Forum CZARNA PERŁA Strona Główna
  FAQ  Szukaj  Użytkownicy  Grupy  Galerie   Rejestracja   Profil  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  Zaloguj 

Osobowość Jacka S.

Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum CZARNA PERŁA Strona Główna -> Film / Bohaterowie POTC
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Autor Wiadomość
Eddie
Piracki Lord


Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 770
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 0:06, 09 Lut 2008 Temat postu:

Yyyyy.....!!! To okropne - mam nadzieję, że to nieprawda - to straszne - nigdy nie zobaczyć świata na trzeźwo, bo we krwi pływają promile... to z pewnością jakaś choroba... a może ja ją mam... i dlatego jestem taka roztrzepana... nie podoba mi się idea, że coś niepożądanego ma pływać we krwi... ale kurde, promile nie są najgorsze (Laughing), najgorsze byłyby grzyby brrr Confused. Nie mogę czytać o chorobach, bo wydaje mi się, że je wszystkie mam... aaaa... kiedyś przeczytałam o takim człowieku - nie chciałam tego czytać - ale zobaczyłam zdjęcie i pomyślałam, że to takie przebranie - więc przeczytałam, a okazało się, że to choroba - wyglądał jakby go Holender zżerał - to była trauma. Dobra - nieważne - ja w każdym razie miałam inną teorię o Jacku - bo on mi właśnie wygląda na kolesia, którego organizm dość dobrze metabolizuje alkohol - musi wlać w siebie jakąś straszną ilość, żeby się naprawdę upić - nadto nie cierpi nawet zbytnio z powodu kaca. Są tacy ludzie - może to być kwestia wprawy lub też zdarza się, że ktoś ma tak po prostu. Ogólnie jest to dość niebezpieczne, bo można niechcący przedawkować, czego skutkiem może być zgon - masakra - głupio strasznie by było zapić się na śmierć... Dobra, lepiej już skończę - chciałam powiedzieć tylko tyle, że nie wydaje mi się, żeby Jack zgrywał pijanego.

Scarlett - niepokoi mnie to milczenie... Very Happy Nie wiem czego się spodziewać... Złożyłaś już broń, czy szykujesz artylerię? Very Happy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aletheia
Oficer


Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: piratka

PostWysłany: Śro 23:46, 13 Lut 2008 Temat postu:

Względem jeszcze tego, kto tam jest piękna męścizna, to popieram Anajulię - to Will tam ma być wyględny, taką ma rolę scenariuszową, to on jest Książę z Bajki Na Białym Koniu. Natomiast fakt, że Jack wygląda jak wygląda, jest skutkiem ubocznym tego, że w rolę "ubrano" Deppa. Dzięki czemu mamy wartość dodatkową, bo jest na czym oko zawiesić. Ale dla fabuły i charakteru postaci jego wygląd nie ma znaczenia. Jack mógłby być paskudniejszy od Barbossy i sens jego historii byłby zachowany.

Anajulia napisał:
Co do jego sprawności fizycznej też mam niejakie wątpliwości - niewątpliwie jest zwinniejszy czy silniejszy niż szary obywatel, ale na pirata to się nadaje marnie pod tym względem William jest na pewno lepszym szermierzem (vide - pojedynek w kuźni), zwinniejsza to jest nawet Swonnica

Nieee no... Teraz będę gryzła. Twisted Evil Jest całkiem prawdopodobne, że Will jest silniejszy. Zdaje się, że jest trochę wyższy, poza tym codzienne machanie młotem jednak powinno krzepę wyrabiać, nawet jeśli po tej chudzinie Bloomie tego nie bardzo widać. I na tym właściwie jego pojedynkowe zalety sie kończą. Jack ma nad nim przewagę właściwie we wszystkim innym - wieku, doświadczenia... także zwinności. Proszę uprzejmie zwrócić uwagę na pojedynek w kuźni, szczególnie do momentu gdy Will łapie za pogrzebacz, bo potem akcja rusza tak, że trudniej wyłapać. Jack rusza sie jak polujacy kot - gdy zaczyna krążyć wokół Willa, gdy odchodzi do drzwi i gdy wraca... Pozazdrościć iście baletowej gracji i pewności kroku. Jeśli procenty dają takie efekty, to ja idę po flachę, może przestanę się bać zimowej gołoledzi. W Willu jakoś tego nie widzę. Co do doświadczenia... "Ćwiczę trzy godziny dziennie!" Taa... Nie to żebym nie wierzyła, tylko... Zabawek do tych ćwiczeń mu nie braknie, w to nie wątpię, tylko... co z przeciwnikiem? Manekin? Lustro? Wyobraźnia? A nawet jeśli jakiś wynajęty/zaprzyjaźniony instruktor, to i tak Jackowi zostaje przewaga najważniejsza - jego charakter i rodzaj jego doświadczenia. Wierzę, że Will byłby niepokonany w dworskich pojedynkach, gdzie na widowni mdleją i oklaskują damy a o zwycięstwie decydują punkty i sędziowie. Ale marny jego los tam gdzie miejsce i skąd doświadczenie Jacka - w spelunach i portowych zaułkach, gdzie przeciwnicy nie salutują sobie przed walką, chyba że szyderczo. Dla Willa walki dzielą się na uczciwe i oszukane. Dla Jacka istnieją tylko wygrane i przegrane. Zawsze uważałam, że Jack atakuje z początku, zeby sprawdzić przeciwnika. Stwierdza że Will jest zbyt mocny, żeby ryzykować otwartą walkę, więc stara się go skołować (dosłownie Laughing ), żeby mieć odsłoniętą drogę ucieczki. Ale Will go zatrzymuje, więc Jack staje do walki, jednak w swoim stylu - odwracając uwagę, wkurzajac przeciwnika żeby go rozproszyć (eunuch! Very Happy ) i wykorzystujac co pod rękę podejdzie. Ale gdyby też nie był dobry, to Will by go położył w minutę osiem. Tymczasem ciagną tą bitkę zaskakujaco długo, jak na supermistrza vs fajtłapę. Zatem są sobie raczej równi.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anajulia
Kapitan


Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 4438
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Drogi
Płeć: piratka

PostWysłany: Pią 2:06, 15 Lut 2008 Temat postu:

Aletheia napisał:
Fakt, że Jack wygląda jak wygląda, jest skutkiem ubocznym tego, że w rolę "ubrano" Deppa. Dzięki czemu mamy wartość dodatkową, bo jest na czym oko zawiesić.


Ot co! Sedno problemu! Very Happy Jack jest męski, słodki, boski i o boshe!, bo w jego roli wystąpił nieprzyzwoicie piękny Depp, którego nastoletnie wielbicielki tłumnie miały okazję zauważyć po raz pierwszy od czasów "21 Jump Street", bo od tamtej pory (aż do POTC) Depp grywał w filmach za trudnych (czy wręcz - niedozwolonych) dla tak młodych widzów. Ciekawa jestem, jaki byłby odbiór postaci Sparrowa, gdyby w jego rolę wcielił się aktor równie utalentowany, ale nie urodziwy...

Cóż, zgadzam się że Depp jest boski Very Happy. Ale nie Jack Sparrow. Nie w znaczeniu "cudowny, męski, silny, zwinny...". Zdecydowanie najsprawniejszą "częścią" Jacka jest jego mózg Very Happy. Oczywiście nie odmawiam mu niezłej kondycji, różnych umiejętności i talentów fizycznej - że tak powiem - natury (ostatnio stwierdziłam, że co jak co, ale strzela wyśmienicie Very Happy ), ale to nie one czynią go trudnym do pokonania przeciwnikiem, lecz walory intelektualne właśnie.

Aletheia! Co do porównania szermierczych umiejętności Willa i Jacka - zgoda, Jack nie jest totalnym fajtłapą i nigdy nie mówiłam, ze jest. Dałam mu nawet 4+ z WF Very Happy. Muszą być sobie mniej więcej równi, bo w przeciwnym razie William - jak słusznie zauważyłaś - szybko by Jacka "pozamiatał". Że Turner jest lepszym szermierzem to wiem od scenarzystów Very Happy. Ja się na szermierce nie znam, więc nie mnie to oceniać. Ale w komentarzach audio do DVD jest wzmianka o tym, że Jack usiłuje wycofać się z pojedynku, bo spostrzega, że Will góruje nad nim umiejętnościami. Ale racja - Jack na pewno góruje doświadczeniem. I sprytem.

Aletheia napisał:
Jack staje do walki, jednak w swoim stylu - odwracając uwagę, wkurzajac przeciwnika żeby go rozproszyć (eunuch! Very Happy ) i wykorzystujac co pod rękę podejdzie


I właśnie dzięki temu wygrywa wszelkie starcia i ostatecznie osiąga swoje cele, a nie dzięki wybitnej sprawności, "męstwu, zwinności...". Tyle tylko chciałam rzec. Bynajmniej nie twierdząc przy tym, że Jack to fajtłapa. O rrrany! Jak on ekscytująco celnie strzela! Very Happy <ślini się>
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eddie
Piracki Lord


Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 770
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 13:13, 15 Lut 2008 Temat postu:

Aaaaa Very HappyVery Happy no właśnie ostatnio też poczyniłam refleksję nad jego nadzwyczajnymi umiejętnościami strzeleckimi Very Happy. Ma naprawdę niezłe oko - zawsze trafia bez pudła! Nawet w tą małpę, co mu zwiewa z rysunkiem klucza! To naprawdę niezłe, że trafił w tego tak szybko zmykającego szkieletora Very Happy.

Ja muszę bronić Willa! Na pewno jest lepszym szermierzem. Też się nie znam na szermierce Laughing - ale to się generalnie rzuca w oczy. Najpierw Jack próbuje go wystraszyć, że jest piratem i żeby Will w ogóle nawet nie wdawał się w ten pojedynek - ale cóż - sorry, Jack - masz do czynienia z mistrzem szpady Mr. Green. Skąd u Willa takie umiejętności - nie mam pojęcia - mówił, że ćwiczył tą szermierkę - mógł mieć nauczyciela jakiegoś, ale też niekoniecznie - zapewne nie był jedynym chłopakiem w Port Royal, który się tym interesował, więc zakładam, że miał z kim ćwiczyć - przecież w wolnym czasie nie siedział tylko w tej kuźni i nie myślał cały czas o Elizabeth, bez przesady - miał też trochę życia. Inna sprawa, że pewnie w ten sposób odreagowywał Laughing, nieważne... W każdym razie Jack się później orientuje, że William rzeczywiście wie jak się szpadą posługiwać i że może być ciężko - więc nim zakręca - spryciarz nie z tej ziemi - dziękuje za pojedynek i wychodzi, ale ten rzut w wykonaniu Willa go po prostu zabił. Dalej ta walka jest już mocno chaotyczna - Jackowi generalnie nie idzie - cały czas rozprasza Willa i rzuca jakimiś ciężkimi przedmiotami, bo wie, że nie wygra. Ma o wiele gorszy refleks - tam na górze, na tych belkach - daje mu się wrobić w przeskok Laughing ach, Will rządzi Mr. Green - no i pod koniec chce mu zwiać na dół - ale Will znowu jest szybszy - zanim Jack zlezie z tych belek, on już tam na niego czeka. No to tak - sypnie mu rdzą (bez sensu - nie wiem co tam jest w tym worze, chyba jednak nie rdza, nieważne Razz) i pogrozi pistoletem... Rolling Eyes Will jest zdecydowanie lepszy Mr. Green. Szóstka z WF! Very Happy

Jack ma za całość 4+ Kwadratowy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anajulia
Kapitan


Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 4438
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Drogi
Płeć: piratka

PostWysłany: Pią 15:42, 15 Lut 2008 Temat postu:

No mówiłam Very Happy. Will jest piękny i zwinny Very Happy Co wcale nie oznacza, że Jack jest fajtłapą. Po prostu są lepsi od niego i on o tym doskonale wie i właśnie dlatego, że nie ma wygórowanego mniemania o swoich umiejętnościach, nie chojraczy tylko używa konsekwentnie tych swoich nieziemskich forteli w każdym starciu. I to właśnie - a nie fizyczna kondycja czy umiejętności - daje mu przewagę.

PS W worze było kakao Smile.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aletheia
Oficer


Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: piratka

PostWysłany: Pią 17:41, 15 Lut 2008 Temat postu:

Anajulia napisał:
Cóż, zgadzam się że Depp jest boski . Ale nie Jack Sparrow. Nie w znaczeniu "cudowny, męski, silny, zwinny...".

Owszem, nie ten typ. Ale muszę podkreślić, że Depp też nie. Właściwie to dziwne - nie sposób wskazać, ani u niego, ani u Sparrowa, konkretnego elementu, który uznaje się za bardzo męski w klasycznym rozumieniu. A jednak "całokształt" JEST męski. Jakim cudem, sama nie pojmuję... Faktycznie urodę ma delikatną (mimo, że ostro "narysowaną", to się nie wyklucza), androgyniczną. Ale jednak przebrany za kobietę nie wygląda jak kobieta. Wygląda jak facet przebrany za kobietę. Zresztą nigdy tak naprawdę nie grał kobiety, zawsze tylko transwestytę, a to bynajmniej nie to samo. <łapie się za kołnierz i siłą wywleka z interesującego offtopa Very Happy by już bardziej ontopicznie dodać, że> Ja bym jednak na liście fizycznych przewag zostawiła Jackowi nie tylko strzeleckie oko, ale i zwinność, nie tylko w walce. On naprawdę nieraz zwija się jak skubana wiewiórka, a jeśli już porównywać z Willem, to ten widzi mi się "cięższy". Mimo, że młodszy, więc powinno być przeciwnie.
Natomiast, co do tego, że jaki by fizycznie nie był, to i tak rozumem najwięcej zwojuje, nie miałam wątpliwości nigdy. Very Happy Gdzieś kiedyś na jakimś forum RPG-owym trafiłam na fajny wątek - ktoś prosił o pomoc, chciał zbudować sobie postać na bazie Jacka i nie wiedział jak to technicznie rozwiązać. Postać RPG-ową trzeba rozpisać w wartościach, żeby dało się grać - atrybuty, zalety, umiejętności, tyle punktów na sile, tyle na szczęściu, tyle na zwinności itepe, itede. I właśnie prosił o radę jak rozpisać Jacka. Wątek ciągnął się jakiś czas, facet zgodnie z tym co mu podpowiadali szlifował tą rozpiskę i przedstawiał kolejne wersje. W końcu ktoś go ochrzanił, "Człowieku, daj sobie spokój, wszystkie punkty w sprawność władowałeś. Ten twój Sparrow tylko bić się i biegać potrafi, Deppa obrażasz." Ha, otóż to! Very Happy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anajulia
Kapitan


Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 4438
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Drogi
Płeć: piratka

PostWysłany: Pią 22:30, 15 Lut 2008 Temat postu:

Ekhm... powiem tyle - wszystkie byśmy chętnie rozwinęły tego off-topa Very Happy Ale w skrócie - ot co! Taki to on właśnie jest. Może nie męski w klasycznym pojęciu męskości... niemniej w swej męskości boski Very Happy Dżizus! Ja mam dziś fazę na wczesnonastoletnią różową fankę Very Happy Trzymajcie mnie, albowiem to pogwałcenie Kodeksu! Very Happy

A żeby tak całkiem nie off-topować chciałam rzec, że jeszcze dziś w nocy przybędzie tu sporo postów, które zamierzam przywlec z innych wątków, więc jak ktoś chce coś jeszcze dodać w kwestii "męskości" Jacka, to niech się spieszy, bo potem pewnie ciężko będzie się do naszych polemik dokopać Very Happy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Karottka
Zejman


Dołączył: 30 Gru 2007
Posty: 1239
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Lublin
Płeć: piratka

PostWysłany: Pią 22:39, 15 Lut 2008 Temat postu:

Ok xD

Ale przyznacie, że ta niezdarność dodaje uroku każdemu piratowi, hę? Wink
To tyle. Co do tego wszystkiego: Jack ma na prawdę ciekawą osobowość, skoro tyle można napisać... Ale by się nazbierało po roku dyskusji xD
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aletheia
Oficer


Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: piratka

PostWysłany: Pią 22:47, 15 Lut 2008 Temat postu:

Uch, niezdarność, tak? Twisted Evil Nie wytrzymam, bo pogląd na to mam już ustalony od ho ho. Ale pisać, nie będę, bo... już napisałam. Wink Idę coś wrzucić do Kącika Artystycznego.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Karottka
Zejman


Dołączył: 30 Gru 2007
Posty: 1239
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Lublin
Płeć: piratka

PostWysłany: Pią 22:51, 15 Lut 2008 Temat postu:

Nie miałam na myśli negatywnej niezdarności... Jackowi nie można zarzucić nic negatywnego dla ,,normalnych" ludzi xD
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eddie
Piracki Lord


Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 770
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 0:30, 16 Lut 2008 Temat postu:

No nie zniosę tego, no! Laughing

Dla mnie Jack jest po prostu... może ujmę to tak - mniej wysportowany - niezdarnością też bym tego nie nazwała... taki trochę mięczak też z niego - wąskie ramiona, nie jest jakiś za bardzo silny. Śmiesznie biega Laughing. Do Willa trochę jednak mu brakuje. Ale nieważne, czegoś innego chciałam się czepić. Napisałaś, Aletheia, że Will wydaje Ci się cięższy i przez to mniej zwinny. Nie mogę się z tym zgodzić. Myślę, że takie wrażenie powstaje ponieważ te dwie postacie - Will i Jack - mają zupełnie inny sposób prowadzenia ruchu - w sensie no nie wiem - po prostu inaczej się poruszają. Jack ma takie bardzo miękkie ruchy, nieomal kobiece - zdarzają się tacy faceci, ale w jego przypadku to czasami wręcz razi - zwłaszcza nadgarstki - a w sumie to całość Laughing. Porównanie do wiewióry jest jak najbardziej trafne - ale to bardzo mało męskie. Za to Willllll......... ach....... Very HappyVery HappyVery Happy

Dobra, już dam sobie spokój Razz. Muszę jeszcze tylko znaleźć w necie taki jeden artykulik, bo chciałam Wam go zapodać wraz z teorią dotyczącą kontroli ruchów w kontekście procesów zachodzących w móóóózgu Mr. Green. Oczywiście Jacka Sparrowa Very Happy. Ale to już jutro, bo dziś mi się nie chce Razz. Mam nadzieję, że będę mogła to jeszcze zrobić - nawet jak przybędą tu nowe posty Razz.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Karottka
Zejman


Dołączył: 30 Gru 2007
Posty: 1239
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Lublin
Płeć: piratka

PostWysłany: Sob 9:40, 16 Lut 2008 Temat postu:

Nie mogę ci tego puścić płazem XD

To, że Jack chodzi jak chodzi i wygląda jak wygląda, to nie znaczy, że Will jest od razu lepszy we wszystkim. Nie chcę nic mówić, ale tutaj Will ,,szpanuje" swoim ,,wdziękiem" w każdej scenie z jego udziałem Wink
Co do starć - gdyby nie jego doświadczenie i porządny mózg w makówce, to już dawno przegrałby wszystkie walki. A nawet, jeśli przegra (tfu tfu!), to i tak nikt by go nie zabił, bo umie zagadywać i właśnie tak wychodzić z opresji (jeśli tak to można nazwać)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scarlett
Korsarz


Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 1457
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: piratka

PostWysłany: Sob 13:06, 16 Lut 2008 Temat postu:

Karottka napisala dokladnie to co ja bym mogla napisac Very Happy Zgadzam sie z toba w 1000000%!!!!!!!!!!!!!!!!! A Eddie robi wszystko, zeby sprowokowac wielbicielki Jacka Razz
Will jest jednym slowem gogusiem i szpanerem, i lamusem... A Jack zawiera wszystko co powinnien i na dodatek nic nie robi na pokaz jak ww. Czyli jenym slowem zgadzam sie z toba Karootteczko Very Happy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
black rose
Kanaka


Dołączył: 30 Lip 2007
Posty: 144
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z mrocznej otchłani

PostWysłany: Sob 13:41, 16 Lut 2008 Temat postu:

Ja również zgadzam się Karrotką i Scarlett

Will nie dorównuje mu do pięt Razz Kocham ruchy Jacka nie wydaje mi się żeby były kobiece (może dlatego że poprostu ja nie umiem dostrzec w jacku wad) Jack różni się tym od innych gdyby szedł na ulicy z innymi facetami odrazu bym go zauważyła (już nie mówie tu o jego wyglądzie lecz o chodzeniu) a Will nie różnił by się niczym od innych Razz

Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scarlett
Korsarz


Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 1457
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: piratka

PostWysłany: Sob 18:40, 16 Lut 2008 Temat postu:

Dokladnie taki goguś skończony pospolity... (Will) Pospolitus Williusus Very Happy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anajulia
Kapitan


Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 4438
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Drogi
Płeć: piratka

PostWysłany: Sob 19:39, 16 Lut 2008 Temat postu:

Pouczam rozemocjonowane panie - skoro już nawet sama siebie przywołałam do porządku Very Happy - by stosowały się do zasad The Code!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eddie
Piracki Lord


Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 770
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 21:47, 16 Lut 2008 Temat postu:

Scarletta - i kto tu prowokuje? Laughing Karottka, spraw sobie jakiś avatar, najlepiej z Willem Laughing. Jak nie masz pomysłu to ja Ci wybiorę ładne zdjęcie Laughing. Nie no, żartuję Razz. Ja już nic nie mówię Laughing. Baby jedne wstrętne - zakrzyczałyście mnie! Laughing Zamykam się w sobie. Laughing.

Lepiej napiszę o Jacku - to co miałam napisać wczoraj - bo to jego temat. W ogóle - nie wiem czy to jest o Jacku - w Piratach nie - bo generalnie to zdanie pada w innym kontekście - ale ja sobie to doczepiłam do Jacka - bo mi tak pasuje RazzMr. Green. Chociaż tak naprawdę to tego zdania może nawet nie być w Piratach! Z kina go nie pamiętam w ogóle. No ale jak już wreszcie miałam dvd, to początkowo oglądałam z napisami, żeby sobie pouzupełniać luki i mi się taki napis wyświetlał - chociaż, serio - tak naprawdę ja tego nie słyszę - ale ufam, że skoro jest ten napis, to ta kwestia rzeczywiście tam pada. Chyba, że mam jakieś lipne dvd... u Was to słychać? Chodzi mi o tekst "It always takes me about a week to get my sea legs" - u mnie on się wyświetla w Singapurze jak Gibbs i banda skradają się kanałami, a górą łażą jacyś żołnierze EITC... Nie wiem - może to znacie, ale ja się tego dowiedziałam dopiero dzięki PotC - zwrot "sea legs" (zawsze sprawdzam nowe słówka, bo lubię angielski Razz).

[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]

W każdym razie - ja właśnie tym sobie tłumaczę czemu Jack ma czasem taki pijany krok. Możliwe, że jego mózg jest zsynchronizowany z morzem i przy zejściu na ląd następuje zgrzyt. Ja nie żegluję, ale bardzo łatwo jest mi sobie coś takiego wyobrazić - mi się w pewnych okolicznościach też zacina chód i wtedy trudno jest utrzymać równowagę - trzeba czekać aż to przejdzie. Cały odbywający się w mózgu proces - w sensie analiza bodźców, określanie pozycji ciała i dopasowywanie do tego wszystkiego schematu ruchów - jest bardzo skomplikowany. Jack kocha morze, cały czas pływa na statkach więc pewnie jest przyzwyczajony do fal i poruszania się w takich morskich warunkach - a więc pewnie ma wgrane do mózgu te "sea legs". Zresztą spójrzcie na niego w scenie "We're catching up!" w CBP - sztorm jest, wszystkimi rzuca, a ten se stoi za sterem jak gdyby nigdy nic. Też w pojedynku z Jonesem na Holendrze w AWE - ma bardzo dobrą równowagę na tej rei. Mi się to bardzo spodobało (w linkach macie definicję ze słownika i krótki artykuł o tym dlaczego tak się dzieje) więc doczepiłam to do Jacka, chociaż nigdy nie było powiedziane, że akurat on ma takie zawirowania w móóóózgu Mr. Green.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anajulia
Kapitan


Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 4438
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Drogi
Płeć: piratka

PostWysłany: Sob 23:31, 16 Lut 2008 Temat postu:

Eddie! Tak! Świetne! Kupuję! Very Happy Zwłaszcza, że gdzieś o tym słyszałam/czytałam, w jakichś komentarzach czy wywiadach. To wyjaśnia, dlaczego Jack wydaje się mieć nieco w czubie (i nie zawsze jest równie zwinny jak William Laughing) choć wzrok ma bystry i mózg jak żyleta Smile.

Eddie napisał:
Karottka, spraw sobie jakiś avatar


Właśnie! To chyba wbrew Kodeksowi Very Happy (daj znać, Karottka, jak masz z tym problem Wink)

Eddie napisał:
Ja już nic nie mówię Laughing. Baby jedne wstrętne - zakrzyczałyście mnie! Laughing Zamykam się w sobie. Laughing


Ano właśnie, ja też milknę, bo nie ma z kim dyskutować Very Happy. My mamy zgodność, z Aletheią mniej więcej uzgodniłyśmy stanowiska, a panie to tu tylko krzyczą i żadnych argumentów. Pokrzyczeć to ja sobie mogę w Lesie jaki Jack jest boski Razz.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
black rose
Kanaka


Dołączył: 30 Lip 2007
Posty: 144
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z mrocznej otchłani

PostWysłany: Nie 9:38, 17 Lut 2008 Temat postu:

Cytat:
a panie to tu tylko krzyczą i żadnych argumentów. Pokrzyczeć to ja sobie mogę w Lesie jaki Jack jest boski .


ejno ejno ja tam nie krzyczałam Razz

Eddie
Ale z tym "sea legs" to masz chyba racje Very Happy Faktycznie Jack mógłby miec coś takiego.. Większość życia spędzał na statku więc się bym nie zdziwiła Smile

Cytat:
Zwłaszcza, że gdzieś o tym słyszałam/czytałam

a ja pierwszy raz o tm słysze Razz


Ostatnio zmieniony przez black rose dnia Nie 9:39, 17 Lut 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scarlett
Korsarz


Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 1457
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: piratka

PostWysłany: Nie 12:25, 17 Lut 2008 Temat postu:

Eddie napisał:
Scarletta - i kto tu prowokuje?


SCARLETT- olewałam to, ale mnie juz to wkurza. Nie lubię (i z pewnością nie tylko ja) jak sie przekręca moj nick. Dziekuję bardzo.

A wcale nie prowokuje pisze to co myślę.

EDIT by Cpt: Wtrącam się, żeby nie budować off-topa. Wszyscy tu "przekręcają" nicki wszystkich (w Twoim przypadku, Scarlett, to zaledwie jedna, wdzięczna literka więcej Very Happy). Ja dorobiłam się Any, Anajulki i jeszcze paru wariacji - i nigdy mi to nie przeszkadzało, podobnie jak nikt nigdy nie zgłaszał reklamacji w kwestii odmian swojego nicka. Jesteś - po 26 miesiącach - pierwsza, więc wybacz wszystkim, którzy z niewiedzy zgrzeszyli i uznajmy twój przypadek za precedens. UPRASZA SIĘ ZAŁOGĘ O NIE ZMIENIANIE FORMY NICKA SCARLETT, ANI ŻADNEJ INNEJ OSOBY, KTÓRA TEGO SOBIE NIE ŻYCZY. Scarlett zaś uprasza się o większą troskę o poziom prowadzonych tu dyskusji.

No cóż więc przepraszam za zgłaszanie tego co myślę. Mi to po prostu nie pasuje i tyle. Nie żebym była jakaś drażliwa i przewrażliwiona, ale tego nie lubie. A co do osób co tego nie lubią, znam osoby po za tym forum i to zapewniam nie jest jedna a więcej osób. Tyle. Jeszcze raz przepraszam za chęć osiągnięcia czegoś na tym forum, zwłaszcza że już o to wcześniej prosiłam, a złośliwość innych zgrabnie to ominęła.

Och! Scarlett! Naprawdę nie ma powodu przepraszać! Mamy tu demokrację, wolność słowa i w ogóle Wink Każdy może zgłaszać co zapragnie, każdy może powiedzieć co mu się żywnie podoba (o ile nie łamie zasad The Code), a nawet "przekręcić" komuś nick Very Happy. I dlatego pewne kwestie warto wyłuszczyć. Pretensje wszak kierujesz do Eddie, która nie udziela się w "Skomentuj" więc nie może wiedzieć, że tam zwróciłaś Elizabeth uwagę, by nie "zżeńszczała" (bo Scarlett się nam kojarzy z męskim imieniem pewnego bohatera) Twojego nicka. Innymi słowy - Eddie jest usprawiedliwiona do chwili, w której nie odczyta tego posta Wink.

Scarlett napisał:
A co do osób co tego nie lubią, znam osoby po za tym forum i to zapewniam nie jest jedna a więcej osób.


A to, co lubią i czego nie lubią osoby znane Ci spoza Forum, to nas - jak chodzi o panujące tu porządki - akurat nie interesuje. Forum rządzi się od ponad dwóch lat demokratycznie ustalonym - pisanymi i niepisanymi - regułami i tutaj ich się trzymamy. I cóż, niech tak zostanie Wink.


Ostatnio zmieniony przez Scarlett dnia Nie 16:52, 17 Lut 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anajulia
Kapitan


Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 4438
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Drogi
Płeć: piratka

PostWysłany: Nie 19:11, 17 Lut 2008 Temat postu:

Postanowiłam wydzielić niezwykle interesującą polemikę dotycząca osobowości Jacka, jaka wywiązała się w wątku "Sao Feng". To był szalony pomysł Very Happy Pogubiłam się w morzu urywków, cytatów… z godzinę układałam te puzzle w Wordzie i ostatecznie wybrałam rozwiązanie kolorystyczne Wink. Dzięki kolorom z łatwością prześledzicie poszczególne wątki tego - jakże inspirującego do dalszych dyskusji – ideologicznego starcia pomiędzy mną i Eddie.

Eddie napisał:
Postać Jacka [w AWE] jest jak dla mnie bardzo mocno wyidealizowana - wraca zupełnie odmieniony z tego luku i ratuje świat. Pokonuje swoją, chyba największą słabość - ten charakterystyczny rys - że jak coś idzie niezgodnie z planem i wydaje mu się, że już się nie da nadrobić strat - to albo strzela go totalny paraliż i chce już wszystko rzucać, albo - gdy, tak jak w DMC, działa pod silną presją - włącza mu się improwizacja i robi naprawdę durne rzeczy. Porządkuje całe swoje życie - uczucia, emocje, nastawienie do pewnych spraw i wraca i jest taki... "he's rocking the ship" Very Happy - to chyba esencja - podsumowanie Jacka w AWE. Zauważyłam, że zostały mu tylko dwa "defekty" - nadal niezbyt radzi sobie z linami Laughing i nadal panicznie boi się macek Davy'ego Laughing (co tak nawiasem mówiąc, ma chyba dość istotne znaczenie z punktu widzenia relacji Will - Jack). On jest ponad wszystko i wszystkich - i to aż do tego stopnia, że cały ten plan pokonania Armady i uratowania piractwa realizuje tak jakby przy okazji - bo mu się akurat to pokrywa z własnymi celami. Nie wiem, takie odnoszę wrażenie - jest absurdalnie wyidealizowany - taki superhiroł - niesamowicie silny, po prostu moc. Nie no, serio - tak to czuję. Very Happy


Nie sądzę, by Jack czuł się zdradzony przez Sao Fenga, i by ten fakt natchnął go do czegokolwiek. Wszak wiedział zapewne, że po tym jak go "znieważył", nie może liczyć na jego lojalność Że wszyscy zasadniczo mają go gdzieś i dążą wyłącznie do realizacji swych partykularnych interesów, to odkrył najpóźniej mając wiele czasu na myślenie w Luku Jonesa. A tak naprawdę to chyba już na wyspie, na której przed laty porzucił go Barbossa w drodze na Isla do Muerta. "Did no one come to save me just because they missed me?" to, moim zdaniem, typowa zagrywka Jacka obliczona na zrobienie nieco zamieszania.

Postać Jacka wyidealizowana? Tak i nie. Wraca zupełnie odmieniony - racja. I nic dziwnego - "śmierć w osobliwy sposób zmienia priorytety". I ja mu wierzę, bo nie raz mi się w życiu pod wpływem różnych wydarzeń priorytety zmieniały. Ale to, że człowiek w obliczu krańcowych doświadczeń dostaje potężnego kopa do życia i realizacji upragnionych celów to nie bajka - to fakt Smile. Natomiast nie zgadzam się w kwestii ratowania świata - świat to Jack ma w głębokim poważaniu i ani przez chwilę nie troszczy sie o los pirackiej braci - on tylko za nic nie chce wrócić do Luku. On chce żyć. I o to walczy.

Eddie napisał:
I tak i nie Laughing. Wraca zupełnie odmieniony - silniejszy, i ratuje (to głównie jego zasługa, bo gdyby swoją koncepcję zrealizował np. taki Barbossa, to by była niezła lipa) świat (niczym superhiroł Very Happy) bo akurat "jest w nastroju" - czyt. pokrywa mu się to z własnymi interesami - przecież to, jak każdy pirat, skrajny egoista, więc inaczej by się w coś takiego w ogóle nie angażował. Zgadza się, że, że walczy o to, żeby nie wracać do Luku, ale o los pirackiej braci chyba musi się troszczyć, bo inaczej wyszłoby, że jest zdrajcą - a kto jak kto, ale Jack nie mógłby żyć z czymś takim. Nie wiem, jakoś tak odbieram tę postać... Chociaż Jack jest do tego stopnia popaprany, że być może źle go interpretuję Very Happy. Znaczy się mam na myśli jego filozofię życiową, momentami już nie nadążam za tym, co on w końcu może, a czego nie może zrobić - w każdym razie tworzy przedziwne konstrukty, żeby wyjść z wszystkiego cało - bez uszczerbku na swojej psychice. Very Happy

Z pewnością nie czuł się zdradzony przez Sao - nie o to tu chodziło. Zasadniczo Jack miał poczuć zdradę Willa - bo jego motywacji na pewno nie znał - nie wiedział, że potrzebna mu Perła. Miał przesłanki do tego, aby domyślać się intencji Barbossy, ale nie Willa - dlatego w tej scenie doznaje tak jakby "oświecenia" i spogląda na wszystko krytycznie - dzięki temu, gdy dowie się, gdzie znajduje się serce, będzie mógł "poukładać" sobie wszystkich w odpowiednim miejscu zawierając układ z Beckettem - co ciekawe - ofiarą tego układu jest właśnie Barbossa Razz. W ogóle - cały ten układ to jeden wielki paradoks - Jack umawia się tak: "I will hand you the pirates and you will not hand me to Jones", a tak naprawdę jego zamiar jest dokładnie odwrotny: "I will NOT hand you the pirates, but you'll HAVE TO hand me to Jones". Ale intryga Shocked. A w luku - to wydaje mi się, zastanawia się przede wszystkim nad sobą i swoimi słabościami. Gdyby zastanawiał się nad innymi - to by mu tam biegały Wille, Barbossy, Elizabethy Laughing, chociaż - akurat Elizabeth tam chyba jest Laughing - nie mogę oprzeć się wrażeniu, że ta koza to aluzja do niej Laughing.


Oczywiście, że Jack znał intencje Willa. Już w DMC panicz Turner obwieścił wszem i wobec, że chce ratować ojca i potrzebuje Perły. A nawet jeśli Jack jakimś cudem o tym zapomniał czy nie skojarzył faktów, z całą pewnością nie łudził się, że Will jest jego wiernym przyjacielem, który pójdzie za nim w ogień. Myślę (i widzę), że Jack z AWE nie ma już żadnych złudzeń (od samego początku). Nie spodziewa się, że ktokolwiek będzie wobec niego lojalny, ani nie zamierza być lojalny wobec nikogo. Czyni tylko jeden wyjątek od tego założenia. I pięknie, bo cóż to za reguła bez wyjątków Wink.

Moim zdaniem plan był raczej taki "I will hand you the pirates because for me it's the best opportunity to get to the Flying Dutchman" Wink

A w Luku? Kto wie, czy na początku nie biegały Very Happy Kto wie, czy Jackowie nie są personalizacją uczuć, jakie budzą w nim pozostali bohaterowie... Ale mniejsza o szczegóły. Sam fakt, że trafił do Luku za sprawą tej osoby, w której, hmmm, pokładał największe nadzieje, był wystarczającym powodem, by stracić wiarę w ludzi, o ile Jack w ogóle ją jeszcze posiadał.

Eddie napisał:
Personalizacja to może za dużo powiedziane - niewątpliwie są to jakieś tam aluzje do konkretnych sytuacji z jego życia, ale tu chodzi raczej o jakieś wady, czy słabości nad którymi ma popracować. A jeśli chodzi o tę wiarę w ludzi, to nawet jeśli ją stracił, to nie wydaje mi się, żeby z tego powodu odstępował od swoich zasad - z tego, co mi się udało z tego filmu zakumać, to chyba nadal postępuje zgodnie z nimi.

Will obwieszczał, że chce ratować ojca, ale z tą Perłą... Wydaje mi się, że moment, w którym Will przekonuje się, że może do swego celu wykorzystać Perłę - to raczej będzie gdzieś bardziej pod koniec DMC - "We're the faster?"; "Against the wind the Dutchman beats us, that's how she takes her prey. But with the wind..."; "We rob her advantage" - w każdym razie - przemyślenia zachowuje dla siebie - nikomu nie powiedział, co planuje zrobić - nawet Liz.

"I will hand you the pirates because for me it's the best opportunity to get to the Flying Dutchman"? To by chyba znaczyło, że złamał wszystkie reguły, którymi się do tej pory kierował i stał się takim drugim Sao Fengiem.

Co do Jacka - to mi się wydaje, że on ma bardzo duże parcie na bycie lojalnym wobec tych, których interesy są zbieżne z jego interesami - dlatego tworzy ten konstrukt, w którym nie ma zdrajcy (bo tutaj jego interes jest zbieżny z interesami piractwa - odsunąć zagrożenie ze strony Becketta) - żeby mieć czyste ręce. Jednocześnie układ z Beckettem ma tak ustawiony, że jest to pewne, że lord się z niego nie wywiąże - i chyba dokładnie o to Jackowi chodziło - żeby mógł go teraz bez wyrzutów sumienia zmieść z powierzchni ziemi jako zdrajcę. Co do tego wyjątku z Liz - no to bardzo pięknie, rzeczywiście - ale tu chyba nie chodziło o lojalność - nie trzeba być lojalnym wobec pirata w sytuacji gdy jest konflikt interesów - więc mógł spokojnie dźgnąć to serce. Ta finałowa scena jest dla Jacka idealnym kontekstem (którego sam chyba nie byłby w stanie wykreować - na takiej samej zasadzie jak np. z Barbossą w Klątwie, no… chyba to by nie było w ogóle możliwe, bo jej się zmienił "status" na pirata, a więc w świetle kodeksu nie popełniła nic złego zostawiając go na pastwę Krakena), w którym mógłby bez wyrzutów sumienia "ukarać" Liz za tę "zdradę", ale jej wybacza. Nie wiem czy dobrze myślę, wydaje mi się, że tak. Ale nie jestem w stanie wytłumaczyć tego tak, żeby się nie pogubić w zeznaniach - zbyt zapętolone - a wszystko przez tą dziwną filozofię Jacka, ja za tym nie nadążam Laughing. Ale wydaje mi się, że udało mi się uchwycić sens całej tej sceny. Chociaż, jak mówię, nie jestem pewna, muszę to kiedyś przeanalizować, ale mózg mnie boli na samą myśl o tym, że mam nad tym poczynić głębszą refleksję. Laughing

Jest też możliwość, że się trochę zagalopowałam w tej mojej jego interpretacji i go nieco przekombinowałam Laughing, nie zdziwiłabym się, zważywszy na moją tendencję do polemiki z samą sobą Laughing.


Ostatnio zmieniony przez Anajulia dnia Nie 21:28, 17 Lut 2008, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anajulia
Kapitan


Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 4438
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Drogi
Płeć: piratka

PostWysłany: Nie 21:32, 17 Lut 2008 Temat postu:

Eddie napisał:
jeśli chodzi o tę wiarę w ludzi, to nawet jeśli ją stracił, to nie wydaje mi się, żeby z tego powodu odstępował od swoich zasad - z tego, co mi się udało z tego filmu zakumać, to chyba nadal postępuje zgodnie z nimi

A to zależy, o których zasadach mowa. Jack niewątpliwie był mądrym człowiekiem nie pozbawionym moralnego kręgosłupa i taki pozostał. Ale nieufność czy wiara w ludzi nie ma z tym wiele wspólnego. Można być przyzwoitym facetem, a mimo to nie wierzyć nikomu. Natomiast – sądząc po historii z Isla de Muerta – Jack był niegdyś dużo bardziej naiwny i przekonany o tym, że za lojalność zapłaci mu się lojalnością. Pewnie właśnie dlatego, że zawsze był dobrym człowiekiem. I twierdzę, że jeśli miał potem jeszcze jakiekolwiek złudzenia co do tego, czy w jego "fachu" można sobie pozwolić na szlachetne porywy, to stracił je w Luku właśnie dlatego, że trafił tam przez nielojalność (?) (brakuje mi dobrego słowa Very Happy) osoby, którą potraktował szlachetnie. Tyle chciałam rzec jak chodzi o to, że pobyt w Luku musiał dać Jackowi do myślenia.


Eddie napisał:
[Jack] ratuje świat bo akurat "jest w nastroju" - czyt. pokrywa mu się to z własnymi interesami - przecież to, jak każdy pirat, skrajny egoista, więc inaczej by się w coś takiego w ogóle nie angażował. Zgadza się, że, że walczy o to, żeby nie wracać do Luku, ale o los pirackiej braci chyba musi się troszczyć, bo inaczej wyszłoby, że jest zdrajcą - a kto jak kto, ale Jack nie mógłby żyć z czymś takim. Nie wiem, jakoś tak odbieram tę postać... (…) momentami już nie nadążam za tym, co on w końcu może, a czego nie może zrobić - w każdym razie tworzy przedziwne konstrukty, żeby wyjść z wszystkiego cało - bez uszczerbku na swojej psychice. (…) Mi się wydaje, że on ma bardzo duże parcie na bycie lojalnym wobec tych, których interesy są zbieżne z jego interesami - dlatego tworzy ten konstrukt, w którym nie ma zdrajcy (bo tutaj jego interes jest zbieżny z interesami piractwa - odsunąć zagrożenie ze strony Becketta) - żeby mieć czyste ręce. Jednocześnie układ z Beckettem ma tak ustawiony, że jest to pewne, że lord się z niego nie wywiąże - i chyba dokładnie o to Jackowi chodziło - żeby mógł go teraz bez wyrzutów sumienia zmieść z powierzchni ziemi jako zdrajcę. Co do tego wyjątku z Liz - no to bardzo pięknie, rzeczywiście - ale tu chyba nie chodziło o lojalność - nie trzeba być lojalnym wobec pirata w sytuacji gdy jest konflikt interesów…


Z pierwszej części tej wypowiedzi pobrzmiewa niejaka (choć niedosłowna) sprzeczność – jest egoistą działającym na korzyść innych tylko wtedy, gdy pokrywa się to z jego interesami, ale nie jest zdrajcą. A co jeśli zdrada akurat leży w jego interesie? W tym przypadku leżała, choć ostatecznie wszystko dobrze się skończyło. Ale czy Jack miał plan, że przejmie Holendra zabijając Jonesa, a potem ocali piratów przed przeważającymi siłami wroga? Czy gdyby był lojalny nie szukałby innego sposobu, by dostać się na Holendra? Takiego, który nie pociągnie za sobą ofiar? A przede wszystkim ryzyka, że piraci zostaną rozgromieni (co było wielce prawdopodobne) zanim on zabije Jonesa? Myślę, że nie ma co się oszukiwać, że Jack czuł moralny przymus ratowania piratów i to poprzez wystawienie ich Beckettowi Laughing (bo gdyby nie – nieprzewidywalne w rachubach Jacka – uwolnienie Calypso, aura sprzyjałaby otwartej bitwie z udziałem wszystkich jednostek), ani też nie należy poczytywać tego za skazę na jackowym honorze. Trzeba przyznać, że - jak na pirata – chłopakowi nie brakowało moralnego kręgosłupa. Nie zabijał dla przyjemności (w ogóle nie wykazywał okrucieństwa), nie był bezwzględny, lawirował zwykle tak, by nikomu niepotrzebnie nie stał się krzywda, czasem nawet postępował szlachetnie (choćby ratując Elizabeth w pierwszych scenach CBP – była zupełnie anonimową osobą a on ryzykował dla niej zdemaskowanie się) i pewnie nie zdradziłby najwierniejszych kompanów, czyli Gibbsa czy Cottona. Ale piracką brać jako taką miał w głębokim poważaniu, czemu zresztą dał wyraz w polemice z Barbossą, Liz i Willem gdy załoga powróciła do świata żywych. I ja się Jackowi nie dziwię w ogóle. Każdy z tych typów, włącznie z Barbossą (z Barbossą to nawet na czele Very Happy), a także panicz William, Pintel czy Ragetti, nie zawahaliby się go sprzedać dla dobra swoich interesów. Jeśli Jack kiedykolwiek wierzył, że świat (zwłaszcza piratów) jest lepszy i był skłonny postępować w imię solidarności czy zwykłej przyzwoitości po prostu, to było to wówczas gdy podał Barbossie współrzędne Isla de Muerta. Od tamtej pory co najwyżej zdarzało mu się spotkać osoby czy sytuacje, dla których był skłonny zrobić wyjątek od priorytetowej zasady troski o własne interesy. I nie sądzę, by Jack – hołdując jej – doznawał jakiegokolwiek "uszczerbku na swej psychice" Wink

Skąd pomysł, że tworzy jakieś konstrukty, dzięki którym oczyszcza się z poczucia, że kogoś zdradził, kombinuje jak tu nie mieć wyrzutów sumienia, dzieli ludzi na piratów i nie-piratów? Shocked Wiem, że znajduje to swoje uzasadnienie w Twojej interpretacji "Klątwy" (przeczytałam z trzy razy, tylko jeszcze nie zdążyłam popolemizować Very Happy), ale powiedz mi, skąd ten szalony pomysł, który nie dość, że czyni z Jacka jakieś dziwadło, to w dodatku strasznego hipokrytę?! O ile mogę się zgodzić, że jest pokręcony i nieobliczalny, o tyle stanowczo protestuję przeciw takiej wyrafinowanej obłudzie, która ma służyć zachowaniu dobrego mniemania na własny temat. Jack jest oszustem, ale nie jest zakłamany i ciężko mnie będzie przekonać, ze jest inaczej, bo niewiele ludzkich przywar mierzi mnie równie mocno jak hipokryzja. Zero tolerancji Very Happy. Ale przede wszystkim nie ma sensu komplikować czegoś, co jest proste. Jack jest piratem i nie wstydzi się tego. Ale skoro jest piratem, żeby przetrwać musi (a przy tym – lubi Very Happy) oszukiwać, lawirować, kraść, czasem nawet zabić (w ramach obrony koniecznej i to go akurat nie bawi), ale przy tym wszystkim jest dobrym, mądrym człowiekiem (i właśnie dlatego obce mu jest okrucieństwo i stara się go unikać).

Eddie napisał:
Anajulia napisał:
Moim zdaniem plan był raczej taki "I will hand you the pirates because for me it's the best opportunity to get to the Flying Dutchman"

To by chyba znaczyło, że złamał wszystkie reguły, którymi się do tej pory kierował i stał się takim drugim Sao Fengiem. ]

Mam nadzieję, że mój wcześniejszy wywód skutecznie obala ów straszliwy wniosek, który wyciągnęła Eddie!


Ostatnio zmieniony przez Anajulia dnia Nie 21:51, 17 Lut 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eddie
Piracki Lord


Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 770
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 0:17, 19 Lut 2008 Temat postu:

Ło Matko Bosko! W ogóle nie wiem pod wpływem czego byłam wypisując takie rzeczy Laughing. Chyba zmieszałam dwie różne interpretacje Jacka i dałam jako jedną argumentację. Muszę bardziej uważać na to co piszę. Co do tego hipokryty to na razie nie będę odpowiadać - możemy o tym pogadać przy tej mojej interpretacji do "Klątwy" - chociaż ona i tak jest tam źle napisana - będę i tak musiała się z części tamtych rzeczy wycofać - w każdym razie w niej rzeczywiście chodzi o ukazanie Jacka jako no właśnie - hipokrytę i totalne dno moralne. Sama nie lubię tej interpretacji - nie wiem skąd ona mi przyszła do głowy - ale jakoś tak ją wymyśliłam i o zgrozo, dałam na forum. Laughing

Tutaj odpowiem na tego zdrajcę - w kontekście planu Jacka. Chodzi mi o to, że Jack jak już sobie wybierze stronę - to nie zdradza. Wrabia przeciwników ale nie przyjaciół. Wobec nich pozostaje lojalny. Coś takiego jak było w "Klątwie" - użyję sobie Turnera jako dźwigni - ale nie bój zią, krzywda ci się nie stanie. W "Klątwie" zdradzenie Willa bardzo leżało w jego (Jacka) interesie, ale jednak cały czas go ochraniał. Myślę, że na tym samym polega jego plan w AWE. Wzięłam to z gadki, którą strzela do Willa - "This is what you've arrived at? Lead Beckett to Shipwreck Cove so as to gain his trust, accomplish your own ends? It's like you don't know me at all, mate" - czyli wychodzi na to, że jednak jego plan to coś więcej niż tylko ta zdrada. Wtedy, wydaje mi się, jest fajniejszy - bo generalnie takie doprowadzanie po kryjomu Becketta do Zatoki to mało wyszukany manewr. Ale już - podstawienie piratów, a potem podstawienie samego siebie w celu wygrania ostatecznego starcia to jest niezły spryt Very Happy. Bo generalnie - założyłam, że przejęcie Holendra załatwia sprawę - kto ma ten statek - ten wygrywa. Chyba rzeczywiście to jest rozstrzygający argument, bo Beckett jak się orientuje, że go stracił to mu mowę odjęło - już nawet nie widzi sensu wydawania jakiegokolwiek rozkazu - wie po prostu, że to koniec. Naprawdę uważam, że ten plan jest bardziej skomplikowany niż to się na pierwszy rzut oka wydaje - bo nie zastanawia Was ta scena? Co robi Will? Doprowadza Becketta do Shipwreck Cove. Wyskakuje Jack. William - źle doprowadzasz - doprowadzaj z pokładu Endeavour Laughing. Trochę podejrzane. Później jak jest scena tej wymiany na wyspie i Beckett demaskuje wielkiego architekta zdrady to Jack też się ogląda w lewo - bo tu nigdy nie chodziło o zdradzanie piratów. Oczywiście Elizabeth się najpierw wkurza na Jacka, do Willa już nie ma siły, ale w końcu się kapnęła, że w całej intrydze chodzi o to, żeby podmienić Willa na Jacka, żeby ten trafił na tego Holendra - bo nie tylko jeden głupiec walczy o tę sprawę - w sensie, że Jack tak naprawdę chce im pomóc. "Maybe he really does know what he's doing". Ja sądzę, że tak. Myślę, że planował szybko znaleźć to serce i je dźgnąć. Zanim jeszcze bitwa na dobre się rozpocznie. Z tego co mówiła Liz przed uwolnieniem Calypso, a więc przed zmianą aury najpierw miały ruszyć do boju okręty flagowe - oczywiście nie znam się na strategiach prowadzenia bitew morskich, ale z tego wynika, że nigdy nie miały startować wszystkie na raz - nawet przy dobrej pogodzie.

Ania napisał:
zastanawiałam się czy niechęć Jack'a do uczestnictwa w zgromadzeniu wynikała częściowo z faktu, iż może tam napotkać swego ojczulka?


Wreszcie mogę się odnieść do tego co kiedyś napisała Ania Very Happy. Zasadniczo się z tym zgadzam - myślę, że to jego "If there's pirates agathering I'm pointing my ship the other way" wyraża właśnie taką ogólną niechęć do piractwa - Jack nie jest typowym piratem - bo to bardziej dobry niż zły człowiek i pewnie dlatego nie ma ochoty się z nimi zdawać. Można to rozpatrywać właśnie w kontekście jego starego - nie mógł go ścierpieć - pewnie dlatego też niezbyt podobało mu się piractwo w wydaniu takich rasowych piratów - dlatego postanowił być specyficzny Laughing. I teraz kiedy się dowiedział, że wybiera się z Barbossą na Trybunał w ten sposób to skomentował. Myślę, że w kwestii Trybunału podzielał w sumie zdanie Becketta - "a gathering of squabbling pirates". Ale nie sądzę, żeby z tej przyczyny zamierzał ich zdradzić Beckettowi - w tym globalnym konflikcie opowiedział się jednak po stronie piractwa - przynajmniej mi się tak wydaje Razz. Już chwilę później zgodził się z Barbossą, że zwołanie Brethren Court to jedyne wyjście, bo sytuacja jest naprawdę beznadziejna.


Scarlett - przepraszam - nie wiedziałam, że to Cię denerwuje. Już nie będę Smile.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anajulia
Kapitan


Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 4438
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Drogi
Płeć: piratka

PostWysłany: Wto 4:44, 19 Lut 2008 Temat postu:

Na początek chcę rzec, ze jak to czytałam była druga w nocy, więc dziękowałam niebiosom, że jestem sama w domu, bo w przeciwnym razie udusiłabym się tłumiąc śmiech Very Happy

Kwestii hipokryzji nie poruszam, skoro przenosimy się z tematem do "Porównania wszystkich części" (słusznie Very Happy, jest o czym podyskutować!).

Co do zdradziectwa Wink Jacka, zasadniczo (zaraziłam sie od ciebie Laughing) zgadzam się ze wszystkim, co naskrobałaś (tj. wyklikałaś), aczkolwiek nie byłabym sobą, gdybym nie dorzuciła swoich trzech groszy Very Happy

Eddie napisał:
Jack jak już sobie wybierze stronę - to nie zdradza. Wrabia przeciwników ale nie przyjaciół. Wobec nich pozostaje lojalny. Coś takiego jak było w "Klątwie" - użyję sobie Turnera jako dźwigni - ale nie bój zią, krzywda ci się nie stanie.


Nie mogę się zgodzić, by lojalność wobec obranej strony była dla Jacka priorytetem, bo Jack... a niech to! zasadniczo Very Happy trzyma swoją stronę i jest lojalny głównie o tyle, o ile czyjś interes pokrywa się z jego interesami. Jednocześnie jednak Jack jest dobrym człowiekiem, nie idzie do celu po trupach, nie bawi go rozlew krwi, zawsze namota tak, by nikomu się krzywda niepotrzebnie nie stała, potrafi docenić wartość innych i sprawnie z nimi współdziałać, zdarzają mu się też szlachetne zrywy, na których zwykle wychodzi marnie (i przypadkiem zawsze chodzi o Elizabeth Laughing - no ma do niej słabość Laughing). Ale wydaje mi się, że mówienie o lojalności Jacka wobec przyjaciół jest lekką przesadą. On nawet nie ma - oprócz Gibbsa może - żadnych przyjaciół z prawdziwego zdarzenia. Z Willem nic tylko ma zbieżność celów, więc zawsze przychodzi im współpracować Very Happy. Z Liz to wiadomo - bywa przy niej niespełna rozumu, odkąd dał się spić na tej uroczej wysepce Very Happy. Wobec reszty "pozytywnych" bohaterów Jack zachowuje się przyzwoicie - i tyle.

Eddie napisał:
W "Klątwie" zdradzenie Willa bardzo leżało w jego (Jacka) interesie, ale jednak cały czas go ochraniał.


A tu się już całkiem nie zgodzę - zdradzenie Willa NIE leżało w Jacka interesie. Mówi o tym zresztą wyraźnie w usuniętych fragmentach sceny na wyspie. Gdyby Jack "sprzedał Willa za statek" - jak naiwnie sugerowała Elizabeth - zostałby z niczym, i nasz Kapitan doskonale o tym wiedział. Straciłby swoją "dźwignię", element zaskoczenia, którym planował pokonać Barbossę. Jack nie zamierzał wydać mu Willa. Zamierzał wyczekać "odpowiedniego momentu", by z pomocą Turnera zdjąć klątwę - i zabić Barbossę. Trzeba mu było momentu, w którym da się go zabić z łatwością i bez konsekwencji.

A że przy okazji Jack doszedł do wniosku, że z Willa fajny chłopak, nieźle się bije i do tego krew z krwi kumpla Bootstrapa, to już inna historia Wink.

Całą kwintesencję lojalności Jacka wyraża, moim zdaniem, ten dialog:
- Whose side is Jack on?
- At the moment?

Mr. Green

Eddie napisał:
Myślę, że na tym samym polega jego plan w AWE (...) wychodzi na to, że jednak jego plan to coś więcej niż tylko ta zdrada.


No i znów - Jack ma zbieżność interesów z Willem, choć tym razem żadnych podstaw, by myśleć, że fajny z niego chłopak (co najwyżej - "wytrawny gracz"). Wszak nie dalej jak parę dni temu młody Turner ogłosił się kapitanem Perły i wystawił go (Jacka) wraz z załogą Beckettowi. Mimo tych animozji, Jack dogaduje się z Willem, czy raczej każe mu się domyślić (think like me Very Happy), co też mu chodzi po głowie, a Will pojmuje jego pokrętny plan i przystępują do jego realizacji. Nie ma powodu, by jeden drugiego zdradzał, bo do końca muszą z sobą współpracować. I to jest istotnie "wyszukany manewr" i tylko Will i Jack wiedzą, że Sparrow ma się dostać na Holendra, zabić Jonesa, tym samym spełniając swoje marzenie o nieśmiertelności, zwalniając Bootstrapa z służby na Holendrze i przy okazji - jak się uda - pokonując Becketta jego własną bronią, czyli Holendrem, u steru którego nie spodziewa się zobaczyć Sparrowa. Ale Jack nie planuje wyeliminować Becketta dla dobra pirackiego świata, lecz głównie dla własnego spokoju.

Eddie napisał:
Myślę, że w kwestii Trybunału podzielał w sumie zdanie Becketta - "a gathering of squabbling pirates". Ale nie sądzę, żeby z tej przyczyny zamierzał ich zdradzić Beckettowi - w tym globalnym konflikcie opowiedział się jednak po stronie piractwa.


Jack - jako że, jak słusznie zauważyłaś, "nie jest typowym piratem" - nie dba o piracki świat i takiego Chevalle'a, Vallenueva'ę czy Barbossę, i choć w "globalnym konflikcie" bliżej mu do piratów niż Becketta, nie opowiada się po ich stronie. Są tylko "dźwignią" do realizacji jego misternego planu (który, jak zwykle, komplikuje Liz Very Happy). Jack nadal jest po swojej stronie. I chwała mu za to, bo przecież to czyni go bohaterem "specyficznym" Very Happy, jedynym w swoim rodzaju.

No i wygląda na to, że nie zgodziłam się z niczym Laughing Ale zasadniczo się zgadzam Very Happy Idę spać, bo bredzę.


Ostatnio zmieniony przez Anajulia dnia Wto 4:48, 19 Lut 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eddie
Piracki Lord


Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 770
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 20:44, 19 Lut 2008 Temat postu:

Ha ha! Very Happy A ja się zaczynam już w tym gubić Very Happy. Ale chyba nie mam innego wyjścia jak tylko znów się nie zgodzić Laughing.

Generalnie - odbieram to inaczej. Dokładnie taką samą dźwignią, jaką piszesz, że było piractwo w AWE, mógł być w CBP Will - przecież o wiele prościej byłoby poczekać aż Barbossa zdejmie klątwę zabijając szczeniaka i dopiero potem załadować mu kulkę. Jack wcale nie musiał się tak wysilać - mógł po prostu zdradzić Turnera i zgarnąć co swoje. Ale tego nie zrobił - dlatego myślę, że jednak zależało mu na byciu lojalnym wobec przyjaciół. W końcu był tym dobrym człowiekiem chyba. Elizabeth trochę to zatkało wtedy na wyspie, że on aż taki porządny - nie wiem - przynajmniej ja to tak zrozumiałam.

Ten dialog "Whose side is Jack on?" wyraża chyba raczej to, że trudno za nim nadążyć. Niekoniecznie to, że trzyma tylko swoją stronę. On jest egoistą, ale innych też ma na wzgledzie i generalnie dobrze jest mieć Jacka po swojej stronie, bo to wróży sukces Very Happy. Tak to by wyszedł taki Beckett - nic tylko ja ja ja i moje plany. A Jacques - wydaje mi się - ma jeszcze jakieś zaczepienie w świecie oprócz siebie - chyba musi - bo nie wiem czy można być dobrym człowiekiem poprzez po prostu nie przelewanie krwi czy nie bycie okrutnym - to chyba trochę mało - trzeba też tworzyć jakieś wartości i coś z siebie dawać.

Will się nie ogłaszał kapitanem - to były chyba słowa Sao Razz. Oczywiście Jack się wkurzył - bo to było zagranie, którego się po Willu nie spodziewał - chyba dlatego właśnie, że uważał go za swojego kumpla - nie chcę ryzykować słowa "przyjaciel" Laughing. Bo rzeczywiście ciężko powiedzieć czy taki Jack Sparrow ma przyjaciół... Ja myślę, że tym zaszczytnym mianem mogłyby określić się te osoby, o których interesy on też dba. Gibbsa to mi się wydaje, że traktował trochę jak ojca - bo swojego nie cierpiał - a ten go zawsze rozumiał i w ogóle. Nooo... dopóki nie skapnął się, że jego prawdziwy dad to super kolo - tak sobie myślę, że dlatego uznał za stosowne wyzłośliwić się na Gibbsie i kazał mu iść po ten rzucony kapelusz - bo stwierdził, że jednak ma super tatę i że Mr. Gibbs nie jest mu więcej potrzebny Laughing.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum CZARNA PERŁA Strona Główna -> Film / Bohaterowie POTC Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Następny
Strona 6 z 9


Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB Š 2001, 2005 phpBB Group
Theme bLock created by JR9 for stylerbb.net
Regulamin