Forum CZARNA PERŁA Strona Główna
  FAQ  Szukaj  Użytkownicy  Grupy  Galerie   Rejestracja   Profil  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  Zaloguj 

Pierwsze wrażenia po premierze AWE

Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum CZARNA PERŁA Strona Główna -> Film / Emocje, nadzieje, wrażenia...
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Autor Wiadomość
jan_boruta
Kuk


Dołączył: 09 Maj 2007
Posty: 302
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gabinet 23, korytarz B - Dziewiąty Krąg, Otchłań.

PostWysłany: Sob 20:27, 26 Maj 2007 Temat postu:

Savvy?! napisał:
to dodałabym jeszcze wszystkie z udziałem żaglowców (wieeelki plus, że było ich tak dużo!)


Ale nie było mega bitwy ze wszystkimi okrętami Sad
Powrót do góry
Zobacz profil autora
szekla
Kuk


Dołączył: 29 Cze 2006
Posty: 308
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: zawsze z nienacka

PostWysłany: Nie 8:16, 27 Maj 2007 Temat postu:

!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Wróciłam wczoraj z filmu o północy więc nie było mi dane nic napisać.

Film mnie przygniótł do podłogi.
Jest absolutnie fenomenalny, ze wszechmiar wspaniały.
Do tej pory nie zdążyłam jeszcze ochłonąć i jeszcze nie do końca wiem, o czym tak w sumie był film.
Ale myślę, że dojdę do tego w końcu.
Ach ach ach, wielkie, wielkie brawa za prześwietne nawiązania do pierwszej części (pies strażnik kluczy, ci dwaj przy skrzyni...), za porywającą i niesamowitą ostatnią bitwę, za Barabossę, za Jacka....
I chcę zaznaczyć, że nawet, nawet Bloom się spisał.
Tak się mi jakoś głupio zrobiło, jak go zabili ;|

Ach ach ach
pozdrawiam gdzieś z krainy wyobraźni Smile
Ahoy!
Keep your eyes on the horizon Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aayla Secura
Sternik


Dołączył: 17 Sie 2006
Posty: 608
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Coruscant

PostWysłany: Nie 11:23, 27 Maj 2007 Temat postu:

A mi tam wciąż gra Blooma i Knightley się nie podoba. I ta cała przemowa Elizabeth była kiepska.
Ale najbardziej ze wszystkiego nie podoba mi się ta cała wielka Calypso, taka tandetna scena w tak dobrze zrobionym filmie.
I właściwie to mogli dać Krakenowi jeszcze jakiś statek zatopić, zanim go uśmiercili.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mrs.Sparrow
Piracki Lord


Dołączył: 19 Sty 2006
Posty: 2524
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z teatru
Płeć: piratka

PostWysłany: Nie 12:21, 27 Maj 2007 Temat postu:

Achhhhh... Ja też wciąż nie mogę ochłonąć po premierze Wink Odkąd usiadłam w kinowym fotelu i zaczęłam oglądać POTC3 nie myślę o niczym innym Very Happy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
GOSIA:D
Kanaka


Dołączył: 23 Paź 2006
Posty: 197
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Radom

PostWysłany: Nie 14:28, 27 Maj 2007 Temat postu:

Film rewelacyjny!!!
Szkoda tylko, że nie widziałam tej sceny po napisach, ale wszyscy wyszli i kino już zamykali... Mad ma ktoś może jakiegoś linka na youtube? Wink
Wrażenia po filmie dobre, zdziwiło mnie bardzo, że na pokazie przedpremierowym, na którym byłam ludzi nie było aż tak dużo..w kinie były pustki Shocked
świetne efekty, walki, a szczególnie Jacka z Davvym Jonesem, muzyka, no i Jack, i jego zmaganie się z samym sobą... Cool Zdziwiło mnie, to że Will został kapitanem, no i słabo, że rozdzieli go z Elizabeth...Ale zawsze lepiej, że raz na 10 lat może się z nią widywać, bo żyje w pewnym sensie, a nie umarł... Ta scena na statku, z Calypso, wyzwolenie jej z ciała jak dla mnie była taka zbyt naciągana, nie podobała mi się za bardzo...Ale cała reszta filmu świetna...No i ojciec Jacka, hehe zdziwiła mnie trochę ta postać... Cool
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Larry2903
Czyściciel zęz


Dołączył: 02 Gru 2006
Posty: 15
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Koszalin/Gdynia

PostWysłany: Nie 19:44, 27 Maj 2007 Temat postu:

A ja sobie pokrytykuję.
Pierwsza część była naprawdę fajna.
Druga- jeszcze, jeszcze.
Trzecia to IMHO g***o.

Opinia dosyć skrajna i z tego co tu przeczytałem raczej niewiele osób ją podziela, więc argumentuję:
-Kiedy obejrzałem pierwszy raz Czarną Perłę, to po prostu brak mi było słów Smile . Cudo. Świetna fabuła, umiejętne wymieszanie kilku rodzajów filmu (w tym komedii), oczywiście Jack Sparrow- to wszystko się złożyło na niesamowity efekt.
-Po Skrzyni Umarlaka byłem rozczarowany. Sparrow nadal fajnie, mieszanka styli nadal, ale fabuła jakaś taka jakby gorsza. Ale od biedy mogło być, lepsze to niż żadna kontynuacja.
-Teraz jestem tylko wku... rzony. Z zalet pozostał tylko Sparrow. Komedia? Z trzy, może cztery trochę śmieszne momenty. Podczas oglądania Skrzyni ludzie kilka razy zaczynali się głośno śmiać, tutaj ani razu. Nie jestem homo ( Wink ) ale niech mi ktoś powie, że scena w której zabijają Willa jest komediowa. To samo z Norringtonem.
Jakby to absurdalnie nie zabrzmiało przy tych wszystkich szkieletach, Czarna Perła jeszcze w miarę realistyczna była. Miało się wrażenia: "Hej, ja też mógłbym tam być". Jakoś nie miałem takiego odczucia przy Skrzyni Umarlaka ani Na Krańcu Świata. Dziwnie to brzmi, ale kościotrupy były bardziej realistyczne od ryboludzi.
Kontynuując- Tia Dalma/Kalipso. Idiotyzm. A scena jej uwalniania to idiotyzm do potęgi.
Luk Davy'ego Jonesa i kilku Jacków- następny idiotyzm. Gdzie jest ten klimat Czarnej Perły?
Kiedy Czarna Perła (statek) sunęła po piasku to aż się uśmiechnąłem, ale nie dlatego, że to było śmieszne, tylko dlatego, że to było po prostu głupie i błazeńskie.
Piraci z wszystkich stron świata- tu "tylko" rozczarowanie. Po obejrzeniu trailera liczyłem na więcej.

Podsumowując- bardzo kiepski film. Niestety, każda następna część jest gorsza. W związku z czym mam nadzieję, że czwórki nie nakręcą, bo to już będzie prawdopodobnie kompletna tragedia.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anajulia
Kapitan


Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 4438
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Drogi
Płeć: piratka

PostWysłany: Pon 1:22, 28 Maj 2007 Temat postu:

AAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Ten post powinien powstać w temacie "drugie wrażenia...", bo właśnie wróciłam z kina. I muszę raz jeszcze!!!!!
ZROZUMIAŁAM!!!
Zrozumiałam AWE i powiem Wam, że dziś jestem olśniona, wstrząśnięta, zachwycona, zakochana w tym filmie! Stanowczo trzeba go zobaczyć co najmniej dwa razy! Przy pierwszym, kiedy człowiek próbuje się połapać w cokolwiek zawiłej akcji, umyka to, co w tej historii najważniejsze. Przynajmniej mnie umknęło. A teraz skupiłam się na dialogach, spojrzeniach, metaforach. i mam już całkowitą, porażającą jasność Totalne zaskoczenie, choć przecież odpowiedzi widać jak na dłoni!!! Podobnie jak w "Skrzyni", którą jednak ogarnęłam po pierwszym obejrzeniu. Bo "Skrzynia" mówi o problemach aktualnych dla mnie. AWE wybiega poza moje doświadczenie. Dlatego mnie tak przeraziło. A teraz już się oswoiłam z nowym Jackiem, jego nowymi celami. Co więcej, zrozumiałam go i takim go uwielbiam. To jest, mili moi, Jack, który bardzo dokładnie wie czego chce! I obiera kierunek nieobcy mojej filozofii życiowej, za co jestem mu dozgonnie wdzięczna Smile. Nadal mogę się od niego uczyć. Ave Wink Jack!

EDIT 28 V, 8:45

Tym razem tu zamieszczam link do mojej twórczości, bo na temat Smile. Zajawkę wysmarowała mi moja przełożona Very Happy. Moja brzmiała: Ostatnia (?) odsłona „Piratów z Karaibów” oczarowuje formą. Scenariusz pozostawia nieco do życzenia. A co najmniej – do przemyślenia…

[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mick Swallow
Czyściciel zęz


Dołączył: 14 Sie 2006
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 10:29, 28 Maj 2007 Temat postu:

Po pierwsze: Witajcie znów! Dawno tu nie zaglądałem bo szczerze o was zapomniałem. Ale film mi odświerzył pamięć.
Co do filmu: wszystko cacy, naprawdę, mnie się niepodobał luk Jonsa... Za łatwo dotarli i uciekli... Zwłaszcza jeszcze tytuł sugeruje że tam się skupi akcja...Ale ok...
Naprawdę film niesamowity. I zrobił się bardzo baśniowy. I dobrze Very Happy
I koniec sugerujący kolejne części...SUPER!
Co do Willa... Orlando, jak mi się zdaje, postanowił odstawić aktorstwo i twóry pewnie chcieli załatwić z nim sprawę by mogła być kolejna część ale tak zę wiadomo co z Willem.
Barbossa też fajnie wyszedł. Wogule cała zgraja piratów była genialna...Ach... Super film, aż brak tchu.

A i jeszcze muzyka: genialna jak zawsze ale ten motyw z elektryczną gitarą jak spotkał się Jack, Barbosa, Elizabeth, Beccket, Johns i ten ostatni ziomek był wspaniały! Mi się podobał niesamowicie. Świetny klimat dał.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aayla Secura
Sternik


Dołączył: 17 Sie 2006
Posty: 608
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Coruscant

PostWysłany: Pon 19:19, 28 Maj 2007 Temat postu:

Mick Swallow napisał:
A i jeszcze muzyka: genialna jak zawsze ale ten motyw z elektryczną gitarą jak spotkał się Jack, Barbosa, Elizabeth, Beccket, Johns i ten ostatni ziomek był wspaniały! Mi się podobał niesamowicie. Świetny klimat dał.


Eee, ta westernowa muzyczka to twórczość w dużym stopniu Morricone, z pewnymi zmianami ze strony Zimmera. Proponuję obejrzeć sobie film "Pewnego razu na Dzikim Zachodzie". Jedno z największych dzieł Sergio Leone. Zbliżenia oczu w tej scenie w AWE też oczywiście są wzorowane na twórczości Leone.

I sorry, że się czepiam, ale pisownia niektórych nazwisk Ci nie wyszła Wink Gdyby tu chodziło o Willa na przykład, to bym sobie darowała, ale akurat chodzi o postacie, które lubię(czyli o Davy'ego Jonesa, Cutlera Becketta i Hectora Barbossę), więc nie mogłam się powstrzymać Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kaileena_Farah
Piracki Lord


Dołączył: 05 Kwi 2006
Posty: 2678
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ul. Sezamkowa 17, Mars.

PostWysłany: Pon 19:21, 28 Maj 2007 Temat postu:

Nie czytałam niczego w tym temacie. Jestem mało połapana ostatnio, ale chyba można napisać czy się podobało, prawda?... Very Happy To napiszę.


I stało się.
Trzecia część trylogii (?) „PzK” już w kinach. Pewnie większość z Was pierwszy seans ma już za sobą. I ja także. Wiadomo wszem i wobec jakie uczucia żywię do „Klątwy Czarnej Perły”, ile, „ale” pojawiło się względem „Skrzyni Umarlaka”, teraz przyszła kolej na moją ocenę „Na Krańcu Świata”. Po wyjściu z kina w mojej głowie narodziło się mnóstwo pytań, tylko kilka odpowiedzi i masę zdań, które opisują to, co przeżyłam oglądając „AWE”. Jednak zacznijmy od początku…

„Na Krańcu Świata” jest bez wątpienia ścisłą kontynuacją „Skrzyni…”. Tym razem jesteśmy rzuceni w wir wydarzeń tak dynamicznych i szalonych, że z początku ciężko połapać się, o, co chodzi – kto z kim i dlaczego?! U schyłku pirackiej potęgi, znani nam doskonale bohaterowie borykają się ze swoimi, indywidualnymi problemami. Jack Sparrow pragnie uwolnić się spod klątwy rzuconej na niego przez upiornego Davy Jones’a, Elizabeth Swann poprzysięga sobie pomścić śmierć ojca i pokonać (wybitnie irytującego) Beckett’a, Will Turner zrobi wszystko by uratować z dawna utraconego tatusia, który odbywa swoją karę na pokładzie „Latającego Holendra”. A inni? Barbossa, który cudem powrócił z krainy umarłych wpadł na jeszcze genialniejszy pomysł – zamierza rozmówić się z radą w Zatoce Rozbitków w sprawie… pogańskiej bogini Kalipto, która najwyraźniej jest jedyną nadzieją piratów w walce przeciwko ogromnej flocie angielskiej. W końcu i sama Tia Dalma okazuje się być kimś więcej niż tylko wiedźmą o ogromnej mocy… Nietrudno się w tym wszystkim pogubić. Tu nic nie jest takie, jakim się wydaje. Bohaterowie zawierają chwilowe sojusze, zdradzają się nawzajem, walczą, co pięć minut po innej stronie. Niezdecydowanie scenarzystów może mocno zirytować. Bo właśnie, właśnie. Nie ma, co owijać w bawełnę – przedobrzyli.
Chcąc zapewnić widzom dawkę rozrywki, której długo nie zapomną – namalowali barwny świat, w którym rzeczywiście czuć atmosferę narastającej grozy, niepokoju, który ogarnia kapitanów i ich załogi w obliczu jawnego zagrożenia. Nie ma tu, co prawda zbyt wiele pięknego, karaibskiego słońca, plenery są mroczne – utrzymana jest, więc konwencja z części drugiej. Wydaję mi się jednak, że z lepszym skutkiem. Na takim tle toczy się historia, która pełna jest zwrotów akcji i intryg. Chyba zbyt pełna.
Zdaję się, że pomysł na postać, Turner’a w tej odsłonie przygód bohaterów był dość ograniczony. Will miota się po ekranie, kłamię, zdradza. W imię czego? Hasło „ojciec” przyćmiewa mu wszelkie inne wartości i na moment zapomina, że naraża na ogromne niebezpieczeństwo wiernych kompanów i przede wszystkim ukochaną Elizabeth. Nie inaczej jest z innymi postaciami, co wprowadza do filmu wiele niepotrzebnych dłużyzn i chaos. W dodatku zbyt wiele kwestii pozostawiono zupełnie bez wyjaśnienia – a raczej pomyślano, że widz wywnioskuje je z kontekstu zdarzeń, które obejrzy. Nie ze wszystkim jest tak łatwo, zwłaszcza dla kogoś, kto poprzednią część widział tylko raz, dwa i nie miał okazji jej analizować by „oswoić się” z fabułą i przesłaniem. To zdecydowanie na minus.
Bezsensowne wydają mi się niektóre nowe wątki, doklejone jak gdyby na siłę by nie rozczarować fanów. Choćby postać Sao Fenga – niby ciekawa, niby dobrze zagrana – ale do bólu epizodyczna i jedyne, co ją „uzasadnia” to fakt, że chiński kapitan mianował swoim następcą Elizabeth… Kilka scen przyprawiło mnie o mdłości, np. ślub na statku i parę innych momentów Wielkiej Bitwy. Jednak mimo tych wad…
„Na Krańcu Świata” oglądało mi się znacznie przyjemniej niż „Skrzynię Umarlaka”, w której przerost formy nad treścią nie znajdywał właściwie żadnego, logicznego usprawiedliwienia. Oczywiście – to tylko moje zdanie, ale raczej go nie zmienić – „AWE” jest filmem pełnym fajerwerków, ale fajerwerków, które są dostatecznie istotne dla fabuły by mnie do siebie przekonać.
Zresztą – pewne jawne niedociągnięcia maskuje doskonały duet aktorski Depp/Rush. Panowie są na ekranie najjaśniejszymi gwiazdami, a każda scena z ich udziałem jest lepsza od poprzedniej. Jack Sparrow króluje niezmiennie, jednak Barbossa to postać tak wyśmienita, że nietrudno dotrzymać mu kroku Johnny’emu. Oprócz tej wspaniałej dwójki jest jeszcze kilka „perełek” – przekonująco zagrany Davy Jones (ze świetną mimiką i charakterem mimo komputerowej „maski” – brawa dla Billa Nighy), znienawidzony Cutler Beckett (jakoś dobrze mu wychodzi bycie okrutnym) i… moją twarz rozjaśnia szeeeeeroki uśmiech – Keith Richards w roli ojca Jack’a! Rola niewielka, ale i tak skradł moje serce Wink… Jak zwykle zawiedli Orlando Bloom i Keira Knightley (chociaż postać Elizabeth jest i tak dużo ciekawsza). Po tej dwójce nie spodziewałam się rewelacji, więc przemilczę tę kwestię.
Na deser zostawiłam sobie oprawę wizualną i dźwiękową „AWE”.
Bez wątpienia efekty specjalne w „trójce” są powalające, wbijają w fotel i na długo zostają w pamięci. Mają jeszcze jedną, bardzo ważną zaletę – znajdują swoje zastosowanie w fabule. W „Na Krańcu…” brak tak głupich i nic niewnoszących do opowieści scen jak np. Wyspa Kanibali. I to cieszy. To doskonała oprawa do epickiej baśni jaką są obecnie „Piraci z Karaibów”. Bo tak, tak… Ostatnia potyczka naszych bohaterów na pełnym morzu to Bitwa przez duże „B”. To niezwykłe zdjęcia, klimat. To piękne okręty. Chociaż dane nam było obejrzeć tylko zmagania „Perły” i „Holendra”, a potem obserwować klęskę Buckett’a na jego „Niezwyciężonym” – nie pozostawia to niesmaku. Starcie floty, które zdawało się być nieuniknione, nie dochodzi do skutku, wszyscy wracają do domu i jest ładnie, pięknie… No może nie tak do końca ładnie, pięknie, bo losy naszych postaci nadal są dość poplątane. To jednak wie każdy, kto oglądał „AWE”. A teraz o czymś przyjemniejszym. O muzyce.
I to czekało mnie kolejne miłe zaskoczenie. Postanowiłam, że przed premierą nawet nie tknę soundtrack’a i byłam ciekawa, co oprócz znanych nam doskonale motywów przewodnich twórcy dorzucą tym razem by urozmaicić nasze wrażenia słuchowe. Hmm… i to jakie wrażenia! Co chyba najbardziej pozytywne – zapamiętałam parę wątków i nuciłam je po seansie. Wcześniej przytrafiło mi się tylko po „Klątwie…”. Oprawa dźwiękowa – cud, miód i orzeszki. Może przesadzam z tymi zachwytami, ale dziecku naprawdę się podobało i dziecko kłania się Hansowi, za to, że tym razem nie zawiódł, o nie!
Czas na krótkie podsumowanie.
Mimo wielu wad – „Na Krańcu Świata” to pozycja obowiązkowa… (Nie nooo… aż tak krótko być nie może!) Nie jest to szczyt moich marzeń i nadziei, ale z kina wyszłam zadowolona, z pokładami nowej wiary w piracką potęgę. Film nie znużył, w paru momentach przyprawił o miłe ciarrry, zauroczył muzyką i przede wszystkim – zainspirował do czegoś na kształt recenzji, a pisanie takich „wykładów” zdarza mi się ostatnio dosyć rzadko. Najwyraźniej jednak… to jeszcze nie koniec. Przed obejrzeniem części trzeciej byłam pewna, że o kolejnych perypetiach bohaterów „PzK” nie chcę nawet słyszeć. A teraz? Cóż. Widać, że twórcy pozostawili sobie „dogodną” furtkę. Zakończenie jest niejednoznaczne. Okazuje się, że Jack nadal podąża w stronę wyśnionej nieśmiertelności… Pytanie tylko czy my popłyniemy razem z nim? To się jeszcze okaże, a na razie… Yo-ho, kamraci! I biegiem do kina jak ktoś się jeszcze nie wybrał Wink

Pozdrawiam – K_F

PS. Przepraszam za (jak zwykle) nieskładny natłok myśli, ale to już takie zboczenie… Wolę napisać wszystko niż zapomnieć o czymś istotnym. Właściwie to tylko „suchy” opis wrażeń. Mam sporo przemyśleń dotyczących „AWE” i mam nadzieje, że wkrótce uda mi się jakoś włączyć w dyskusję. Na razie mam na to zbyt mało czasu (koniec roku ) … życzcie mi powodzenia!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
DawidG
Kuk


Dołączył: 11 Sie 2006
Posty: 379
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Śląskie - Pozytywna Energia

PostWysłany: Pon 22:52, 28 Maj 2007 Temat postu:

Ktoś napisał, że nie podoba mu się scena ślubu bo jest tandetna czy coś takiego. Pozwolę sobie wtrącić moje trzy grosze i stwierdzić, iż to jedna z lepszych scen filmu.

I jeszcze chciałbym poruszyć temat zakończenia bo widzę, że też niektórzy narzekają jak scenarzyści mogli wymyślić coś takiego, że Jack zostaje bez Perły. Na moje oko to zakończenie jest idealne. Chodziło tu twórcom o zatoczenie koła. Przecież doskonale pamiętamy łajbę na jakiej pierwszy raz ujrzeliśmy Jacka w "Klątwie". No i na takiej samej starej łajbie ujrzeliśmy go po raz ostatni...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anajulia
Kapitan


Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 4438
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Drogi
Płeć: piratka

PostWysłany: Pon 22:59, 28 Maj 2007 Temat postu:

Oczywiście, że scena ślubu, to najlepsze co się zdarzyło w mdłym wątku Will-Elizabeth w AWE. I to najlepszy ślub, jaki kiedykolwiek widziałam na ekranie Very Happy.

A Jack i jego szalupa... koło, które zatoczyli "Piraci z Karaibów"... no tu mamy klucz do całej historii Wink. Ale o tym opowiem w temacie "Jack Sparrow w AWE"... niebawem Very Happy.


Ostatnio zmieniony przez Anajulia dnia Nie 23:34, 03 Cze 2007, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Diapora
Bosman


Dołączył: 18 Cze 2006
Posty: 749
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 20:50, 30 Maj 2007 Temat postu:

A niestety ja Piratów obejrzę dopiero w niedzielę... W naszym Heliosie puszczą pierwszy raz dopiero za dwa dni... pojechałabym już w piątek, ale mój tata też jest wielkim fanem PzK i oczywiście musi obejrzeć wraz ze mną. Czuję, że będę naprawdę mile zaskoczona... Wink Ach... nie mogę się doczekać...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
szekla
Kuk


Dołączył: 29 Cze 2006
Posty: 308
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: zawsze z nienacka

PostWysłany: Śro 22:40, 30 Maj 2007 Temat postu:

ja koniecznie musze sie przejsc drugi raz, bo zwróciliście uwagę na tak wiele szczegółów, które mnie za pierwszym razem umknęły! Aaaaa
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mrs.Sparrow
Piracki Lord


Dołączył: 19 Sty 2006
Posty: 2524
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z teatru
Płeć: piratka

PostWysłany: Czw 7:31, 31 Maj 2007 Temat postu:

szekla napisał:
ja koniecznie musze sie przejsc drugi raz, bo zwróciliście uwagę na tak wiele szczegółów, które mnie za pierwszym razem umknęły! Aaaaa

Ech, no właśnie, no właśnie. Też będę musiała się jeszcze raz wybrać.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Oficer


Dołączył: 16 Sty 2006
Posty: 2101
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Islandia

PostWysłany: Czw 9:53, 31 Maj 2007 Temat postu:

Czas na mnie Smile
Wczoraj byłam w kinie i po seansie poprostu UMARŁAM, dosłownie Smile Wszystko miało byc inaczej, spodziewałam się czegoś zupełnie innego, innego zakończenia, odwrotnego obrotu fabuły Very Happy Ale...teraz (po myślącej nocy) juz patrzę na to inaczej, głównie dzięki monologowi Anajulii, on rozjaśnił tą całą sprawę i pokazał z innej strony. Już teraz akceptuje całe zakonczenie i fabułe. Rozumiem ją Very Happy
No, a teraz o wrażeniach, otóż:
Film zrobiony perfekcyjnie, genialny wręcz. Wszystko pasuje znakomicie, aktorzy, fabuła, MUZYKA!, bohaterzy, humor, bitwy...nic dodac, nic ując. Jestem zachwycona! Teraz, po nieprzespanej nocy film wydaje mi się fantastyczny, wszystko zostało dograne znakomicie. Oczywiście są pewne ułomne sceny Rolling Eyes I tutaj przyznaję Wam wszystkim rację, ze wątek z uwalnianiem Calypso był fatalnie przeprowadzony, w ogóle ten cały mit o bogini nie podobał mi się, zresztą - nie był potrzebny, został zakończony bez rozwiazania Rolling Eyes Nie podobał mi się również pomysł z pomnożonym Jackiemi, na wyspie - owczem, ale już potem (np. na Holendrze) wydawało mi się to przesadą. Śmierc Jamesa - porażka! Jak można było zabic tak wspaniałą postac i do tego w momencie kiedy stwała sie jeszcze wspanialsza, Agrrr... Twisted Evil Wątek z Sao Fengiem niepotrzeny, postac ciekawa i można by było ją ciekawie rozwinąc, a tu! nagła śmierc, pojawił się tylko po to, aby dac Elizabeth talar, zrobic wrazenie i postraszyc trochę Rolling Eyes A szkoda. Następnie: za mało było ojca Jacka, aktor świetnie dobrany Wink ale jakoś niewykorzystany Rolling Eyes Wątek Will/Lizz zakończony troszku głupio jak na moją głowę, nie tak to miało byc Rolling Eyes Ale ostatecznie jestem sklonna zaakceptowac takie zakonczenie, w sumie to jest takie typowo "życiowe", choc trudne do zaakceptowania. Natomiast jęki Willa podczas konania...MASAKRA, brr kompetnie sztucznie zagrana. I to chyba tyle scen na NIE Very Happy Reszta jak najbardziej mi pasuje. A teraz tak ogólnie o wszystkim co mnie poruszyło: Very Happy
- ślub Willa i Elizabeth (perfekcyjnie zrobiona scena, achhh śmieszna, dobrze zgrana (tylko ten pocałunek, nagle wszyscy wrogowie zamienili sie w kamień, czy jak ? Wink)
- Zaświaty, luk Davego Jonesa (nie mam zastrzeżeń, a to zagubienie i samotnośc Jacka...super)
- ojciec Lizz płynący na łódeczce (piękna scena! bardzo wzruszająca i dobrze zrobiona)
- Tia Dalma/Davy Jones (ach! Ta ich wymiana zdań przez kratki była piękna, dotknięcie Tii Jonesa i ukazanie go jako cżłowieka, dźwięk pozytywki, piękne...Very Happy)
- Barbossa (świetna postac, genialne teksty, pokazany w zupełnie innym świetle niż w pierwszej części Smile)
- Jack (znakomity! - jak zawsze, Depp spisał się na medal, i...na koniec widzimy Jacka jakby wrócił do początku, w "Klatwie" ujrzeliśmy go w łódeczce i na koneic żegnamy go również na łódeczce...zatoczyliśmy koło, przemyślany i dobry koniec)
- Will (ech...za dużo mieszał, nie wiadomo było z kim jest i o co mu chodzi, zakończenie było do przewidzenia, ale i tak nie jestem nim usatysfakcjonowana...)
- Elizabeth ( od początku miałam słabośc do jej osoby i dalej ją mam, podoba mi się jej przemiana i rola w filmie, choc tak jak i Will mogłaby inaczej zakończyc cała tą historię, patrz: James Wink)
- MUZYKA - Zimmer jak zawsze pokazał klasę (piszę posta słuchając soundtracka z AWE) piękna muzyka Smile
- wieszanie Piratów i spiew chłopczyka (piękna scena, taka mocna i kojarząca się z Oświęcimiem...ach! ciarki mnie przechodziły w kinie podczas tego momentu, a ten chór tych wszyskich Piratów...achhhhhh
No i to by były najważniejsze rzeczy, które mnie uderzyły w filmie Smile
Ogółem - BOMBA!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Giselle
Kanaka


Dołączył: 24 Kwi 2007
Posty: 193
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: portowe miasteczko Gdańsk...

PostWysłany: Czw 18:07, 31 Maj 2007 Temat postu:

Teraz ja. Byłam na AWE w poniedziałek. kino było prawie całkiem puste, oglądało sie znakomicie. Moje doznania po wyjściu z kina również były pozytywne.
Trzeba przyznać, że perfekcyjnie grane postacie zmieniły swoje charaktery prawie że nie do poznania. Np. taka Elizabeth. Przedtem elegancka, nieporadna Lizzie, teraz król piratów! troszkę przemądrzała i bardzo pewna siebie. Will, który poczatkowo robi wszystko, żeby uratować "panienkę Elizabeth", musiał wreszcie poważnie porozmawiac o ich przyszłości, pomimo kłótni z ukochaną. Norrington przestał wywyższać się i stał sie uległy i posłuszny Cutlerowi. Dużą zmiane widac u Davy'ego Jonesa. Nareszcie pokazał, że pomimo braku serca też ma uczucia związane ze smutkiem i żalem.
Zauważyłam, że każda cześc ma swoj klimat i można przypożądkować ją do konkretnego miejsca. Pierwsza była bardzo piracka, taka z Tortugi. Druga, jak z bezludnej wyspy, trochę smutna. Co do AWE, to jeszcze nie wiem. Po jednzm oglądaniu trudno powiedziec. Jest dośc smutna...
Tak jak przypuszczałam, muzyka zmieniła sie po obejrzeiu filmu. Teraz moge przynac, że jest znakomita.
Jednak zakonczenie nie jest oczywiste, czy William już zawsze bedzie pływał na Latającym Holendrze? Jeśli to ma byc ostateczny koniec, to pozostawia wiele do życzenia.
Mimo to, film strasznie mi sie podobał i nie moge sie doczekac, kiedy pojde 2 raz!!! w koncu, ma tyle pieknych, wspaniale zagranych, wzroszajączch scen, jak na przykład wieszanie piratow, jak i zabawnych jak pobyt Jacka w luku!!!!!!!!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mrs.Sparrow
Piracki Lord


Dołączył: 19 Sty 2006
Posty: 2524
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z teatru
Płeć: piratka

PostWysłany: Czw 19:22, 31 Maj 2007 Temat postu:

Giselle napisał:
Pierwsza była bardzo piracka, taka z Tortugi. Druga, jak z bezludnej wyspy, trochę smutna. Co do AWE, to jeszcze nie wiem. Po jednzm oglądaniu trudno powiedziec.

Przyznam szczerze, że trochę się nad tym zastanawiałam Wink Jak dla mnie jest to część z Luku Davy'ego Jonesa. Mroczna i smutna.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lizbeth Rackham
Artylerzysta


Dołączył: 08 Kwi 2007
Posty: 502
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Helheim
Płeć: piratka

PostWysłany: Czw 20:54, 31 Maj 2007 Temat postu:

To jest warte zastanowienia... Ja to nazywałam tak: 1 część jest piracka, 2- voodoo, a 3... Hm... Nie mam jeszcze odpowiedniego określenia, ale coś w rodzaju orientalno- wojennej. Co mi jednak przychodzi z takiego podziału? NIC!!! Bo to jest tylko zewnętrzny podział. A wewnętrzny... Nie wiem! Ja czuję tą różnicę, ale nie potraię w pełni określić na czym ona polega. I to nieustannie mnie nurtuje, nie daje spokoju... Jak o tym myślę, to coś mnie wewnętrznie wyjada...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Savvy
Piracki Lord


Dołączył: 10 Sty 2007
Posty: 1136
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: from Desolation Row
Płeć: piratka

PostWysłany: Czw 22:29, 31 Maj 2007 Temat postu:

Myślę, że różnica tkwi w Jacku, kim i jaki jest Cool Proponuję lekturę Demaskacji Anajulii, tematu Jack w AWE, w którym mogą różne rzeczy jeszcze wypłynąć Cool
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anajulia
Kapitan


Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 4438
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Drogi
Płeć: piratka

PostWysłany: Pią 0:17, 01 Cze 2007 Temat postu:

Ja to mam już trzecie wrażenia Very Happy.
Zbieram się do jakiejś "podróży demaskacyjnej", ale póki co, zgodzę się z przedmówcą Cool. POTC się zmienia, bo dojrzewają bohaterowie. Nie tylko Jack, ale Jack przede wszystkim. To niesamowite, niezwykłe, wspaniałe! - Disney nakręcił bajkę dla dorosłych, bardzo życiową bajkę! Pierwsza część jest barwna, rozpędzona, a nasi bohaterowie pełni młodzieńczych marzeń i ideałów. W drugiej potykają się o rozczarowania - trochę światem, ale przede wszystkim samym sobą. Odkrywają, że ich własny wizerunek siebie nie pokrywa się z tym, kim się stają, więc przeżywają rozterki, kryzys tożsamości i wartości zarazem. No to i film ma ów klimat niepewności i rozczarowań. Jest ponury, deszczowy, apokaliptyczny - bo bohaterom rozpada się znany, bezpieczny świat. A w AWE mamy ich już po tej przemianie. Każdy odkrył siebie na nowo, dorósł, wybrał to, co dla niego najważniejsze. Są to wybory ludzi dorosłych, naznaczone świadomością, że wszystkiego mieć w życiu nie można. To w ogóle jest świat ludzi dorosłych - pełen obłudy i intryg. Stąd gorycz i ten ciężar fabuły. Ale jednocześnie w tym filmie nie brak zaraźliwej pasji Klątwy. Bo nasi bohaterowie znów dojrzeli i tym razem wiedzą czego chcą. Dążą do tego świadomie, planowo, taktycznie, ale i nie brak im owej pasji, błysku w oku, za który pokochałam Klątwę. Mamy zatem osnutą mrokiem dorosłego świata opowieść o ludziach, którzy jednak są pełni woli i radości życia, ludziach pewnych siebie i świadomych swojej wartości. Ten film jest gorzki. Ale nie ponury czy smutny. On aż tętni ową pasją istnienia. To czyni go, mimo wszystko, optymistycznym.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mrs.Sparrow
Piracki Lord


Dołączył: 19 Sty 2006
Posty: 2524
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z teatru
Płeć: piratka

PostWysłany: Pią 14:18, 01 Cze 2007 Temat postu:

Anajulia napisał:
To czyni go, mimo wszystko, optymistycznym.

Może i owszem, jest optymistyczny. Jednak nie od początku. W pierwszych scenach filmu pozostało jeszcze trochę niepewności i nie spokoju z drugiej części. Dopiero po jakimś czasie wszystko znów wychodzi "na prostą". Bohaterowie wciąż przechodzą metamorfozy i (jak już zresztą wcześniej zostało powiedziane) film zatacza krąg. Nie tylko w sensie sceny końcowej (i na początku i na końcu widzimy Jacka w małej łódeczce) ale również w sensie bardziej duchowym. Po zmianach, kłopotach i zagubieniu postacie zmieniają się, jednak wszystko (no... może nie do końca wszystko Wink) kończy się dobrze.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anajulia
Kapitan


Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 4438
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Drogi
Płeć: piratka

PostWysłany: Pią 14:40, 01 Cze 2007 Temat postu:

Myślę, że optymizm AWE nie tkwi w szczęśliwym zakończeniu - bo przecież takie nie jest. A co najmniej nie jest zadowalające dla większości wielbicieli POTC - nie takiego losu chcieliśmy dla pary Liz-Will, dla Norringtona, gubernatora, Davy Jonesa. W pierwszej chwili nie satysfakcjonuje nawet rozwiązanie scenariuszowe, jakie zgotowano Jackowi. Mnie rozczarowało i z tego co wiem, jeszcze parę osób. Bo Jack i Czarna Perła, bo Liz w Skrzyni... i w ogóle o co mu chodzi?!... dopiero jak się zastanowić okazuje się, że odnalazł najcenniejszy ze skarbów, a droga, którą pokonał, była potrzebna... No ale nie o tym chcę tu pisać. Mówię o optymizmie, który nie ma nic wspólnego z happy endem, wyprostowaniem dróg naszych bohaterów. Optymistyczne jest dla mnie to, że moje ukochane postaci zyskały spokój, pewność co jest dla nich ważne (i to się przydarzyło nawet tym, którzy zginęli), siłę, by dążyć w obranym kierunku... Drogę Swojej Legendy. To nie będzie droga usłana różami. Ale kto powiedział, że życie jest proste? Najważniejsze to wiedzieć kim się jest i być sobą na burzliwym oceanie losu. Oni siebie znaleźli.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lizbeth Rackham
Artylerzysta


Dołączył: 08 Kwi 2007
Posty: 502
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Helheim
Płeć: piratka

PostWysłany: Pią 16:10, 01 Cze 2007 Temat postu:

Myślę, że dłużej nie moge z tym zwlekać.
Wieć na początek zdradzę, że oglądając film nie patrzę na niego jak na coś zrobionego i zagranego. Dla mnie nie ma aktorów i efektów specjalnych. W moim umyśle nie pojawia się zdanie ,,Gra świetnie " lub ,,Gra fatalnie". Wiem, że to trochę dziecinne i niepoważne, ale dla mnie film to prawie jak prawdziwe zdarzenia. Nie będę więc opisywać gry aktorskiej, tylko moje odczucia. A te zawsze są bardzo silne.
To było takie małe ostrzeżenie. Wink
Na początek- co mi się nie podobało. Nie jest tego wiele, ale nie można udawać, że wszystko było idealne.
Zacznę od tego, o czym pisało już wiele osób. Calypso! Nie pasuje mi to. Według mnie, ona powinna pozostać Tią Dalmą i byłoby dobrze. A moment jej uwolnienia był okropny... Ten krzyk- jak z taniego horroru!
Oprócz tego, nie podoba mi się zabicie Norringtona. Owszem, wybrał właściwą stronę i pokazał, że ma honor, ale jeśli to musiało się stać, to wolałabym, by zginął w końcowej bitwie. Dla mnie był zbyt ważny, by tak po prostu się go pozbyć.
A teraz- co mi się podobało? Prawie wszystko więc wspomnę tylko o tych najważniejszych rzeczach.
Więc na początek- początkowa scena. Dwie moje koleżanki śmiały się z niej. Myślałam, że je zabiję. Dla mnie ta scena jest piękna i wzruszająca. Chwyta mnie za serce.... Byłam na AWE 2 razy. Za drugim razem odebrałam tą scenę jeszcze silniej. Aż przeszły mnie dreszcze...
Podobał mi się też Singapur i oczywiście Luk Davy'ego Jonesa.. Zwlaszcza koza... I fistaszek oczywiście! Very Happy Widząc te elementy humorystyczne pamiętałam również, w Luku człowiek odbywa wieczną karę i Jack musiał bardzo cierpieć, tocząc tą walkę z samym sobą.
Moją uwagę przykuła też scena, gdy Elizabeth spotyka swego ojca. Podoba mi się... Tak myślę, bo czasem trudno jest mi ubrać moje uczucia w slowa. Bardzo smutna... Od razu przypomina mi się ich ostatnie spotkanie: gubernator wysiada z karety i mówi ,,Zostań w środku” czy coś w tym rodzaju, a Elizabeth znika. Gdyby wiedziała, że nie spotkają się już wśród żywych....
A teraz- mój faworyt: Trybunał Braci! Kocham tą scenę. A moment pojawienia się kapitana Teague'a Sparrowa był chyba najbardziej wyczekiwanym momentem filmu. Jest on na ekranie krótko, a jednak każde jego słowo pozostaje w pamięci.
Przemowa Elizabeth przed walką wydaje mi się być lekko naciągana, jednak scena wciągania bander porusza mnie prawie tak bardzo, jak scena egzekucji z początku filmu. Są one kolejnym symbolem wolnośći. Ja też powiesilam u mnie w pokoju flagę Czarnej Perły/ Calico Jacka. Nie opuszczę kolorów...
Scena bitwy też jest piękna, chociaż ostatnio zaobserwowałam, że ostatnio bardziej podobają mi sie inne momenty. Ślub też był wyjątkowy- jedyny w swoim rodzaju. To jest duży plus, bo czy chcielibyśmy oglądać to samo po raz setny? Moment zniszczenia statku Becketta też jest świetny. Przez dwie części to on rozdawał karty. Ludzie zdradzali przyjaciół i wchodzili z nim w układy. Teraz to Beckett został zdradzony. Wie, że przegrał. Jak sam zauważa ,,To tylko dobry interes”...
Ciekawe było też zakończenie. Jack Sparrow znów stracił swój statek i swoją załogę, jednak mimo to odzyskał spokój. Nie ściga go już żadna bestyjka ani dawni wrogowie. Znów jest bezpieczny. O ile pirat kiedykolwiek jest bezpieczny. Choć Jack znów będzie musiał walczyć o odzyskanie okrętu, to jednak odzyskał to, co w życiu najważniejsze- wolność...
Scena po napisach ma w sobie radość z długo wyczekiwanego momentu spotkanie się z mężem i ojcem. Mimo to, nie przynosi ona pełnego ukojenia, gdyż wiemy, że niedługo Will i Elizabeth znów będą musieli przeżywać ból rozłąki...
To teraz postacie. Nie będę opisywać wszystkich, tylko te które wywarły na mnie największe wrażenie.
Po pierwsze, oczywiście- kapitan Jack Sparrow. Jak zwykle nie całkiem normalny, lekko szalony, znów nie wiadomo ,, Who's side is Jack on?”. Na to byłam przygotowana. Świetnie jak zawsze. Jest on też mniej zagubiony i niepewny, niż w Skrzyni Umarlaka. Bardziej przypomina Jacka z Klątwy Czarnej Perły...
Podobał mi się też Barbossa. W pierwszej części nie wywarł on na mnie szczególnego wrażenia. Teraz jest inaczej. Nie wiem jak to opisać... Ma ciekawą wymowę i miny... Najfajniejsze są sceny Barbossa- Jack, ale bez Jacka Barbossa nadal jest świetny.
James Norrington w drugiej części stał się jedną z moich ulubionych postaci... Stracił wszystko i upadł na dno. Wyraźnie to dostrzega. Raz obejrzałam Skrzynię Umarlaka z komentarzami Terry'ego Rossio i Teda Elliota. Mówili oni, że początkowo, gdy Elizabeth pyta się go na Tortudze ,,Jamesie Norrington, co świat z tobą zrobił?” On miał odpowiadać ,,Nic, na co bym nie zasłużył”. Teraz odzyskuje on dawne przywileje, jednak początkowo nie zdaje sobie sprawy, jakim człowiekiem jest Beckett. Później dostrzega to i w decydującym momencie wybiera właściwą stronę.
Davy Jones. W drugiej części na pozór nie posiadał żadnych uczuć poza gniewem i nienawiścią. Reszty musieliśmy się domyślać. Teraz wyraźnie widać, że tak naprawdę Davy posiada silne uczucia, które zostały niewyobrażalnie zranione. Nie chce on jednak, by inni to zauważyli, dlatego maskuje swój ból okrucieństwem. Jego sytuacja nie jest już taka jak kiedyś. Dawniej morzami władał Davy Jones. Teraz jest to Cutler Beckett...
No właśnie... Cutler Beckett. Zawsze go lubiłam. Podczas oglądania drugiej części myślało się: jak on tak może! Aresztuje ich bez powodu! Dopiero w tej części wychodzi na jaw jego okrucieństwo. Choć wygląda niegrożnie, jest niebezpieczniejszy od Jonesa. Beckett jest bezlitosny w dążeniu do celu, jednak zawsze można uniknąć śmierci, zdradzając przyjaciół. Bohaterowie czynią to wielokrotnie...
Tak... Zdrada jest jest tu obecna wszem i wobec. Każdy bohater ma swoje cele, które zazwyczaj są sprzeczne z celami innych postaci. Zrywają więc oni więzy przyjaźni i nie licząc się z innymi patrzą tylko na swoje interesy. Teraz nie można już nikomu ufać. Brak jest źródłem wielu kłopotów...
W trakcie pisania coś zauważyłam. Kiedy oglądałam AWE, to widzałam w nim momenty i wesołe, i smutne. Teraz dostrzegłam, że wiele z tych momentów, które na pierwszy rzut oka wydają się być radosne, tak naprawdę zawiera coś trudnego i smutnego...

Na razie to chyba wszystko. Tzn. pewnie nie, ale piszę to już trzeci dzień i myślę, że to są najważniejsze rzeczy. Reszta wyjdzie przy sposobności.
Dziękuję tym, którzy wytrzymali do końca.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aayla Secura
Sternik


Dołączył: 17 Sie 2006
Posty: 608
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Coruscant

PostWysłany: Pią 18:01, 01 Cze 2007 Temat postu:

Byłam dzisiaj drugi raz i tym razem najprzyjemniej oglądało mi się sceny z udziałem Becketta. Trafił na listę moich ulubionych filmowych czarnych charakterów. Już w dwójce go lubiłam(od razu zrobił na mnie wrażenie świetny akcent), ale w trójce go po prostu uwielbiam. Jest całkowicie pozbawiony skrupułów i do tego jeszcze zawsze spokojny, opanowany i wszystkich traktuje z góry. Świetny był w tej scenie, kiedy Davy Jones wytrącił Willowi filiżankę z ręki ;-)No i ta scena śmierci... Mało realistyczna, bo normalnie to na pewno by czymś oberwał, ale robi wrażenie. Facet wiedział, że przegrał i całkiem nieźle to przyjął.
Barbossy komentować chyba nie muszę. Chociaż napiszę, że podoba mi się, jak przewraca oczami, np. wtedy, kiedy Jack mówi, że to Barbossa jest kapitanem Very Happy W jedynce też tak przynajmniej raz zrobił, na pewno w tej scenie, w której sprawdził, czy klątwa wciąż działa.
Poza tym, teraz bardziej zwróciłam uwagę na to, jak muzyka komponuje się z filmem. A komponuje się idealnie.
Wciąż uważam, że Latający Holender jest najfajniejszym statkiem w POTC Very Happy Nie mogę się na niego napatrzeć. Ale Perełka też raz tak fajnie się wynurzyła z wody, co wyglądało po prostu przecudnie. "Endeavour" to też piękny statek(nie mogę polskiej nazwy zapamiętać, "Niezwyciężony"??? czy jakieś inne "Nie..." Nie znam tego znaczenia słowa "endeavour")
I zdecydowanie szkoda mi Davy'ego Jonesa, fajna postać, której się w życiu nie powiodło.
Śmierć Norringtona za drugim razem równie przygnębiająca jak za pierwszym.
Elizabeth i Willa wciąż nie lubię, a wiadoma scena z udziałem Calypso to jedna z najgorszych scen, jakie było mi dane zobaczyć w kinie. Jeszcze scena ze "spadochronem" mi się nie podobała.
Ale małpka Jack wszystko rekompensuje Very Happy Urocze stworzonko.
I kapitan Jack oczywiście również trzyma poziom, pod względem charakteru, jak i wyglądu Wink Może faceci powinni malować sobie oczy Wink A scena z kozą zabójcza Very Happy Albo mina Jacka, kiedy te kraby transportują Perłę Very Happy
Mam ochotę iść jeszcze raz. Kto wie, może w następny piątek.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum CZARNA PERŁA Strona Główna -> Film / Emocje, nadzieje, wrażenia... Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
Strona 2 z 3


Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB Š 2001, 2005 phpBB Group
Theme bLock created by JR9 for stylerbb.net
Regulamin