne długie analizy i uciekają, gdzie pieprz rośnie?

Aletheia napisał:
A moja bariera to coś co stoi cały czas, po prostu nie rzuca się w oczy.

Aha. U mnie to uderzenie w barierę może być bolesne, zwłaszcza, jak ktoś jest bardzo bezpośredni.

Aletheia napisał:
Jeśli ten przeczytany naprawdę mnie zaintryguje, zachwyci, no... no wiesz. To zaczynam szukać tego autora więcej.

To na pewno mamy wspólne Smile
Takie osobiste wpisy miałyby dla mnie znaczenie, gdyby fik był nieskończony, a wiec wydarzenia typu "pies mi zachorował" miałyby wpływ na termin wrzucenia rozdziału Smile Zazwyczaj autor jest mi bliższy, kiedy jego dzieło jest w toku i czytam systematycznie, a nie "na raz" . Z rym, że wolę ukończone fiki, więc to się rzadziej zdarza.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aletheia
Oficer


Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: piratka

PostWysłany: Nie 22:32, 19 Wrz 2010 Temat postu:

Marta napisał:
A może dopiero po rejestracji czytają pewne długie analizy i uciekają, gdzie pieprz rośnie?

Właśnie. Gdzie się podziali ci, których właśnie TO przyciągało? Neutral Chlip. Smutno mi. Niech mi ktoś udowodni, że jeszcze tacy są i chcą przyjść. Proszę... Sad

Marta napisał:
U mnie to uderzenie w barierę może być bolesne, zwłaszcza, jak ktoś jest bardzo bezpośredni.

Ja sobie od jakiegoś czasu próbuję powtarzać, żeby z tą bezpośredniością nie przesadzać, bo może płoszę ludzi... Nie tylko na Perle, oczywiście. Tak ogólnie.

Marta napisał:
wolę ukończone fiki

W zasadzie ja też, ale to przez to, uchhhh...! uczucie, gdy się znajdzie coś rewelacyjnego i... GDZIE RESZTA!!! Kant na czytelniku, no! Tak nie można! DWA LATA...???!!!
Tak, na pewno też to znasz. Laughing Kolejna z cech niesamowitego obrzydliwego wspaniałego Internetu - istnienie i dostępność rzeczy nieukończonych.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marta
Oficer


Dołączył: 28 Lis 2007
Posty: 2975
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z własnego świata w D.G.
Płeć: piratka

PostWysłany: Nie 23:02, 19 Wrz 2010 Temat postu:

Aletheia napisał:
Gdzie się podziali ci, których właśnie TO przyciągało?

Już przyszli? Zgubili drogę i nie mogą trafić? Też bym chciała, żeby ktoś przyszedł i udowodnił. Po OST...? (ma cichą nadzieję)

Aletheia napisał:
Ja sobie od jakiegoś czasu próbuję powtarzać, żeby z tą bezpośredniością nie przesadzać, bo może płoszę ludzi...

Mnie ktoś bezpośredni na pewno spłoszy. Fakt, że z drugim ostrożnym poznawanie się będzie trwało wieki, ale... Nie odczuwam po jednym dniu, że "znam kogoś od zawsze". Potrzeba czasu, żeby się - jak piszesz - przetestować Smile

Aletheia napisał:
W zasadzie ja też, ale to przez to, uchhhh...! uczucie, gdy się znajdzie coś rewelacyjnego i... GDZIE RESZTA!!!

Bezradna wściekłość. Doskonale znajome Very Happy Powinno się to regulować prawnie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aletheia
Oficer


Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: piratka

PostWysłany: Nie 23:25, 19 Wrz 2010 Temat postu:

Marta napisał:
Po OST...? (ma cichą nadzieję)

Moja cicha nadzieja w miarę zbliżania premiery drze się coraz głośniej i rozpaczliwiej...

Marta napisał:
Powinno się to regulować prawnie.

[gorący aplauz] Ale nie żeby nie zaczynać! To znaczy, grożącego niezakończeniem! Posadzić i pilnować dokończenia! Very Happy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marta
Oficer


Dołączył: 28 Lis 2007
Posty: 2975
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z własnego świata w D.G.
Płeć: piratka

PostWysłany: Pon 15:58, 20 Wrz 2010 Temat postu:

[quote="Aletheia]Posadzić i pilnować dokończenia![/quote]
Dokładnie. Trzymać i nie wypuścić, póki nie napisze. A przed rozpoczęciem podpisać papier, że się do skończenia zobowiązuje. Żeby nie było. Very Happy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
KresKa
Piracki Lord


Dołączył: 04 Cze 2006
Posty: 1800
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Między Morzem Północnym a Karaibskim

PostWysłany: Czw 23:31, 17 Lut 2011 Temat postu:

Aletheia napisał:
Oficerstwu już ręce odpadają od wiosłowania. A poza tym tu jest forum a nie blog, gadalnia a nie czytelnia, savvy? Wink Już zasuwać do roboty, ktoś musi pisać, aby czytać mógł ktoś, a na forum się to załatwia metodą wzajemności, rozumiemy się?

Tak jest! Przepraszam za moją nieobecność i obiecuję poprawić się na stanowisku wiosłowego!

Odkąd wyjechałam do zupełnie obcego dla mnie miasta, w którym byłam zaledwie 3 razy zanim w nim zamieszkałam, z którego nie tak łatwo mogłabym 'uciec' do domu (400 km odległości i prawie 50 zł za podróż w jedną stronę xD) zaczęłam się zastanawiać nad ludźmi, którzy wokół mnie egzystują... Choć w sumie bardziej zastanawiałam się nad sobą i nad tym, jak sobie z nimi radzę.
Ogólnie (nie wiem, czy nie pisałam już tego w tym temacie, ale jakby coś, to przypominam Wink) mam duży problem z nawiązywaniem znajomości. Tutaj potrzeba słowa wyjaśnienia: bo możemy mieć ludzi z trudnościami w nawiązywaniu znajomości, bo po prostu nie potrzebują wielu ludzi wokół siebie, a z drugiej strony mamy ludzi, którzy potrzebują innych, ale kompletnie nie potrafią nawiązywać kontaktów. Trochę waham się nad tą odpowiedzią cały czas, ale jednak chyba bardziej utożsamiam się z drugą grupą.
Do czasów liceum praktycznie się nad tym nie zastanawiałam: po prostu miałam przyjaciół, tylu ilu mi wystarczało, po prostu byli od zawsze, nie wiem, jak się to stało, że byli, ale byli. W liceum sprawa się skomplikowała, bo zupełnie zmieniłam środowisko i jakoś musiałam zaznajomić się z nowymi osobami. I znowu 'ktoś' zrobił wszystko za mnie, nagle pozyskałam dobrych znajomych, nawet przyjaciół. A teraz: nowe miasto, nowi ludzie. To jest o tyle dobre (choć wcale nie pomaga w zwalczaniu trudności w nawiązywaniu kontaktu z innymi ludźmi), że kompletnie sama w tym mieście nie byłam, wyjechałam tam z najważniejszą dla mnie osobą, określmy ją symbolem A. A. mi całkowicie wystarczała przez ostatnie kilka miesięcy - mogłabym nie wychodzić z mieszkania, przebywać cały czas tylko z nią i nie czuć potrzeby kontaktu z innymi ludźmi. Tak na marginesie dodam, że A. potrzebuje i to bardzo innych ludzi stąd namowy z jej strony, abym ja też nowych ludzi wpuściła do swojego życia.
A to wcale proste nie jest.

Po pierwsze: jeśli idziesz na studia do odległego miasta, z dala od swoich wszystkich znajomych jest rzeczą oczywistą, że automatycznie wchodząc w jakąś grupę osób szukasz jakiegoś "punktu" zaczepienia w masie obcych ludzi. Po drugie: bliska Ci osoba namawiająca Cię do nawiązywania nowych znajomości, wypychająca Cię ciągle na pseudo integracyjne spotkania i po trzecie: Twój całkowity brak potrzeby wpuszczania do swojego życia jakichkolwiek nowych ludzi (no bo przecież mam już tego najważniejszego człowieka, po co mi ktoś inny?!). To wszystko złożyło się na to, że zupełnie byłam zdezorientowana i w sumie przerażona w tym wszystkim, co się wokół mnie działo.

Zaczęłam rozpaczliwie wręcz 'szukać przyjaciół' na moich studiach. Miałam o tyle dobrze, że było nas raptem 30 osób, więc skazani niemal byliśmy na jakikolwiek kontakt między sobą, dlatego łatwiej było do kogoś zawsze trafić. 'Upatrzyłam' już sobie moje potencjalne przyjaźnie i za każdym małym niepowodzeniem w naszych relacjach ("gadałyśmy przed zajęciami, ale nie usiadła ze mną!") byłam straszliwie zawiedziona, obiecywałam sobie, ze już nie będę za nikim 'latać', nikogo błagać o uwagę. Po czym pojawiając się znowu w gronie tych ludzi, robiłam dokładnie to co wcześniej.

Anajulia napisał:
Obiecać mogę jedno - zupełnie nie warto naginać się do reszty, jakkolwiek doskwierałoby Ci poczucie alienacji.


no właśnie, dokładnie to robiłam i nieświadomie brnę w to nadal. Bo przecież, jeśli moi potencjalni niedoszli przyjaciele nie lubią jakiejś osoby w grupie, z którą do tej pory miałam dobry kontakt, muszę zacząć jej unikać, bo już więcej się do mnie nie odezwą. Kurna. Strasznie mnie to wkurza. To, że ja potrzebuję w jakiejś określonej społeczności mieć solidne "oparcie", grupę osób, na których mogę polegać. Nie potrafię być samotnikiem wśród innych. Mogę przebywać w samotności, nie otaczać się nikim (noo, to też zależy od wielu czynników i może nastąpić tylko w określonych sytuacjach, ale to już inna bajka Razz), ale w tłumie potrzebuję grupy i jak jej nie mam czuję się bardzo niepewnie. A ja bardzo nie lubię czuć się niepewnie. Pewności siebie dodają mi właśnie inni ludzie, sama nie zostałam w coś takiego zaopatrzona, niestety. Jestem kompletnie niepewna w wielkim tłumie, nie wiem czy potrafiłabym się mu przeciwstawić, gdyby orzekł coś totalnie sprzecznego z moimi przekonaniami. Taka moja 'mała' wada Sad

Anajulia napisał:
Myślę, że perfekcyjny moment życia społecznego to taki, w którym już nie masz potrzeby nikomu niczego tłumaczyć, lubisz siebie i nie dbasz o to, że nie wszyscy Ciebie akceptują (to zresztą zupełnie niemożliwe). Bo czy warto cokolwiek komukolwiek tłumaczyć? Ci co mają Cię nie polubić i tak nie zrozumieją, więc chyba szkoda na nich czasu. A tym, co Cię rozumieją... nie trzeba tłumaczyć Smile.


Ja jestem ciągle na tym etapie, że się tłumaczę. Tzn. rozumiem, że to nie jest dla mnie zdrowe podejście i cały czas z tym walczę. Przez to tłumaczenie się innym, uzależniam się od innych ludzi i to nie jest zdrowe uzależnienie, bo każde rozluźnienie relacji jest dla mnie wielkim zawodem i dużym problemem. To naprawdę niezdrowe.

Ja nie umiem zdrowo żyć w społeczeństwie.

Anajulia napisał:
A sądzisz, że możliwa jest taka impreza (pod tym pojęciem rozumiem niekoniecznie salę, muzykę, alkohol, etc. - równie dobrze jakieś ognisko w lesie, pieczone ziemniaki...) i taka grupa ludzi, wśród których umiałabyś się dobrze bawić?


I tutaj w zasadzie powtarzając myśl - ja umiem bardzo dobrze się bawić, na imprezach/spotkaniach masowych bardziej lub mniej pod warunkiem jednak, że mam przy sobie tę grupę, która mi nadaje pewność siebie i która w jakimś stopniu zapewnia mi bezpieczeństwo (wszak jest tylko jedna osoba na Ziemi, która jest w stanie zapewnić mi poczucie bezpieczeństwa w KAŻDEJ sytuacji).

Aletheia napisał:
To jedna z moich najpoważniejszych wad i ta najbardziej wpływająca na moje układy z ludźmi - kompletnie obca, w sensie praktycznym, jest mi umiejętność tej osławionej pracy zespołowej.


Jest tam na poprzedniej stronie mój post chyba sprzed 3 lat (o kurczę, ale ten czas leci...), w którym piszę, ze jestem raczej liderem w grupie, mam zdolności przywódcze. Haha, to wszystko się kompletnie zmieniło. I w czasie liceum, kiedy przestałam być tą osobą, która na pewno się odezwie na lekcji albo która na pewno zajmie się tym i tamtym. I od czasu kiedy jestem w związku i wiem, że są sytuacje, z którymi jeśli sobie nie poradzę, poradzi sobie ta druga osoba. I tutaj z mojej strony następuje pewna manipulacja. (hah, taka dygresja: myślałam jeszcze kilka lat temu, że jeżeli ktoś już potrafi z kimś tworzyć związek, to jest już panem i władcą świata i wie już wszystko o byciu z kimś xD ) Wiem, że jeżeli pokażę A., ze czegoś się boję zrobić/nie potrafię, to ona zrobi to za mnie i w sytuacjach kiedy jestem w stanie sprostać niektórym wyzwaniom robię z siebie ofiarę, żeby czegoś się nie podejmować, bo przecież łatwiej tak. Wkurza mnie to we mnie niemiłosiernie. Bo po pierwsze wykorzystuję A., a po drugie robię sobie krzywdę, bo coraz bardziej się od niej uzależniam i robię z siebie społeczną kalekę.

[quote+"Aletheia"]zbyt rzadko zauważamy, że to po prostu oszustwo. Siebie i kogoś. Czy nie tak właśnie jest z kochankami rozstającymi się z hukiem, w atmosferze "co ja w nim/niej widziałam/łem"? Widzieli to, co partner chciał im sprzedać, swoją kreację dostosowaną do ich wymagań i oglądaną przez własne różowe okulary. To całkiem normalne, że człowiek przed innymi zawsze się spina, zawsze choć trochę autokreuje, poprawia (czy nawet "pogarsza" we własnych oczach, w sytuacji, jaką przytaczałaś Wink ). Ale o ile taka taktyka jest korzystna, gdy idzie o rozmowę z nieznajomym albo przelotny romans, to przy "celowaniu" w naprawdę bliską relację, można na niej tylko stracić. Problem w tym, że o ile brak szczerości oznacza długoterminową porażkę, to szczerość nie musi oznaczać sukcesu. Kogoś "kompatybilnego" można po prostu nigdy nie spotkać, nie żyjemy w komedii romantycznej ani buddy movie. Smutne? Oczywiście. Ale rzeczywistość nie zależy od tego co o niej myślimy. Ludzie zbyt często o tym zapominają, nie tylko w tej kwestii. Dlatego, wracając do sprawy "stosowania szczerości", ludzie częściej stawiają na autokreację - wolą natychmiastową akceptację, nawet jeśli złudną, od akceptacji autentycznej, która nigdy może nie przyjść. [/quote]

To kolejna kwestia - jak poznaję kogoś, z kim dostrzegam jakąś nić porozumienia - od razu chciałabym mu opowiedzieć cale swoje życie przy tym kreując się na kogoś kim naprawdę jestem. Oczywiście nie robię tego i tutaj znowu jestem zawiedziona, że rzekomo ta druga osoba nie dała mi na to szansy. Ale czy w ogóle jesteśmy zdolni do przedstawienia siebie takimi, jakimi naprawdę jesteśmy? To zależy od charakteru, trzeba mieć naprawdę silną osobowość, nie ulegać żadnym wpływom z zewnątrz, co wydaje mi się nie możliwe. Bo jeżeli już wchodzisz w jakąś relację z drugim człowiekiem, to znaczy, że w pewien sposób już się na niego otwierasz: następuje jakiś wzajemny przepływ energii, od której nie chroni Cię jakaś szklana kapsuła, ale która trafiając do Ciebie wywiera na Ciebie mniejszy lub większy wpływ.

Marta napisał:
Są tacy ludzie-kameleony, którzy dostosowują osobowość do potrzeb rozmówcy. W pewnym stopniu wszyscy tak robimy na co dzień, ale musi istnieć granica, po której przekroczeniu nie jesteśmy już sobą. I której decydując się nie przekraczać, skazujemy się na odrzucenie.


No i właśnie ja jestem takim kameleonem. Posłucham, co ktoś ma do powiedzenia, odpowiem coś, co nie jest za bardzo zobowiązujące i co tak naprawdę w żadnym stopniu nie ujawnia moich przekonań.

Aletheia napisał:
Rozmawiając z kimś, przynajmniej częściowo przejmuję jego styl, choć w żywych rozmowach znacznie mniej niż w necie

No widzisz, ja mam właśnie odwrotnie Very Happy W necie bardziej mnie stać na.. siebie samą. Poza tym może tak mi się wydaje, bo w necie nie prowadzę jakiegoś bujnego życia Razz Opowiadacie o blogach czy fanfickach, które śledzicie, a ja istnieję jedynie na tym forum, pomijając wszelkie portale społecznościowe. I wydaje mi się, że taka odrębność jest w internecie dużo łatwiejsza. Nie ma tej bezpośredniej konfrontacji z drugą osobą, zawsze możesz albo skasować swoją wypowiedź, albo nawiać Very Happy W życiu jesteś zmuszona do mechanizmu akcja - reakcja.

Aletheia napisał:
Co o tym sądzicie i jak to czujecie? Co jest dla Was istotne w takich sytuacjach? Wolicie wzór "najpierw nazbierać jak najwięcej danych, a potem ewentualnie rozmawiać", czy "numer buta mi do szczęścia niepotrzebny, liczą się słowa i sama rozmowa"? Jak zaczynacie sami?


A mi się wydaje, ze każdy szczegół o rozmówcy jest znaczący. Nie powiem, bo często właśnie biografia autora: pisarza, muzyka - zachęca mnie zapoznania się z jego twórczością. To tak jak w życiu: najpierw kogoś zauważasz, przyglądasz mu się, wstępnie go oceniasz (taka niestety prawda, startujemy od samego początku z łatkowniem i opisywaniem - groźniejszym bardziej lub mniej, ale jakąś opinię o kimś nowo spotkanym szybko konstruujemy), dopiero później zaczynasz rozmawiać, poznajesz jego opinie na różne tematy. Wydaje mi się, że szczegóły z jego życia, czy lubi taki a taki kolor, co lubi jeść, jakie ma zainteresowania (te to dopiero mówią o człowieku!) przydają się zarówno w bardziej zaawansowanej znajomości jak i na samym początku. Przecież nie zawieramy znajomości na zasadzie: "Cześć, nie obchodzi mnie jak masz na imię, ale co myślisz o aborcji, karze śmierci i homoseksualizmie?" Rozumiem, ze teraz mówimy o relacjach przez internet, ale to też mnie trochę przeraża i nie podoba mi się to - przeświadczenie niektórych ludzi o tym, że kontakt z człowiekiem przez internet jest to zupełnie inny poziom.... czegokolwiek Very Happy Chodzi mi o to, że niektórzy odnoszą się do do wszelkich internetowych znajomości tak bardzo przedmiotowo, odzierają z takiej prawdziwości. Wiadomo, że sama forma wprowadza taką nieprawdziwość po części, ale ja właśnie lubię i chcę odnosić to co w internecie do tego co w życiu codziennym. Wszak przykładowo moja obecność na tym forum ma dla mnie w tzw. real life duże znaczenie.

To chyba powiedziane w tych miejscach:
Marta napisał:
Aletheia napisał:
W ogóle uważam, że taka "osobowość netowa" jest równie istotna co realowa i to też rodzaj wizerunku, który się buduje i za który odpowiada. Co choćby powiedzieć o zakładaniu następnego konta, gdy na starym się zrobiło coś głupiego...?

Zgadzam się. Szczerze mówiąc, zdziwiłam się, kiedy się przekonałam, że dla niektórych to poczucie odpowiedzialności nie jest rzeczą oczywistą, tak jak dla mnie.


To chyba na razie na tyle Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aletheia
Oficer


Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: piratka

PostWysłany: Pią 0:58, 18 Lut 2011 Temat postu:

O, ale nawiosłowane! Zaczekajcie na mnie! Very Happy

Uf, a w ogóle to znowu się nakiwałam. Ale uzupełnić (sprostować?) też dużo muszę.

KresKa napisał:
możemy mieć ludzi z trudnościami w nawiązywaniu znajomości, bo po prostu nie potrzebują wielu ludzi wokół siebie, a z drugiej strony mamy ludzi, którzy potrzebują innych, ale kompletnie nie potrafią nawiązywać kontaktów.

O, właśnie. Też nie wiem co ja jestem...? Niepewny Długo myślałam, że to pierwsze, ale coraz bardziej jednak widzę się chyba w drugim? Nie, chyba po prostu zawsze uważałam, że mi to nie wychodzi. Wszyscy są do obrzydzenia towarzyscy, a jedna frajerka Aletheia nie. Czy można o sobie mówić "nie potrzebuję ludzi", jeśli się po prostu nie potrafi ich poznawać? "Mnie tam się w Paryżu nie podoba". Jasne, jak się tamtędy nawet nie przejeżdżało... Neutral Czyli chyba jednak frajerka.

KresKa napisał:
za każdym małym niepowodzeniem w naszych relacjach ("gadałyśmy przed zajęciami, ale nie usiadła ze mną!") byłam straszliwie zawiedziona

O, teraz to kiwam jak... Też się tak idiotycznie łatwo "zakochuję" w ludziach. I jednocześnie cały czas ta świadomość własnej głupoty, powtarzanie sobie "weź przyhamuj, nawet z nadziejami, przecież ten ktoś nawet o nich nie wie, a choćby wiedział/wiedziała... oj, zwiał(a)by tym bardziej i nic dziwnego!". Sad

W dodatku zauważyłam, że jakoś tak zawsze, od lat, całe nieszczęsne życie, w realu ląduję w grupach, w których po jakimś czasie mi źle. Nagle orientuję się, że ci ludzie głównie ze mnie ssą ("no powiedz jak to zrobić, no daj odpisaaać!!!"), a ja ze swojej strony czuję, że nie mam z nimi o czym rozmawiać, zupełnie sobie nie odpowiadamy poziomami, zainteresowaniami... A jednocześnie obok siedzi grupa, która myśli i mówi o wiele "bliżej" mnie, a jednak, choć niby zamieniamy nieraz słowo, jakoś ciągle nie mogę wejść ich obręb na stałe. Nie jestem "ich" i nie umiem się stać.

KresKa napisał:
Jestem kompletnie niepewna w wielkim tłumie, nie wiem czy potrafiłabym się mu przeciwstawić, gdyby orzekł coś totalnie sprzecznego z moimi przekonaniami. Taka moja 'mała' wada Sad

I wcale nie taka tylko Twoja, bo ja (oprócz braku odwagi i własnego głosu w tłumie) mam odruchową "grzeczność" wobec oficjalnych przywódców. "Dorosłych". "Pań i Panów". I odruchowe posłuszeństwo wobec rozkazów. Jestem w stanie się sprzeciwić dopiero gdy mam dystans i chwilę do namysłu. Raczej dłuższą chwilę. Ludzie tacy jak ja, nie powinni pracować w wojsku i podobnych miejscach (choć właśnie tam są najbardziej pożądani). Ludzie tacy jak ja sprawiali, że świat ogarniało szaleństwo, a potem wielkie zdziwienie potomków, "jak to było możliwe? i jeszcze mówią, że tylko wypełniali rozkazy!".

KresKa napisał:
Ale czy w ogóle jesteśmy zdolni do przedstawienia siebie takimi, jakimi naprawdę jesteśmy?

Pytanie, które od jakiegoś czasu mgliście koło mnie krąży, jeszcze nie całkiem sformułowane. Na razie myślę, że aby się przedstawić (świadomie), musielibyśmy najpierw siebie znać. Czy my tak naprawdę siebie znamy? Niepewny

KresKa napisał:
Aletheia napisał:
Rozmawiając z kimś, przynajmniej częściowo przejmuję jego styl, choć w żywych rozmowach znacznie mniej niż w necie
No widzisz, ja mam właśnie odwrotnie Very Happy W necie bardziej mnie stać na.. siebie samą.

Nie, czekaj, to nie tak. Laughing Mnie też, w necie. Rzecz w tym, że w realu ja w ogóle mało co się odzywam (a jak się odezwę to nie słychać), więc tylko w necie widać "zaraźliwość" cudzego stylu... Laughing Zresztą to w dużej części też "wejście" w cudzy świat, świadome podporządkowanie cudzym, hmm, możliwościom percepcyjnym. Laughing Jak mi się trafia ktoś "LOL WOW Hehe", to nie zacznę wprawdzie też sadzić ortografów, ale też nie zjadę jak burej suki (bo dlaczego mam strugać ważniarę?), ale też przecież nie zacznę lecieć słownikiem wyrazów bardzo obcych, ani truć na tematy, które interesują raczej tylko mnie. I już jest - przeskok w stylu, przeskok w "świecie"...

KresKa napisał:
Opowiadacie o blogach czy fanfickach, które śledzicie, a ja istnieję jedynie na tym forum, pomijając wszelkie portale społecznościowe.

No widzisz, a ja nie wiem o co kamani, jak ludzie gadają o społecznościowych. Jestem totalnie poza. Czyli to nie tak, że ja (my z Martą?) jesteśmy netowe, a Ty nie.

KresKa napisał:
A mi się wydaje, ze każdy szczegół o rozmówcy jest znaczący. Nie powiem, bo często właśnie biografia autora: pisarza, muzyka - zachęca mnie zapoznania się z jego twórczością. To tak jak w życiu: najpierw kogoś zauważasz, przyglądasz mu się, wstępnie go oceniasz (taka niestety prawda, startujemy od samego początku z łatkowniem i opisywaniem - groźniejszym bardziej lub mniej, ale jakąś opinię o kimś nowo spotkanym szybko konstruujemy), dopiero później zaczynasz rozmawiać, poznajesz jego opinie na różne tematy. Wydaje mi się, że szczegóły z jego życia, czy lubi taki a taki kolor, co lubi jeść, jakie ma zainteresowania (te to dopiero mówią o człowieku!) przydają się zarówno w bardziej zaawansowanej znajomości jak i na samym początku. Przecież nie zawieramy znajomości na zasadzie: "Cześć, nie obchodzi mnie jak masz na imię, ale co myślisz o aborcji, karze śmierci i homoseksualizmie?"

Czuję, że wyszłam na niezłą harpię, chyba na własne życzenie... Też uważam, że wszystko w człowieku jest ważne. Też, w nowo poznawanych ludziach, staram się wyłapywać kolory, jedzenie i zainteresowania, choćby dlatego, żeby wiedzieć jak mu/jej zrobić przyjemność w razie specjalnej/niespecjalnej okazji. Ale kiedy pisałam tamto, chciałam powiedzieć... No, to jest tak. Spotykasz kogoś i wydaje się interesujący, tak? Ale zawsze to jest z jakiegoś powodu. W necie przez "kogoś" rozumie się blog / post forowy / komentarz gdziekolwiek / cokolwiek w tym rodzaju. Inaczej się nie da, w necie ludzie nie istnieją tak jak na ulicy, jak ktoś jest gołym profilem z nickiem ZxY5689 i bez ava, i nic nie pokazał / napisał poza tym, to de facto nie istnieje w ogóle (w necie!). Vide nasze niedawno zamienione z Martą parę słów o mnie na portalu Pazyl. Mnie tam nie ma, co z tego, że mam konto? Czy istnieje jakikolwiek powód, żeby się zainteresować AletheiąFelineą na Pazylu? No ni ma, najchudszego.
Ktoś może przekazywać wyłącznie takie codzienne, nudne, swoje detale, swoje upodobania, swoje kolory skarpetek, swoje listy zakupów i swoje wstrząsające przygody między mięsnym a kasą. Ale jeśli opisze to w taki sposób, że znajdę powód, aby na tym zawiesić oko i do tego wracać, to zacznie być dla mnie interesujący także on/ona sam/a. Inaczej się po prostu nie da. Nie z mojej złośliwości, tylko tak po prostu działa ludzka percepcja. KresKa, sama powiedz - czy kiedykolwiek zainteresowałaś się człowiekiem, który niczym nie przyciągnął Twojej uwagi? Wink Jeśli tak, to sprzedaj mi patent...

KresKa napisał:
Wszak przykładowo moja obecność na tym forum ma dla mnie w tzw. real life duże znaczenie.

Jakkolwiek by to dziwacznie nie brzmiało, dla mnie to forum jest częścią real life... Wink [stawia flachę rumu KresCe]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
KresKa
Piracki Lord


Dołączył: 04 Cze 2006
Posty: 1800
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Między Morzem Północnym a Karaibskim

PostWysłany: Pią 1:46, 18 Lut 2011 Temat postu:

<pociągając z namysłem z butelki>

Aletheia napisał:
Neutral Czyli chyba jednak frajerka.


E tam, frajerka. To jest tak, że jesteśmy egzemplarzami, z którymi się nawiązuje kontakt, do których się dociera, a nie które nawiązują kontakty Wink

Aletheia napisał:
W dodatku zauważyłam, że jakoś tak zawsze, od lat, całe nieszczęsne życie, w realu ląduję w grupach, w których po jakimś czasie mi źle. Nagle orientuję się, że ci ludzie głównie ze mnie ssą ("no powiedz jak to zrobić, no daj odpisaaać!!!"), a ja ze swojej strony czuję, że nie mam z nimi o czym rozmawiać, zupełnie sobie nie odpowiadamy poziomami, zainteresowaniami... A jednocześnie obok siedzi grupa, która myśli i mówi o wiele "bliżej" mnie, a jednak, choć niby zamieniamy nieraz słowo, jakoś ciągle nie mogę wejść ich obręb na stałe. Nie jestem "ich" i nie umiem się stać.


Aż takich konfliktów interesów chyba nie przeżyłam z ludźmi, których do pewnego momentu uważałam za bliskich. Po prostu na pewnych etapach życia (kurnaa, gadam, jakbym na tym padole przeżyła co najmniej 80 lat xD) zmieniają się Twoje oczekiwania co do ludzi, którzy Cię otaczają. Ja przynajmniej nigdy nie przeżyłam takie olśnienia "O Boże, co ja z nimi robię?!" No może w sumie był taki jeden przypadek... gdzie znajomość praktycznie nie posuwała się do przodu i gdzie mój wkład był nie proporcjonalny do wkładu drugiej osoby. Ale to raz tylko.

Aletheia napisał:
Jestem w stanie się sprzeciwić dopiero gdy mam dystans i chwilę do namysłu. Raczej dłuższą chwilę.


Tu też trzeba rozgraniczyć. Bo mówimy o znajomościach nowo zawieranych i o gronie ludzi nam nie znanych. Mam tę samą przypadłość, muszę się zawsze zastanowić zanim podejmę decyzję, powiem coś. A najczęściej to kończy się tak, że nic nie mówię, bo druga osoba toczy dyskusję dalej. Jeśli przedmiot rozmowy/dyskusji jest mi bardzo bliski i osoba też, wtedy to ja potrafię dyskutować bez namysłu i to baaardzo impulsywnie Very Happy

Aletheia napisał:
Czy my tak naprawdę siebie znamy? Niepewny


Oczywiście to klucz do całej sprawy. Myślałam o tym zaczynajac pisać ten post, zastanawiałam się nad sensem tego mojego pisania... Bo po co mam pisać, skoro ja właściwie... nie znam siebie... (W tym momencie przypomina mi się niedawna sytuacja, kiedy to siedziałam w bibliotece z kolegą i koleżanką, coby nauczyć się paru rzeczy do ostatniego kolokwium. Oczywiście zamiast się uczyć gadałam z koleżanką o głupotach m.in. "Ej... a co będzie jak nie zaliczymy?", "Ale mi się nie chce tego uczyć", "Do czego tam w ogóle potrzebne?", "Wolałabym już umyć wszystkie okna w tym budynku, bardziej spełniam się w pracy fizycznej", "Myślisz, ze jakbyśmy powiedziały, ze umyjemy okna i podłogi, to zaliczyłaby nam to kolokwium?" itp., na co nasz kolega przysłuchując się nam i po części ucząc się trochę powiedział "Czy wy, kur*a, możecie przestań analizować i po prostu się nauczyć się tych regułek?" Laughing)

właściwie takie poznanie samego siebie nie jest możliwe (tu mi się kołacze po głowie jakaś mądra głowa filozofa, ale za nic sobie nie przypomnę, może Anajulia czymś zarzuci Wink) Przecież nie składamy się tylko i wyłącznie z dobrze nam znanych przeżyć, emocji, myśli, upodobań, wiele rzeczy robimy mechanicznie, nie wiedząc nawet o nich, wiele przejmujemy od innych ludzi nie będąc tego świadomymi. Jak wielu rzeczy o sobie można się dowiedzieć dopiero, gdy się słucha spostrzeżeń innego człowieka na swój temat. Każde nasze działanie jest ograniczone, nie możemy poznać nikogo do końca ani nie możemy do końca poznać siebie.

Aletheia napisał:

KresKa napisał:
Aletheia napisał:
Rozmawiając z kimś, przynajmniej częściowo przejmuję jego styl, choć w żywych rozmowach znacznie mniej niż w necie
No widzisz, ja mam właśnie odwrotnie Very Happy W necie bardziej mnie stać na.. siebie samą.


No tu mamy przykład czytania bez zrozumienia Very Happy Wink

Aletheia napisał:
No widzisz, a ja nie wiem o co kamani, jak ludzie gadają o społecznościowych. Jestem totalnie poza. Czyli to nie tak, że ja (my z Martą?) jesteśmy netowe, a Ty nie.


No niby tak... ale na takich portalach społecznościowych to raczej żyjesz życiem bardziej podobnym do tego realnego. Masz znajomych z rzeczywistości w większości, nie możesz sobie pozwolić sobie na taką swobodę jak na forum, na którym nikt Cię nie zna, nie zna Twoich danych. Na przykład na społecznościowym nie wstawisz zdjęcia z papierosem jęsli np Twoi rodzice nie wiedzą, ze palisz i nie chcesz, żeby się dowiedzieli, a na takim forum mozesz dowoli wymieniać się spostrzeżeniami dotyczącymi marek papierosów To jest jednak inna forma życia w internecie.

Aletheia napisał:
czy kiedykolwiek zainteresowałaś się człowiekiem, który niczym nie przyciągnął Twojej uwagi? Wink


No to się zdarzyć nie moze, bo... takie są prawa natury, to co nas nie interesuje... nas nie interesuje Very Happy

Chyba, ze mówimy o ludziach, którzy nas intrygują, ale nie w taki pozytywny sposób, których się boimy, a jednocześnie chcielibyśmy ich poznać. Ja znowu z przykladami z codzienności a nie z internetu, przepraszam.


No ale rozumiem już o co chodzi. A chodzi przede wszystkim o ludzi przewijajacych się przez Perłę i o ich cele w życiu internetowym. No to jasne, że ktoś to poprzestanie jedynie na opisywaniu swoich przeżyć związanych z gotowaniem obiadu czy ulubionym serialu nie zdobędzie mojego zainteresowania. Ale tak jak piszesz - sposób jaki wyraża swoje myśli jest baardzo ważny. Ktoś moze pisac tylko i wyłącznie o swoich przygodach w sklepie mięsnym, a mimo to robi to w taki sposób, że chcesz wiedzieć kim jest i co myśli o tysiącu innych sprawach dla Ciebie waznych.

Aletheia napisał:
Jakkolwiek by to dziwacznie nie brzmiało, dla mnie to forum jest częścią real life... Wink


O to mi właśnie chodziło Wink

<wyciąga kolejną butelkę rumu> Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marta
Oficer


Dołączył: 28 Lis 2007
Posty: 2975
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z własnego świata w D.G.
Płeć: piratka

PostWysłany: Pią 23:29, 18 Lut 2011 Temat postu:

Mogę się dołączyć? - napisałam odruchowo bez większego zastanowienia, po czym przeczytałam to i złapałam się na gorącym uczynku: jak często w internecie, na forach, do których przecież należę i udzielam się często, piszę coś tak głupiego, jak pytanie o pozwolenie na wypowiedź. Jasne, że nie pytam poważnie, Smile ale to jednak świadczy o mojej, nazwijmy to ostrożności, w wypowiadaniu się w osobistych sprawach.

KresKa napisał:
Tutaj potrzeba słowa wyjaśnienia: bo możemy mieć ludzi z trudnościami w nawiązywaniu znajomości, bo po prostu nie potrzebują wielu ludzi wokół siebie, a z drugiej strony mamy ludzi, którzy potrzebują innych, ale kompletnie nie potrafią nawiązywać kontaktów.

Cały czas się zastanawiam, czy w ogóle istnieje taki ktoś jednoznacznie należący do pierwszej grupy. Często myślę o sobie, że nie potrzebuję nowych znajomości, ale chyba bardziej to sobie wmawiam. Aletheia, witaj w grupie...?

KresKa napisał:
To jest tak, że jesteśmy egzemplarzami, z którymi się nawiązuje kontakt, do których się dociera, a nie które nawiązują kontakty


O, to na pewno. Jestem takim przypadkiem, z którym nawiązać kontakt to gorzej niż Mission Impossible. Nie zacznę pierwsza, ale jak ktoś za bardzo nastaje i wypytuje, to go odpycham, bo trudno się otwieram. Odkąd sobie uświadomiłam, że sama utrudniam dotarcie do siebie, staram się coś z tym robić, ale przestaję, gdy zauważam, że idę za daleko i zaczynam udawać.

Aletheia napisał:
W dodatku zauważyłam, że jakoś tak zawsze, od lat, całe nieszczęsne życie, w realu ląduję w grupach, w których po jakimś czasie mi źle.

Reaktywacja tego tematu zgrała się z moimi, hm, próbami zmian w stosunku do mojej społeczności klasowej. Od początku liceum tak się pozmieniało w grupach i przyjaźniach, że ani się spostrzegłam, a grupa, z którą się trzymałam, prawie zupełnie przestała mnie interesować. Może to nie do końca tak, z prawie każdą z tych osób rozmawia mi się dobrze na osobności, ale razem stanowią całość, w której nie znajduję dla siebie miejsca. I lgnę do drugiej grupy, do ludzi, od których albo oddaliłam się w wyniku przynależności do tamtych i mało już nas łączy, albo nie starałam się poznać, mając tamtych i nic nas nie łączy. I znów mam wrażenie, że pojedynczo wszystko jest OK, ale w grupie ginę, bo ci ludzie za bardzo się zżyli ze sobą, a ja nie jestem osobą, która stoi w centrum, jeśli nie czuje się pewnie.

Aletheia napisał:
No widzisz, a ja nie wiem o co kamani, jak ludzie gadają o społecznościowych. Jestem totalnie poza. Czyli to nie tak, że ja (my z Martą?) jesteśmy netowe, a Ty nie.

Ja nie nadążam za portalami społecznościowymi. Ledwo się zarejestrowałam na naszej-klasie ("bo przesyłamy tak ważne komunikaty klasowe, więc niech każdy ma konto i później nie narzeka, że czegoś nie wiedział"), to już połowa wyemigrowała na facebooka, "bo n-k to straszna wiocha". Tak się zakończyła moja przygoda z portalami typu n-k. Bo to, co pozwala tym nieco starszym się odnaleźć (moja mama miała dzięki temu b. miłe spotkanie klasowe), u tych w wieku szkolnym zamienia się w jakąś parodię, gdy dzieci na informatyce wysyłają do siebie wiadomości, przebywając w tej samej sali i nie odzywając się do siebie. Autentyk.


Aletheia napisał:
Jakkolwiek by to dziwacznie nie brzmiało, dla mnie to forum jest częścią real life...

Dla mnie też. Ale tylko Perła, pozostałe fora są "tylko" intrenetowe.

KresKa napisał:
Mam tę samą przypadłość, muszę się zawsze zastanowić zanim podejmę decyzję, powiem coś. A najczęściej to kończy się tak, że nic nie mówię, bo druga osoba toczy dyskusję dalej. Jeśli przedmiot rozmowy/dyskusji jest mi bardzo bliski i osoba też, wtedy to ja potrafię dyskutować bez namysłu i to baaardzo impulsywnie

Szkoda, że nie ma emota "mam tak samo". Rozmowy wymuszone przez sytuację, grzeczność itp. strasznie mnie męczą, muzę uważać na każde słowo, szukać odpowiednich tematów i starać się nie patrzeć na zegarek. Czasem jest to tylko etap, ale są ludzie, z którymi nigdy nie weszłam w rozmowę naturalną. Współpracowałam na jednych zajęciach przez rok ze swoją "partnerką"; mieszkałyśmy w jednym pokoju przez weekend, siedziałyśmy obok siebie w autokarze, robiłyśmy prezentacje - i nie zbliżyłyśmy się w żaden sposób, ani jedna rozmowa schodząca poza sprawy "zajęciowe" nie trwała długo. Przeraża mnie trochę fakt, że spędziłam z kimś tyle czasu i po zakończeniu całej sprawy nic nie zostało, nie ma żadnej więzi. Gdy nie muszę planować każdego słowa, a tematy znajdują się same, jestem bardzo gadatliwa i podobno mówię bardzo szybko i głośno Smile Zupełne przeciwieństwo.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aletheia
Oficer


Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: piratka

PostWysłany: Nie 18:41, 20 Lut 2011 Temat postu:

KresKa napisał:
To jest tak, że jesteśmy egzemplarzami, z którymi się nawiązuje kontakt, do których się dociera, a nie które nawiązują kontakty Wink

Tak...? Shocked Nie przyszło mi nigdy na myśl, spojrzeć w ten sposób... I raczej mi jakoś tak z tą interpretacją... Niepewny Nie no, dajcie spokój, dlaczego ktoś miałby w ogóle zadawać sobie trud? Na czole nie mam napisane, czy w środku w ogóle siedzi coś interesującego, a jeśli ja nie zacznę...? Nie przypominam sobie zresztą, aby ktokolwiek próbował, chyba bym zauważyła? Może więc mam wypisane coś sugerującego "nawet nie podchodź"? Sad

KresKa napisał:
Po prostu na pewnych etapach życia (kurnaa, gadam, jakbym na tym padole przeżyła co najmniej 80 lat xD) zmieniają się Twoje oczekiwania co do ludzi, którzy Cię otaczają.

Też racja. Zastanawiam sie teraz, czy jesteśmy świadomi nie tylko siebie (a przecież to się też zmienia, więc z tym poznawaniem nieustannie za sobą gonimy), ale i tych oczekiwań? Chyba raczej rzadko je sami sobie (a co dopiero komuś) wyraźnie przedstawiamy, a jeśli już, to też jest, myślę, zdolność nabywana z wiekiem.

KresKa napisał:
"Czy wy, kur*a, możecie przestań analizować i po prostu się nauczyć się tych regułek?"

Odrobina mężczyzny na co dzień. Laughing No co, nie słyszał, że Wam się NIE CHCE? To bardzo poważny powód. Very Happy To mycie to świetny patent. Osobiście bym się wahała, zważywszy, szklane ściany i kilometry podłóg mojego kampusu, ale znam ludzi, którzy po siódmym warunku rzuciliby się na to natychmiast. Ja na ich miejscu też. Laughing

KresKa napisał:
(tu mi się kołacze po głowie jakaś mądra głowa filozofa, ale za nic sobie nie przypomnę, może Anajulia czymś zarzuci Wink )

Póki jesteśmy jako te sieroty bezAnajuliowe, to kojarzy mi się wyłącznie gnothi seauton, nie bardzo wiadomo czyje, ale jestem pewna, że potem ktoś jeszcze zużył na to sporo papieru. Wielu ktosiów.

KresKa napisał:
No tu mamy przykład czytania bez zrozumienia Very Happy Wink

Ale, znaczy... u mnie, czy u Ciebie? Laughing Cuś nie chwyciłam?

KresKa napisał:
na takich portalach społecznościowych to raczej żyjesz życiem bardziej podobnym do tego realnego

O, właśnie. I to podsumowuje sprawę. Wyjaśnia sprawę. Dlatego mnie nie ma na społecznościowych.
W sumie, to mnie porównanie społecznościowych - innych, wydaje się też analogiczne do porównania: grzecznościowe rozmówki o niczym - tematyczne dyskusje. Te pierwsze w realu śmiertelnie mnie nudzą, te drugie... nie umiem mówić. Nie mogę zebrać i złożyć myśli. Potrzebuję pisać.

KresKa napisał:
Chyba, ze mówimy o ludziach, którzy nas intrygują, ale nie w taki pozytywny sposób, których się boimy, a jednocześnie chcielibyśmy ich poznać. Ja znowu z przykladami z codzienności a nie z internetu, przepraszam.

E tam, za co. Przecież to nie temat (wyłącznie) netowy. Smile Jakoś tak zjechał i już. Ale ci intrygujący też są... no, jakoś intrygujący. Jest jakiś punkt zaczepienia, jakiś powód zainteresowania, choćby podświadomy.

A jeszcze niedawno mi przyszło na myśl, że warto byłoby rozróżnić te sposoby poznawania w zależności od celu w jakim się poznaje. Uch, no, niefortunne sformułowanie, no ale idzie mi o coś takiego:
1. Sytuacja przypadkowa, spotykam kogoś w formie wypowiedzi / postu / rysunku / prowadzonego bloga (tak, brnę w niefortunne sformułowania Laughing ). Poczytam, obejrzę, natknę się i zawieszę oko raz, drugi i trzeci... w końcu zacznie mnie interesować sam autor tego wszystkiego. To co opisywałam/łyśmy wcześniej, co nie?
2. Sytuacja NIEprzypadkowa (no, relatywnie), spotykam kogoś w formie kogoś (co ja jeszcze dzisiaj wymyślę Mr. Green ), bo się na przykład sam zgłosił do współpracy w czymś tam, odpowiedział na ogłoszenie, a realu los nas posadził obok itede. W tym wypadku, zacznie mnie interesować od początku bardziej całościowo, postaram się go prześwietlić, wyczuć - właśnie bardziej jego, niż jego dokonania. I wtedy zacznę od profili i tego co mówi o sobie (a dokonań, rzecz jasna, też nie pominę, w dalszej kolejności). Ma to ręce i nogi, co tu wysmażyłam...? Confused Very Happy

KresKa napisał:
A chodzi przede wszystkim o ludzi przewijajacych się przez Perłę i o ich cele w życiu internetowym.

Niezupełnie, człowiek zaglądający na Perłę zyskuje specjalną uwagę już z samego tytułu, że zajrzał - nowego członka załogi oglądam właśnie raczej w ten drugi sposób, to jest rodzaj właśnie nie(całkiem)przypadkowego spotkania. Ale ogólnie - owszem, reszta zasady ma zastosowanie. Jak nie napisze NIC albo prawie nic poza obiadem i skarpetkami, to chyba nie powinien być potem zdziwiony, że ledwo go kojarzę? Neutral

Że ja tego do tej pory nie zacytowałam, swoją drogą... Wink
Ludzie, którzy nie potrzebują innych ludzi, potrzebują innych ludzi, by im okazywać, że są ludźmi, którzy nie potrzebują innych ludzi. Terry Pratchett, Maskarada, 1996.

Marta napisał:
Jestem takim przypadkiem, z którym nawiązać kontakt to gorzej niż Mission Impossible. Nie zacznę pierwsza, ale jak ktoś za bardzo nastaje i wypytuje, to go odpycham, bo trudno się otwieram.

Właśnie, robić coś na siłę, "bo przecież powinnam się zmienić", to też... no, jednak nie wychodzi tak na dobre, jak mówią, że wychodzi. A przynajmniej, skoro czujemy, że nam z tym źle, to coś chyba jest na rzeczy? Neutral
Ja się, bywa, szarpię między łatwą otwieralnością, a trybem ostrygi. I na dłuższą metę, tryb ostrygi często wygrywa, z ostrożności. Bo wiecie, to jest takie "zamknięte zawsze może być zamknięte na razie, a jak raz otworzę to przepadło". No i tak to trwa, uwielbiamy machać tym okazjom gdy przepływają... Neutral

Marta napisał:
("bo przesyłamy tak ważne komunikaty klasowe, więc niech każdy ma konto i później nie narzeka, że czegoś nie wiedział")

Bleee... obrzydliwe! Shocked Nie no, przecież to jest totalnie nie w porządku, ktokolwiek wymyślił to "proste" rozwiązanie, wziął w ogóle pod uwagę, że wymusza rejestrację na OTWARTYM portalu? Chamstwo i kryminał. Taką decyzję każdy powinien podejmować sam, a jeśli to się zamienia w obowiązek, to obowiązkiem jest też dostarczenie zamkniętej sieci. Wyższe uczelnie załatwiają to własnymi, zamkniętymi systemami (nie wiem na ile jest to powszechne i jak rozbudowane na różnych uczelniach), ale prywatnie też można - bodaj zamknięty, niepubliczny blog, zahasłowana grupa, cokolwiek. I już jest inaczej niż takie lecenie na łatwiznę. Evil or Very Mad

Nasza Klasa, o ile pamiętam, powstała właśnie z myślą o umożliwianiu spędów klasowych, odnajdywaniu po latach i takich tam. Była więc totalnie poza orbitą moich zainteresowań, bo nie mam powodu, aby spotykać się ze starymi klasami. Potem kiedy wyrosło to na NaszoKlasową manię (jak to nie masz konta???), zaczęłam toto omijać z premedytacją (uwaga, będzie wyznanie totalnie nie z tej ziemi - nigdy nie weszłam na tamtą stronę, serio, przysięgam Laughing ). A kiedy się rozeszło "NK to obciach, teraz wszyscy są na Facebooku...!!!". No cóż, właśnie dlatego omijam Facebook. (A z uporem i świadomie - od kiedy połapałam się, że to jest rejestracja "realowa". Dziękuję, postoję, niech się bawią beze mnie.)

Marta napisał:
Szkoda, że nie ma emota "mam tak samo". Rozmowy wymuszone przez sytuację, grzeczność itp. strasznie mnie męczą, muzę uważać na każde słowo, szukać odpowiednich tematów i starać się nie patrzeć na zegarek. (...) Gdy nie muszę planować każdego słowa, a tematy znajdują się same, jestem bardzo gadatliwa i podobno mówię bardzo szybko i głośno

No nie mówiłam, że potrzebny nam kiwający? Laughing Hmm, zdarzyło się parę razy (lata minęły?) gdy byłam gadatliwa na jakiś temat, ale generalnie - nie umiem. Kiedy mam mówić a nie pisać - po prostu mi się tryby zacierają. Bardzo męczące i kłopotliwe zjawisko...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
KresKa
Piracki Lord


Dołączył: 04 Cze 2006
Posty: 1800
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Między Morzem Północnym a Karaibskim

PostWysłany: Czw 20:09, 03 Mar 2011 Temat postu:

Aletheia napisał:
Nie przyszło mi nigdy na myśl, spojrzeć w ten sposób... I raczej mi jakoś tak z tą interpretacją... Niepewny Nie no, dajcie spokój, dlaczego ktoś miałby w ogóle zadawać sobie trud? Na czole nie mam napisane, czy w środku w ogóle siedzi coś interesującego, a jeśli ja nie zacznę...? Nie przypominam sobie zresztą, aby ktokolwiek próbował, chyba bym zauważyła?


Marta napisał:
Jestem takim przypadkiem, z którym nawiązać kontakt to gorzej niż Mission Impossible. Nie zacznę pierwsza, ale jak ktoś za bardzo nastaje i wypytuje, to go odpycham, bo trudno się otwieram.


No i tutaj już się różnimy. Bo o ile sama nie rozpocznę tematu, do kogoś się nie zbliżę, to ok, ale jak tylko widzę, że chyba jednak komuś na mnie zależy, chce mnie poznać i sam się przede mną otwiera, to jasne, otwieram się i ja. Oczywiście nie gwałtownie, ale spokojnie, stopniowo. No i ofc nie przed byle kim się otwieram, ta osoba jednak musi jakoś zdobyć moje zaufanie, chociaż jego zaczątki i sama musi mnie zainteresować, zaintrygować.

Aletheia napisał:
Zastanawiam sie teraz, czy jesteśmy świadomi nie tylko siebie (a przecież to się też zmienia, więc z tym poznawaniem nieustannie za sobą gonimy), ale i tych oczekiwań? Chyba raczej rzadko je sami sobie (a co dopiero komuś) wyraźnie przedstawiamy, a jeśli już, to też jest, myślę, zdolność nabywana z wiekiem.


Ha! I to w sumie główny problem wszelkich porażek w kontaktach międzyludzkich! Przynajmniej moich porażek... Bo w sumie jak możemy mieć pretensje do kogoś, że niby olewa nas, nie czeka na nas po zajęciach czy nie zaprasza do siebie, gdy w sumie sami jasno nie sprecyzujemy swoich zamiarów w stosunku do niego? Jasno nie określimy, że zalezy nam na kimś i nie jest jakąś tam sobie przeciętną osobą w naszym otoczeniu.... Oczywiście nie chodzi tutaj o to, aby na samym wstępie tak się wynurzać, można wręcz odstraszyć kogoś takim "Zostań moim przyjacielem, proszę...". Ale są momenty w życiu, że nie można inaczej, a wszelkie znaki pozamaterialnej komunikacji nie są do końca zrozumiałe...

Aletheia napisał:
Dlatego mnie nie ma na społecznościowych.
W sumie, to mnie porównanie społecznościowych - innych, wydaje się też analogiczne do porównania: grzecznościowe rozmówki o niczym - tematyczne dyskusje. Te pierwsze w realu śmiertelnie mnie nudzą, te drugie... nie umiem mówić. Nie mogę zebrać i złożyć myśli. Potrzebuję pisać.


A wiecie co wam powiem w tym momencie? Oczywiście była mowa o tym, jak to nie potrafię z ludźmi dyskutować, przytakuję im i w zasadzie nie wypowiadam swojego zdania. To tak generalnie. Ale Perła jednak mnie nauczyła wypowiadania się na tematy kluczowe. Czasem mi się włącza: "No przestań, chyba nie będziesz przytakiwać w tym temacie, musisz żyć w zgodzie z własnymi przekonaniami". No więc, jak już naprawdę ktoś wypowiada rzeczy krańcowo się od mojego światopoglądu różniące, wtedy muszę powiedzieć to, co myślę.

Marta napisał:
Cały czas się zastanawiam, czy w ogóle istnieje taki ktoś jednoznacznie należący do pierwszej grupy.


A ja znam osobiście Very Happy Ale i tacy się uginają przed znajomościami, które po prostu przychodzą Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aletheia
Oficer


Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: piratka

PostWysłany: Czw 20:53, 03 Mar 2011 Temat postu:

No, się zastanawiałam co KresKę zjadło. Very Happy

KresKa napisał:
jak tylko widzę, że chyba jednak komuś na mnie zależy, chce mnie poznać i sam się przede mną otwiera, to jasne, otwieram się i ja.

Jasne, na rozum wydaje mi się to oczywiste i chętnie bym stwierdziła, że no w sumie ja też. Ale się zastanawiam i wyobrażam i próbuję przypomnieć... i nie mogę rozgryźć, odepchnęłam czy po prostu nie miałam okazji? Nie zauważyłam, czy faktycznie nie było co zauważyć. Niepewny A z drugiej strony jest rzucanie się na kogoś - jak się w kimś nowo poznanym "zakocham" to obawiam się, że potrafię być zaborcza. Nagle mam do tego kogoś milion tematów i mnóstwo do powiedzenia, najlepiej wszystko naraz (choć bardzo rzadko w realu). Chyba, że to znowu moje złudzenie i bardziej tą obsesję czuję niż okazuję? Sama nie wiem. Ale nawet w Enneagramie jedno zdanie mi do tego pasowało.

KresKa napisał:
I to w sumie główny problem wszelkich porażek w kontaktach międzyludzkich! (...) Ale są momenty w życiu, że nie można inaczej, a wszelkie znaki pozamaterialnej komunikacji nie są do końca zrozumiałe...

Święte słowa, żeby tak dało się spojrzeć na siebie cudzymi oczami... a jednocześnie żeby nie ta tłamsząca plątanina prywatnej nieśmiałości z zewnętrznymi konwencjami. To jest takie zaklęte koło, nie wiadomo jak z tego wyjść, a jednocześnie strach wyjść. Człowiek się boi, że kogoś spłoszy... a może ten ktoś myśli w stosunku do nas to samo? Tja, tylko że "może" nie równa się "na pewno" i w tym cała rzecz. Neutral Ludzie walący przez życie jak walec drogowy mają łatwiej, bo nie czują tego ryzyka co nieśmiali. I trudniej, bo jak kogoś jednak spłoszą, to nie zrozumieją czemu, i że w ogóle spłoszyli.

KresKa napisał:
No więc, jak już naprawdę ktoś wypowiada rzeczy krańcowo się od mojego światopoglądu różniące, wtedy muszę powiedzieć to, co myślę.

Prawdaż. Very Happy I nie tylko Perła tak działa, cały Net. Chociaż mimo wszystko, ta zapadająca czasem cisza bywa nadal... yyy, no. Laughing W sumie, zależy od sytuacji i rozmówcy/ów. Jak ktoś w mojej ocenie niereformowalny wygłasza rzeczy oburzające/irytujące na średnio istotny w danej chwili temat, to raczej odpuszczę.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lady_daysi
Buszujący pod pokładem


Dołączył: 14 Maj 2011
Posty: 26
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Poznań
Płeć: piratka

PostWysłany: Nie 18:30, 15 Maj 2011 Temat postu:

Hmmm, ja pomału zawieram znajomości - ale gdy już kogoś poznam i polubię - wtedy się otwieram i można ze mną konie kraśćVery Happy Często jest tak, że od pierwszego wejrzenia ktoś przypada mi do gustu i widzę w nim bratnią dusze Wink Wolę bardziej słuchać innej osoby niż sama mówić. Myślę, że jestem także asertywną osobą.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aletheia
Oficer


Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: piratka

PostWysłany: Sob 21:09, 09 Cze 2012 Temat postu:

->>[link widoczny dla zalogowanych]<<-
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Karottka
Zejman


Dołączył: 30 Gru 2007
Posty: 1239
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Lublin
Płeć: piratka

PostWysłany: Nie 20:58, 10 Cze 2012 Temat postu:

Wiecie... Poudzielałabym się w tym wątku. Ponudzę was Wink

Zmieniłam się trochę. Chyba. Przede wszystkim:
1. Krytykuję innych. Nieważne, czy to rodzina, czy obcy - jeśli zrobi coś niezgodnego z etyką, robię mu awanturę bez względu na miejsce i czas.
2. Nie dopuszczam do siebie nowych znajomości. Jeśli zechce zbliżyć się do mnie ktoś, kto kiedyś mnie kiedyś skrzywdził lub zachowuje się generalnie... Zupełnie niezgodnie z etyką, zrażam ich do siebie. Nawet nie muszę się starać...
3. Wszyscy uważają mnie za osobę chorą/nienormalną/dziwaczną etc. Ale kiedy przyjdzie co do czego, uważają, że nie wyobrażają sobie beze mnie życia, więc... Promując siebie, warto mnie poznawać... c:

Na razie tyle. Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aletheia
Oficer


Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: piratka

PostWysłany: Nie 23:24, 10 Cze 2012 Temat postu:

Karottka napisał:
Nie dopuszczam do siebie nowych znajomości. Jeśli zechce zbliżyć się do mnie ktoś, kto kiedyś mnie kiedyś skrzywdził

Ale to chyba znaczy, że ten ktoś jednak nie jest nowy?

Karottka napisał:
Wszyscy uważają mnie za osobę chorą/nienormalną/dziwaczną etc.

Iii tam, olać ich, dowolny spośród 99,9% ludzi nie jest dziwniejszy od innych, a "człowiek normalny" to konstrukt istniejący tylko na papierze... A właściwie i tam też nie. Bo co miałoby być punktem odniesienia? Istnieje jakiś sewrski wzorzec człowieka? Rolling Eyes Osobiście wolę mówić, że ktoś mnie irytuje z jakiegoś konkretnego powodu (albo i ogólnego stylu bycia), niż że jest "nienormalny". Jak już, to samego słowa używam z przymrużeniem oka, jako parodię stylu tych, którzy tak uwielbiają "autorytatywnie" oceniać.

Swoją drogą, z tego samego powodu z politowaniem przewracam oczami spotykając autocharakterystyki w stylu "jestem taaaka zryta, a na drugie mam Oryginalność!!!" Laughing
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Karottka
Zejman


Dołączył: 30 Gru 2007
Posty: 1239
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Lublin
Płeć: piratka

PostWysłany: Pon 18:38, 11 Cze 2012 Temat postu:

Cytat:
Ale to chyba znaczy, że ten ktoś jednak nie jest nowy?

To znaczy... Jest wiele osób, które po jakimś czasie znowu udają "dobrych znajomych". Ale jeśli zerwałam z nimi kontakt, dla mnie są obcy, nowi. Przepraszam, mogłam to dodać, nie wpadłam na to Ups

Cytat:
Iii tam, olać ich, dowolny spośród 99,9% ludzi nie jest dziwniejszy od innych, a "człowiek normalny" to konstrukt istniejący tylko na papierze... A właściwie i tam też nie. Bo co miałoby być punktem odniesienia? Istnieje jakiś sewrski wzorzec człowieka?

No właśnie. Choć ja zwykle mówię: "Jestem nienormalna i co? Przynajmniej tchórze mają okazję zobaczyć, co ich mija w życiu". Skoro już uważają, że mają rację... Niech się z tego cieszą Wink

Cytat:
Swoją drogą, z tego samego powodu z politowaniem przewracam oczami spotykając autocharakterystyki w stylu "jestem taaaka zryta, a na drugie mam Oryginalność!!!"

To jest problem wielu ludzi... Szczególnie można się tego dopatrzeć w zachowaniu współczesnej młodzieży, poczynając od mojego wieku, kończąc na wieku 13-14 lat (chociaż ja wiem, może już 12 lat to początek?). Przynajmniej ja tak zauważyłam. Panuje moda na oryginalność, zrytość... Ale jeśli coś wykracza poza rozsądek, od razu jest "inne", ale w negatywnym znaczeniu. To już nie jest ta "fajna" odmienność.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marta
Oficer


Dołączył: 28 Lis 2007
Posty: 2975
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z własnego świata w D.G.
Płeć: piratka

PostWysłany: Wto 16:23, 12 Cze 2012 Temat postu:

Obrazek z gościem wkładającym rękę do bańki i krzyczącym "Come out!" jest naprawdę sugestywny i trafia w sedno. No i jeszcze to zdanie o milczeniu jako czymś obraźliwym, nie każdą ciszę trzeba przerywać.

Karottka napisał:
Szczególnie można się tego dopatrzeć w zachowaniu współczesnej młodzieży, poczynając od mojego wieku, kończąc na wieku 13-14 lat (chociaż ja wiem, może już 12 lat to początek?). Przynajmniej ja tak zauważyłam. Panuje moda na oryginalność, zrytość...

To jest strasznie typowe, nazywanie się nienormalnym (albo "zrytym") tylko dlatego, żeby nie zrobił tego ktoś inny, bo wtedy to będzie miało wydźwięk negatywny. Ktoś nie chce ginąć w tłumie, więc się próbuje wyróżnić w idiotyczny sposób i przekonać wszystkich, a najbardziej siebie, o własnej wyjątkowości.


Ostatnio zmieniony przez Marta dnia Wto 21:32, 12 Cze 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aletheia
Oficer


Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: piratka

PostWysłany: Wto 18:08, 12 Cze 2012 Temat postu:

Marta napisał:
nie każdą ciszę trzeba przerywać

Tylko kogoś z kim nie tylko dobrze się gada, ale i dobrze milczy, mogłabym uważać za przyjaciela. Jeśli człowiek czuje, że koniecznie musi zagadać ciszę, to nie jest mu z tym kimś dobrze.

Marta napisał:
nazywanie się nienormalnym (albo "zrytym") tylko dlatego, żeby nie zrobił tego ktoś inny, bo wtedy to będzie miało wydźwięk negatywny

(Aletheia? Laughing )
O, też racja. A co do przekonywania o wyjątkowości, samo w sobie jest zupełnie zrozumiałe, ale w tym wypadku rzecz w tym CO jest używane (postrzegane, pożądane) jako ten wyróżnik. Nie "taaaki jestem zarąbisty!", tylko "taaaki jestem porąbany!". Taka prowokacja na siłę, "jestem zryty/a, pogięty/a, perwersyjny/a, miałam/em trudne dzieciństwo i niech się mnie ktoś boi, proooszę!!! chlip..." Takie to robi wrażenie po spotkaniu entego takiego egzemplarza z rzędu... Dwieście lat temu nazad była "interesująca bladość" i "cierpienie za miliony", teraz jest bycie zrytym. Biorąc pod uwagę, że epoki idą na przemian, teraz widać mamy coś z grupy romantyczno-barokowej. Laughing
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Karottka
Zejman


Dołączył: 30 Gru 2007
Posty: 1239
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Lublin
Płeć: piratka

PostWysłany: Wto 18:34, 12 Cze 2012 Temat postu:

Cytat:
To jest strasznie typowe, nazywanie się nienormalnym (albo "zrytym") tylko dlatego, żeby nie zrobił tego ktoś inny, bo wtedy to będzie miało wydźwięk negatywny. Ktoś nie chce ginąć w tłumie, więc się próbuje wyróżnić w idiotyczny sposób i przekonać wszystkich, a najbardziej siebie, o własnej wyjątkowości.

W niektórych przypadkach to jest nawet żałosne...

Cytat:
Tylko kogoś z kim nie tylko dobrze się gada, ale i dobrze milczy, mogłabym uważać za przyjaciela. Jeśli człowiek czuje, że koniecznie musi zagadać ciszę, to nie jest mu z tym kimś dobrze.

Prawda... W moim otoczeniu nikt nie wytrzyma bez przynajmniej 5-minutowej rozmowy w odcinkach czasu 10 minut maksymalnie. Nawet, kiedy słucham muzyki... Dlatego kiedy słucham przez obie słuchawki, jestem przeszczęśliwa. Do bani...

Cytat:
Biorąc pod uwagę, że epoki idą na przemian, teraz widać mamy coś z grupy romantyczno-barokowej.

Przewidujesz, co będzie następne? Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aletheia
Oficer


Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: piratka

PostWysłany: Wto 21:10, 12 Cze 2012 Temat postu:

Karottka napisał:
Przewidujesz, co będzie następne?

Konsekwencja by wskazywała, że coś pozytywistyczno-racjonalistycznego, ale tak naprawdę to i tak jest zawsze wymieszane, a tylko z daleka epoka się wydaje taka czy inna...

Swoją drogą, jak na to teraz patrzę, to wychodzi, że jadę po wszystkich deklarujących się dziwakami, a w sumie nie o to chodzi. Sama też nieraz powiem "wiem, jestem dziwna" i daleka byłabym od czepiania się każdego, kto zrobi to samo. Rzecz raczej w podejściu do tej kwestii i w wyważeniu. Tak na moje oko i prywatne zdanie, jeśli ktoś mówi "jestem dziwadłem" z przymrużeniem oka, to jest zupełnie OK i można najzupełniej zgodnie z prawdą odpowiedzieć "witaj w klubie". (Bo znaleźć prawdziwego świra wcale nie tak łatwo, a znaleźć całkowicie normalnego to w ogóle niemożliwe, choćby dlatego, że nikt nie wie co to konkretnie ta normalność.) Natomiast jeśli ktoś absolutnie serio i z przekonaniem nadaje "jestem zUa i straszą mną grzeczne dziewczynki, nie podchodź, mwahaha!!!", to zachowuje się równie kiczowato jak najróżowsza z pogardzanych przez siebie grzecznych dziewczynek, i jedzie w ten kicz równie nieświadomie. I o ironio, jaka oklepana ta "oryginalność"...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum CZARNA PERŁA Strona Główna -> Tawerna / Psyche Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
Strona 2 z 3


Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB Š 2001, 2005 phpBB Group
Theme bLock created by JR9 for stylerbb.net
Regulamin