Forum CZARNA PERŁA Strona Główna
  FAQ  Szukaj  Użytkownicy  Grupy  Galerie   Rejestracja   Profil  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  Zaloguj 

Sao Feng

Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum CZARNA PERŁA Strona Główna -> Film / Bohaterowie POTC
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Autor Wiadomość
Eddie
Piracki Lord


Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 770
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 21:08, 05 Sty 2008 Temat postu: Sao Feng

Niniejszym zakładam ten temat, bo mnie naszło, żeby wyżyć się na Sao Fengu, gdyż jego imię zostało wspomniane w temacie o wątpliwościach i mi się włączyła czerwona lampka w mózgu, bo to podlec jest i czuję potrzebę zmieszania go z błotem (publicznie Twisted Evil), ale szkoda mi się tam (w temacie o wątpliwościach) edytować - raz, że nie będę miała z tej przyczyny dodatkowego posta, a dwa, że z tego może wywiązać się interesująca dyskusja, jak sądzę.

A więc - moja ocena postaci Sao Fenga...

Otóż, jak dla mnie, ten koleś jest kompletnym zerem. Typ, który pojmuje "dobre interesy" w tym samym sensie co Beckett (czyli zasadniczo jako korzyści, profity), przy czym jego pragnienia są tak błahe i małostkowe - tak samo, zresztą, jak jego motywy, że jest wprost wybitnie żałosny, a jak pomyślę o jego ostatecznym celu, to aż mnie słabi Rolling Eyes.

To chyba jedyna postać w całej Trylogii, która nie wzbudza we mnie żadnej sympatii. To jest 500 x gorsza i płytsza wersja Becketta. Beckett ze swoimi wybujałymi ambicjami i porytą psychiką jest bohaterem tragicznym. A Sao Feng jest po prostu niczym. Potrafię spojrzeć na niego pozytywnie tylko traktując go jako część mojego ukochanego filmu Very Happy. Ale poza tym jest u mnie całkowicie skreślony - najtrafniej podsumowała go Liz, wykrzykując mu w twarz całą prawdę: "... and yet you sit here cowering in your bathwater" - śmierdzący tchórz! Płytkie, totalne zero! Dobrze, że w miarę szybko zszedł i oszczędził światu swej dłuższej na nim bytności Laughing. Padalec! Chociaż, z drugiej strony, to właśnie dzięki knowaniom tego śmiecia kapitan wpadł na genialny pomysł jak zrealizować swój ostateczny cel, więc w sumie się na coś przydał Laughing, nie no, ma nawet jeszcze jedną zasługę (no właśnie to, że umarł Laughing, bo dzięki temu Jack miał możliwość skorygowania swego planu działania w obliczu zmieniających się okoliczności tego cudownie rozpędzonego świata AWE i dostosowania go do nowych warunków Very Happy), czyli razem dwie Laughing. W sumie bez niego mogło by być naprawdę krucho - ten bezradny smutek Jacka na wyspie, gdzie przybili odnowić zapasy wody, jak rozmawia z Barbossą przy zdechłym Krakenie... No i w sumie, dopiero jak nadjeżdża ten rupieć zaczyna się wszystko układać Smile. A więc - tak naprawdę szalenie istotna posatć z punktu widzenia fabuły. Very Happy

Ale i tak nie lubię łysej pały Laughing, bo to śmieć i ma u mnie ocenę naganną za całokształt.
A Becketta kocham, chociaż tak naprawdę to frajer.

Ale i tak rządzi kapitan i wszyscy inni powinni mu czyścić buty. Very Happy
Jest o milion lat świetlnych przed wszystkimi. Very HappyVery HappyVery Happy

Dobra, koniec tych wyznań Twisted Evil.

A co Wy sądzicie o Sao Fengu? Twisted Evil
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anajulia
Kapitan


Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 4438
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Drogi
Płeć: piratka

PostWysłany: Nie 3:27, 06 Sty 2008 Temat postu:

Rozmawiałam chwilę z Eddie o Sao Fengu na GG i wyszło nam, że moje odczucia są wprost przeciwne - moim zdaniem to fascynująca postać, ale zupełnie niepotrzebna! Very Happy

Dlaczego fascynująca? W sumie, z tych samych powodów, o których napisała Eddie Very Happy Typ mroczny, charyzmatyczny, do szpiku zepsuty, chciwy, egoistyczny, nielojalny, a w tym wszystkim nieskory do nadmiernego wysiłku, pozbawiony jakiejś idee fixe, która pchałaby go do wielkich czynów, hołdujący "starej dobrej pirackiej tradycji" Very Happy Układa się z kim mu po drodze. Po drodze do wygodnej egzystencji. Po to mu władza czy bogactwa - dla komfortu. Fuj? No jasne. Ale jakże to pirackie! Very Happy Sao Feng jest, w gruncie rzeczy, najbardziej piracki w POTC, najbliższy wzorcom nie romantycznym rodem ze złotej ery Hollywood, lecz historycznym. Piraci nie piracili dla marzeń czy ideałów lecz z potrzeb ekonomicznych. Nie trzymali się zasad w imię honoru czy lojalności, ale z czysto pragmatycznych względów. Drogi do celu nie torowali sobie męstwem i odwagą lecz okrucieństwem i bezwzględnością. Ale nie tylko pirackość Sao Fenga czyni tę postać interesującą. Tkwi w niej potencjał, który aż się prosi, by go wykorzystać. Sao Feng wydaje mi się bohaterem wyjętym z jakichś nienakręconych odcinków POTC Very Happy Wydaje się mocno osadzony w tym świecie, w historii Jacka czy Barbossy. Budzi apetyt na różne potencjalne wątki... i pozostawia widza z domysłami.

I to powód, dla którego uważam postać Sao Fenga za niepotrzebną. Oczywiście nie obraziłbym się, gdyby POTC trwało w sumie nie 7 i pół godziny, a z 14 chociaż Very Happy Ale skoro trwa tylko 7 i pół, to po co mnożyć postaci i problemy, które nie tylko nie wnoszą nic do głównego nurtu fabuły, ale wręcz ją zaciemniają? Zwroty akcji, które spowodowała obecność Sao Fenga i piratów z Singapuru, można by "wygenerować" na wiele innych sposobów, pozostając w kręgu znanych już wątków i bohaterów. Sao Feng wniósł do AWE mapy, okręt, ściągnął na załogę Perły Becketta i uczynił Liz kapitanem. Nie bardzo wiem, Eddie, co masz na myśli mówiąc, że zainspirował Jacka. Ale niewątpliwie i w tej roli mógł go ktoś zastąpić. Rolę Sao Fenga postrzegam jako marginalną i niewykorzystaną, zwłaszcza w obliczu faktu, że plakaty promujące AWE rozbuchały moje wobec niej oczekiwania.

Ale nie oddałabym Sao Fenga i Singapuru za żadne skarby świata Very Happy. Wprowadzili do POTC ten orientalny akcent, który odcisnął sie na muzyce i scenografii, czyniąc z AWE przepyszne widowisko z doskonałą ścieżką dźwiękową. I czasem myślę, że wymyślono w POTC Sigapur właśnie po to Smile.


Ostatnio zmieniony przez Anajulia dnia Nie 3:29, 06 Sty 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Karottka
Zejman


Dołączył: 30 Gru 2007
Posty: 1239
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Lublin
Płeć: piratka

PostWysłany: Nie 12:55, 06 Sty 2008 Temat postu:

Ja nie nawidzę Sao Fenga, ale bez niego ,,Na krańcu świata" byłoby klapą... No bo, czy wyobrażacie sobie wycieczkę piratów do Singapuru, a na miejscu nie byłoby choć jednego takiego kapitana? Sądzę, że nie. Czasami właśnie myślę, czemu lubię, ale nie lubię? Fakt jest faktem... Kto inny poświęciłby się dla Jacka? Wyruszył mu na pomoc z załogą? Mianował Elizabeth kapitanem? I kluczowe pytanie: Kto inny oddałby Barbossie magiczne mapy? Tutaj możemy wywniosakować, że mimo, iż jest taki... Nie za bardzo lubiany, to jednak coś znaczy w tym filmie... Bez powodu by go nie wcisnęli! To tak, jak z ,,Klątwą Czarnej Perły"... Film ten odniósłby klapę, gdyby nie było w niej genialnej roli kapitana Jacka Sparrowa, czy nawet legendarnej, tytułowej Czarnej Perły. Nie sądzicie? Na swój sposób, Sao Feng był tu potrzebny...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eddie
Piracki Lord


Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 770
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 13:44, 06 Sty 2008 Temat postu:

Jak fajnie, że się nie zgadzamy, a przynajmniej w niektórych aspektach Very Happy.

Anajulia napisał:
Układa się z kim mu po drodze


Zasadniczo zgadzam się z tym, bo Sao jest takim typem. Ale, taka refleksja, zauważyliście, że w AWE on tak naprawdę układa się tylko z jedną osobą - z Beckettem. Przynajmniej, gdyby to rozpatrywać w kategoriach zamiaru wywiązania się z układu. On Willa od początku zamierzał zdradzić, bo przecież Czarna Perła była ostatecznym celem Sao Fenga. Sao więc, tak naprawdę tylko psuje dzieciaka (btw. jak Jack się potem na niego [Willa] wnerwia, i go odpowiednio epitetuje Mr. Green, że wchodzi w konszachty z takim śmieciem Mr. Green) - przeciąga go na swoją stronę, a potem inscenizują razem tę durną scenkę (tak naprawdę bardzo ją lubię Very Happy), żeby ukryć przed Barbossą i Elizabeth całą intrygę. Nieważne, w każdym razie faktem jest to, że Sao ma tę samą machiavellistyczną rysę co Beckett, tylko jaki to podlec - w takich czasach, kiedy przetacza się przez świat PotC ta wielka zawierucha - on sobie uplanował, żeby zgarnąć statek i wrócić do swojej sauny mając całą resztę gdzieś - co to w ogóle jest?! to jest brak pomysłu na siebie! Jak mówiłam - zero kompletne. Dlatego napisałam w pierwszym poście, że to 500 razy gorsza wersja Becketta.

Anajulia napisał:
Ale nie tylko pirackość Sao Fenga czyni tę postać interesującą. Tkwi w niej potencjał, który aż się prosi, by go wykorzystać. Sao Feng wydaje mi się bohaterem wyjętym z jakichś nienakręconych odcinków POTC Very Happy Wydaje się mocno osadzony w tym świecie, w historii Jacka czy Barbossy. Budzi apetyt na różne potencjalne wątki... i pozostawia widza z domysłami. I to powód, dla którego uważam postać Sao Fenga za niepotrzebną.


A mnie się wydaje, że nie ma potrzeby jakoś bardziej "eksplowatować" Sao Fenga. Uważam, że te informacje, które są zawarte w scenariuszu wystarczą. Nadal obstaję przy tym, że on jest postacią konieczną, ponieważ w AWE cały konstrukt fabuły, cała intryga, to wszystko jest naprawdę "rozbuchane" i trzeba było jakiś taki dodatkowy wątek wprowadzić, żeby, w ujęciu technicznym, Jack mógł zrealizować swój plan. Bo nie widzę możliwości, żeby to mogło być rozwiązane przy wykorzystaniu tylko tych postaci z DMC. Wydaje mi się, że myślę logicznie - jak się przeanalizuje dokładnie plan Jacka - właśnie w sensie technicznym - jego uknucie, poszczególne etapy realizacji, korekty, które zmuszony jest po drodze wprowadzić - to chyba jest to poprawny wniosek.

Anajulia napisał:
Nie bardzo wiem, Eddie, co masz na myśli mówiąc, że zainspirował Jacka.


Nie chodzi mi o to, że zainspirował w sensie, że Jack se myśli: "o tak, Sao Feng jest super, dzięki niemu wiem teraz co zrobić", tylko o to, że na skutek jego (Sao) intryg Jack przejrzał na oczy.

No bo patrzcie - Jack Sparrow był w luku. Podczas pobytu tam pewne rzeczy mu "umknęły", nie zdawał sobie sprawy z motywów jakie kierują całą tą bandą co przybyła mu na ratunek. On się w pewnym momencie (przy truchle Krakena) naprawdę załamuje, nie ma pomysłu na to jakby tu "outrun the world", już nawet dokonuje refleksji, którą, de facto, przynaje rację Beckettowi, że jest "ginącym gatunkiem" i że nie ma już dla niego miejsca na świecie ("the world's still the same, there's just... less in it").

Ale... no właśnie, zjawia się Sao Feng ze swoimi intrygami i wszystko mu się klaruje - ta zabawna scena "Did no one come to save me just because they missed me?"... I za chwilę, kiedy okaże się, że Sao przehandlował go za statek i trafi na audiencję u Becketta, to mając to wszystko, co przed paroma chwilami do niego dotarło (motywy Willa, Barbossy) na względzie + dzięki informacji, której nie posiadał, a którą przez przypadek wyjawił mu Beckett (myślę, że by się załamał, gdyby zdał sobie z tego sprawę Laughing), Jack wreszcie może sobie ułożyć koncepcję, dzięki której jednak prześcignie cały świat i osiągnie swój cel. To info a propos serca Jonesa - "It's safely aboard the Dutchman, and so unavailable for use as leverage to satisfy your debt to the good captain". Cóż za tragiczna pomyłka ze strony Becketta! Ale no cóż - peszek - po prostu źle zinterpretował Jacka, bo pomyślał, że po tych jego ślicznych metalowych puszeczkach szuka serca Davy'ego Laughing.

To była pierwsza zasługa Sao Fenga, drugą jest to, że dał się zestrzelić - bo pomyślcie, co by to znaczyło dla rozwoju akcji, gdyby na obrady Brethren Court w charakterze pirackiego lorda przybył jednak Sao, a nie Elizabeth.

No, dlatego uważam, że tak jak napisała Karottka, Sao Feng był tutaj na swój sposób potrzebny Very Happy.



==============

Ale, ale, musze się nie zgodzić - droga koleżanko - nie zapędzasz się czasem z tym poświęcaniem się i przybywaniem na pomoc. Zasadniczo w PotC nikt się dla Jacka nie poświęcał, a już tym bardziej nie Sao Feng.


Ostatnio zmieniony przez Eddie dnia Nie 14:05, 06 Sty 2008, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Oficer


Dołączył: 16 Sty 2006
Posty: 2101
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Islandia

PostWysłany: Pon 23:05, 07 Sty 2008 Temat postu:

A ja Sao Fenga lubię! Very Happy
Dlaczego ? A właśnie dlatego, że to "typ mroczny, charyzmatyczny, do szpiku zepsuty, chciwy, egoistyczny, nielojalny, a w tym wszystkim nieskory do nadmiernego wysiłku, pozbawiony jakiejś idee fixe, która pchałaby go do wielkich czynów, hołdujący "starej dobrej pirackiej tradycji" " To właśnie w nim lubię. Tak jak już powiedziane zostało Sao jest jedynym prawdziwym, historycznym piratem w całym POTC. I to jest właśnie fajne, że pokazano piratów również z innej strony, tej prawdziwszej. Bez ambitnych planów, z pustym mózgiem i prostym charakterem (nie to co zawiła psychika Becketta! Wink). Cały Sao Feng. Taki dodatek, smaczek, choćby tylko dlatego dobra postać. Żałuję jednak, że nie rozwinięta. Jakżeby ciekawie można było urozmajcić akcję AWE dzięki Sao. Początkowo namieszał dużo, a co by było dalej ? Mógł zdziałać duuużo ciekawych rzeczy. Szkoda, że zginął tak szybko (podobnie jak Norrington!).
Ja bym również chętnie dowiedziala się czegoś więcej o czasach wcześniejszych, kiedy Barbossa, Jack i Sao obradowali w Trybunale. Ta trójka mnie ciekawi, ich wcześniejsze relacje. (Jak pogodzić Barbosse jako Pirackiego Lorda i oficera służącego Jackowi na Perle? Jak doszło do tych diametralnycvh zmian 'pracy' Barbossy ?- taki lekki off, ale co tam Very Happy) Ale wracając do tematu, czemu Sao tak nienawidzi Jacka ? (Przepraszam, który Piracki Lord go lubi ?! Laughing)
Poza tym pan Feng swym wejściem robi niesamowite wrażenie. Czuje się moc i wladzę, kiedy tak wyłania się ze smugów pary - taaak Smile. Strrach. A i cały motyw Singapuru nie do pogardzenia. Dla mnie - świetny wątek, ze względów estetycznych (bo sprawy fabularne rowiązujecie na takim wysokim poziomie, że nie jestem w stanie nic dodać. W każdym razie śledzę z zapartym tchem wszystkie dyskusje Smile)
Sao Feng - jestem na TAK, dla tej postaci (i na marginesie, Becketta też kocham, a Barobosse - zwłaszcza w AWE wprost UWIELBIAM! Very Happy)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anajulia
Kapitan


Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 4438
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Drogi
Płeć: piratka

PostWysłany: Wto 3:40, 08 Sty 2008 Temat postu:

Własnie miałam napisać to mniej więcej, co Elizabeth Very Happy

Eddie! My mamy zupełną zgodność w ocenie Sao Fenga! Tyle tylko, że Ciebie ten "podlec" irytuje, a ja zacieram ręce, że wprowadzono do POTC taką postać. Właściwie każdy bohater reprezentuje tam inny ludzki typ. I takiego jak Sao nie mogło w świecie piratów zabraknąć! Dlatego tak mnie cieszy. Nie podziwiam go - cieszę się obecnością takiej pełnokrwistej szui, bo dodaje AWE realizmu, za który tak bardzo ten odcinek cenię. Nie sympatyzuję z Sao Fengiem - ale uważam, że jest fascynujący, wspaniale nakreślony i świat POTC wiele by stracił, gdyby takiej postaci w nim zabrakło.

Dlaczego zatem uważam tę postać za niepotrzebną? ..."Uważam" - słowo-klucz. Sercem postrzegam AWE jako rzecz perfekcyjną, w której niczego nie jest za mało czy za dużo (no, może oprócz ryku Tia Dalmy Very Happy), więc i Sao Fenga nie oddałabym za nic. Ale nauczyłam się tez patrzeć na filmy okiem krytyka. I z tej perspektywy te singapurskie wątki jawią mi się jako fajerwerk. Fakt, że piraci dotarli aż do Singapuru, gdzie spotkali demonicznego Sao, nie ma w fabule większego uzasadnienia. Namnożenie w AWE nowych bohaterów głównie ją zaciemnia i przy pierwszym obejrzeniu tworzy wrażenie chaosu. Postać Sao, która za sprawą promocji filmu wydawała się kluczowa, przewinęła się zaledwie przez ekran (podobnie zresztą jak - niewątpliwie uroczy - Trybunał Braci) i jeśli odcisnęła jakiekolwiek piętno na losach bohaterów, to tylko o tyle, że stała się pomostem do szybkiego awansu Wink Elizabeth. Nie uważam, by Sao do czegokolwiek zainspirował Jacka. Zgadzam się, że silne wrażenie wywarł na nim widok martwego Krakena - ale to się stało zanim dowiedział się o zdradzie piratów z Singapuru. Znacznie wcześniej wiedział także, że wśród swoich kompanów nie ma (może z wyjątkiem Gibbsa) nikogo, na kogo mógłby liczyć i z kim warto byłoby się liczyć. Tak naprawdę, to nie Sao ściągnął na Perłę Becketta, lecz Will. Itp., itd. Fabułę AWE można by - z korzyścią dla filmu - uprościć, bohaterów zredukować i gdybym była zmuszonym do tego scenarzystą Sao wrzuciłabym pod nóż w pierwszej kolejności... Ale - jak już mówiłam na początku - ja, Anajulia (a nie Anna Archer, początkujący krytyk filmowy Very Happy), tę postać uwielbiam i dziś, wiele miesięcy po pierwszym szoku, niczego w AWE (oprócz ryku Tia Dalmy Very Happy) nie oddałabym za żadne skarby świata!

No to jeszcze pocytuję dla porządku obrad Wink.

Eddie napisał:
zauważyliście, że w AWE on tak naprawdę układa się tylko z jedną osobą


Niezupełnie, układa się także z Barbossą Very Happy Ale pisząc, że układa się z kim mu po drodze nie miałam na myśli wydarzeń z AWE, tylko rys charakteru Sao.

Eddie napisał:
ma tę samą machiavellistyczną rysę co Beckett, tylko jaki to podlec - w takich czasach, kiedy przetacza się przez świat PotC ta wielka zawierucha - on sobie uplanował, żeby zgarnąć statek i wrócić do swojej sauny mając całą resztę gdzieś - co to w ogóle jest?! to jest brak pomysłu na siebie!


Ależ to jest iście piracki pomysł na siebie Very Happy Bo co robi pirat gdy jest zawierucha? O ile hołduje "starej, dobrej pirackiej tradycji" - ucieka Wink

Eddie napisał:
A mnie się wydaje, że nie ma potrzeby jakoś bardziej "eksplowatować" Sao Fenga. Uważam, że te informacje, które są zawarte w scenariuszu wystarczą.


Z całą pewnością wystarczą na potrzeby fabuły AWE. Jest ich nawet za dużo, jak już wspominałam. Ale - podobnie jak Elizabeth - chętnie zobaczyłabym odcinek POTC, w którym antagonistą Jacka jest Sao właśnie Very Happy

Eddie napisał:
Trzeba było jakiś taki dodatkowy wątek wprowadzić, żeby, w ujęciu technicznym, Jack mógł zrealizować swój plan.


Obstaję za tym, że po opuszczeniu Luku Jack był już dostatecznie zmotywowany, by realizować swój plan. Jeśli cokolwiek nadało mu kierunek, to informacja, jaką nieświadomie przekazał mu gubernator Swann, oraz "tragiczna pomyłka ze strony Becketta" Very Happy.

Eddie napisał:
...zjawia się Sao Feng ze swoimi intrygami i wszystko mu się klaruje - ta zabawna scena "Did no one come to save me just because they missed me?"... I za chwilę, kiedy okaże się, że Sao przehandlował go za statek i trafi na audiencję u Becketta, to mając to wszystko, co przed paroma chwilami do niego dotarło...


Nie sądzę, by Jack czuł się zdradzony przez Sao Fenga, i by ten fakt natchnął go do czegokolwiek. Wszak wiedział zapewne, że po tym jak go "znieważył", nie może liczyć na jego lojalność Wink Że wszyscy zasadniczo mają go gdzieś i dążą wyłącznie do realizacji swych partykularnych interesów, to odkrył najpóźniej mając wiele czasu na myślenie w Luku Jonesa. A tak naprawdę to chyba już na wyspie, na której przed laty porzucił go Barbossa w drodze na Isla do Muerta. "Did no one come to save me just because they missed me?" to, moim zdaniem, typowa zagrywka Jacka obliczona na zrobienie nieco zamieszania.

Eddie napisał:
To była pierwsza zasługa Sao Fenga, drugą jest to, że dał się zestrzelić - bo pomyślcie, co by to znaczyło dla rozwoju akcji, gdyby na obrady Brethren Court w charakterze pirackiego lorda przybył jednak Sao, a nie Elizabeth.


Niewątpliwie Elizabeth przydał się awans Wink, efektowny statek i całkiem twarzowo jej było w tych azjatyckich ciuszkach Very Happy Ale do Trybunału można ją było wkręcić na dziesiątki innych sposobów.

...a podobno temat "Sao Feng" miał nie cieszyć się popularnością Very Happy


Ostatnio zmieniony przez Anajulia dnia Wto 3:47, 08 Sty 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eddie
Piracki Lord


Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 770
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 23:46, 08 Sty 2008 Temat postu:

Elizabeth napisał:
Cały Sao Feng. Taki dodatek, smaczek, choćby tylko dlatego dobra postać. Żałuję jednak, że nie rozwinięta. Jakżeby ciekawie można było urozmajcić akcję AWE dzięki Sao. Początkowo namieszał dużo, a co by było dalej ? Mógł zdziałać duuużo ciekawych rzeczy. Szkoda, że zginął tak szybko (podobnie jak Norrington!).


Ale akcja AWE zasadniczo nie służy temu, żeby Sao w niej mieszał, tylko jest podporządkowana Jackowi. Wszystkie wątki Exclamation (są podporządkowane)! Jego (Sao) śmierć jest konieczna - gdyby przybył na Trybunał, nie byłoby możliwe wybranie króla, a co za tym idzie - wypowiedzenie wojny, negocjacje i wylądowanie Jacka na Holendrze - czyli cały jego plan ległby w gruzach. Więc dobrze, że zginął tak szybko (Norrington też dobrze - nigdy go za bardzo nie lubiłam, ale po tym jak umarł zmieniłam zdanie - kontekst dla jego śmierci jest bowiem przecudowny - za każdym razem mnie to porusza Very Happy).

Elizabeth napisał:
Ja bym również chętnie dowiedziala się czegoś więcej o czasach wcześniejszych, kiedy Barbossa, Jack i Sao obradowali w Trybunale.


Raczej za wiele byś się nie dowiedziała - Trybunał jest zwoływany jak coś się akurat dzieje, raz od wielkiego dzwonu i ten - czyli czwarty - to pierwszy Trybunał za ich życia - "There's not been a gathering like this in our lifetime".

Elizabeth napisał:
Jak pogodzić Barbosse jako Pirackiego Lorda i oficera służącego Jackowi na Perle? Jak doszło do tych diametralnycvh zmian 'pracy' Barbossy ?


Tytuł pirackiego lorda nie jest tytułem dziedzicznym - nikt się z tym nie rodzi - po prostu można go przekazać komukolwiek. Barbossa prawdopodobnie nabył go dopiero po tym jak wykolegował Jacka. Mr. Green

Elizabeth napisał:
czemu Sao tak nienawidzi Jacka ?


Zasadniczo (kurde, co ja mam z tym słowem?) z powodu srogiej zniewagi Laughing.

Anajulia napisał:
Eddie! My mamy zupełną zgodność w ocenie Sao Fenga! Tyle tylko, że Ciebie ten "podlec" irytuje, a ja zacieram ręce, że wprowadzono do POTC taką postać. Właściwie każdy bohater reprezentuje tam inny ludzki typ. I takiego jak Sao nie mogło w świecie piratów zabraknąć! Dlatego tak mnie cieszy. Nie podziwiam go - cieszę się obecnością takiej pełnokrwistej szui, bo dodaje AWE realizmu, za który tak bardzo ten odcinek cenię. Nie sympatyzuję z Sao Fengiem - ale uważam, że jest fascynujący, wspaniale nakreślony i świat POTC wiele by stracił, gdyby takiej postaci w nim zabrakło.


Nie no - też go lubię - jest częścią PotC Razz. Zgadzam się z tym, że sam Sao to czysty realizm, ale żeby od razu cały film... Mi się właśnie wydaje, że jest skrajnie idealistyczny Very Happy...

EDIT: dalej o Jacku - czytaj tutaj

Anajulia napisał:
te singapurskie wątki jawią mi się jako fajerwerk


W pewnym sensie masz rację - bo ten dodatkowy, pomocniczy (jak ja go postrzegam) wątek to mogłoby być cokolwiek. Ale miło, że dali Singapur Smile. Nadal obstaję przy tym, że bez Sao cały scenariusz byłby nielogiczny - nie zawiązałby się w ogóle akcja - bo jak to rozwiązać? Ratują Jacka i co? Jak zrobić, żeby został wydany Beckettowi? Przecież Will nie mógłby sobie zawrzeć z Beckettem transakcji pod tytułem "Jack Sparrow za Czarną Perłę" - potrzebne jest pośrednictwo Sao.

A co do Trybunału - jakby go wywalili - nie byłoby takiego ustrojstwa jak skrzynia, nie byłoby zaklętej w ludzką postać Calypso, nie byłoby Barbossy - seaquele musiałyby wyglądać zupełnie inaczej... A mi się podobają te co są Very Happy. DMC jest bardzo nietypowa, a AWE jest nieziemsko zapętolony Very Happy.

Anajulia napisał:
układa się także z Barbossą


Ja to odebrałam tak, że właśnie z Willem za plecami Barbossy, przy czym szczeniaka od początku zamierza zdradzić - czyli de facto - tylko z Beckettem. Ale to raczej nieistotne - prawda, że to jego (Sao) taki rys charakteru. Very Happy

Anajulia napisał:
Obstaję za tym, że po opuszczeniu Luku Jack był już dostatecznie zmotywowany, by realizować swój plan. Jeśli cokolwiek nadało mu kierunek, to informacja, jaką nieświadomie przekazał mu gubernator Swann, oraz "tragiczna pomyłka ze strony Becketta


Okej - to co powiedział Swann niewątpliwie było dla Jacka inspiracją. Ale chodzi mi o to, że bez Sao Jack nie mógłby trafić do Becketta. Ma cel - ale nie ma pomysłu jak go zrealizować - tak jak na wyspie Krakena - nie widzi wyjścia z sytuacji. A Jack, wydaje mi się, jest typem stratega - nie wyrusza bez planu Smile. Nie, raz wyrusza - i zupełnie bez sensu trafia na wyspę kanibali Laughing.

Anajulia napisał:
Niewątpliwie Elizabeth przydał się awans , efektowny statek i całkiem twarzowo jej było w tych azjatyckich ciuszkach Ale do Trybunału można ją było wkręcić na dziesiątki innych sposobów.


Tu nie chodziło o awans - generalnie właśnie o wkręcenie jej do Trybunału - żeby Jack miał na kogo zagłosować w kryzysowej sytuacji - potrzeba scenariusza. Ja widzę tylko 1 sposób - wyeliminowanie jednego z lordów i wrzucenie na to miejsce Liz - co prawda, jeśli pomnożyć to przez liczbę osób to wyjdzie 9 - ale tu właśnie idealnie nadawał się Sao - jego wątek się już wyczerpał.

Anajulia napisał:
...a podobno temat "Sao Feng" miał nie cieszyć się popularnością


Zasadniczo temat Sao rozmył się w morzu argumentów nieco innej natury Laughing.


Ostatnio zmieniony przez Eddie dnia Wto 23:50, 08 Sty 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anajulia
Kapitan


Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 4438
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Drogi
Płeć: piratka

PostWysłany: Śro 2:53, 09 Sty 2008 Temat postu:

Jak ja uwielbiam sobie z Tobą popolemizować! Żebym jeszcze miała czas nadrobić zaległości w wątku Becketta! Very Happy No ale pomęczmy Sao i okolice, bo tu jestem na bieżąco Wink

Eddie napisał:
Elizabeth napisał:
Cały Sao Feng. Taki dodatek, smaczek, choćby tylko dlatego dobra postać. Żałuję jednak, że nie rozwinięta. Jakżeby ciekawie można było urozmajcić akcję AWE dzięki Sao. Początkowo namieszał dużo, a co by było dalej ? Mógł zdziałać duuużo ciekawych rzeczy. Szkoda, że zginął tak szybko (podobnie jak Norrington!).


Ale akcja AWE zasadniczo nie służy temu, żeby Sao w niej mieszał, tylko jest podporządkowana Jackowi. Wszystkie wątki Exclamation (są podporządkowane)!


No i co z tego, że są podporządkowane Jackowi? A w Klątwie to niby nie były? A jednak znalazło się tam miejsce i dla Barbossy Cool. Sao mógł być - obok Becketta - kolejną ciemną siłą (pomijając fakt, że w AWE mamy same ciemne siły Very Happy), z której knowaniami musi się zmierzyć Jack. To by wprawdzie skomplikowało fabułę znacząco Laughing, a przede wszystkim zmieniło ja na inną, a kochamy tą, niemniej - jak już sobie gdybamy - wyobrażam sobie, że można by wysmarować bardzo interesujący scenariusz, w którym Sao nie schodziłby z pierwszego planu. Gdybym nie wielbiła AWE bezkrytycznie, pewnie chętnie wymieniłabym wątek Trybunału i Calypso na rozwinięty wątek singapurski.


Eddie napisał:
Jego (Sao) śmierć jest konieczna - gdyby przybył na Trybunał, nie byłoby możliwe wybranie króla, a co za tym idzie - wypowiedzenie wojny, negocjacje i wylądowanie Jacka na Holendrze - czyli cały jego plan ległby w gruzach.


No i uparła się Very Happy Pewnie, że gdyby scenariusz AWE pozostawić nietknięty i wyciachać z niego tylko Sao, wyszedłby bełkot i cała misternie upleciona fabuła runęłaby w gruzy. Twierdzę, że wprowadzenie tej postaci nie było konieczne, a wręcz było przerostem formy nad treścią, bo wszystko czego "dokonał" Sao można by scedować na inne postaci czy okoliczności. Mapy piraci mogli dostać od Tia Dalmy (podejrzewam, że musi mieć kserokopię Laughing). Zdobyć okręt? Cóż to dla pirata. Will mógł bez kompleksów układać się z Beckettem - wszak już w DMC Will działał na jego zlecenie i nie można powiedzieć, by go zawiódł. Ha! Will mógł wytargować od Becketta okręt Very Happy Pozostaje kwestia Elizabeth. Wystarczyłoby pozmieniać nieco procedury związane z uwolnieniem Calypso (to zresztą najsłabszy - moim zdaniem - wątek w AWE), czy prawa spisane w kodeksie, by oczy Trybunału skierowały sie na Liz... Ale nie chcemy tego robić, bo kochamy AWE takie jakie jest Smile I zgadzam się, że w tym scenariuszu Sao Feng parokrotnie okazał się kamieniem milowym Smile.

Eddie napisał:

Przecież Will nie mógłby sobie zawrzeć z Beckettem transakcji pod tytułem "Jack Sparrow za Czarną Perłę" - potrzebne jest pośrednictwo Sao.


Oczywiście, że mógłby, jak już wyżej wspominałam. Byłby nawet zapewne bardziej wiarygodny dla Becketta niż Sao.

Eddie napisał:
Anajulia napisał:
układa się także z Barbossą


Ja to odebrałam tak, że właśnie z Willem za plecami Barbossy, przy czym szczeniaka od początku zamierza zdradzić - czyli de facto - tylko z Beckettem.


Układa się z Barbossą już po tym, jak Beckett wystawił go do wiatru Smile


Ostatnio zmieniony przez Anajulia dnia Nie 19:17, 17 Lut 2008, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eddie
Piracki Lord


Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 770
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 20:34, 11 Sty 2008 Temat postu:

Anajulia napisał:
No i co z tego, że są podporządkowane Jackowi? A w Klątwie to niby nie były? A jednak znalazło się tam miejsce i dla Barbossy . Sao mógł być - obok Becketta - kolejną ciemną siłą (pomijając fakt, że w AWE mamy same ciemne siły ), z której knowaniami musi się zmierzyć Jack. To by wprawdzie skomplikowało fabułę znacząco , a przede wszystkim zmieniło ja na inną, a kochamy tą, niemniej - jak już sobie gdybamy - wyobrażam sobie, że można by wysmarować bardzo interesujący scenariusz, w którym Sao nie schodziłby z pierwszego planu. Gdybym nie wielbiła AWE bezkrytycznie, pewnie chętnie wymieniłabym wątek Trybunału i Calypso na rozwinięty wątek singapurski.


Nic to, rzekłabym nawet, że o to właśnie chodzi Twisted Evil. Dlatego lepiej, żeby Sao już nic nie mieszał, bo to w porównaniu do Jacka totalny śmieć - nie jest ani dobrym człowiekiem, ani dobrym piratem. Jest zerem. Nie gra według żadnych reguł, więc jakim sposobem Jack miałby wymyślić na niego plan skoro jest kompletnie nieprzewidywalny. Nie chciałabym tego oglądać - to by zapewne jakiś chaos wyszedł.
A propos Barbossy - sądzę, że w AWE też się znalazło sporo miejsca dla niego - to przecież druga (obok Becketta) oś konfliktu. Very Happy

Anajulia napisał:
No i uparła się Pewnie, że gdyby scenariusz AWE pozostawić nietknięty i wyciachać z niego tylko Sao, wyszedłby bełkot i cała misternie upleciona fabuła runęłaby w gruzy. Twierdzę, że wprowadzenie tej postaci nie było konieczne, a wręcz było przerostem formy nad treścią, bo wszystko czego "dokonał" Sao można by scedować na inne postaci czy okoliczności. Mapy piraci mogli dostać od Tia Dalmy (podejrzewam, że musi mieć kserokopię ). Zdobyć okręt? Cóż to dla pirata. Will mógł bez kompleksów układać się z Beckettem - wszak już w DMC Will działał na jego zlecenie i nie można powiedzieć, by go zawiódł. Ha! Will mógł wytargować od Becketta okręt Pozostaje kwestia Elizabeth. Wystarczyłoby pozmieniać nieco procedury związane z uwolnieniem Calypso (to zresztą najsłabszy - moim zdaniem - wątek w AWE), czy prawa spisane w kodeksie, by oczy Trybunału skierowały sie na Liz... Ale nie chcemy tego robić, bo kochamy AWE takie jakie jest I zgadzam się, że w tym scenariuszu Sao Feng parokrotnie okazał się kamieniem milowym .


Będe się nadal upierać Very Happy. Mapy to detal. Ale okręt... Zastanówmy się, jakie by były tego konsekwencje dla fabuły... Skończyłoby się na tym, że Beckett by zarządził "Company ship. Company crew" - miałby więc podporządkowaną Czarną Perłę, wziąłby do niewoli wszystkich - dajesz mu za dużą przewagę. Jak potem z tego wybrnąć? Jeszcze Liz… te procedury z uwalnianiem Calypso chyba rzeczywiście dałoby radę zmienić, ale wtedy mogłoby się okazać, że mamy AWE bez Barbossy Sad. Przy kodeksie już bym nie majstrowała - nawet drobna zmiana mogłaby pociągnąć za sobą olbrzymie konsekwencje - tak że zupełnie zmieniłoby to reguły funkcjonowania piractwa - oczywiście piractwa w takim kształcie, w jakim jest przedstawione w PotC.

Anajulia napisał:
Układa się z Barbossą już po tym, jak Beckett wystawił go do wiatru


Racja Very Happy. Gdzie ja mam mózg? Laughing


Ostatnio zmieniony przez Eddie dnia Pią 20:41, 11 Sty 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anajulia
Kapitan


Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 4438
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Drogi
Płeć: piratka

PostWysłany: Nie 20:37, 17 Lut 2008 Temat postu:

Eddie napisał:
Lepiej żeby Sao już nic nie mieszał, bo to w porównaniu do Jacka totalny śmieć - nie jest ani dobrym człowiekiem, ani dobrym piratem.

Jest złym człowiekiem – racja. Ale co masz na myśli mówiąc "złym piratem"? Bo może tylko spieramy się o słowa? Very Happy Ja też uważam wszak, że jest zły Wink Prawdziwy okrutnik, pozbawiony skrupułów, zasad, honoru… słowem – wszystkiego czego prawdziwy pirat powinien być pozbawiony. I za to cenię tę postać. To chyba jedyny "historyczny" pirat w POTC Very Happy.
Eddie napisał:
Nie gra według żadnych reguł, więc jakim sposobem Jack miałby wymyślić na niego plan skoro jest kompletnie nieprzewidywalny. Nie chciałabym tego oglądać - to by zapewne jakiś chaos wyszedł.

Ach! Wprost przeciwnie! To by dopiero było interesujące! Zmierzyć się z nieobliczalnym przeciwnikiem. Wszak Jack też jest tego typu graczem Wink

Eddie napisał:
A propos Barbossy - sądzę, że w AWE też się znalazło sporo miejsca dla niego - to przecież druga (obok Becketta) oś konfliktu.

No ba! Czy ktoś śmie to kwestionować? Cool

Eddie napisał:
Będę się nadal upierać. Mapy to detal. Ale okręt... Zastanówmy się, jakie by były tego konsekwencje dla fabuły... Skończyłoby się na tym, że Beckett by zarządził "Company ship. Company crew" - miałby więc podporządkowaną Czarną Perłę, wziąłby do niewoli wszystkich - dajesz mu za dużą przewagę. Jak potem z tego wybrnąć?

A ja się nie będę upierać Very Happy. Kupuję każdą wspaniałą fabułę by Elliott & Rossio, więc Beckett może sobie podporządkować Czarną Perłę – jak zresztą próbował w AWE uczynić – dla pewności wziąć na hol, jak uczyniono to z okrętem Sao, a następnie… następnie to by się mogło wydarzyć wiele interesujących rzeczy . Ale nie chcę innego AWE. Chcę tylko powiedzieć, że postać Sao Fenga nie jest dla fabuły kluczowa. I choć dziś nie wyobrażam sobie filmu bez niej w równym stopniu, jak nie wyobrażam go sobie bez każdego innego szczegółu, od przepięknego krańca świata, po obleśną, gadającą zmutowanym głosem, wielką Calypso, to na dobrą sprawę można by rolę Chow Yun-Fata wyciąć ze scenariusza bez większego uszczerbku dla fabuły. Oczywiście należałoby "rozdzielić" to, co dokonało się za sprawą Sao pomiędzy inne postaci. W jakim celu? Ano w takim, że – obiektywnie rzecz biorąc, czyli abstrahując od bezwarunkowych uczuć, jakim darzę POTC – fabuła AWE jest przeciążona postaciami i – ogólnie rzecz biorąc – fajerwerkami, które niewiele do filmu wnoszą. Nic dziwnego – każdy sequel skazany jest na regułę "bigger, faster, more". Ale cenię sobie bardzo „Klątwę” za to, że nie ma w niej ani jednego niepotrzebnego kadru. AWE zaś z założenia miało być bardziej efektowne, niż wszystko co świat widział do tej pory. Uczepiłam się Sao, bo facjata Chow Yun-Fata brała – że tak powiem – czynny udział w promocji filmu. Nic dziwnego – pozyskano do obsady jedną z największych gwiazd azjatyckiego kina. POTC zapewne zyskało szerokie rzesze nowych fanów w Hong Kongu. Zamierzony efekt osiągnięty i tylko widz trochę oszukany, bo Sao pojawia się na ekranie trzy razy. I tylko tę kwestię mam na myśli mówiąc, że wprowadzenie tej postaci do filmu było niepotrzebne/niekonieczne/przesadzone.
A teraz się zamykam i zapominam o wszystkim co powiedziałam patrząc na AWE trzeźwym okiem, bo przecież ja nie z tych, co na POTC patrzą trzeźwo Very Happy Uwielbiam Sao! Nie zabierajcie mi go! Laughing


Ostatnio zmieniony przez Anajulia dnia Nie 20:39, 17 Lut 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eddie
Piracki Lord


Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 770
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 17:59, 27 Gru 2008 Temat postu:

Nooo... przylizłam tutaj żeby odszczekać wszystko co w zeszłym roku nagadałam na Sao Fenga Laughing. To, że jest tchórzem i w ogóle chodzącą beznadzieją, bo tutaj szykuje się ostateczna zagłada piractwa, a on postanowił, że zgarnie se nowy statek, a cała reszta gówno go obchodzi Laughing. Chciałam to zrobić już dawno, mniej więcej dwa tygodnie po tym jak na niego nawrzucałam, ale zdaje się, chyba, że wpadłam wtedy w wir jakiejś innej dyskusji - bodajże o przystojności Willa Laughing, czy coś w tym guście Laughing. No ale - lepiej późno niż wcale Very Happy. To będzie konstrukt Very Happy.

No to jedziemy - teoria może trochę spiskowa, ale wyjaśnia dlaczego Sao Feng umyślił sobie upolować Czarną Perłę. Oczywiście jest to jedna z wielu możliwych wersji - ale sądzę, że dość prawdopodobna. Wcześniej uznałam go po prostu za tchórza - tak jak określiła go Lizzie - ale teraz sądzę, że jednak miał jakiś bardziej powód - kłamstwo Willa - wyszła na jaw jego (Turnera) zdrada (względem Sao), więc się wkurzył (Sao) i postanowił urządzić szczeniaka - był nawet mocno zawzięty - stąd ta drastyczna dedykacja w źródełku - taki przekaz do Willa z tym kołkiem (no, oprócz tego, że miało to zabezpieczać przed tym, żeby mu nie zwiali), więc chyba musiał mieć poważniejsze powody niż zwykła chciwość czy tchórzostwo.

Sądzę, że zaczęło się od tego, że William przyszedł do Sao Fenga (od razu - nawet się nie włamywał do tej świątyni - wtedy jest bardziej wiarygodny - bo od razu widać, że zdradza Barbossę, a nie, że zdradza dopiero wtedy jak mu się nie udaje ukraść map), powiedział jaki jest cel wyprawy (czyli, że uwolnienie Sparrowa - co generalnie miało pozostać tajemnicą, bo Sao ma uczulenie na wróble i tak to by za nic nie dał statku - więc znów wydaje się godny zaufania - bo mówi to, co Barbossa chciał przemilczeć) i zaproponował mu ten układ. Oczywiście dla siebie chciał Perłę, a w zamian miał oddać Sao Fengowi kompas Jacka, który miał iść do Becketta, no plus jeszcze załogę do niewoli dla Sao - Jacka w szczególności, ale też Barbossę i resztę - oprócz Liz. No i teraz już jest to co w filmie - Will i Sao lecą z tą ściemą - znaczy się z tą całą scenką, gdzie podtapiają Willa w balii. Ale przychodzi moment, w którym Sao zaczyna podejrzewać, że Will może go wrabiać - kiedy Barbossa zaczyna opowiadać (ignorując pytanie Sao, po co do Luku), że trzeba zwołać Trybunał - wtedy się denerwuje (Sao) - chyba więc Turner mu o tym nie wspomniał. Wietrzy więc podstęp i pije do Willa - "It seems the only way a pirate can turn a profit anymore is by betraying other pirates". Sao się wykłóca, że Brethren Court nic nie znaczy, ale nie dlatego, że jest tchórzem - jest po prostu podejrzliwy - Will staje się w tym momencie niepewny - może współpracować z EITC - bo przecież są wyznaczone nagrody za schwytanie pirackich szych. Jeszcze gorzej robi się kiedy wkracza Kompania - to tylko potwierdza podejrzenia Sao co do Willa. Później jest ta rozmowa "It's an odd coincidence, isn't it? The East India Trading Company finds me the day you show up in Singapore". A Will odpowiada - "It is coincidence only" - no i to jest generalnie gwóźdź do trumny - bo to ewidentne kłamstwo (według mojej teorii Mr. Green). Tam w AWE chyba nie było takich przypadków, żeby te wymienione zbiegi okoliczności zbiegami (okoliczności, of course) rzeczywiście były - więc myślę, że Will tu blefował (pewnie Mercer wcześniej przydybał go na mieście i Turner musiał podać mu adres Sao Fenga za "wypuść mnie"). Sao jednak daje się przekonać i ostatecznie wspiera plan Willa. No ale później kontaktuje się przecież z EITC, z Mercerem, żeby zawrzeć układ. Miał do zaoferowania kompas - czyli to czego, tak jak mu powiedział Will, miał pragnąć Beckett. Nie wiadomo co chciał w zamian - może górę złota, cokolwiek, nieważne. No ale oczywiście - Mercer pewnie z radością doniósł mu (Sao Fengowi), że to Turner zdradził jego kryjówkę (podsłuchiwał przecież tę rozmowę). Takie bardzo skuteczne zagranie - podzielić wrogów - dodatkowe punkty dla EITC. Nooo - myślę więc, że właśnie w momencie zawierania nie pokazanego na ekranie układu Sao Feng - Mercer los Willa został przypieczętowany. Sao ostatecznie umówił się o Czarną Perłę w zamian za wydanie całego Jacka Sparrowa wraz z kompasem. Postanowił zniszczyć szczeniaka - w sumie mu się nie dziwię. Tak więc - łysa pała jest usprawiedliwiona Razz. To takie porywcze Very Happy.

Właśnie w święta mignęło mi gdzieś w tv AWE - i właśnie scena z Sao Fengiem, jak przybywa na tę wyspę gdzie leży truchło Krakena - no i przypomniało mi się, że miałam napisać posta w jego temacie Laughing.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aletheia
Oficer


Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 4636
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: piratka

PostWysłany: Sob 19:54, 27 Gru 2008 Temat postu:

Elizabeth napisał:
Bez ambitnych planów, z pustym mózgiem i prostym charakterem (nie to co zawiła psychika Becketta! Wink ). Cały Sao Feng.

Mnie nie wydał się ani prosty ani głupi. Taki Sao nie utrzymałby się długo jako wszechboss Singapuru. Zresztą nie przepadam za nim specjalnie, ale jednak nie sposób odmówić mu pewnej klasy.

Elizabeth napisał:
czemu Sao tak nienawidzi Jacka ? (Przepraszam, który Piracki Lord go lubi ?! Laughing )

Przepraszam, który Piracki Lord lubi któregokolwiek innego? Laughing To jest generalnie Towarzystwo Wzajemnej Nieufności i Kopania Dołków-Na-Wszelki-Wypadek.

Elizabeth napisał:
Szkoda, że zginął tak szybko (podobnie jak Norrington!).

O, jest okazja, żeby chlipnąć za Norringtonem. Chlip...

Eddie napisał:
Więc dobrze, że zginął tak szybko (Norrington też dobrze - nigdy go za bardzo nie lubiłam,

[zawija rękawy] Uuu, będziem się prać. Nie ratuje Cię nawet, że od tego momentu zmieniłaś zdanie. Laughing

Eddie napisał:
Elizabeth napisał:
czemu Sao tak nienawidzi Jacka ?
Zasadniczo (kurde, co ja mam z tym słowem?) z powodu srogiej zniewagi Laughing

Zasadniczo ciekawa jestem detali. Laughing

Anajulia napisał:
Mapy piraci mogli dostać od Tia Dalmy (podejrzewam, że musi mieć kserokopię Laughing )

To Sao ma kserokopię. Laughing A w ogóle to mapa musi pochodzić z tego samego miejsca co kompas Jacka. Ciekawe co by jeszcze można wyhandlować od Tii... tylko strach pytać za co.

Eddie napisał:
Nie gra według żadnych reguł, więc jakim sposobem Jack miałby wymyślić na niego plan skoro jest kompletnie nieprzewidywalny.

Gra zawsze na siebie. Daleko mu do nieprzewidywalności Jacka, któremu nigdy nie wiadomo kiedy akurat wyłączy się egoizm...

W kwestie inspiracji-bądź-nie Jacka i innych takich nawet nie wchodzę, bo ja się do tej pory plączę w zawiłościach AWE. Powiem tylko, że ogólnie zgadzam się z Anajulią jeśli idzie o niewykorzystanie potencjału postaci, Singapur-fajerwerk i resztę, choć u mnie takoż serce ma to gdzieś Wink I dodam, że w sumie to się wpisuje w ogólny PotC-owy wzór "całe światy ukryte w drobiazgach".

A od najnowszej teorii Eddie rozbolała mnie głowa... ale wygląda interesująco. Very Happy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eddie
Piracki Lord


Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 770
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 0:32, 28 Gru 2008 Temat postu:

Tę teorię mogłam uknuć dzięki temu, że PotC jest takim cudownym filmem, o takiej hmm..."pociętej" fabule Mr. Green. Chodzi mi o to, że nie wszystko jest pokazane wprost na ekranie, + fakt, który mnie po prostu zachwyca, że widz nie ma dostępu do myśli bohaterów, w związku z czym mogę sobie tutaj uskuteczniać swoją radosną twórczość Laughing.

Aletheia napisał:
[zawija rękawy] Uuu, będziem się prać. Nie ratuje Cię nawet, że od tego momentu zmieniłaś zdanie.


W sumie nie zmieniłam Laughing. Chociaż muszę przyznać, że po AWE nieco bardziej go polubiłam Very Happy. Zwłaszcza po tym jak skłamał o ojcu Elizabeth - to było mistrzowskie Very Happy. Wierzę mu za każdym razem, kiedy wypowiada tę kwestię Laughing. Nie no - jakoś tak w AWE jest dla mnie jakoś bardziej znośny. Co jednak nie zmienia faktu, że nie lubię takich typów Laughing.

Aletheia napisał:
Zasadniczo ciekawa jestem detali.


Laughing. Myślę, że trzeba by było spytać się tych dwóch Chinek Laughing. Szkoda tylko, że nie żyją Sad.

Aletheia napisał:
W kwestie inspiracji-bądź-nie Jacka i innych takich


No, ja nadal uważam, że Sao Feng był siłą sprawczą, bo to on posłał Jacka na spotkanie z Beckettem, dzięki czemu mógł wymóżdżyć (Jack) swój genialny plan Very Happy. Tak więc - Sao Feng, jak również i cały Singapur jest bardzo przydatny w tym filmie Very Happy. Laughing.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anajulia
Kapitan


Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 4438
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Drogi
Płeć: piratka

PostWysłany: Wto 1:46, 30 Gru 2008 Temat postu:

Eddie! Jak mi tego brakowało! Very HappyVery Happy Twoja nowa teoria jest wprost pyszna! (Aletheia by się ze mną nie zgodziła, bo nie lubi tego słowa Wink). Ja chcę więcej takich do schrupania!!! Very Happy. Nawet nie wiem, co odpowiedzieć, no bo oczywiście logiczna na wskroś, choć całkiem wyssana z palca Laughing Jedno muszę jej przyznać - odpowiada na pytanie, jak Beckett wszedł w posiadanie kompasu, a to zawsze było dla mnie niejakim zgrzytem. Bo oczywiście żołnierze mogli odebrać Jackowi kompas gdy znalazł się na pokładzie Perły, po czym abordażować go (kompas) na Endeavour, by trafił w ręce Becketta zanim trafił tam sam Jack, ale to troszkę naciągane. Nigdy nie podobało mi się to, że nagle w środku dyskusji Beckett przypomina sobie, że ma kompas. Teraz wszystko jasne - to sprawka Willa i Sao Fenga! Very Happy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eddie
Piracki Lord


Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 770
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 18:52, 30 Gru 2008 Temat postu:

No tak - myślę, że słowa Willa - "If you want to make a deal with Beckett, you need what I offer" - odnoszą się konkretnie właśnie do kompasu. Turner ostatnio się z nim (z lordem) widział na początku DMC i tamten mu wtedy ględził, że kompas jest super i że jest o wiele cenniejszy niż cała Czarna Perła - a zatem - pewnie wbiło mu się do mózgu, że jest to rzecz, na której Beckettowi zależy. Dlatego zaproponował go Sao Fengowi, zapewniając, że dzięki niemu ubije interes z EITC. I takoż się dzieje Very Happy.

A ja w swoją teorię wierzę też dlatego, że uważam, że Will - oprócz tego, że jest przystojny Mr. Green - jest również bardzo sprytny i przebiegły Very HappyVery HappyVery Happy. Z Karaibów do Singapuru długa droga, a więc również dużo czasu na przemyślenia. Sądzę, że zdążył wymóżdżyć, że jeśli plan, który uknuli z Barbossą się powiedzie, to wtedy on sam znajdzie się na straconej pozycji. No bo załóżmy, że udaje mu się wykraść mapy, a Barbossie wynegocjować statek i załogę, a następnie odzyskują Jacka i Czarną Perłę. Tak naprawdę słabo wychodzi Sad. Bo co on teraz może biedny zrobić? No nie za wiele Laughing. Musiałby się pozbyć Hectora i Jacka. Ale co? Spontanicznie podburzy przeciwko nim chińską załogę? No Laughing. Akurat nie mają co robić, tylko marzą o tym żeby przystać do Willa i wyruszyć z nim w pościg za Holendrem celem uwolnienia jego ojca spod władzy Davy'ego Jonesa LaughingLaughingLaughing. A układ z Sao Fengiem rozwiązuje te problemy. Tak więc - myślę, że Will nie próbował kraść tych map - tylko od razu poszedł się z układać z łysą pałą od początku planując zdradzić Barbossę Very Happy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum CZARNA PERŁA Strona Główna -> Film / Bohaterowie POTC Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1


Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB Š 2001, 2005 phpBB Group
Theme bLock created by JR9 for stylerbb.net
Regulamin