Forum CZARNA PERŁA Strona Główna
  FAQ  Szukaj  Użytkownicy  Grupy  Galerie   Rejestracja   Profil  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  Zaloguj 

Kącik depresyjny

Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum CZARNA PERŁA Strona Główna -> Tawerna / Psyche
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Autor Wiadomość
Lizbeth Rackham
Artylerzysta


Dołączył: 08 Kwi 2007
Posty: 502
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Helheim
Płeć: piratka

PostWysłany: Nie 19:44, 06 Sty 2008 Temat postu: Kącik depresyjny

A JA MAM WSZYSTKIEGO DOSYĆ!!!
Nie widzę sensu w moim życiu, każdy kolejny dzień jest taki sam, a ja do niczego nie dojdę, bo moje ambicje znacznie przewyższają to, co życie może mi zaoferować. A najgorsza jest ta naiwna i marzycielska część mnie, która wierzy, że wszystko ułoży się tak, jak chcę i nie pozwala marzeniom umrzeć...
Life is real...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kaileena_Farah
Piracki Lord


Dołączył: 05 Kwi 2006
Posty: 2678
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ul. Sezamkowa 17, Mars.

PostWysłany: Nie 19:48, 06 Sty 2008 Temat postu:

Typowy dóóół... no, ale i tak bywa.
Nie będę Cię przekonywać, że życie ma sens i ta 'naiwna i marzycielska' część Ciebie ma racje, bo i tak mi nie uwierzysz. Jedyne, czego jestem pewna - przejdzie Ci. W zeszłym roku i dwa lata temu, miałam tak samo. Dzięki Anajulii i paru innym osobom zdołałam się jakoś podnieść... teraz uczę się optymizmu i myślę, że idzie mi coraz lepiej Wink. Naprawdę możesz osiągnąć wszystko, co chcesz. Naprawdę.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Savvy
Piracki Lord


Dołączył: 10 Sty 2007
Posty: 1136
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: from Desolation Row
Płeć: piratka

PostWysłany: Nie 20:02, 06 Sty 2008 Temat postu:

To ja dorzucę jeszcze jedną psychoporadę Wink - nie musisz nigdzie dojść. Najważniejsza jest Droga. Ja od września, od kiedy wróciłam z Morza, mam dół głęboki jak Rów Mariański, nie jest się łatwo wygrzebać, w końcu im głębiej tym mniej światła, a ja nawet nie widzę jeszcze ani promyka... Ale, ale... to nie jest moje pierwsze spotkanie z takim stanem ducha i wiem, chociaż za każdym razem muszę sobie oczywiście udowadniać to po raz kolejny, że to 'normalni' ludzie są 'nienormalni' Very Happy Ja tam wierzę, że Ci się uda, Lizbeth, puść sobie jakąś ukochaną płytę, poczytaj, daj się kopnąć emocjom. "With a little help from my friends" i wszystko się ułoży.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Oficer


Dołączył: 16 Sty 2006
Posty: 2101
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Islandia

PostWysłany: Nie 20:55, 06 Sty 2008 Temat postu:

Znam to Lizbeth. Czasem miewam podobnie. Natomiast aktualnie nie różnię się bardzo stanem ducha od Ciebie. Czuję się jak w bagnie. Życie to bagno. Nie wiem dlaczego, nie umiem tego tłumaczyć i o tym mówić. Mam doła, dziwnego i nietypowego, niewyjaśnionego. Źle się z tym czuję, a narasta to wieczorem. Mam w duszy taką pustkę, czekam na COŚ - nieokreślonego, nie-wiadomo-co, co nie nadchodzi. Beznadzieja....Ech...
Jednak wiem, że mi przejdzie. Zawsze przechodzi. Musi.
Lizbeth, trzymaj się! Obie się trzymajmy...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scarlett
Korsarz


Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 1457
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: piratka

PostWysłany: Nie 22:05, 06 Sty 2008 Temat postu:

To chyba jakiś poprostu czas na jedne wielkie doły... ja nie jestem w stanie ruszyć ręką, bo jestem taka otępiała... nie wiem w co ręce włożyć, wszystkim się martwie i przejmuje, choć dusze to w sobie i udaje, że wszystko jest ok, co mnie jeszcze bardziej dobija, nie mam się komu wygadać, kto by mnie zrozumiał i po porostu jestem jednym wielkim kłębkiem nerwów.... ja już sama nie wiem... chcialabym, żeby coś mnie uszczęśliwiło, ale takiej rzeczy nie ma.. czuje się jakbym była na wielkim psychicznym kacu! Sory, że tak nudze, ale musiałam gdzieś to zapisać, a nie ciąge to ukrywać... chciałabym gdzieś uciec, uciec od samej siebie... to dobre określenie... Sad porażka...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Giselle
Kanaka


Dołączył: 24 Kwi 2007
Posty: 193
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: portowe miasteczko Gdańsk...

PostWysłany: Pon 19:46, 07 Sty 2008 Temat postu:

Nie jestem może, żadnym psychologiem, bynajmniej, nie mam z tym nic wspólnego, ale tak sobie myślę, że jak ktoś jest w takim dole to mu się nic kompletnie nie chce. Jest mu tak smutno, że nie ma siły porządnie zabrać się za zmienienie swojego stanu. A to nie dobrze. W takim razie potrzebuje kogoś, kto mu pomoże, ktoś komu może zaufać. Każdy miewa czasami jakieś doły. Mniejsze lub większe. Ale one zawsze przechodzą! Razz
Więc nie ma sensu nakręcać się w smutkach i popadać w beznadzieję. Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Beh.
Majtek


Dołączył: 19 Sie 2006
Posty: 234
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ze skrzynki bez klamki

PostWysłany: Pon 19:37, 07 Sty 2008
PRZENIESIONY
Pon 20:04, 07 Sty 2008 Temat postu:

Uwaga, ten post nie będzie entuzjastyczny. Bez żadnego AAA!!!, chyba, że będzie to takie AAA!!! pełne bezradności.

Czuję się źle. Nie wiem - brak słońca, zła pogoda, nadmiar nauki - w każdym razie coś sprawia, że czuję sie tak zmęczona, że nie mam na nic siły. Mówię tu przede wszystkim o takim zmęczeniu psychicznym. Stan ducha, w którym nie uczę się, bo gdy tylko usiądę nad podręcznikiem od razu zamykają mi sie oczy i odkładam książkę z myślą "co ja chcę osiągnąć? Przecież i tak nie zdołam tego zrozumieć. Jestem beznadziejna. Do niczego w życiu nie dojdę..." a potem parę godzin ryczę w poduszkę przygnieciona swoją marnością i tępotą.
Coraz częściej muszę zmagać się z przerażającą świadomością, że nie zdam matury z matematyki. Nie zdam, bo nie można zdać mając 2 na półrocze, no nie zdam.
Z innych przedmiotów też nie jest lepiej, czuję sie jak jedyny na świecie człowiek, który w niczym nie jest dobry. Ja jestem średnia, albo poniżej poziomu. W niczym nie jestem bardzo dobra. I ta myśl jest chyba jeszcze bardziej przerażająca niż ta o maturze. I wiem, że studia medyczne to dla mnie kierunek zamknięty. A innej przyszłości dla siebie nie widzę.

Ach, cóż za dramat.

(Beh. wróciła, żeby sobie ponarzekać, zagońcie ją lepiej do nauki, żeby nie psuła wam humorów ;)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scarlett
Korsarz


Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 1457
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: piratka

PostWysłany: Pon 20:04, 07 Sty 2008 Temat postu:

Nie no wsumie to masz racje, ja po prostu wpadłam może nie w doła, ale w melanholię... o to dobre słowo... poprostu nałożyło się kilka spraw, jak byłam sama... no ale teraz znów wróciłam do towarzystwa i jest ok... także ... to było chwilowe załamanie Razz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Savvy
Piracki Lord


Dołączył: 10 Sty 2007
Posty: 1136
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: from Desolation Row
Płeć: piratka

PostWysłany: Pon 22:00, 07 Sty 2008 Temat postu:

Ale nam się zrobił depresyjny wątek Wink Popieram Giselle, nie ma co się nawzajem nakręcać, bo będzie jeszcze gorzej.

Beh. napisał:
czuję sie jak jedyny na świecie człowiek, który w niczym nie jest dobry

ŁAAA! Ja też. Wiesz co to oznacza? Jest nas więcej, nie jestem/jesteś jedyna Very Happy I jeszcze Ci powiem, Beh, że mam z matmy 5 i wcale nie jestem pewna czy zdam maturę z tego przedmiotu. Nie ocena jest ważna tylko praktyka Wink Weź sobie Kiełbasę, trzaskaj zadanka i jakoś to będzie.
Beh. napisał:
a potem parę godzin ryczę w poduszkę przygnieciona swoją marnością i tępotą.

Tak ma chyba każdy maturzysta i mnie to bynajmniej nie pociesza. Chcę mieć to już za sobą bez względu na wyniki - byle zdać i nigdy więcej nie musieć oglądać szkolnych murów, a potem zaciągnąć się na jakąś łajbę i odpłynąć w stronę horyzontu.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Oficer


Dołączył: 16 Sty 2006
Posty: 2101
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Islandia

PostWysłany: Pon 22:13, 07 Sty 2008 Temat postu:

Beh! Mam bardzo podobnie, tylko, że nie muszę zdawać matury i jakoś trzymam się na 4 z matematyki - na serio, to nie wiem jakim cudem...Naprawdę Ci współczuję, bo załamanie psychiczne wywołane przez naukę jest niby powierzchownie błahe, lecz w głębi (zwłaszcza u ludzi o szerokich horyzontach i dużych ambicjach - a Ty taką jesteś Smile) tragiczne. Wiem, bo miewam podobnie. "potem parę godzin ryczę w poduszkę przygnieciona swoją marnością i tępotą" Ja może nie ryczę, ale się dołuję, siedzę i gapię się w sufit, a z mózgu wychodzi mi tylko myśl o treści "ale z Ciebie leń, nic nie potrafisz, nic nie umiesz, nic nie osiągniesz" Strraszne. Oczywiście, po pewnym czasie to mija - bo okazuje się, że wcale taka beznadziejna nie jestem. No, ale na tą zmianę humoru, samopoczucia trzeba poczekać. Ona przejdzie i zapewne nie zostawi dużych śladów oo sobie. Bo przecież Behemotko, zdasz maturę. Oczywiście, że zdasz. Wierzę w Ciebie.

Scarlett, melancholia nie jest taka zła. Ja w niej tkwię niemalże naokrągło. Z bnatury jestem melancholijna (ładne słwo )

A ja w bagnie jestem. I ono mnie wciąga coraz głębiej. Co prawda zaświecił promyk, ale nie wiem czy się przebije. Mam nadzieje, że jednak dotrze do mojej ciemnoty i rozjaśni życie. Na razie buduję sobie marmurowy grób. TAK MI SIĘ NIC NIE CHCĘ! A codzienna monotonnia i pogoda mnie dobija coraz mocniej...Ech...

Nawiasem, jakaś epidemia 'dola' się szerzy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anajulia
Kapitan


Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 4438
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Drogi
Płeć: piratka

PostWysłany: Wto 2:40, 08 Sty 2008 Temat postu:

Savvy napisał:
Ale nam się zrobił depresyjny wątek Wink Popieram Giselle, nie ma co się nawzajem nakręcać, bo będzie jeszcze gorzej.


Jasne! Nie po to wydzieliłam ten wątek z Lasu, by sie nakręcać. Ale nie zgadzam się, że o problemach czy dołach nie warto rozmawiać, że należy je zamieść pod dywan i udawać, że nie ma. Wprost przeciwnie - znacznie lepiej nie zostawać z nimi samemu. A od wspierania pierwszą instancją są przyjaciele, znajomi. Tak, tak, nawet nie rodzina. Rodzina traktuje nasze problemy nazbyt emocjonalnie. Nasz problem jest ich problemem - o tyle trudniejszym do uniesienia niż własne, że nie mają na nie najmniejszego wpływu.

Wydzieliłam ten wątek, bo w Lesie tak łatwo zignorować czyjś ból, zakrzyczeć innymi sprawami. W końcu to Las Do Krzyczenia Wink. A kiedy ktoś mówi, że nie chce mu się żyć, to nie należy tego lekceważyć, zbywać jakimś "weź się w garść" czy "nie martw się, jutro będzie dobrze". Nigdy nie wiadomo, na ile poważny dołek ma ktoś, kto odważył się wysmarować takiego posta. I dlatego, myślę, nie zaszkodzi jeden wątek poważny, w którym można się wyżalić, wypłakać, wykrzyczeć i mieć pewność, że ktokolwiek tu zagląda w innym celu, to tylko w takim, by potrzymać go za rękę.

Ryzykowne? Zaryzykuję. Krew mnie bowiem zalewa jak patrzę na tę polską empatię płytką jak kałuża. Kochamy narzekać - na pogodę, polityków, podatki, sąsiada, szefa... Możemy liczyć na to, że zostaniemy ze zrozumieniem poklepani po plecach. Ale jeśli odważymy się powiedzieć, co nas boli naprawdę, możemy być niemal pewni, że nasz rozmówca zmieni temat. Ewentualnie spróbuje nasze problemy natychmiast rozwiązać, umniejszyć lub wmawiać nam, że w ogóle ich nie ma. Może dlatego tak rzadko mówimy otwarcie o swoich troskach?

Chciałabym, żeby było na Perle miejsce, w którym można się wypłakać i zamiast prostych recept na swój ból otrzymać choćby świadomość, że nie jest się osamotnionym w swych uczuciach. Zawsze lżej. A może znajdzie się ktoś, kto będzie potrafił udzielić prawdziwego wsparcia? Na przykład, podrzucić myśl, która jemu pozwoliła przebrnąć przez podobny problem. Albo po prostu przytulić... Wszak maksyma pingwinów brzmi "nigdy nie wypływaj sam!" Smile

PS Kaileena! Dziękuję Smile


Ostatnio zmieniony przez Anajulia dnia Wto 2:42, 08 Sty 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Savvy
Piracki Lord


Dołączył: 10 Sty 2007
Posty: 1136
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: from Desolation Row
Płeć: piratka

PostWysłany: Wto 16:14, 08 Sty 2008 Temat postu:

Anajulia napisał:
Nie po to wydzieliłam ten wątek z Lasu, by sie nakręcać. Ale nie zgadzam się, że o problemach czy dołach nie warto rozmawiać

Pewnie, że trzeba! Ale jak? Ja mam zawsze problem z 'pocieszaniem', poklepywaniem po plecach i mówieniem "wszystko będzie o.k", czuję się jak hipokrytka, bo wiem, że nie będzie. Ale przecież COŚ powiedzieć muszę, chcę! Mnie to w stanach załamania jeszcze bardziej pogrąża, kiedy ktoś mi mówi "będzie dobrze", ale sama nie potrafię niczego lepszego zaproponować. Nie umiem podnosić na duchu, bo według mnie najważniejsza jest wtedy czyjaś obecność, a jakiekolwiek słowa są niestosowne czy wręcz zupełnie zbędne. Niestety czasem, żeby pokazać, że leży mi na sercu czyjś los muszę się odezwać Razz i stąd pewnie te banały, płytkie rady i wygadywane głupoty. Jak nigdy dotąd jestem w takiej sytuacji, że na gwałt muszę coś zrobić, przekonać kogoś, że to okropne życie ma jednak sens i zupełnie nie potrafię, nie daję sobie rady. ](*,)

Na forum słowa są jedynym środkiem komunikacji, więc jesteśmy na nie skazani. Myślę, że nie tylko ja zawsze łamię sobie głowę cóż takiego rzec czy zrobić, żeby przekazać drugiej osobie chociaż trochę dobrych fluidów. dlatego pytam Was, piratki i piraci, co w zachowaniu innych ludzi pomaga Wam podnieść się z dołka, a co jeszcze bardziej denerwuje - jest tym nieszczęsnym "pocieszaniem"? Może razem coś wymyślimy, albo się od siebie nauczymy chociażby tego, co najbardziej irytuje, to już coś. Pomocy!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anajulia
Kapitan


Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 4438
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Drogi
Płeć: piratka

PostWysłany: Wto 17:26, 08 Sty 2008 Temat postu:

Savvy napisał:
Ja mam zawsze problem z 'pocieszaniem', poklepywaniem po plecach i mówieniem "wszystko będzie o.k", czuję się jak hipokrytka, bo wiem, że nie będzie.


Właśnie takiego "pocieszania" mamy wokół aż nadto - i stąd mój pomysł, by otworzyć temat, w którym zamiast klepać się po plecach, możemy się po prostu wypłakać przy czyjejś akceptującej obecności.

Savvy napisał:
Na forum słowa są jedynym środkiem komunikacji, więc jesteśmy na nie skazani.


Racja i dlatego jestem jak najbardziej za pomysłem Savvy.

Savvy napisał:
Może razem coś wymyślimy, albo się od siebie nauczymy chociażby tego, co najbardziej irytuje, to już coś.


Może każdy (kto zechce) napisze, jakie słowa mu pomagają? Co można dla niego zrobić w tych najgorszych chwilach?

Ale myślę, że już sam fakt, że jest takie miejsce, w którym można się wygadać ze świadomością, że nikt nas nie wyśmieje, ani nie będzie próbował bagatelizować naszych problemów, jest budujący. Co więcej, myślę, że zawsze znajdzie się w naszym gronie ktoś, kto w danym momencie będzie miał czas i siłę, by załamanej osobie potowarzyszyć - a od tego mamy komunikatory Smile I wreszcie - każdy z nas ma jakieś swoje sposoby na dołki, jakieś jasne myśli, które pomogły się z nich wydostać. Może warto się tu takimi patentami podzielić?


Ostatnio zmieniony przez Anajulia dnia Wto 17:30, 08 Sty 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Oficer


Dołączył: 16 Sty 2006
Posty: 2101
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Islandia

PostWysłany: Wto 17:30, 08 Sty 2008 Temat postu:

Savvy mam taki sam problem. Mnie OKROPNIE denerwuje 'pocieszanie', ale takie puste, proste, bez przemyślenia 'będzie dobrze' słyszę od koleżanki, która zaraz śmieje się i zapomina o mnie, nie obchodzi ją to, co czuję, pociesza - ot, tak. Bezsensu. Okropnie mnie to wkurza, doprowadza do furii, która później zmienia się w jeszcze większy dół sprawiony własnie przez takie puste pocieszenie. Ludzie tego nie widzą ? Że takie coś nie ma sensu, nie podnosi, a dołuję ?!
Inny problem, że podobnie jak Savvy często nie umiem należycie pocieszyć. Zwłaszcza osób, których nie znam za dobrze, a zależy mi na podniesienu ich na duchu. Co robię ? Dla mnie ważna jest OBECNOŚĆ. "Czasami trzeba usiąść obok i czyjąś dłoń zamknąć w swojej dloni, wtedy nawet łzy będą smakować jak szczęście" - Wacław Buryła. O właśnie. Ktoś się pomartwi, posiedzi z Tobą, nawet bez słów. Mnie to dużo to da. Na prawdę dużo. I tak pomagam innym, w ten sposób głównie.

Natomiast mogę jeszcze dopowiedzieć, co mnie teraz podniosło z tego bagna. Otóż - Promyk. Promyk drugiej osoby, ktora nieświadomie wysłała do mnie słońce. Odpisała na tak wyczekiwanego maila...To było to, czego potrzewbowałam. W tym przypadku akurat to mnie podniosło. Wyżej, ale nie na powierzchnie, bo dalej siedzę.
A! Dodam, że według mnie kluczem do pocieszenia, współczucia jest EMPATIA. Coś, czego aktualnie brakuje na tym świecie. Zastąpione zostaje głuputkim pocieszeniem, ech...jakie to wredne.

PEACE, LOVE, EMPATHY Exclamation
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scarlett
Korsarz


Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 1457
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: piratka

PostWysłany: Wto 19:39, 08 Sty 2008 Temat postu:

Ale zauważ Elizabeth, że nie wszystkie osoby są takie. Ja naprzykład, owszem pocieszam i staram się podnieść na duchu drugą osobę, ale może to co teraz napisze odwróci się przeciwko mine, ale i tak to zrobie. Nie możesz wymagać by osoby drugie cały dzień miały zpaprany (może to za mocne słowo, ale nie znalazłam innego), bo ty chcesz by w taki sposób cię pocieszyć, nie możesz wymagać, żeby inne osoby nie odczówały szczęścia, bo tobie jest źle. To moim zdaniem jest samolubne i egoistyczne. Nie chciałabym tego, żeby ktoś tak miał przeze mnie. Jeżeli ktoś do ciebie podejdzie i powie ci "Wszystko będzie ok...", a po tem zacznie cię rozweselać, śmiać się i cieszyć się ze wszystkiego to to dopiero podnosi na duchu Wink Co do drugiego to zgadzam się (cytat), bo to faktycznie pomaga, tak samo jest ze zwykłym złapaniem za ręke, ale czy to nie jest to samo co powiedzenie "Będzie dobrze"? Przynajmniej ja tak uważam, wiem, że większość się z tym nie zgodzi i wyjde na idiotke pisząc to, ale cóż... zawsze mówie/pisze to co myśle i tyle... Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Savvy
Piracki Lord


Dołączył: 10 Sty 2007
Posty: 1136
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: from Desolation Row
Płeć: piratka

PostWysłany: Wto 19:44, 08 Sty 2008 Temat postu:

Jak widać każdy ma inne preferencje, jeśli chodzi o pocieszanie Wink A dzielenie się radością to coś zupełnie innego od rzucenia "Wszystko będzie dobrze" dla świętego spokoju, zbycia kogoś, kto się źle czuje. Wydaję mi się, że Elizabeth chodziło raczej o to, że takie sytuacje tylko pogłębiają poczucie niezrozumienia, a nie ma chyba niczego gorszego w dołku niż utwierdzenie się w przekonaniu, że nikt nie wie o co ci chodzi.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scarlett
Korsarz


Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 1457
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: piratka

PostWysłany: Wto 19:46, 08 Sty 2008 Temat postu:

Może i racja, że powiedzenie na odczebke byle jakich słów to może dobić, ale czeba brać też pod uwage do kogo zwracamy się po pomoc? Czy do osoby, z którą poprostu znamy się od tak, bez bliższych relacji czy z osobą, którą lubimy, szanujemi w dwie strony...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Giselle
Kanaka


Dołączył: 24 Kwi 2007
Posty: 193
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: portowe miasteczko Gdańsk...

PostWysłany: Wto 19:49, 08 Sty 2008 Temat postu:

Co do tego pocieszania, to zgadzam się, ze sama obecność bliskiej ci osoby pomaga. Ale czasami zwykłe "będzie dobrze" usłyszane od kogoś też może pomóc. nie takie puste, jak już wspomniano, ale takie, w które się wierzy. Wszystko może mieć swoje dobre strony. Zależy z jakiej patrzy się perspektywy. Najgorsze jest zostawanie z problemem "sam na sam" i (jak Will) dźwigać brzemię. Wink
Mnie, samo przyznanie się (szczere) do problemu już pomaga.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Oficer


Dołączył: 16 Sty 2006
Posty: 2101
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Islandia

PostWysłany: Wto 22:05, 08 Sty 2008 Temat postu:

Scarlett, źle mnie zrozumiałaś, oczywiście nie mam na myśli tego, by być smutnym cały czas przez to, że i ja jestem. Chodzi mi o ignorancję problemu, a taką wykazują znajomi po usłyszeniu, że mam zły humor. Słowa 'nie martw się' to wyryta formułka - żeby grzecznie było, w gruncie nic nie znaczą. Potem nikt o tym nie pamięta, nie przejmuje się, nie obchodzi go to. I to jest denerwujące. Niech nie mówią nic, po prostu dadzą mi czas. Bo ja np. bez problemu mogę sama dźwigać brzemię, jak tyo Giselle ujęła. Bo tak mi jest najłatwiej, bo moje doły są dosyć specyficzne, praktycznie nikt ich nie rozumie, nawet ja. Same mi przechodzą, sprzyja im obecność bliskiej osoby i empatia, ale przechodzą SAME Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scarlett
Korsarz


Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 1457
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: piratka

PostWysłany: Wto 22:29, 08 Sty 2008 Temat postu:

No ok, ale skąd wiesz, że te słowa nie są szere? Może to tylko tak wygląda z zewnątrz? Ja tam nie wiem, ale ja bym nie potrafiła po prostu walnąć regułki i tyle, koniec problemu...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elizabeth
Oficer


Dołączył: 16 Sty 2006
Posty: 2101
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Islandia

PostWysłany: Wto 22:57, 08 Sty 2008 Temat postu:

To się czuje, ja czuję. Wielu tak wali regułkami....
Powrót do góry
Zobacz profil autora
KresKa
Piracki Lord


Dołączył: 04 Cze 2006
Posty: 1800
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Między Morzem Północnym a Karaibskim

PostWysłany: Wto 23:42, 08 Sty 2008 Temat postu:

Święta i początek 2008 roku były dla mnie... słowo ciężkie raczej nie pasuje do mojego położenia... Były... puste, smutne, żałosne? Nie chcę tutaj rozwodzić się nad kwestią "desakralizacji" świąt Bożego Narodzenia, które dzisiaj są tylko komercją, sztucznością i pomyłką ogólnie... Święta znaczą coraz mniej na płaszczyźnie duchowej, przynajmniej u mnie z każdym rokiem wszystko się wali i cały ten upragniony, oczekiwany czas przemyka gdzieś obok mnie zostawiając tylko żal, wzbudzając rezygnację, utwierdzając przekonanie o bezsensowności mojego losu. Ale ten stan rzeczy stworzył tylko podwaliny tego, co naprawdę podburzyło moją psychikę i odwróciło do góry nogami mniemanie o własnej osobie...

Kurde, to jest trudne, to jest cholernie trudne opisać wszystko, co się czuje, bo w końcu to, co czuję to jeden wielki bałagan...

Śmierć. (kurna, strzeliłam z grubej rury) To jest temat, zjawisko, sprawa nie do udźwignięcia przez wielu. Potrafisz radzić sobie ze śmiercią, dopóki nie spotyka ona kogoś z twoich bliskich lub póki sam nie musisz się z nią zmierzyć. Nie powiem, spotkałam się z nią kilka razy, dość blisko. Jednak w przypadku śmierci 80latka uważasz ją za kolej rzeczy, za coś nieuniknionego, co w końcu musiało nastąpić. Oczywiście nie raz towarzyszyły mi myśli typu, "co by było gdyby...", ale to mieściło się tylko w granicach moich chorych, hipochondryczno-egoistycznych dywagacjach. Pustych i nad wyraz nie realnych (z resztą wszystko jest nierealne dopóki nie staje się rzeczywistością, z czego wniosek, ze wszystko jednak realne jest). Śmierć to metafizyczne, niepoznane zjawisko przejścia z jednego życia do drugiego. Tak przynajmniej pojmuję to ja, zważywszy na fakt mojej religii/wiary/wyznania. Śmierć jest wszechobecna, w każdej niemal sekundzie ktoś gdzieś w przestrzeni umiera. Tyle słów spisano dla przybliżenia ludziom tajemnicy śmierci, dla ogarnięcia umysłem tego, czego w zasadzie ogarnąć się nie da.... Ironią losu nazwałabym, fakt, że na polskim przerabiamy teraz średniowiecze, epokę szczególnie naznaczoną tematem śmierci. Masakra. Uczysz się uładzonych formułek, wniosków, do jakich doszli inni ludzie, przyjmujesz je za prawdę najwyższą i jedyną po to tylko, żeby za dwa lata zdać jakiś egzamin otwierający Ci drogę do dalszego kształcenia, do którego przygotowania zatracają w tobie umiejętność samodzielnego myślenia....Myślisz schematami, tym, co ci wpojono. I jaką ma to wartość w zderzeniu z rzeczywistością?

Jednego dnia spotykasz człowieka, a drugiego dowiadujesz się, że już go nie ma. A tym, co w całej sprawie jest najbardziej niezrozumiałe są reakcje innych ludzi (lub ich brak) na śmierć drugiego człowieka. Zastanawiasz się, jaka reakcja jest w tym miejscu najwłaściwsza, jakiej oczekuje ogół, jakiej religia, jakiej rozum, jakiej ty sam? Co to wydarzenie ma wnieść w życie Twoje i innych ludzi? Ma coś zmienić? Co? A może po prostu trzeba przyjąć, że tak musi być, przejść z tym do porządku dziennego. A może jednak krzyknąć: NIE! Stworzyć własną ideologię, której istnienie sprawi, że twoja potrzeba "zrobienia czegoś" będzie zaspokojona...?

To wszystko jest denne.

A teraz tak po ludzku: 29.12.07 w okolicznej dyskotece zginął 16letni chłopak z mojej szkoły. W wyniku zadanego mu przez ochroniarza ciosu upadł, uderzając głową w posadzkę. Na to, czemu został uderzony przez ochroniarza jest kilka teorii: że wdał się w bójkę z kimś innym, a ochroniarz bijących się "rozdzielał", że tylko przyglądał się jakiejś bójce i 'oberwał' za kogoś innego, że pierwszy zaczepił ochroniarza... Bal bla bla... Wywleczono go z klubu i zostawiono na mrozie. Po jakimś czasie przyjechała karetka i zawiozła go do pobliskiego szpitala, gdzie według pracującej tam pielęgniarki reanimowano przez godzinę trupa (kurna, nie cierpię tego słowa). To są fakty. Chłopaka nie znałam, słyszałam o nim często, ale za Chiny ludowe nie mogę sobie go przypomnieć ze szkolnego korytarza. Kamil chodził z moją przyjaciółką do klasy, ponoć nawet, gdy przebywałam na przerwie z owąż klasą zabrał mi zdjęcie, które tejże przyjaciółce pokazywałam... Takie są fakty. Reakcje ludzi na śmierć Kamila były różne i podzieliłabym je na kilka grup:
1) Jego rodzina, klasa znajomi:
a) którzy szczerze rozpaczali
b) którzy rozpaczali, żeby się "pokazać", jacy to oni są biedni..
c) którzy głosili sztandarowe hasła "Je*ać ochroniarzy" i szukali usilnie sposobu, żeby śmierć chłopaka pomścić
2) Ludzie, którzy nie kojarzyli Kamila ni w ząb, przejęci jego śmiercią do głębi, zachowujący się w sposób conajmniej irytujący
3) Ludzie utrzymujący: "Nie znałem/am go, ma to w d..."

Widząc to wszystko... nie wiem, co jest 'słuszne' a co nie. Powiem tylko tyle, że TA śmierć mnie naprawdę poruszyła nie wiedzieć w gruncie rzeczy czemu... Z każdej z wymienionych postaw było po kawałku mnie. W końcu... wiem, ze nic nie wiem i czuję się nad wyraz bezsilna wobec wszystkiego, co się wokół mnie dzieje.

Tyle ja. dziękuję.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Beh.
Majtek


Dołączył: 19 Sie 2006
Posty: 234
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ze skrzynki bez klamki

PostWysłany: Czw 14:40, 10 Sty 2008 Temat postu:

Savvy napisał:
I jeszcze Ci powiem, Beh, że mam z matmy 5 i wcale nie jestem pewna czy zdam maturę z tego przedmiotu. Nie ocena jest ważna tylko praktyka Wink Weź sobie Kiełbasę, trzaskaj zadanka i jakoś to będzie.

Och, ostatnio niczego innego poza "trzaskaniem zadanek" nie robię. Rzeczywiście, czasami wystarczy wziąć się w garść, żeby coś się udało - i udało się. Tylko co ja poradzę, że mnie trójka nie satysfakcjonuje? Przerost ambicji, bardzo groźna choroba. W moim przypadku lekarze rozkładają ręce ;)

Savvy napisał:
Tak ma chyba każdy maturzysta i mnie to bynajmniej nie pociesza. Chcę mieć to już za sobą bez względu na wyniki - byle zdać i nigdy więcej nie musieć oglądać szkolnych murów, a potem zaciągnąć się na jakąś łajbę i odpłynąć w stronę horyzontu.

Co prawda maturzystką jeszcze nie jestem (I LO), ale nie przeszkadza mi to w stresowaniu się maturą. Nie wyobrażam sobie, jak będę się czuła przed samym egzaminem, skoro już teraz tak się przejmuję... I to też jest dobijające. I dobijający są inni ludzie, którzy w lot pojmują to, nad czym ja muszę wyżynać mózg godzinami. Mieć to za sobą? Marzenie...

Elizabeth napisał:
Oczywiście, po pewnym czasie to mija - bo okazuje się, że wcale taka beznadziejna nie jestem. No, ale na tą zmianę humoru, samopoczucia trzeba poczekać. Ona przejdzie i zapewne nie zostawi dużych śladów oo sobie. Bo przecież Behemotko, zdasz maturę. Oczywiście, że zdasz. Wierzę w Ciebie.

Dzięki, Elizabeth :) Zdam... możliwe, ale doszłam do wniosku, że nawet nie o to chodzi. Aby spełniło się moje Wielkie Marzenie, muszę nie tylko zdać, ale muszę zdać DOBRZE, a nawet BARDZO DOBRZE.

Anajulia napisał:
Ale jeśli odważymy się powiedzieć, co nas boli naprawdę, możemy być niemal pewni, że nasz rozmówca zmieni temat. Ewentualnie spróbuje nasze problemy natychmiast rozwiązać, umniejszyć lub wmawiać nam, że w ogóle ich nie ma. Może dlatego tak rzadko mówimy otwarcie o swoich troskach?

Słuszne spostrzeżenie. Wybaczcie, nie wylewałabym tego potoku ponurych zdań na forum, gdybym mogła się wygadać w "realu".

Anajulia napisał:
Może każdy (kto zechce) napisze, jakie słowa mu pomagają? Co można dla niego zrobić w tych najgorszych chwilach?

Gdy ja stykam się z kimś przygnębionym i cierpiącym, staram się nie "poklepywać" i nie pocieszać ("spoko, poradzisz sobie", "przesadzasz", "wszystko będzie dobrze", "nie martw się", "nie płacz" - to jest najgorsze), a zaproponować jakieś konkretne rozwiązanie; byłoby mi miło, gdyby inni postępowali tak ze mną. Sama obecność, gdy nic nie można poradzić, też pomaga, choć natrętne łażenie za mną, gdy chcę być sama nie jest mile widziane.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Karottka
Zejman


Dołączył: 30 Gru 2007
Posty: 1239
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Lublin
Płeć: piratka

PostWysłany: Nie 14:24, 13 Sty 2008 Temat postu:

Ja jestem w kompletnym dole, kiedy tata odlatuje do Anglii, do pracy. Wtedy to najbardziej chce mi się płakać, a atmosfera robi się nerwowa. Ale myślę, że nie wszystko musi być takie straszne. Gdy zostaję sama, siadam gdzieś w kącie i śpiewam ,,Yo ho, Yo ho. A pirate's life for me" na okrągło. To mnie uspokaja. Połowę swojego życia pełnego dołków i wybojów ukrywam przed wszystkimi, bo tylko ta połowa pozwala mi być takim ,,duchowym piratem". W głębi duszy każdy jest zbuntowany sam w sobie. Powinien opowiedzieć o tym osobie godnej zaufania. Niestety, ale ja w realnym świecie nie mam takich osób. Nawet rodzina nie zna mojego charakteru na tyle dobrze, bym mogła im powiedzieć o tej drugiej połowie życia. To jest dla mnie ciężarem. Chciałabym komuś powiedzieć:
- Mam dosyć!
- Chcę, by smutki zniknęły!
Ale nie mogę... To jest dla mnie tak uciążliwe, jak dla was wasze problemy, możecie mi uwierzyć. Pocieszam się tylko piracką piosenką, której słów prawie nie znam w ogóle. Nikt nie umiał dotrzeć do sedna moich zachowań, dlatego mnie nie lubią. Bo nie lubi się tego, czego się nie zna. Ale czy ktoś kiedykolwiek się postara? Ja się staram. Staram się być otwarta, staram się nie ukrywać sekretów. Czym za to płacę? Niepowodzeniami. A to wszystko dlatego, że nikt nigdy nie zrozumie nas, ludzi z nieznaną duszą. Charakterem i zachowaniem nieznanym, mieszanym prawie, jak u pirata. To na prawdę ciężko jest powiedzieć komuś, że ukrywa się coś przed nimi. Wtedy najlepiej w ogóle nic nie mówić... Sad
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scarlett
Korsarz


Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 1457
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: piratka

PostWysłany: Pon 9:41, 14 Sty 2008 Temat postu:

Może nie zachacze konkretnie o twój główny problem... Ale doskonale cię rozumiem w kwestii nie rozumienia przez ludzi. U mnie jest tak samo, też to widze. W mojej klasie na dodatek panuje przekonanie, że jeśli nie jesteś w "grupie" najbardziej lubianych, praktycznie lepiej nie przychodz do szkoły, bo albo będą się patrzeć na ciebie ironicznie, albo poprstu powiedzą ci w twarz, że jesteś taka i owaka lub jeszcze spróbują ci dopiec w inny sposób. Przyznam przejmowałam się tym... kiedyś... ale teraz mi to zwisa. Znalazłam prawdziwą przyjaciółke, której moge powierzyć wszystko i więcej i wiem, że to zachowa dla siebie, pocieszy (jeśli zachodzi taka potrzeba), a przede wszystkim nie wyśmieje, co zazwyczaj inni robią. Bo w przeciwieństwie do nich, ja nie mam takich przyziemnych spraw jak to, że jakiś chłopak jest głupi, bo nie chce ze mną być itp. W głebi serca, mam piracką dusze, choś dla niektórych to jej poprostu śmieszne i staje się kolejnym powodem do drwin. Ja jak już napisałam całe szczęście już się na to uodporniłam, przyznaje że właśnie dzięki mojej przyjaciółce Smile gdyby nie ona, to pewnie zalewałabym się łzami po każdym powrocie ze szkoły. Elizabeth, pewnie tego nie zrozumiesz, ale taka jest żeczywistość z mojej perspektywy, teraz nasza klasa nawet się wyciszyła, choć dalej znajduje oznaki, że się myle... Teraz widze, że to co się tam dzieje to jeden wielki obóz przetrwania, w którym wybiją się tylko najbardziej luzaccy i najbardziej zlewający wszystko i wszystkim. Ja taka nie jestem...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum CZARNA PERŁA Strona Główna -> Tawerna / Psyche Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
Strona 1 z 3


Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB Š 2001, 2005 phpBB Group
Theme bLock created by JR9 for stylerbb.net
Regulamin