Forum CZARNA PERŁA Strona Główna
  FAQ  Szukaj  Użytkownicy  Grupy  Galerie   Rejestracja   Profil  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  Zaloguj 

Seria Cat O'Nine by Honorat Selonnet

Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum CZARNA PERŁA Strona Główna -> Film / POTC piórem i pędzlem światowego fandomu
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Autor Wiadomość
Aletheia
Oficer


Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: piratka

PostWysłany: Pon 21:58, 22 Mar 2010 Temat postu: Seria Cat O'Nine by Honorat Selonnet

Póki mam znowu wolną chwilę, wracam do namolności. Wink Dzisiaj coś, co miałam już od dłuższego czasu, ale z różnych przyczyn nie mogłam wrzucić. Będą trzy posty pod rząd, jakby co.

Honorat Selonnet to Kanadyjka przedstawiająca się następująco:
Jestem trzydziestoparoletnią nauczycielką angielskiego, ktora chce być małą dziewczynką kiedy dorośnie. Praca ze średniowiecznymi manuskryptami i tłumaczenie martwych języków to moja idea zabawy. Moje hobby to rysowanie kiedykolwiek na chwilę usiądę, gotowanie dziwnych rzeczy i wycieczki z plecakiem gdzie tylko są małe niedźwiadki. W potrzebie potrafię wyregulować samochód. Moimi pasjami są sztuka, czytanie, podróże i konie. Pływam czternastostopową łodzią klasy Banshee, o imieniu This Side Up (Tą Stroną Do Góry).

Nigdzie wyraźniej niż w ficach nie widać w działaniu mojej teorii o "wielości Jacków". Jack Sparrow by Honorat jest może nie-całkiem-in-character, bo przewspanialony do oporu, co ona sama otwarcie przyznaje, ale jednak zachowuje wystarczająco dużo Jacka w Jacku, by to nie przeszkadzało - przeciwnie! Laughing Dość powiedzieć, że choć Honorat sama rysuje (świetnie!) i ilustruje własne teksty (jej dzieła można obejrzeć [link widoczny dla zalogowanych] i [link widoczny dla zalogowanych]), to jej Jack pasowałby idealnie do portretu Johna Alvina. W serii, którą przyniosłam dzisiaj, jeszcze "jej Jacka" w pełni nie widać, bo raz, że krótkie, a dwa, że ten pierwszy jest w ogóle jej pierwszym opublikowanym PotC-tekstem.

Niektóre z Was już znają "Cat O' Nine Tails" i sequele. Sabinsien wspominała, że oryginał był nie całkiem zrozumiały, mam nadzieję, że teraz będzie lepiej. Smile Jestem naprawdę ciekawa, co o tym myślicie.
-------------------------------------------------------------------------------------

Kot o Dziewięciu Ogonach
[link widoczny dla zalogowanych]


– W ładowni Perły są szczury – ogłosił kapitan Jack Sparrow. Trzymał nieco nadgryziony kawałek suchara, wymachując nim gwałtownie przed swoją wierną załogą, aktualnie reprezentowaną przez Gibbsa i Anamarię.
– W ładowniach zawsze są szczury – zauważyła Anamaria.
– Dobry omen – dorzucił Gibbs. – Znaczy się, łajba nie tonie.
– Mojej Perły nie będą obgryzać jakieś wszawe gryzonie – skwitował kapitan. Nic nowego. – Gdy dotrzemy do Tortugi, mamy zarekwirować kota.
Anamaria i Gibbs wymienili znękane spojrzenia. W niektóre dni, Czarna Perła była największą piracką grozą na Karaibach. W inne, byli największym pływającym cyrkiem. Zanosiło się, że dzisiejszy będzie jednym z tych drugich.

***

Przynajmniej raz wachta nie zazdrościła kompanom schodzącym na brzeg.
– Przynieść mi kota! – zarządził kapitan. – Takiego, co da radę tym cholernym szczurom w mojej ładowni.
– Chciałabym znaleźć takiego, co da radę cholernym nietoperzom pod jego sufitem – wymamrotała Anamaria do Gibbsa. Wyciągnęła krótszą słomkę i była wśród schodzących na ląd. Gibbs był za to obrzydliwie zadowolony z siebie, licząc, że całe te pokręcone łowy na kota skończą się, zanim jego wachta będzie mogła ruszyć w miasto.

***

Jack bawił się jak tylko to było możliwe na lądzie. Opuściwszy Wierną Narzeczoną już nieźle wstawiony, zwinął z ulicznego kramu coś w rodzaju kurczaka w ostrym sosie zawiniętego w liście, w połowie pełną butelkę rumu nieprzytomnemu pijakowi i hożą dziewkę z ulicznej bójki. Co prawda, sos na kurczaku okazał się niezbędny do ukrycia faktu, że było to jakieś stare i żylaste ptaszysko. Ale podpiracone podłe jedzenie było zawsze lepsze niż opłacone dobre. A już wszystko było lepsze niż okrętowe racje pod koniec przeciągającego się rejsu.
Znalazłszy zaciszny kąt z kolekcją beczułek odpowiednich jako stół i krzesła, Jack przystąpił do raczenia się zwędzonym posiłkiem, częstując kawałeczkami kurczaka swoją towarzyszkę. Perspektywy późniejszych rozrywek tego wieczoru zapowiadały się świetnie, gdy stwierdził, że kurczak niknie w tempie niezbyt stosownym do ich niespiesznego podjadania. Rum miał już spory udział w przebiegu tego wieczoru, więc Jack wolał nie wyciągać pochopnych wniosków, ale przestawił się z pożerania wzrokiem hojnie prezentowanych wdzięków swojej ponętnej - no, przeciętnej - damy, na podejrzliwą obserwację kurczaka.
Jego czujność została nagrodzona, gdy ujrzał jak znad krawędzi beczułki pojawia się czarna łapa z wysuniętymi pazurami i porywa kolejny kawałek jego posiłku.
– Hej, ty! – kapitan krzyknął z oburzeniem. – To nie należy do ciebie!
Nie należało też do niego, ale to nie miało nic do rzeczy. Zerkając za beczułkę, Jack z początku nie dojrzał nic. Słychać było coś pożerającego kurczaka, ale owo coś zdawało się być niewidzialne. Zaklęty złodziej kurczaków? Nagle para żółtych oczu z opalizującymi źrenicami łypnęła na niego gniewnie. Kot! Czarny kot ukradł jego kurczaka!
– Cholerny pirat! – cisnął oskarżeniem Jack.
Chwilę! Połyskliwy uśmiech wolno ukazał się na jego twarzy. Szukał właśnie kota, i oto taki, który już jest piratem. Czarny kot dla Czarnej Perły. Idealny! Skupiony teraz już całkowicie na zwerbowaniu nowego członka załogi, nie zauważył, że jego wieczorna rozrywka oddala się z resztką kurczaka i typkiem, którego uznała za bardziej obiecujące źródło grosiwa. Wyciągnąwszy pistolet, Jack wycelował w beczułkę i rozkazał – Wyłaź stamtąd, ty parszywa kreaturo. Trafisz na pokład najstraszliwszego pirackiego statku w Hiszpańskiej Dziedzinie… na całym świecie! – poprawił się.
Nie pojawiła się żadna parszywa kreatura.
Utyskując do siebie, kapitan Jack sięgnął w ciemny kąt i pochwycił garść czarnego futra. Garść eksplodowała. Gdy wyciągnął rozwścieczonego stwora, stwierdził że trzyma wyliniałą, zapchloną łazęgę z poszarpanymi uszami i krzywym ogonem. Kot był ledwo wpół wyrośnięty, ale walczył jak tygrys, prychając i sycząc. Jack przysiągłby, że zwierzę wywróciło się na lewą stronę, zatapiając kiełki w jego kciuku.
– Au! Ty po trzykroć przeklęty kocie!
Ta kreatura naprawdę go ugryzła - kapitana Jacka Sparrowa! Co za wspaniały kot dla Perły! Jack ruszył w stronę doków, niosąc Kota Przeznaczenia, który zajadle zaangażował wszystkie swoje spiczaste części w szarpanie jego ręki
– Oho, brachu – Jack ostrzegł go przez zaciśnięte zęby. – Będziesz musiał przyswoić więcej szacunku dla kapitana swojego statku, łapiesz?

***

Niżej w dokach, Anamaria mierzyła krzywym spojrzeniem pstrokatą kolekcję kotów przywleczonych przez załogę. Duncan zdobył dwójkę kociąt, które razem wzięte były mniejsze od tych szczurów, które miałyby łowić. Moises poszedł po linii najmniejszego oporu i przyholował podstarzałego burasa, z grubsza kulistego i głęboko uśpionego. A Marty! Anamaria złowrogo ruszyła do Marty’ego i chwyciła go za przód koszuli.
– Co to – z irytacją szturchnęła palcem – do najcięższej cholery, ma być?
– To jest kot, Anamaria – mały człowieczek poinformował ją, niewzruszony w obliczu faktu, że właśnie ledwo sięga ziemi. Anamaria uniosła rękę, by go trzepnąć, ale już wywijał się z jej uścisku.
– Jasne, że wiem jak wygląda kot, ty cholerny głupku! – ryknęła pierwszy oficer. – Co chcę wiedzieć, to jaki czort cię opętał, żeby przynieść takiego kota jak ten? Spróbuj go dać kapitanowi, a wylądujesz na najbliższej wysepce zanim się obejrzysz.
– Hej – obraził się Marty – to jest cenny kot. Podwędziłem go z rezydencji gubernatora.
Anamaria pogardliwie wydęła wargi. Marty się cofnął, gdy się nad nim pochyliła, z groźbą w głosie.
– On jest biały, Marty. Biały! I… puszysty. Marty, my tu mówimy o Czarnej Perle. Najlepszym pirackim statku na Karaibach. Dowodzonym przez KAPITANA Jacka Sparrowa. Łapiesz? Nie bierzemy niczego co jest puszyste i białe!
– No nie wiem, Anamaria – Marty pogłaskał kota w objęciach. – Wydaje się raczej miły.
– Miły! Miły? – Anamaria przewróciła oczami. – Jesteśmy piratami, Marty. U nas nie jest miło. Potrzebujemy czegoś jak… – jej oczy pochwyciły widok powracającego Jacka Sparrowa. Jedna z jego rąk zdawała się być przymocowana do syczącego, parskającego, futrzastego, czarnego granatu ręcznego.
– Czegoś jak to! – wskazała tryumfująco. Dobrze. Jack znalazł swojego własnego kota. I wyglądało, jakby ten przypadł mu do jego własnego czarnego serca.
– Hej tam wszyscy! – zawołał kapitan. – Poznajcie Kota o Dziewięciu Ogonach, naszego nowego kota pokładowego. Wziął się prosto z piekła i ukradł charakter samemu diabłu – podniósł bestię zwycięsko w zakrwawionej ręce.
Anamaria dostrzegła, że kot był samicą. Świetnie. Dobrze będzie mieć drugą kobietę na pokładzie. Szczególnie taką, która wydawała się zdeterminowana by przyczynić kapitanowi sporo bólu.
Zerknęła na Marty’ego, wciąż trzymającego białego kota.
– Skoro jest taki cenny, spróbuj go sprzedać albo wziąć za niego okup, czy coś.
Wyglądał na zrezygnowanego.
– Mam nazbierać piasku, Anamaria?
– Po co znowu? – spytała.
– Na kocią latrynę – wyszczerzył się na jej przerażoną minę.
– Proszę uprzejmie, Marty.

***

Gdy Jack dotarł na pokład Perły, napotkał swojego nieprzychylnego kwatermistrza.
– Nie, nie, nie, kapitanie – Gibbs potrząsnął głową w przestrodze. – To straszliwie zły omen, mieć czarnego kota na statku!
– Panie Gibbs – rzekł kapitan cierpko, wymachując wokół ręką z wierzgającym kotem i spryskując pokład kropelkami krwi. – To jest Czarna Perła. Jesteśmy czarnym statkiem z czarnymi żaglami, pełnym krwiożerczych piratów! Nam się nie przytrafiają złe omeny. My jesteśmy złym omenem! Łapiesz pan?
Zwiesił rękę ku pokładowi i wypuścił kota. Ten natychmiast śmignął do grotmasztu i zanim zdążyłbyś powiedzieć „Fanny twoją ciotką”, już siedział przycupnięty na marsrei, wbijając wściekłe spojrzenie w załogę.
– To teraz – stwierdził kapitan Jack – myślę, że przydałoby mi się nieco rumu.
Potrząsnął poharataną ręką i skrzywił się.
– Au! A, niech ktoś da temu kotu jakąś rybę.

***

Jack, z ręką wymoczoną w rumie, obłożoną okładem i zawiniętą, zadowolony z siebie, przyglądał się jak Kot o Dziewięciu Ogonach rzuca się na rybę, warcząc, mrucząc i zezując na niego podejrzliwie. Zaczynała mu się podobać myśl, by zaprowadzić nieco wojskowej dyscypliny na Perle. Teraz mógłby skazać jakiegoś utrapieńczego łachudrę na dziesięć kotów i znaczyłoby to, że nieszczęsna łajza będzie musiała czyścić koci piasek przez następne dziesięć dni. I łapać ryby. Kapitan Jack Sparrow uśmiechnął się. Załoga wymieniła nerwowe zerknięcia. Widzieli już ten uśmiech wcześniej.

Koniec
---------------------------------------------------------------------------------------------
Przypisy tłumaczki
Cat o’nine tails / dziewięcioogonowym kotem / kotem o dziewięciu ogonach nazywano [link widoczny dla zalogowanych], a Royal Navy z jej dyscypliną miała opinię szczególnie hojnej w używaniu „kota”.
Grotmaszt jest największym, środkowym masztem (Perła, będąc fregatą, ma trzy). Marsreja to środkowa reja, w tym wypadku grotmasztu.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aletheia
Oficer


Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: piratka

PostWysłany: Pon 22:15, 22 Mar 2010 Temat postu:

Niemal schwytany
[link widoczny dla zalogowanych]

Polowanie trwa! Jej misja, to oczyścić Karaiby z plugastwa - fach będący zarazem przyjemnością. Jak dotąd, jej młode życie jest pasmem sukcesów. Pościg zaprowadził ją w końcu na ostatni, wielki, piracki statek - Czarną Perłę. Choć statek przepełniony jest pomniejszym łupem, jej naczelny cel to pochwycić tego najbarwniejszego z nikczemników. Jest pewna, że nie zdaje sobie sprawy z jej bliskości.
Wszystkie pierwotne instynkty wibrują pod jej skórą, gdy zaczyna się skradać. Tym razem go dopadnie. Zmusi go, by zapłacił za każdy ze swych niegodziwych czynów.
Aha! Tam jest! Przysiadł beztrosko na bojowym marsie. Chyłkiem wspina się za nim, z bronią w pogotowiu.
Teraz jest właściwy moment.
Skacze. Przez chwilę ma go w garści. Potem, w niepojęty sposób, wymyka się jej.
– Zostań, ty podły psie! – wrzeszczy do niej.
A ona odpowiada wyciem na obelgę. Umknął jej znowu! Ale nie bez uszczerbku. Gdy papuga Cottona odfruwa, Kot o Dziewięciu Ogonach rozszarpuje pojedyncze, wyrwane pióro z ogona. Pewnego dnia, dorwie tą papugę - nawet jeśli po jednym piórze na raz!
-----------------------------------------------------------------------------

Przypisy tłumaczki

Mars jest w tym wypadku platformą dzielącą części masztu. Bojowy, więc prawdopodobnie raczej niższy, różnił się teoretycznie stałym wyposażeniem lekkich dział, chociaż podejrzewam, że w praktyce miewających postać działka mobilnego dwunożnego, czyli gościa z rusznicą i szczególną odpornością na chorobę morską i lęk wysokości.

I naprawdę nie umiem nic poradzić na to, że po angielsku papuga Cottona łatwiej może być papugiem, niż po polsku... Laughing
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aletheia
Oficer


Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: piratka

PostWysłany: Pon 22:30, 22 Mar 2010 Temat postu:

Dzielny myśliwy przed świtem
[link widoczny dla zalogowanych]


Scena na pokładzie Czarnej Perły była klasycznie Jackowa – po części wspaniała, po części groteskowa.
Świt właśnie zaczynał przelewać swe roztopione złoto ze szczytów bramsteng na idealnie wydęte czarne żagle, zmieniając Perłę ze statku z cienia i tajemnicy w istotę z rozjarzonej magii. Z silną bryzą wiejącą baksztagiem od sterburty, Czarna Perła zdawała się ledwo dotykać wody, lekko muskając łagodne fale, szumiąc z zadowoleniem do siebie. Wyniosłe wieże jej żagli chłonęły wiatr nawet nie mając określonego celu. Zarówno kapitan, jak jego statek, kochali szybować.
Jej czyste piękno i swoboda zapierają dech, pomyślała Anamaria.
Jednak akurat teraz miała inne rzeczy zajmujące jej uwagę. Ona i Marty obserwowali kapitana Jacka Sparrowa, właśnie wzniecającego swój osobisty sztorm i miotającego się po głównym pokładzie w spienionej furii.
– Gdzie ten utrapiony pies?! – zażądał raportu na całe, nie można powiedzieć żeby nieznaczące, gardło.
– Kot – skorygowała spokojnie Anamaria.
– Co?! – Jack odwrócił się do niej groźnie.
– Ona jest kotem, nie psem – sprecyzował Marty, zaskakując Anamarię, skoro Jack wydawał się skłonny przelać gniew na pierwszego oficera. Założył ręce i odpowiedział na piorunujące spojrzenie kapitana z zainteresowaniem.
Napotkawszy zjednoczony front, Jack przehalsował z powrotem na swój poprzedni kurs - polowanie na kota.
Ruszając w pogoń za swą ofiarą, kapitan nie fatygował się ubieraniem. Przyodziany tylko w spłowiałe spodnie, których noszenia wymagała od niego Anamaria w obawie o całość swych zmysłów, wystrzelił na pokład, napędzany zemstą. Poranne słońce znaczyło jego zbrązowiałe mięśnie pozłotą; omalże skrzył się życiem - prawdziwie widok zdolny odebrać dech. Ale jeśli Anamaria miała trudności z oddychaniem, to za sprawą śmiechu tak szaleńczego, że prawie spodziewała się coś sobie zwichnąć.
Ten kot był przekleństwem i zmorą w życiu załogi, ale ona wybaczyłaby małemu utrapieniu każdy jeden występek, dla takich momentów jak ten.
Przy braku potężnych ilości wieczornego rumu, Jack stawał się irytująco rannym ptaszkiem. Najwyraźniej wyskoczył z łóżka bez należytej ostrożności. Przeraźliwe wycie i następujące po nim wrzaski wyciągnęły z luków licznych zaspanych załogantów spoza wachty, niepewnych czy to jakieś nowe wezwanie do pilnych działań, czy przestroga przed jakimś nadciągającym fatum. Gapili się teraz w ospałej dezorientacji na swojego kapitana pląsającego wariacko po pokładzie i wywijającego mocno zużytym, zdechłym szczurem za ogon.
Prezentem od Kota o Dziewięciu Ogonach.
Anamaria nie kryła uśmieszku.
Nikt nie wydawał się zdolny do ujawnienia namiarów na kapitańską zwierzynę. Jack zaczął skradać się wokół pokładu, ze szczurem dyndającym w jednej ręce, drugą szturchając w każdą możliwą i niemożliwą kryjówkę.
– Kotwica puściła! – wypaplała nagle papuga Cottona.
– A-ha! – Jack rzucił się tam, gdzie dostrzegł nietypowy czarny kłąb, skulony w zwoju kotwicznej liny przy dziobie Perły. – Tuś mi, ty trzykroć przeklęta gadzino! – sięgnął, by capnąć winowajczynię.
Dziewięcio-Kotka miała piracki instynkt samozachowawczy. W niecałą sekundę przeszła od wiotkiego kociego ukontentowania w smugę czarnej błyskawicy. Śmignąwszy wprost obok Jacka, jednym skokiem wylądowała całkiem wysoko na fokmaszcie, gdzie jej szybkości w najmniejszym stopniu nie pohamowała zmiana kursu na pionowy. Popędziła wzwyż drzewca, aż dotarła do fokmarsrei. Przycupnąwszy na poziomym drzewcu rei, spojrzała na swojego rozwścieczonego prześladowcę w dole i wzgardliwie polizała grzbiet różowym językiem. Wyraźnie miała marną opinię o piratach zakłócających drzemkę ciężko pracującej damy.
Zajadłego pościgu kapitana także nie spowolniła jego pionowość. Jako że uparł się nie porzucać szczura, Jack był zmuszony wspinać się o jednej ręce. Bynajmniej nie wydawało się to upośledzać jego zwinności. Anamaria prywatnie pogratulowała Kotce. To zawsze była uczta dla oka, oglądać Jacka Sparrowa w powietrzu. Większość żeglarzy uważała wyblinki za oczywistość, ale dla Jacka zdawały się zbędne, jakby tylko muskał je w przelocie. Na pokładzie Kotka mogła go prześcignąć, ale w olinowaniu Jack trzymał się tuż za jej ogonem. Wschodzące słońce podświetliło go złocistą glorią. Tylko Jack mógł wyglądać tak dobrze, robiąc coś tak głupiego, westchnęła Anamaria.
Wyczuwając nadciągającą groźbę pochwycenia, oburzona Dziewięcio-Kotka nastroszyła się i czmychnęła na koniec rei. Bez zatrzymywania, Jack podążył za nią na czworakach. Nic dziwnego, że Barbossa nazwał swoją małpkę Jackiem, pomyślała Anamaria.
Perła, zdając się być tego ranka w figlarnym nastroju, zakołysała się i przechyliła kompletnie niespodziewanie, bo na spokojnym morzu. Jack musiał rzucić się na reję i objąć ją ramionami, jak daleko zdołał. Jedną rękę zacisnął na jaksztagu, ale drugą utrzymał śmiertelny uścisk na szczurze.
Pomimo braku współpracy ze strony swojego statku, Jack ostatecznie dotarł na koniec rei. Tam w końcu zapędził w pułapkę Kotkę, która nie miała dalszego odwrotu poza słonymi głębinami. Z okrzykiem tryumfu, Jack pochwycił swoją ofiarę. Kotka natychmiast zmieniła się w huragan czarnego futra, zębów i pazurów na końcu jego ręki.
Syczący, walczący kot w jednej ręce i martwy szczur w drugiej nie zostawiły już Jackowi rąk do zejścia. Pełna uznania widownia, do tej pory już w postaci całej załogi, oglądała jak ich kapitan czepia się swego statku za pomocą łokci, podbródka, zębów i nawet krzywizn mięśni brzucha. Czarna Perła przesadzała fale i wierzgała, chyląc reje ku morzu, kołysząc masztami tam i z powrotem, i generalnie w nastroju tego poranka czyniąc co mogła, by zrzucić go i skąpać. Gdy Jack w końcu wrócił na pokład, załoga podniosła nierówną, radosną wrzawę przeplataną oklaskami.
– Z diabłem do dna! – zaskrzeczała papuga Cottona.
Jack wyszczerzył się w szerokim uśmiechu i ukłonił, zamiatając kotem i szczurem. Potem uniósł Dziewięcio-Kotkę i zmierzył ją piorunującym wzrokiem.
– Teraz pora na ciebie, ty szubrawa łachudro!
Kotka przypuściła swój zwyczajowy zabójczy atak na nieosłoniętą rękę kapitana. Ten widok nigdy nie przestał uszczęśliwiać Anamarii.
– Nie pośle jej za burtę? – nowy w załodze spytał nerwowo.
Anamaria spojrzała na niego. Był jednym z tych, których przejęli z kupieckiego szkunera - ludzi ochoczych by wieść niełatwe życie na niełatwym statku, w wysiłku zdobycia pirackiego skarbu. Przybyło mu nieco na kościach, odkąd trafił na pokład i podpisał artykuły; zęby już mu nie wypadały od szkorbutu, a pręgi na grzbiecie przyzwoicie się goiły. Ale wciąż kulił się, jakby spodziewając chłosty pod byle pretekstem. Dobrym znakiem było, że miałby coś przeciwko możliwym poczynaniom kapitana.
– Pewnie, że nie! – oburzył się Marty. – Każdy wie, że to najgorszy możliwy omen, wrzucić kota w morze.
Marty stanowczo spędzał za dużo czasu przy rumie z Gibbsem, zdecydowała Anamaria.
– Po prostu uważaj to za część przedstawienia – doradziła nowemu łagodniej, niż normalnie zwracała się do tych ludzi. Tego można było pogonić na wyblinki w sztormie jednym ostrym spojrzeniem. – Jesteś teraz na Czarnej Perle, synu. Nikomu nie odbija tak, jak nam – wskazała podbródkiem w kierunku Jacka. – Nie nazywają go Stukniętym Jackiem za sam wygląd.
Mężczyzna spróbował nieśmiało się uśmiechnąć. Najwyższy czas. Jaki sens w byciu piratem, jeśli nie bawisz się lepiej niż przeciętny marynarz.
Kapitan Sparrow trzymał w górze swoją brankę, żeby ją zwymyślać, chociaż było raczej oczywiste, że on sam wychodzi najgorzej na tym starciu. Kotka obgryzała mu kciuk w sposób, który wyglądał nader boleśnie.
– To – Jack potrząsnął szczurem przed wąsatym pyszczkiem Kotki – nie było częścią naszej umowy. Zostałaś zatrudniona do zabijania szczurów.
Dziewięcio-Kotka szarpnęła się wściekle i zatopiła zęby głębiej w kciuku. Ten szczur jest jak najbardziej zabity, zdawała się mówić.
– Auuuuu! Jasne, że jest martwy – stęknął Jack. – Jestem bardzo szczęśliwy, że jest martwy. Chciałbym, żeby wszystkie były martwe. Masz moje zezwolenie, żeby poskręcać im wszystkim te małe karki. Ale… – strząsnął Kotkę z kciuka – nie chcę ich na dywanie! Łapiesz?
Kotka warknęła i zatopiła głębiej pazury.
– Do jasnej cholery! – Jack zacisnął zęby. – Na pewno możemy to załatwić w cywilizowany sposób. Nie ma potrzeby dalszego rozlewu krwi. I czy wolno mi podkreślić, że to w całości moja krew jest rozlewana?
Mocnym wierzgnięciem silnych tylnych łap Kotka poinformowała go, że jest jak najbardziej świadoma, że rozlewa jego krew i że się z tego cieszy. Przerwał jej drzemkę.
Anamaria roześmiała się głośno. Reszta załogi szczerzyła się radośnie i rżała. Kapitan, zawsze łasy widowni, jeszcze podkręcił groteskę.
– Bądź rozsądną piratką – przypochlebił, gestykulując dziko szczurem. – Paktujmy.
Kotka parsknięciem oznajmiła co myśli o rozsądku. Pracowała całą noc, żeby złapać tego szczura. Potem zaniosła go kapitanowi jako wyraz wyjątkowych względów. A on teraz był niewdzięcznym draniem.
– No już – zaklinał Jack. – Możesz łapać szczury. Po prostu nie dawaj ich mnie – przejechał spojrzeniem po załodze, spostrzegając Anamarię zaśmiewającą się do łez. – Dawaj jej! – machnął Kotką w jej kierunku.
– Hej! – krzyknęła Anamaria. – Czy ja słyszę kogoś proszącego się, żeby oberwać?
Kilku mężczyzn odsunęło się od niej. Nikt nie chciał być w pobliżu pierwszego oficera, gdy brała zamach.
Kotka nie pozostawiła Jackowi wątpliwości, że jest teraz w głębokiej niełasce i prędzej piekło zamarznie, nim ona da mu jeszcze jakiś prezent. Choćby głodował.
– To jak, mamy ugodę? – zapytał kapitan unosząc futrzasty pyszczek tak, by móc zajrzeć w jej lekko zezujące żółte ślepia. – Nie chcę widzieć kolejnych szczurów, żywych czy martwych. Chcę móc wstać ze snu bez obawy przed obrzydliwymi, małymi zwłokami na mojej podłodze. A w zamian nie zamknę cię w brygu o sucharach i wodzie.
Kotka postawiła swoje półtora ucha. Najwyraźniej liczyło się to za zgodę.
– Przybite – rozpromienił się Jack. – Teraz pozwól, że pokażę ci miejsce szczurów.
Szczur powędrował wdzięcznym łukiem w turkusowo-białe morze. Potem kapitan przyciągnął do siebie Dziewięcio-Kotkę i poklepał ją po grzbiecie. Natychmiast wsadziła pazur pod żebro.
– Psiakrew! Miał być między nami rozejm! – syknął Jack, odczepiając pazur i krzywiąc się. Podniósł wzrok i wbił go w ludzi, jakby po raz pierwszy zauważając, że załoga się obija.
– Dobra, wy wszyscy! Przedstawienie skończone – zarządził kapitan Sparrow. – Wracać do roboty. Już!
Ludzie rozpierzchli się w ogólnym zamieszaniu.
Odkrywszy, jak się zdaje, że jest nie dość ubrany jak na sytuację, Jack uniósł brew do Anamarii.
– Myślę, że lepiej zajmę się przywdzianiem mego zwykłego splendoru – powiedział. – Miałaś dość do obejrzenia, jak na dzisiaj.
– Tak, zakryłbyś lepiej tą twoją paskudną powłokę, zanim niektórzy z nas zaczną dezerterować - prychnęła.
Jack z uśmieszkiem puścił do niej oko.
– Nie zwiedziesz mnie, słonko.
Po czym uchylił się przed trzepnięciem ze zręcznością płynącą z długiej praktyki. Kołysząc się z rozmyślną prowokacją, skierował kroki do swojej kajuty, wciąż trzymając Kotkę, która zarzucała już wysiłki by podrzeć mu ramię i zaczynała wplatać mruczenie w swoje warknięcia. Z roztargnieniem poskrobał ją po uszach wolną ręką.
– Parszywy pies! Podły niewdzięcznik! Cholerny idiota! Utrapiona kreatura! – darła się papuga.
– Gada teraz o Kotce czy kapitanie? – Anamaria prychnęła do Marty’ego.
– Miałaś rację, Anamaria – Marty pokręcił głową w zadumie. – Ten kot nie ustępuje cholernym nietoperzom pod jego sufitem.
– Mówiłam – wzruszyła ramionami. Chciałaby, żeby znalazła się rada na cholerne nietoperze pod jej własnym.

Koniec
------------------------------------------------------------------------------------------------

Przypisy tłumaczki

Tytuł jest nawiązaniem do cytatu z biblijnej Księgi Rodzaju „Dzielny jak Nimrod, najsławniejszy na ziemi myśliwy” (Biblia Tysiąclecia Rdz 10:9), w wersji angielskiej „Even as Nimrod the mighty hunter before the Lord” (Biblia Króla Jana Gen 10:9).

Bramstenga to najwyższa z trzech głównych części drzewca masztu.

Baksztag to mocny wiatr z ukosa od tyłu ku przodowi.

Sterburta to prawa burta.

Fokmaszt to pierwszy maszt od dziobu.

Fokmarsreja jest środkową reją pierwszego masztu.

Wyblinki to poziome przewiązania między linami naciągającymi maszt, tworzące razem drabinę, czego chyba nietrudno się domyślić.

Jaksztag to metalowy pręt biegnący wzdłuż rei.

„Z diabłem do dna”, czyli w oryginale „Drink and the devil” to fragment piosenki „Dead Man’s Chest”, czyli „Piętnastu chłopa na umrzyka skrzyni”. Utartym przekładem, nie pasującym tutaj, byłoby „Piją (za zdrowie / na umór, resztę) czart (uczyni)”.

Szkuner jest moim prywatnym dodatkiem, którego nie było w oryginale, włączonym, by uniknąć zbyt wieloznacznego po polsku "handlowca" i powtórzenia statek - statek.

Artykuły były spisanym statutem indywidualnie przyjętym na każdym statku i podpisywanym przez każdego z załogi. Krzyżyk akceptowalny, siłą rzeczy…
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sabinsien
Cieśla


Dołączył: 13 Lip 2009
Posty: 436
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z południa
Płeć: piratka

PostWysłany: Wto 17:46, 23 Mar 2010 Temat postu:

Scenarzyści mogli by to dostać do przeczytania Razz i poważnie się zastanowić nad obecnością takowej osobistości na pokładzie Very Happy


Cytat:
W niektóre dni, Czarna Perła była największą piracką grozą na Karaibach. W inne, byli największym pływającym cyrkiem.

<hahaha>

Cytat:
coś w rodzaju kurczaka w ostrym sosie zawiniętego w liście,

wiedziałam,że kurczak, ale nie że w sosie Wink

Cytat:
– Cholerny pirat! – cisnął oskarżeniem Jack.

Kocham to zdanie

Cytat:
Czarny kot dla Czarnej Perły. Idealny!


Cytat:
– On jest biały, Marty. Biały! I… puszysty. Marty, my tu mówimy o Czarnej Perle. Najlepszym pirackim statku na Karaibach. Dowodzonym przez KAPITANA Jacka Sparrowa. Łapiesz? Nie bierzemy niczego co jest puszyste i białe!

Swoją drogą ciekawa jestem jak by na to Jack zareagował xD
Cytat:

– To jest Czarna Perła. Jesteśmy czarnym statkiem z czarnymi żaglami, pełnym krwiożerczych piratów! Nam się nie przytrafiają złe omeny. My jesteśmy złym omenem! Łapiesz pan?


Cytat:
– To teraz – stwierdził kapitan Jack – myślę, że przydałoby mi się nieco rumu.

Świetne i celne podsumowanie dnia Very Happy

Cytat:
Gdy papuga Cottona odfruwa, Kot o Dziewięciu Ogonach rozszarpuje pojedyncze, wyrwane pióro z ogona. Pewnego dnia, dorwie tą papugę - nawet jeśli po jednym piórze na raz!

Zdecydowanie w PotC brakuje kota Razz

Cytat:
Przyodziany tylko w spłowiałe spodnie, których noszenia wymagała od niego Anamaria w obawie o całość swych zmysłów, wystrzelił na pokład, napędzany zemstą. Poranne słońce znaczyło jego zbrązowiałe mięśnie pozłotą; omalże skrzył się życiem - prawdziwie widok zdolny odebrać dech.

Nie wiem jak reszta, ale ja bym sobie też chętnie popatrzyła Cool


Cytat:
Potem zaniosła go kapitanowi jako wyraz wyjątkowych względów. A on teraz był niewdzięcznym draniem.

Facetowi nie dogodzisz xD


Cytat:
– Parszywy pies! Podły niewdzięcznik! Cholerny idiota! Utrapiona kreatura! – darła się papuga.

Ja na miejscu papugi bym lepiej uważała Very Happy

-------------------------

Teraz to już wszystko mi się wyjaśniło Very Happy O ile pierwszą część "prawie" całą zrozumiałam, to z resztą miałam już problemy, szczególnie z częścią "Parlay".
Aletheia, za to tłumaczenie masz to [link widoczny dla zalogowanych] Very Happy
Prawie każdy piracki kapitan ma swojego zwierzaka. Barbossa małpkę, Jones Krakena (troche duży, ale zwierzak), a Jacka pominęli, no.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aletheia
Oficer


Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: piratka

PostWysłany: Wto 20:32, 23 Mar 2010 Temat postu:

Och, właśnie! Zapomniałam dopisać moją Główną Stałą Myśl przy tej serii - W PotC brakuje kotów pokładowych! Honorat cudnie to naprawiła. Very Happy

A tak przy okazji, zapomniałam dodać choć jeden z jej disclaimerów, a ma jedne z najlepszych w fandomie. Hmm, ale mogę przynieść od niej coś jeszcze i wtedy to nadrobić. Chcecie więcej jej tekstów? Wink Serio pytam, nie wiem co byście chciały przeczytać, przynoszę przecież według własnego gustu.

sabinsien napisał:
Swoją drogą ciekawa jestem jak by na to Jack zareagował xD

A wiesz co, podejrzewam, że łagodniej niż Anamaria... co nie znaczy, że z zachwytem. Laughing Ale też pewna jestem, że znalazł by zastosowanie dla każdego łupu. Laughing
A przy okazji, Anajulia, Ty widzisz? Popełniłam przekład fluffy, koniec świata... Rolling Eyes

sabinsien napisał:
Świetne i celne podsumowanie dnia Very Happy

...u Jacka dyżurne. Odpowiednik "siusiu, paciorek i spać". Laughing

sabinsien napisał:
Nie wiem jak reszta, ale ja bym sobie też chętnie popatrzyła Cool

A co, nie wspominałam, że Jack by Honorat jest żywcem zdjęty od Alvina? A napisała więcej niż te parę stron, o więęęcej... Gwizdze..

sabinsien napisał:
Facetowi nie dogodzisz xD

Miau! Khm, to znaczy, chciałam rzec, łączę się z Cat O'Nine w oburzeniu. Laughing

sabinsien napisał:
Prawie każdy piracki kapitan ma swojego zwierzaka. Barbossa małpkę, Jones Krakena (troche duży, ale zwierzak), a Jacka pominęli, no.

Wybitnie celne spostrzeżenie. Masz kielicha za to (z trzema beczkami mogę sobie pozwalać Laughing ). A chyba nie muszę wyjaśniać jak dla mnie wygląda wizja Jacka z kotem. Very Happy No, to idę żłopać. Tłumacz to ma klawe życie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sabinsien
Cieśla


Dołączył: 13 Lip 2009
Posty: 436
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z południa
Płeć: piratka

PostWysłany: Wto 21:16, 23 Mar 2010 Temat postu:

za kielicha dziękować
ja chce, ja chce Very Happy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marta
Oficer


Dołączył: 28 Lis 2007
Posty: 2975
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z własnego świata w D.G.
Płeć: piratka

PostWysłany: Pią 14:49, 26 Mar 2010 Temat postu:

A, jej są te chomiki w młyńskim kole! Very Happy Jej rysunki bardzo mi się podobają. A dotychczasowo poznana twórczość... średnio trafia mi w gust.

Kot o Dziewięciu Ogonach
Takie sobie. Poszukiwania kota niespecjalnie mnie zachwyciły, chociaż zastanawiam się, co by przynieśli Pintel i Ragetti... Może lepiej, że ich nie było Very Happy
Cytat:
Teraz mógłby skazać jakiegoś utrapieńczego łachudrę na dziesięć kotów i znaczyłoby to, że nieszczęsna łajza będzie musiała czyścić koci piasek przez następne dziesięć dni.

Bo u Jacka nawet kary nie mogą być normalne Smile

Niemal schwytany
Nie bardzo jest o czym mówić, takie to krótkie. Naczytałam się już za dużo drabble, żeby mnie zaskoczyło tak, jak powinno. Jedno zdanie mi się podobało:
Cytat:
Choć statek przepełniony jest pomniejszym łupem, jej naczelny cel to pochwycić tego najbarwniejszego z nikczemników.

Najbarwniejszy z nikczemników, fajne określenie dla Jacka. Szkoda tylko, że nie dotyczyło jego.

Dzielny myśliwy przed świtem
Wyidealizowany ten Jack strasznie, ale nie przeszkadza, bo opis plastyczny. Wolałabym oglądać niż czytać, szczególnie te akrobacje powietrzne Very Happy Ta miniatura podobała mi się najbardziej.

Aletheia napisał:
Serio pytam, nie wiem co byście chciały przeczytać, przynoszę przecież według własnego gustu.

Ja to bym sobie poczytała o Jacku-kombinatorze i jakiejś intrydze. Tutaj zbyt niewiele się dzieje, jak na mój gust. No, ale zdaję sobie sprawę, że takie z fabułą to są dłuższe teksty raczej.

Wersję oryginalną przejrzałam pobieżnie i nie będę się zagłębiać, tłumaczenie jest dobre i nic mi nie zgrzyta. "Hiszpańska Dziedzina" brzmi mi obco, nawet w POTC "Spanish Main" tłumaczą po prostu na Karaiby. Ale tak jest w oryginale, to się nie czepiam.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aletheia
Oficer


Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: piratka

PostWysłany: Pon 22:28, 29 Mar 2010 Temat postu:

Marta napisał:
A, jej są te chomiki w młyńskim kole! Very Happy

Myszoskoczki! Very Happy To jest jeden z moich absolutnie ukochanych fanartów ever, mimo że tak uproszczony. Very Happy

Marta napisał:
Poszukiwania kota niespecjalnie mnie zachwyciły

Bo krótkie, kot się sam znalazł. Ale mnie tam zachwycił przegląd tych zebranych kotów, barwny i zgrabnie opisany. Pintel i Ragetti przynieśliby... teriera? Laughing

Marta napisał:
Wyidealizowany ten Jack strasznie, ale nie przeszkadza, bo opis plastyczny.

W tym rzecz. Ona, jak chyba wspomniałam, zdaje sobie z tego sprawę, ale też przyznaje, że to jest po prostu fangirlish i już. I od strony czytelniczej mogę powiedzieć to samo - z tyłu świadomości trzeźwy rozsądek wrzeszczy, że to jest aż PRZEidealizowane i że, na litość, to nie Jack!!! ...ale kopie się ten rozsądek w kąt i każe siedzieć cicho, bo może i przesadzone a nawet ociera się o kicz, ale co z tego, skoro fajne. Laughing Dokładnie właśnie jak malarstwo Alvina. Zresztą gdyby to było tylko przeidealizowanie (a nieraz u niej także pewne przeegzaltowanie), to faktycznie nie dałoby się tego czytać, ale na szczęście ona to równoważy jednak pewnym dystansem, przełamuje humorem.

Marta napisał:
Ja to bym sobie poczytała o Jacku-kombinatorze i jakiejś intrydze. Tutaj zbyt niewiele się dzieje, jak na mój gust. No, ale zdaję sobie sprawę, że takie z fabułą to są dłuższe teksty raczej.

Złożona intryga fabularna to akurat wyjątkowa rzadkość w fanfikach, bo o ile widzę, dla autorek najważniejszy jest klimat, nastrój, scena w sensie obrazu i oczywiście analiza charakterów i relacji. A że mnie to też prywatnie pasuje, to i dlatego interesują mnie fanfiki jako zjawisko. Czyli jednak tak jak mówiłam - przynosząc pod własny gust, nie wiem czy trafiam w Wasz. Smile Miałabyś może coś do polecenia?

Marta napisał:
"Hiszpańska Dziedzina" brzmi mi obco, nawet w POTC "Spanish Main" tłumaczą po prostu na Karaiby. Ale tak jest w oryginale, to się nie czepiam.

Owszem, to ZNACZY Karaiby, ale samo wskazanie o jaki kawałek świata chodzi, zgubiłoby dodatkowy ładunek stylistyczny. To tak jakby w oryginale było "w dali już majaczyły białe skały Albionu" a w przekładzie "widać już było brzeg Dover". Informacyjnie OK, ale tekst artystyczny nie jest tylko informacją... To, że proste "Karaiby" odpada, było dla mnie bezdyskusyjne, trudności przysparzało tylko dobranie najwłaściwszych słów. Wcale nie jestem pewna, że nie mogłoby być lepiej. Zawsze chyba może być lepiej. Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum CZARNA PERŁA Strona Główna -> Film / POTC piórem i pędzlem światowego fandomu Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1


Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB Š 2001, 2005 phpBB Group
Theme bLock created by JR9 for stylerbb.net
Regulamin