Forum CZARNA PERŁA Strona Główna
  FAQ  Szukaj  Użytkownicy  Grupy  Galerie   Rejestracja   Profil  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  Zaloguj 

Davy Jones

Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum CZARNA PERŁA Strona Główna -> Film / Bohaterowie POTC
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Autor Wiadomość
Scarlett
Korsarz


Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 1457
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: piratka

PostWysłany: Pon 19:38, 14 Sty 2008 Temat postu:

No tak. Davvy nie chciał odczuwać żadnych przyziemnych uczuć, które wzbudzała w nim Tia Dalma. Z tego powodu wyciął sobie serce... z jednej strony mi go trochę żal...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eddie
Piracki Lord


Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 770
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 0:52, 15 Sty 2008 Temat postu:

Ehhh… znów zapętoliłam. Chodzi mi o to, że, tak… Davy wyciął sobie to serce, bo nie mógł żyć z tym, że zdradził Calypso. "And after which betrayal did you cut out your heart, I wonder". Jasne, że po drugiej… Aż go (Jonesa) poniosło - tak go rozsierdziło to pytanie, że aż wytrącił Willowi filiżankę. Swoją drogą, co za gbur - niszczyć tak piękną zastawę! Lordowi to się nie spodobało Laughing. Noo… a Calypso nic o tym nie wie - myśli, że po prostu zebrał się Brethren Court i ją uwięził - nie podejrzewa, że to jej ukochany zdradził im sposób. "And what fate have you planned for your captors?"; "The Brethren Court…". Albo moment tuż przed uwolnieniem - Will mówi jej prawdę - wyraźnie ją to zabolało, zaskoczyło.

Rzecz jasna nie musicie się ze mną zgadzać. Ja na razie obstaję przy tej wersji, ale kto wie czy za tydzień nie zmienię zdania. Wczoraj na przykład kompletnie przeformułowałam swoją interpretację całych "Piratów". I to dość radykalnie, bo to, że cały czas "przerabiam" jakieś szczegóły, to norma. Ale wczoraj… hmm… doszłam do wniosku, że "Klątwa" kończy się… w sumie… źle to może za dużo powiedziane… no ale hmm… niezbyt dobrze - w każdym razie - mocno niepokojąco. Aż się przestraszyłam. W DMC też wszystko pozmieniałam - wcześniej miałam jedno wytłumaczenie na to dlaczego kompas nie wskazywał Jackowi klucza / skrzyni. Teraz dodałam drugie i to na nie położyłam nacisk - tzn. nie zrezygnowałam z tego pierwszego całkowicie, ale to nowe uznałam za zdecydowanie ważniejsze. AWE też przerobiłam, pozmieniałam akcenty - tak, żeby mi całość razem ładnie grała. Ale kurcze - całe to wnioskowanie… Heh, "Klątwa" jako mało optymistyczna historia z niepokojącym zakończeniem, czujecie? Od tego wyszłam. Ale… nawet logiczne rozumowanie oparte na nieprawdziwych przesłankach jest z gruntu błędne. Ciekawe czy ja kiedyś dojdę do ładu z tym filmem.

eScarlatta, masz okropny awatar Laughing.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anajulia
Kapitan


Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 4438
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Drogi
Płeć: piratka

PostWysłany: Wto 3:26, 15 Sty 2008 Temat postu:

Też wolałam poprzedni avatar Scarlett Very Happy Stylowy był Smile

Eddie! Czy Twoje interpretacja ujrzą światło dzienne? Marzę (nie żartuję!), by je poznać Smile.

Co do Davy Jonesa - tym razem (jak za "dawnych, dobrych" czasów Very Happy) się z Tobą zgadzam! Też tak rozumiem kwesię dwóch zdrad. I w ogóle, kwestię relacji Tii i Jonesa ujęłaś zaskakująco (jak na tak niedużą i mętną liczbę danych) spójnie i ...pięknie, bo wyszła nam z tego pasjonująca historia miłosna, która w pierwszym odbiorze nieco mi się strywializowała, a potem - zajęta Jackiem - przestałam o niej myśleć.

Oto mamy dwie nieprzeciętne osobowości, z której każda z jednej strony pragnie iść swoją drogą, a z drugiej - nie może żyć bez ukochanej/ego. To się nie mogło udać Very Happy. Prędzej czy później kobieta-morze musiała "pójść w długą", a facet-pirat wyrwać się spod jarzma narzuconych mu przez panią serca obowiązków. Tak to w życiu bywa. W POTC pierwsza "nawaliła" niewiasta (tak to w życiu bywa Very Happy), ale nie myślę, by Jones był święty. Był piratem. Ba - został raz królem piratów!. Niezłe musiało być z niego zioło Very Happy Ale kochał swą panią całym sercem... i dalej to już było - moim zdaniem - jak w scenariuszu Eddie. Jones, który poświęcił swej miłości - bagatela - 10 lat służby (swoja drogą, Calypso nie była wówczas zaklęta w ludzka postać, więc na mój rozum mogli być z sobą przez tych 10 lat w taki czy inny sposób... i to nie bez znaczenia dla mego dalszego wywodu), odkrywa niewierność kochanki. W afekcie (dobre to, Eddie Laughing) mści się najokrutniej jak to możliwe, czyli powoduje, że jego miłość trafia do cielesnego więzienia. Calypso nie jest mu dłużna i rzuca na łajbę klątwę, której zasad działania dokładnie nie rozumiem, ale dostaje się od tego macek Very Happy. Jones pogrąża się w rozpaczy - po trosze dlatego, że zdaje sobie sprawę, jak urządził ukochaną, a po trosze (i to chyba bardziej nawet) dlatego, że cierpi strasznie z tęsknoty za nią. No bo co najlepszego narobił? On może być na lądzie tylko przez jeden dzień raz na 10 lat. Ona nie może być na morzu (nie tak, jakby tego potrzebował), bo jest człowiekiem... Jones bez wątpienia wyciął sobie serce z rozpaczy. Z nadmiaru uczuć, które go przepełniały. Po tym zabiegu Laughing, który pozostaje - sądzę - bez związku z klątwą, uzyskał względny spokój. Zostało mu tylko wspomnienie serca, a konkretnie pozytywka w jego kształcie...

Ach! Czy to nie piękne? Znam wielu ludzi, którzy wycięli sobie serce (i zakopali) z nadmiaru miłości...

Eddie napisał:
Nie no, to nie jest tak, że ja na siłę ubarwiam tę historię, żeby była "mocniejsza", tylko naprawdę wydaje mi się, że w ten sposób należy to rozpatrywać
.

Oczywiście, że tak Smile Za to kochamy POTC, że nie karmi nas płytkimi, oczywistymi historiami...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scarlett
Korsarz


Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 1457
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: piratka

PostWysłany: Wto 17:57, 15 Sty 2008 Temat postu:

Oh Eddie nie ma to jak szczerość RazzRazz ale ja poprostu nie mogłam się powstrzymać Very HappyVery Happy - sorki za off-topka, ale musiałam odpowiedzieć na forum Razz (Co do avka, pracuje nad nowym Very Happy )

A co do Davviego to... mało romantyczne.... wyciąć sobie serce? Jaką czeba mieć psychike... podziwiam Laughing
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eddie
Piracki Lord


Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 770
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 21:23, 15 Sty 2008 Temat postu:

No to czekam na efekty (tej pracy) Kwadratowy.

Heh, czy ujrzą światło dzienne...? No na pewno kiedyś się wyspowiadam z tych moich herezji... Ale wiesz, musiałbym jakoś bardziej przemyśleć takie ewentualne posty - bo wykazanie na podstawie Klątwy, że Jack Sparrow jest ogarniętym niewyjaśnioną obsesją neurotykiem, który w finałowej scenie przegrywa wszystko i chyba nawet nie do końca zdaje sobie z tego sprawę, bo aż do tego stopnia jest ogarnięty tym swoim szaleństwem - hmm... to nie jest wcale takie proste... Very Happy Musiałabym chyba pojechać po całym filmie odwołując się do konkretnych scen, żeby udowodnić, że ta teza ma rzeczywiście zaczepienie w fabule, a nie jest wyssaną z palca bujdą. Kurde, nie no, co ja w ogóle piszę Laughing. Co za niewydarzona interpretacja, chyba tym razem ostro przekombinowałam Laughing. Wymyślając to wstrzeliłam się w jakiś taki bardzo pokręcony tok rozumowania, który, jak mi się wydawało, kieruje zachowaniami Jacka, no ale, tak jak mówię - nie wiem czy założenia wyjściowe, które poczyniłam dla potrzeb uargumentowania tej dość fantastycznej teorii są prawdziwe - w sensie odpowiednio sformułowane - bo jeśli nie, no to całą koncepcję szlag trafił Laughing. Niemniej chyba podzielę się tym z Wami, bo to dość, jak sądzę, interesująca interpretacja i jestem ciekawa Waszych, a w szczególności Twojej, Ana, opinii. Very Happy

A wracając do własciwego tematu Very Happy. Jeszcze tylko coś odnośnie tej klątwy ciążącej na Holendrze - myślę, że to nie była "zasługa" Calypso - bo skoro nie wiedziała nic o zdradzie Jonesa to nie miała tutaj motywu, żeby się mścić. Ja raczej daję taką opcję, że ona (klątwa) wzięła się - no w sumie znikąd - coś bardziej na zasadzie, że posłużę się cytatem z Turnera (ojca) "that's a steep price for what's been done" - dlatego, że te dwie zdrady i w ogóle - taki efekt uboczny tego ogromu uczuć - negatywny - bo to tragiczna historia o sprzeniewierzeniu się miłości. Wiem, że to może mało logiczne, ale mi tu pasuje - bo to taki poetycki wątek. Naprawdę bardzo piękny. Smile

Też ciekawa opcja z tym królem. Ja szczerze mówiąc, nigdy nie uwzględniałam tego w swoich rachubach, ale to raczej poboczny aspekt całej historii i zasadniczo nie ma zbyt wielkiego wpływu na interpretację wątku Calypso - Davy Jones jako całości. Niemniej, dla mnie to kwestia do przemyślenia. Czy to rzeczywiście Jones stanął na czele Pierwszego Trybunału... Hmmm... Smile Food for thought. Twisted EvilSmile
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anajulia
Kapitan


Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 4438
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Drogi
Płeć: piratka

PostWysłany: Śro 3:02, 16 Sty 2008 Temat postu:

Eddie napisał:
wykazanie na podstawie Klątwy, że Jack Sparrow jest ogarniętym niewyjaśnioną obsesją neurotykiem, który w finałowej scenie przegrywa wszystko i chyba nawet nie do końca zdaje sobie z tego sprawę, bo aż do tego stopnia jest ogarnięty tym swoim szaleństwem... - hmm... to nie jest wcale takie proste... Very Happy


Na podstawie "Klątwy" byłoby trudne, niemniej ta teoria wcale nie jest bardzo różna od mojej Very Happy - wykazanej jednak na innej Cool podstawie.

Eddie napisał:
Jeszcze tylko coś odnośnie tej klątwy ciążącej na Holendrze - myślę, że to nie była "zasługa" Calypso - bo skoro nie wiedziała nic o zdradzie Jonesa to nie miała tutaj motywu, żeby się mścić.


Oż! Istotnie, o tym nigdy nie pomyślałam! Ale moja teoria nic nie traci na tym braku logiki w argumentach Very Happy. Calypso rzuca klątwę nie tyle w akcie zemsty, co za sprzeniewierzenie się jej rozkazom. Wszak Jones zarzucił obowiązki, które mu bogini powierzyła. I mogła ona nawet już na początku obwarować swoje "zlecenie" taką klauzulą, że jeśli Jones nie wywiąże się z zadania jak należy, to zostanie omackowany - a ściślej, jego nadzwyczajna, pierwsza w historii jednostka podwodna Very Happy, stanie się upiornym statkiem-widmo z żywymi trupami na pokładzie.

Eddie napisał:
Czy to rzeczywiście Jones stanął na czele Pierwszego Trybunału... Hmmm...


Sugerują to słowa piosenki "Hoist The Colours" Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dominik
Buszujący pod pokładem


Dołączył: 19 Lip 2007
Posty: 26
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 19:17, 16 Sty 2008 Temat postu:

Pierwsze 10 lat Jones robił wszystko jak należy ale gdy calipso nie pojawiła się na Isla Cruces (to chyba było ich mejsce spotkania) to przestał sie troszczyć o dobro umarlaków a niektórych i tych którzy jeszcze nie umarli wcielał do swojej załogi
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eddie
Piracki Lord


Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 770
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 21:31, 16 Sty 2008 Temat postu:

Anajulia napisał:
Na podstawie "Klątwy" byłoby trudne, niemniej ta teoria wcale nie jest bardzo różna od mojej Very Happy - wykazanej jednak na innej Cool podstawie.


Ej, nie, to ja swoją napiszę od razu - tak po łebkach, bez jakiejś dokładniejszej analizy - bo jak się będę do tego zbierać, to efekt będzie taki, że nigdy tego nie napiszę Laughing. Poza tym - tak chyba będzie ciekawiej, będzie lepsza dyskusja. Tylko nie wiem w którym temacie, bo generalnie będę jeździć po wszystkich częściach PotC...

Anajulia napisał:
Oż! Istotnie, o tym nigdy nie pomyślałam! Ale moja teoria nic nie traci na tym braku logiki w argumentach Very Happy. Calypso rzuca klątwę nie tyle w akcie zemsty, co za sprzeniewierzenie się jej rozkazom. Wszak Jones zarzucił obowiązki, które mu bogini powierzyła. I mogła ona nawet już na początku obwarować swoje "zlecenie" taką klauzulą, że jeśli Jones nie wywiąże się z zadania jak należy, to zostanie omackowany - a ściślej, jego nadzwyczajna, pierwsza w historii jednostka podwodna Very Happy, stanie się upiornym statkiem-widmo z żywymi trupami na pokładzie.


Też tak mogło być, ale mi się nadal wydaje, że to wszystko się samo wygenerowało Very Happy. Jak Tia w tej scenie, co Pintel i Ragetti chcą zrzucać kule armatnie na te duszyczki, opowiada hiostorię Davy'ego Jonesa, to używa sformułowania "but the man has become a monster" - co by wskazywało na to, iż obyło się tutaj bez jej udziału. Poza tym, w scenie spotkania na Perle jedyną sprawą, która ją stresuje jest wytłumaczenie się z tego, że nie czekała. Nad tymi mackami przechodzą do porządku dziennego. Znaczy się, uważam, że ona się tym przejmowała - ale raczej w takim sensie, że wydawało jej się, że to wszystko z jej winy się porobiło - bo nie przyszła i że to przez nią Jones jest teraz w takim stanie - noo... dlatego się stresowała Laughing.

Rany, ale detale my tu przerabiamy Very Happy. Jakże cudownie - z moimi znajomymi-nie-przez-internet tak sobie nie pogadam Very Happy.

Anajulia napisał:
Sugerują to słowa piosenki "Hoist The Colours" Smile


Myślisz... No nie wiem, mi się zawsze wydawało, że do Davy'ego odnosi się "devil" z drugiej zwrotki, a "king" z pierwszej już nie. Ponadto - jak jest ta rozmowa Jonesa z Beckettem, w tej scenie z Willem, to Davy się wnerwia: "No, they cannot! The First Court promised to imprison her forever! That was our agreement!"; "Your agreement?"; "I showed them how to bind her...". Tym samym tak jakby dystansuje się od poczynań całego Trybunału. No nie wiem, tak jakoś to czuję. Tylko im zdradził sposób... Smile

Dominik napisał:
Pierwsze 10 lat Jones robił wszystko jak należy ale gdy calipso nie pojawiła się na Isla Cruces (to chyba było ich mejsce spotkania) to przestał sie troszczyć o dobro umarlaków a niektórych i tych którzy jeszcze nie umarli wcielał do swojej załogi


Tak a propos tego wcielania do załogi tych co jeszcze nie umarli - sądzę, że to właśnie było przedmiotem owego długu wspomnianego w "Hoist The Colours" ("and the devil to pay"). Wydaje mi się nielogiczne, żeby król Trybunału ustanawiał coś takiego. To musiał być raczej układ zawarty z osobą z zewnątrz - czyli właśnie tu gdzie ja umieszczam Jonesa Smile.


Ostatnio zmieniony przez Eddie dnia Śro 21:47, 16 Sty 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anajulia
Kapitan


Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 4438
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Drogi
Płeć: piratka

PostWysłany: Czw 4:23, 17 Sty 2008 Temat postu:

Eddie napisał:
Ej, nie, to ja swoją napiszę od razu - tak po łebkach, bez jakiejś dokładniejszej analizy - bo jak się będę do tego zbierać, to efekt będzie taki, że nigdy tego nie napiszę Laughing. Poza tym - tak chyba będzie ciekawiej, będzie lepsza dyskusja. Tylko nie wiem w którym temacie, bo generalnie będę jeździć po wszystkich częściach PotC...


Tak! Tak! Tak! Very Happy Proponuję podczepić się pod moje szalone analizy poszczególnych odcinków (Podróż filozoficzna..., Wielka Demaskacja..., Jack Sparrow na Drodze... ), albo utworzyć osobny temat Smile


Eddie napisał:
...mi się nadal wydaje, że to wszystko się samo wygenerowało Very Happy. Jak Tia w tej scenie, co Pintel i Ragetti chcą zrzucać kule armatnie na te duszyczki, opowiada hiostorię Davy'ego Jonesa, to używa sformułowania "but the man has become a monster" - co by wskazywało na to, iż obyło się tutaj bez jej udziału. Poza tym, w scenie spotkania na Perle jedyną sprawą, która ją stresuje jest wytłumaczenie się z tego, że nie czekała. Nad tymi mackami przechodzą do porządku dziennego. Znaczy się, uważam, że ona się tym przejmowała - ale raczej w takim sensie, że wydawało jej się, że to wszystko z jej winy się porobiło - bo nie przyszła i że to przez nią Jones jest teraz w takim stanie - noo... dlatego się stresowała Laughing.


Przekonałaś mnie Very Happy. Wprawdzie nadal trzyma się kupy teoria, że "klątwa" jest skutkiem zarzucenia obowiązku przewożenia duszyczek (że w jakiś sposób zostało to wpisane w umowę pomiędzy Davym i Calypso), ale to "become a monster" to raczej konsekwencja wycięcia sobie serca, czyli wyzbycia się ludzkich uczuć. A tego, że Davy wytnie sobie serce, Calypso przewidzieć nie mogła

Eddie napisał:
Anajulia napisał:
Sugerują to słowa piosenki "Hoist The Colours" Smile


Myślisz... No nie wiem, mi się zawsze wydawało, że do Davy'ego odnosi się "devil" z drugiej zwrotki, a "king" z pierwszej już nie. (...) Davy (...) tak jakby dystansuje się od poczynań całego Trybunału. No nie wiem, tak jakoś to czuję. Tylko im zdradził sposób... Smile


Prawie mnie przekonałaś Very Happy No bo - tak czy owak - Davy musiał w obradach Trybunału uczestniczyć. Raczej nie podsunął im swoich idei smsem Very Happy. I nawet jeśli dystansuje się wobec pirackich lordów, nie jest to jeszcze dowód, że królem nie był. Wszak Elizabeth też nie miała z lordami Czwartego Trybunału wiele wspólnego Smile.

Eddie napisał:
Tak a propos tego wcielania do załogi tych co jeszcze nie umarli - sądzę, że to właśnie było przedmiotem owego długu wspomnianego w "Hoist The Colours" ("and the devil to pay"). Wydaje mi się nielogiczne, żeby król Trybunału ustanawiał coś takiego. To musiał być raczej układ zawarty z osobą z zewnątrz.
.

Zgoda na pierwsze (dług), niezgoda na drugie Very Happy. Król Trybunału - rzecz ulotna. Jones stał się "diabłem" już po tym jak wyciął sobie serce, a że Trybunał odbył się przed "drugą zdradą", wówczas jeszcze nim nie był. Tak więc, to nie król ustanowił zasadę wcielania do załogi Holendra umierających - co najwyżej ex-król Laughing A zresztą, nawet gdyby był królem, nie widzę przeszkód do ustanawiania dziwacznych zasad rekrutacji na pokład Holendra Very Happy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eddie
Piracki Lord


Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 770
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 22:04, 18 Sty 2008 Temat postu:

Z tym królem to ciężko. Ja to w sumie bardziej strzelam, że Davy nim nie był Laughing. Serio.

Ale kiedyś zastanawiałam się nad Trybunałem ogólnie - czemu funkcjonuje tak a nie inaczej, a zwłaszcza - dlaczego oni mają wiecznie problem z wyborem króla Laughing. No i doszłam do wniosku, że po prostu dlatego, że są wręcz paranoicznie nieufni wobec siebie - wszędzie wietrzą podstęp - i słusznie, bo etyka piracka przecież pozwala na wyrolowanie kamratów jeżeli tylko jest jakaś sprzeczność interesów - i w świetle kodeksu jest to perfectly OK. Na przykład Barbossa - ma zupełnie inne dążenia niż całe piractwo (z czego piractwo tak btw, oprócz Jacka, zupełnie nie zdaje sobie sprawy) ale nie wiadomo kto jeszcze - komu jeszcze przyświecają jakieś inne cele - więc najbezpieczniej nie obdarzać kredytem zaufania nikogo.

Tak więc - jeżeli już jest ten król, to jest to naprawdę bardzo wyjątkowa sytuacja - wszyscy mają stuprocentową pewność co do intencji pozostałych i ustalają jeden wspólny front działania. Dlatego mi nie pasuje, że Jones był królem. Nie wiem, założyłam, że przedmiot zapłaty ustala się przed zawarciem umowy. Gdyby wystąpił na Trybunale z tą swoją propozycją - zdradzę wam sposób, jeżeli potem będę mógł kosić wasze dusze - to wydaje mi się, że by się straszny problem z tego zrobił, jedno wielkie politykowanie i w efekcie nie wybraliby go królem. A tak to - dogadał się z jakimś piratem (btw tak naprawdę to nie wiadomo czy sam Jones był piratem - wiemy na pewno, że człowiekiem morza - "a man of the sea, a great sailor") - ten przedstawił sytuację swoim ziomkom - że mają szansę przejąć władzę nad morzami, ale problem jest taki, że jeśli umrzemy na morzu to spadniemy do luku, ewentualnie pójdziemy w służbę na Holendra bla bla bla... - no ale piractwo doszło do wniosku, że władza nad morzami to nie w kij dmuchał i wszyscy krzyknęli hurra - zawieramy układ z Davy'm Jonesem. Duża sprawa - normalnie aż wybierzemy króla z tej okazji. No, także wydaje mi się, że Jones był poza całym tym cyrkiem. Laughing

Ale zdaję sobie sprawę z tego, że to nie są jakieś super mocne argumenty. Bardziej dywagacje.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anajulia
Kapitan


Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 4438
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Drogi
Płeć: piratka

PostWysłany: Sob 1:13, 19 Sty 2008 Temat postu:

Przekonaj mnie, jak nie-pirat, ktoś "z zewnątrz", trafił do twierdzy na Wyspie Rozbitków i został przez tę hordę dopuszczony do głosu Laughing Bo - jak już wspominałam - nie sądzę, by przedłożył im swoje propozycje smsem Very Happy. Przypominam też, że wówczas nie był TYM potężnym Davy Jonesem, kosiarzem duszyczek. Pewnie nawet on sam nie miał pojęcia, co z niego "wyrośnie" Laughing. Był zwykłym facetem, żeglarzem czy piratem, który ma ten tylko przywilej (a w zasadzie - podły obowiązek), że pływa za granice mapy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Karottka
Zejman


Dołączył: 30 Gru 2007
Posty: 1239
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Lublin
Płeć: piratka

PostWysłany: Sob 14:58, 19 Sty 2008 Temat postu:

Nie spodziewał się, że jkego twarz oszpecą macki... A, jak uważam, nie doszłoby do tego, gdyby nie przejął się Calypso i dalej troszczył się o tych umarlaków.
A w marginesie: ciekawe, jak Jonesowi udało się rozpocząć legendę Skrzyni Umarlaka... Wiem, że tam było jego serce i było ukryte przed światem. Wiem też, że kiedy ktoś dźgnie serce, tego kogoś serce musi zastąpić jego. Ale jak zaczęła się ta legenda? Dzięki czemu utrzymywał się przy życiu wodą bez pomocy serca? Potrzebne mu było jakieś ,,zaklęcie"? Czy może pomogła mu Calypso? To pytania, które mnie nurtują...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eddie
Piracki Lord


Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 770
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 22:45, 23 Sty 2008 Temat postu:

Karottka napisał:
ciekawe, jak Jonesowi udało się rozpocząć legendę Skrzyni Umarlaka... Wiem, że tam było jego serce i było ukryte przed światem. Wiem też, że kiedy ktoś dźgnie serce, tego kogoś serce musi zastąpić jego. Ale jak zaczęła się ta legenda? Dzięki czemu utrzymywał się przy życiu wodą bez pomocy serca? Potrzebne mu było jakieś ,,zaklęcie"? Czy może pomogła mu Calypso?


Karottka, kwestię tej legendy przerabiamy przez cały ten wątek - przeczytaj jeszcze raz wszystkie posty - może Ci się coś rozjaśni Very Happy.
A jeśli chodzi o to serce - nie wiem - ja sądzę, że nie trzeba się nad tym zastanawiać - tylko po prostu przyjąć to do wiadomości Very Happy. Tak samo jak to - że po zabraniu sztuki złota ze skrzyni Azteków w CBP stajesz się półżywym-półmartwym człowiekiem-trupem.

Anajulia napisał:
Przekonaj mnie, jak nie-pirat, ktoś "z zewnątrz", trafił do twierdzy na Wyspie Rozbitków i został przez tę hordę dopuszczony do głosu Bo - jak już wspominałam - nie sądzę, by przedłożył im swoje propozycje smsem . Przypominam też, że wówczas nie był TYM potężnym Davy Jonesem, kosiarzem duszyczek. Pewnie nawet on sam nie miał pojęcia, co z niego "wyrośnie" . Był zwykłym facetem, żeglarzem czy piratem, który ma ten tylko przywilej (a w zasadzie - podły obowiązek), że pływa za granice mapy.


A bo ja wiem Laughing
Nie no, koncepcja była taka, że on tam nie trafiał (chyba nawet nie miał gdzie trafiać - bo Trybunału przecież wcześniej nie było, więc skąd miałby wiedzieć dokąd płynąć), tylko dogadał się z jakimś piratem... który to pirat zwołał pierwszy Brethren Court, na którym to zadecydowano o zawarciu układu z Jonesem... a następnie wybrano króla (prawdopodobnie tegoż samego pirata, co to zwołał posiedzenie), który to król reprezentował całe piractwo w rzeczonej transakcji Very Happy. No mogło tak być Smile. Przekonałam? Laughing

Coś fantastycznego! Very Happy To chyba jest raczej mało ważne w jaki sposób doszło do zawarcia tej umowy i kto był kim. Istotniejszy jest sam fakt, że została zawarta Very Happy. Ale nie, fajna dyskusja Very Happy. Trochę surrealistyczna, ale ja uwielbiam takie niedorzeczeństwa Very Happy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anajulia
Kapitan


Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 4438
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Drogi
Płeć: piratka

PostWysłany: Czw 0:38, 24 Sty 2008 Temat postu:

To brzmi wiarygodnie Very Happy Niemniej, na pewno zaskoczyłybyśmy Elliotta i Rossio Laughing
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Karottka
Zejman


Dołączył: 30 Gru 2007
Posty: 1239
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Lublin
Płeć: piratka

PostWysłany: Czw 16:01, 24 Sty 2008 Temat postu:

Eddie - kiedyś przeczytałam, przerabiałam, ale i tak nadal nic mi się nie rozjaśnia w tej ciemnej, pustej główce xD Ale jednak mam taki maluteńki skrawek nadzieji, że kiedyś, jak się mocno zastanowię, to uda mi się to rozgryźć Very Happy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eddie
Piracki Lord


Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 770
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 20:39, 24 Sty 2008 Temat postu:

No i brawo za postawę Very Happy, wróżę Ci sukces Very Happy.
Niektóre rzeczy mogą być trudne - przypuszczam, żeś bardzo młoda - a PotC to wprawdzie śliczna baja - ale raczej dla dorosłych. Ale nie przejmuj się, w miarę jak nabierzesz doświadczeń życiowych, będziesz mogła spojrzeć na całość z innej perspektywy i wszystko wyda się bardziej logiczne Smile. Oczywiście - o ile nadal Piratów będziesz wielbić - ale myślę, że Ci się tak szybko nie znudzą - widać, że bardzo kochasz kapitana Jacka Very Happy. Na razie śmiej się z tego, że jest super śmieszny, reszta przyjdzie z czasem Wink.

A w ogóle, to wpadł mi do głowy bardziej mądry dowód na to, że Jonesa na Trybunale nie było - jest w tej samej scenie. Jest Will i dwóch panów bardzo zmotywowanych do działania. W ogóle, uwielbiam Willa w tej scenie - jest niemożliwy Laughing. Nieważne - tutaj - "...how do you propose to lead us there?"; "What is it you want most?". To raczej znaczy - że Beckett i Jones nie wiedzą, gdzie ta zatoka. Czyli - Davy nie był na Trybunale, bo wtedy by wiedział gdzie jest. A że pierwszy Trybunał też był w Shipwreck Cove to pewne - cytat z Barbossy: "In another age, at this very spot, the First Brethren Court...". Nooo Very Happy.

A w ogóle - moim marzeniem jest spotkać Elliota i Rossio i sobie z nimi pogadać Very HappyVery Happy.


Ostatnio zmieniony przez Eddie dnia Czw 20:58, 24 Sty 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anajulia
Kapitan


Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 4438
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Drogi
Płeć: piratka

PostWysłany: Pią 1:43, 25 Sty 2008 Temat postu:

No! Eddie! Przekonałaś mnie do reszty! Very Happy Znów Ci muszę wyznać miłość! Uwielbiam Cię czytać! Very Happy A Elliott i Rossio zapewne nie posiadaliby się ze zdumienia (i radości) gdybyśmy wyłożyły im nasze teorie i wątpliwości Laughing
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eddie
Piracki Lord


Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 770
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 15:30, 25 Sty 2008 Temat postu:

Dzięki Very Happy. A ja Ci wyznam, że inspirujesz mnie do przemyśleń Very HappyVery Happy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Karottka
Zejman


Dołączył: 30 Gru 2007
Posty: 1239
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Lublin
Płeć: piratka

PostWysłany: Pią 20:55, 25 Sty 2008 Temat postu:

Cytat:
No i brawo za postawę

Dzięki bardzo Very Happy

Cytat:
wróżę Ci sukces .

Na pewno... Kiedyś mi się to uda.

Cytat:
Niektóre rzeczy mogą być trudne - przypuszczam, żeś bardzo młoda - a PotC to wprawdzie śliczna baja - ale raczej dla dorosłych.

Rzeczywiście, jestem młoda. A co do tej baji - co masz na myśli mówiąc ,,dla dorosłych"? Logikę całego filmu, czy niektóre drastyczne momenty? <xD>

EDIT by Anjulia: kontynuacja tematu w temacie Drugie dno w POTC?

Cytat:
Ale nie przejmuj się, w miarę jak nabierzesz doświadczeń życiowych, będziesz mogła spojrzeć na całość z innej perspektywy i wszystko wyda się bardziej logiczne .

Doświadczeń życiowych już trochę mam, choć cały czas niektóre rzeczy wydają mi się mało logiczne Very Happy

Cytat:
widać, że bardzo kochasz kapitana Jacka .

Moja droga, Jack to moje życie Very Happy

Cytat:
jest super śmieszny

I super przystojny Wink Właściwie, to kiedyś o mało nie spadłam z KANAPY, śmiejąc się z jego wyczynów XD

Cytat:
Czyli - Davy nie był na Trybunale, bo wtedy by wiedział gdzie jest.

Gdyby wiedział, to by był, a że go nie było, to nie wiedział, a więc, jak nie wiedział, to nie mógł tam być, bo gdyby wiedział, to by był. Wniosek: Nie wiedział, więc nie był. Logiczne (według mnie to zdanie ma sens XD).

Cytat:
inspirujesz mnie do przemyśleń

Dalej, Anajulia. Uwielbiam łowić zdania i wyciągać wnioski xD
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anajulia
Kapitan


Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 4438
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Drogi
Płeć: piratka

PostWysłany: Pon 4:03, 18 Lut 2008 Temat postu:

Maya napisał:
Hej! Mi coś nie pasuje! Skoro Davy mógł schodzić na ląd tylko raz na dziesięć lat to czemu zszedł na ląd w misce z wodą? No, a skoro może tak schodzić na ląd to równie dobrze mógł się spotkać z ukochana nie tylko raz na 10 lat, ale częściej stojąc w misce z wodą. Troche to bylo dziwne! Albo równie dobrze mogła ona wejść po łydki do wody i on nie musiał by kompletnie wychodzić skoro nie może. Wiem, że się czepiam, ale troche to głupie i nieprzemyślane jeżeli dobrze mi się wydaje.


Ale zastanawiać się nad logiką tego faktu to prawie jak analizować istnienie Holendra w ogóle Very Happy Gdyby podobna sytuacja zdarzyła się w realnym świecie, to na miejscu Jonesa zafundowałabym sobie miskę na kółkach, nie bacząc na swój kapitański prestiż Very Happy Zakładam jednak - na potrzeby filmu - że miał jakieś ważne powody, by nie paradować w misce, nie spotykać się z nikim po kostki w morzu, etc. Podejrzewam, że po prostu nie był zbyt towarzyski po tej pierwszej 10-latce, a w trakcie zwyczajnie nie miał czasu, bo wszak wypełniał powierzone mu obowiązki. A scena z miską to taki rozśmieszacz. Tak sobie to tłumaczę, choć w istocie niewiele w tym logiki - i tym się różnią sequele od "Klątwy", która nie ma chyba żadnych uchybień w logicznej strukturze swego fantastycznego świata. Sequele są nieco bardziej... hmm... poetyckie Very Happy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eddie
Piracki Lord


Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 770
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 20:49, 03 Sty 2008
PRZENIESIONY
Pon 4:11, 18 Lut 2008 Temat postu:

Myślę, że Jones nie mógł schodzić na ląd, bo to czymś groziło, np. śmiercią, no nie wiem, czymkolwiek co by go rzeczywiście od tego powstrzymywało - tu musiał być jakiś konstrukt, coś na kształt klauzuli zabezpieczającej. Obwarowanie do ich umowy odnośnie przewożenia dusz, mające zabezpieczać jej trwałość - tak na wszelki wypadek, gdyby nagle zachciało mu się wziąć parę dni wolnego od nudnej roboty. Dla mnie to logiczne. Tak zawsze jest w przypadku umów Laughing międzynarodowych, że za naruszenie warunków, na jakich odbywa się wykonywanie danego traktatu, grożą określone sankcje, oczywiście uzgadniane przez strony wcześniej, przed zawarciem układu. No i po to one są, żeby się zastanowić 2 razy, czy na pewno dobrze jest się wyłamywać. Sorry, studiuję stosunki międzynarodowe, te 5 lat naniosło mi pewne osady na mózg, zaszczepili mi jakiś taki schemat rozumowania, to się włącza automatycznie, pewnie stąd ten bełkot Laughing.

Dobra, dalej.
Oczywiście, w praktyce - w prawie, kontraktach, tego typu rzeczach zawsze są luki, więc jak się chce, to można znaleźć sposób na obejście wymogów - proszę bardzo - miseczka - pięknie Laughing, tudzież Tia mogła przecież przebywać na morzu - więc teoretycznie mogli się spotkać. Problem tylko, czy chcieli.

Wydaje mi się, że oboje mają dość ambiwalentny stosunek względem siebie, targają nimi sprzeczne emocje. Davy z jednej strony ma do niej ogromny żal, wydaje mu się, że nie może jej wybaczyć tego, że go tak zraniła, wykrzykuje: "She pretended to love me. She betrayed me!", najchętniej widziałby ją martwą, ale jak już przychodzi co do czego, to jednak nie jest w stanie jej zabić, coś w nim pęka, bo zdaje sobie sprawę, że nie może uciec od tej miłości i że tak naprawdę najbardziej na świecie pragnie znów być z nią. To jego rozchybotanie emocjonalne bardzo dobrze ukazuje jedna scena z AWE, tuż przed tym jak Beckett przytargał skrzynię na Holendra. Utkwiło mi to w pamięci. Jones siedzi sam, przy organach, bezwiednie przeciąga mackami po klawiszach, gra pozytywka, roztrząsa swoją miłość, rozpamiętuje, nawet leci łza... i za moment włącza mu się furia. Mocne. Tia (chociaż ona jest chyba bardziej pokręcona, bo ma takie dziwne momenty jakby się napawała cierpieniem Davy'ego, w sensie, że może nawet ją ta cała sytuacja w pewnien sposób cieszy, bo podbudowuje jej obraz samej siebie jako kobiety "as changing and harsh and untameable as the sea") to samo - to dla niej męka bycie "cut off from the sea", no wiadomo, że bardzo go kocha, ale też ma mnóstwo jakichś "ale" - boi się, że Jones do tego stopnia zatracił się w nienawiści i bólu, że nie będzie w stanie zapomnieć jej krzywdy, jaką mu wyrządziła, poza tym wie, że będzie mu się musiała wytłumaczyć, dlaczego nie czekała na niego po tych 10 latach. Obawia się jego reakcji, tego, jaki będzie wyrok, bo przecież, gdyby ją odrzucił, nie zniosłaby tego. Pewnie niekiedy żałuje, że nie może cofnąć czasu, bo widać, że tęskni za tym co było dawniej - zwierza się Ragettiemu: "... but the man has become a monster". "So, he wasn't always... tentacley?" "No... him was a man... once...". Wydaje mi się to nawet normalne, że mając tak chore i rozdarte dusze unikali tego spotkania i ciągle odwlekali wyjaśnienie sobie pewnych spraw.

Co do spotykania się "przed" (zdradą I mean), tak na wszelki wypadek (bo nie wiem dokładnie, czego dotyczy Twoje pytanie, Maya - czy tego, że nie spotykali się ze sobą podczas trwania akcji DMC i AWE, pomimo, że teoretycznie "dałoby się", czy w ogóle, kiedykolwiek od czasu zawiązania umowy o przewożeniu dusz - 10 lat wcześniejszej niż zdrada) - wydaje mi się, że skoro tak a nie inaczej zostały ustalone warunki tego ich układu, to nawet nie rozważali możliwości takich teoretycznie możliwych schadzek przy użyciu przekombinowanych tricków typu miska, bo założenie było takie, że oboje się z niego wywiązują. No ale stało się inaczej... Cóż...

Wiedziałam, że będzie to długie zanim jeszcze zaczęłam to pisać, nie no, bo się motam sama w tym wszystkim, nie wiem czy dość jasno się wyraziałam, w każdym razie ja sama rozumiem o co mi chodzi Laughing.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anajulia
Kapitan


Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 4438
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Drogi
Płeć: piratka

PostWysłany: Pon 4:12, 18 Lut 2008 Temat postu:

No mówiłam, że Ty zawsze podsuniesz genialną myśl, która - mimo wnikliwego przeanalizowania tematu - nie przyszła mi do głowy!

Eddie napisał:
Wydaje mi się, że oboje mają dość ambiwalentny stosunek względem siebie, targają nimi sprzeczne emocje. (...) Wydaje mi się to nawet normalne, że mając tak chore i rozdarte dusze unikali tego spotkania i ciągle odwlekali wyjaśnienie sobie pewnych spraw.


Wszystko co napisałaś o umowach międzynarodowych, lukach prawnych ( Laughing ) - święta racja, moim zdaniem. Ale uderzył mnie najmocniej opis relacji Tii i Jonesa. Niby oczywiste. Ale nigdy nie zastanowiłam sie nad tym, że oni tak naprawdę wcale nie chcieli się spotkać! Uderzyło mnie to nie tylko dlatego, że owa myśl rzuca nowe światło na historię tych dwojga, która wyznaczyła w dużej mierze bieg fabuły sequeli. Uderzyło mnie, że to... takie prawdziwe! Bliskie mi. Tragiczne i piękne.
Dodam jeszcze, że ta scena ze łzą - niesamowita, poruszająca...

A skoro jesteśmy już przy wątpliwościach i Davy Jonesie... jestem bardzo ciekawa, co sądzisz o jego relacjach z Jackiem. Dlaczego Jones tak strasznie go nienawidził? Z powodu niespłaconego długu?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eddie
Piracki Lord


Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 770
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 16:09, 04 Sty 2008
PRZENIESIONY
Pon 4:14, 18 Lut 2008 Temat postu:

No myślę, że nie z powodu tego długu, bo według mojej teorii Jonesowi i tak kompletnie zwisało to, czy Sparrow spłaci ten dług czy nie. On chciał go po prostu zniszczyć - i nieważne czy miałoby się to dokonać poprzez "zakonserwowanie" Jacka na Holendrze - w przypadku gdyby ten po 13 latach kapitanowania na Perle postanowił (chyba jednak nikt w to nie uwierzył Laughing) wywiązać się z umowy i dołączyć do załogi Jonesa, czy też poprzez wysłanie za nim Krakena i zalukowanie go w luku, w razie gdyby próbował się wykpić.

A powód, dla którego tak bardzo chciał go unicestwić?
To musiała być mniej więcej taka historia - Jack, na pewnym etapie swojego życia zawarł znajomość z niejaką Tią Dalmą (tego dowiadujemy się już w DMC - na pewno pamiętacie scenę jak Sparrow i jego towarzysze udają się do jej chatki prosić o pomoc w odnalezieniu klucza, i ile temu towarzyszy strachu i wątpliwości ze strony kapitana Laughing, z pewnością musiały być to dość burzliwe dzieje). Nieco więcej o naturze ich relacji dowiadujemy się w AWE - co prawda, jest do tego tylko jedno odniesienie, cała sprawa wspomniana jest niejako mimochodem - oczywiście bawi, w kontekście dokonywania przez Jacka selekcji (spośród wspaniałomyślnie Laughing przybywających mu na ratunek przyjaciół) osób, które raczy uratować zabierając ze sobą na Perłę jako członków załogi - ale... no właśnie... to wystarcza, żeby połączyć wątki Tia Dalma - Davy Jones, Tia Dalma - Jack Sparrow i Davy Jones - Jack Sparrow w jeden uroczy trójkącik Very Happy.

Wniosek nasuwa się sam - Davy Jones, uznając w pewnym momencie, że sprawy zaszły za daleko, że znajomość Sparrowa z jego ukochaną jest zbyt bliska - postanowił po prostu Jacka wyeliminować. Wyśmienita okazja do wykonania zemsty nadarzyła się gdy w wyniku jakiegoś tajemniczego splotu okoliczności Czarna Perła (w czasach jeszcze przed "Klątwą") znalazła się na dnie. Myślę, że bardzo to Davy'ego ucieszyło - zawarł z Jackiem układ (myślę nawet, że to z jego, znaczy się Jonesa, strony wyszła inicjatywa) i już tylko czekał na moment wyegzekwowania od niego długu.


Ostatnio zmieniony przez Eddie dnia Sob 18:11, 05 Sty 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Davie Joens
Czyściciel zęz


Dołączył: 28 Sie 2008
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z dna morza
Płeć: pirat

PostWysłany: Pią 17:05, 19 Wrz 2008 Temat postu:

Dobrze ujęte (szczegulnie to "zalukowanie w luku") ale mogę poddać pod wątpliwość, sprawę nie do końca wiadomą. KIEDY Jack zapoznał się z Tią. Może najpierw Davy Joens wyciągnął Perłę z dna, korzystając ze sposobności powiększenia załogi (tak jakby zrobił coś na marginesie, bez konkretnych celów) a Jack przezornie zawarł znajomość z Tią Dalmą, alby mu podpowiedziała sposób na wykpienie Joensa. I musiał to zrobić jeszcze przed buntem "Mapoluda". Bo, co do teorii Eddie, zadajmy sobie pytanie JAK ktos z Kompanii, badź Royal Navy mógłby się zaprzyjażnić z kimś takim jak Tia Dalma?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Madzix
Buszujący pod pokładem


Dołączył: 01 Paź 2008
Posty: 43
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Singapur
Płeć: piratka

PostWysłany: Sob 8:57, 04 Paź 2008 Temat postu:

Jeżeli chodzi o Dayvego to powiem tylko że ma booooski głos Very Happy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum CZARNA PERŁA Strona Główna -> Film / Bohaterowie POTC Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
Strona 2 z 3


Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB Š 2001, 2005 phpBB Group
Theme bLock created by JR9 for stylerbb.net
Regulamin